Inga Osterman zjawiła się w komendzie miejskiej MO dobrze po godzinie dwunastej. Szwedka nie wykazywała ani zdenerwowania, ani przestrachu. Spokojnie wysłuchała pouczeń podpułkownika, że za fałszywe zeznania grozi kara do pięciu lat pozbawienia wolności i jeszcze spokojniej przyznała, że na poprzednich przesłuchaniach nie powiedziała prawdy.
– Dlaczego?
– To są bardzo skomplikowane powody.
– Może jednak pani je nam wyjaśni.
– Zacznę od tego, że niezbyt lubiłam Gunhild Persson i specjalnie nie zależało mi na zdemaskowaniu jej zabójcy. Ja jestem kobietą prostą. Mój ojciec był kolejarzem, a później, kiedy w Sztokholmie uruchomili pierwszą linię metra, tam się przeniósł do pracy. Po skończeniu szkoły pracowałam jako skromna urzędniczka na poczcie i wcale nie marzyłam o zrobieniu wielkiej kariery. Jeszcze w szkole jedna z koleżanek namówiła mnie do pójścia do klubu wioślarskiego. Przez kilka lat uprawiałam ten sport. Wiosłowałam na dwójce podwójnej i tam poznałam mojego przyszłego męża Ragnara Ostermana, który był członkiem zarządu klubu. Początkowo w ogóle nie wiedziałam, że rodzina Ostermanów jest właścicielami stalowni. Jesteśmy dużo ubożsi od Berggrenów. Nie należymy do biedaków, ale z fortuną takich rodzin jak między innymi Berggrenowie nie możemy się równać. Ta huta stali nie jest zbyt wielkim zakładem. Akcje są częściowo w posiadaniu rodziny Ostermanów, a częściowo w obcych rękach. Mąż ma zaledwie około piętnastu procent tych akcji. Na dobitek recesja panująca w Europie najostrzej bodaj uderzyła w przemysł hutniczy, który dzisiaj pracuje najwyżej dwiema trzecimi swoich mocy. Tak samo jest i u nas. Produkujemy stale wysokogatunkowe i nierdzewne. Naszym głównym odbiorcą jest koncern „Szwedzkie Zakłady Łożysk Kulkowych”, w którym wielkorządcą jest Rolf Persson. Dlatego nie w naszym interesie leży pogarszanie stosunków z generalnym dyrektorem koncernu.
– To jednak w niczym nie usprawiedliwia składania fałszywych zeznań.
– Zdaję sobie z tego sprawę – pogodnie przyznała pani Inga – ale początkowo nie wyglądało to tak groźnie. Wiedzieliśmy, że zamordowanej Gunhild zrabowano bransoletkę. A więc mordercą był jakiś złodziej. Na pewno nikt z nas, Szwedów. Twierdzenie, że razem siedzieliśmy przy stole przez ostatnie pół godziny nie miało na celu ukrywania przestępcy, a jedynie ułatwienie sobie życia i oszczędzenia fatygi ciągłych przesłuchań oraz wyjaśnień. Dopiero później, kiedy zobaczyłam w rękach pana pułkownika tę ohydną bransoletkę, zrozumiałam, że sprawa jest znacznie groźniejsza niż mi się wydawało. Wszyscy milczeli, to i ja milczałam, Tym razem już z jasnych powodów, aby się nie narazić Rolfowi. Kiedy jednak wysłuchałam pańskiego ciekawego wykładu o zwyczajach mrówek faraona i kiedy przekonałam się, że milicja wie o wiele więcej, niż te nam się zdaje, wtedy zdecydowałam się. Jedna mała mrówka faraona postanowiła opuścić dom, w który jutro ma trafić piorun.
– Słucham panią.
– Jak już zaznaczyłam, nie lubiłam specjalnie pani Gunhild. Nie przepadałam także za Rolfem. Ja się nie sprzedawałam dla pieniędzy. Zakochałam się w Ragnarze, jesteśmy szczęśliwym małżeństwem, wychowujemy naszych dwóch synów. Nie obwieszam się biżuterią jak bożenarodzeniowa choinka. Musimy z Perssonami utrzymywać dobre stosunki i na tym koniec. Ostatecznie taką samą stal, jak nasza, on może kupić gdzie indziej. Kiedy Rolf zwrócił się do męża, aby ten przyjął na sekretarkę Margaretę Andersson, Ragnar nie mógł odmówić. Także musiał się zgodzić na wspólny wypad do Zakopanego i na zabranie z nami właśnie Margot. Zresztą muszę przyznać, że Tatry są przepiękne i nasz pobyt tutaj był przyjemny. Dużo chodziliśmy w góry. Oboje z mężem staramy się zachować resztki naszej dawnej formy sportowej. Nie uszło naszej uwagi, że Gunhild spodobał się ten polski przewodnik. Zresztą miły i przystojny mężczyzna. Zauważyliśmy także, że Rolfowi odpowiada taka sytuacja. Wiedzieliśmy dlaczego. Testament Thorstena Berggrena nie był i dla nas tajemnicą. Tak to wyglądało aż do tego tragicznego wieczoru.
– To nas najbardziej interesuje.
– Siedzieliśmy przy stole we trójkę. My z Markiem. Gunhild poszła tańczyć z Szaflarem i do stolika nie wróciła. Rolf wraz z Margaretą powędrowali do barku. Rolf lubił whisky, której z naszego towarzystwa nikt nie pił, a którą mógł dostać w barku. Mąż mój nie pali, ja palę mało, ale właśnie miałam ochotę na papierosa. Niestety, zapomniałam swoich w „Kasprowym”. Wstałam od stolika i poszłam na dół, aby kupić paczkę od szatniarza.
– Kiedy to było?
– Tak się złożyło, że akurat spojrzałam na zegarek, zanim wstałam od stolika. Była równo za piętnaście minut dziesiąta.
– Czy orkiestra wtedy grała?
– Tak. Grała. Musiałam obchodzić parkiet naokoło.
– Zauważyła pani Perssona i Margaretę przy barku?
– Na wysokim stołku przed barkiem siedziała Margareta Andersson. Rolfa tam nie było. Natomiast zobaczyłam go w holu. Na fotelu siedziała Gunhild, a on stał przed nią. Tyłem do mnie przechodzącej. Po minie Gunhild widziałam, że musieli się znowu kłócić. Usłyszałam jak Gunhild mówiła do męża „zapłaciłam mu za jego szlachetność” czy coś podobnego.
– A dalej?
– Nie obchodziły mnie ich kłótnie. Tam do nieporozumień dochodziło prawie codziennie. Nie miałam zamiaru podsłuchiwać ich rozmowy. Przypadkowo usłyszałam jedno zdanie, bo musiałam koło nich przejść. Nie zauważyli mnie. Podeszłam do szatniarza, wzięłam paczkę papierosów i wtedy widziałam, jak Margot właśnie schodzi w dół do toalety. Z papierosami wróciłam na górę, Marek i mój mąż tak byli pochłonięci rozmową o wynikach ostatnich wyborów „do Rigstagu, że nawet nie zauważyli mojej krótkiej nieobecności.
– Co było dalej?
– Po kilku minutach wrócił Rolf Persson. Był bardzo zdenerwowany. Pił koniak kieliszek za kieliszkiem i nie odzywał się do nikogo. Niedługo po nim przyszła i Margot. Zrobiła Rolfowi awanturę, że ją samą zostawił przy barze. Zupełnie nie rozumiałam, dlaczego jest taka zdenerwowana. Persson słuchał tych wymówek i w ogóle się do niej nie odzywał. Jakby niczego nie słyszał i nikogo nie widział. Zaraz potem Marek nam przetłumaczył, że jakaś kobieta leży zamordowana w toalecie. Marek z Perssonem tam poszli.
– To wszystko?
– Początkowo pod wpływem szoku wywołanego wiadomością o śmierci Gunhild zupełnie nie zdawałam sobie sprawy z wagi moich spostrzeżeń. Zresztą myśląłam, że to jest morderstwo rabunkowe. Już to panu pułkownikowi wyjaśniłam.
– A potem?
– A później milczałam świadomie. Powiedziałam przecież, dlaczego nie możemy się narażać Perssonowi.
– Ukrywała pani zabójcę.
– Dzisiaj widzę to wyraźnie. Wtedy miałam pewne złudzenia.
– Kto z was zaproponował, abyście zapewnili sobie nawzajem alibi?
– To Ragnar się z tym wyrwał. A poparł go Marek Daniec. Ale wtedy myśleliśmy, że Gunhild zginęła z powodu tej bransoletki.
– Nie wszyscy tak myśleli. Byli wśród was przecież i tacy, którzy znali całą prawdę lub choćby jej część.
– Ale ani ja, ani Ragnar tej prawdy nie znaliśmy. Wtedy nie mieliśmy intencji ukrywania kogoś spośród nas.
– To przyszło dopiero później.
– Ragnar, kiedy usłyszał od pana pułkownika, że bransoletka się odnalazła i że nie ona była przyczyną śmierci Gunhild przypuszczał, że zabójcą jest Persson, Rozmawiał ze mną na ten temat i radził się jak postąpić. Czy nie przyjść do was i podzielić się swoimi wątpliwościami. Ponieważ ja wiedziałam więcej, poradziłam mu, aby milczał, bo Rolfowi niczego nie udowodnią, a my się jemu śmiertelnie narazimy. Przekonałam go.
– To bardzo ładnie z pani strony – uśmiechnął się podpułkownik – że pani usiłuje wziąć całą winę na siebie.
– Po prostu on nie widział Margarety schodzącej na dół do toalety.
– Czy Persson mógł ją zobaczyć?
– Nie. Przecież stał tyłem do szatni, a schody na dół są tuż przy szatni.
– A pani Gunhild?
– Ona by mogła widzieć. Ale tak była zajęta kłótnią, że i mnie nie zauważyła, chociaż przeszłam koło niej o najwyżej półtora metra. Szafka z papierosami znajduje się po przeciwnej stronie szatni niż schody. Właśnie bliżej tej części holu siedziała Gunhild. Mogłabym nawet wskazać, na którym fotelu.
– To raczej nie będzie potrzebne.
– Co pan teraz zrobi z małą mrówką faraona? – Inga Osterman nie traciła rezonu.
– W ogóle nie wiem, co z wami zrobić?
– Jutro pan aresztuje zabójcę Gunhild Persson?
– To jest mój obowiązek. Powiedziałem warn to już – wczoraj.
– Mnie też?
– Chyba nie będzie tak źle – uśmiechnął się podpułkownik – wprawdzie pani na to całkowicie zasłużyła. Ale porozumiem się z prokuratorem i może uda mi się przekonać go, że pani wyraziła skruchę i naprawiła swoje winy. A przede wszystkim złożyła pani bardzo ważne zeznania. Rozstrzygające o wynikach śledztwa. Mówią, że skrucha przebija niebiosa. Może więc znajdzie łaskę i wybaczenie także w prokuraturze. Pani zeznania mają tak wielką wagę, że prokurator będzie chciał ją osobiście przesłuchać.
– Powtórzę jedynie to, co tu dzisiaj powiedziałam. Mówiłam szczerą prawdę. Nic już nie ukryłam. Mogę na to przysiąc. To samo powtórzę, jeśli będzie potrzeba i w sądzie.
– Przesłuchiwałem was wszystkich – wyjaśnił podpułkownik – w języku angielskim. Także protokoły milicyjne zostały sporządzone po angielsku i przetłumaczone następnie na polski. To jest pewna nieformalność, bo przepisy wymagają wezwania tłumacza przy
przesłuchiwaniu osoby nie władającej polskim. Takiego tłumacza z języka szwedzkiego w Zakopanem nie ma. Ale kiedy będziecie zeznawali u prokuratora, wtedy cała procedura odbędzie się zgodnie z artykułem 159 kodeksu postępowania karnego.
– Nie mam żadnych zastrzeżeń, co do sposobu przesłuchania mnie – stwierdziła pani Osterman.
– Poruczniku, skończyliście pisać protokół?
– Już kończę.
– A nie narobiliście zbyt dużo błędów w pisowni angielskiej?
– Chyba nie. Jeszcze w szkole zawsze byłem silniejszy w pisaniu niż w mowie.
– No to przeczytajcie nam, coście tam uwiecznili. A potem niech pani Osterman sama przestudiuje i podpisze, i na końcu, i na dole każdej strony.
– Czy jestem wolna?
– Tak jest. Do widzenia pani i dziękujemy za ważne zeznania.
– A zatem Margareta! – zawołał porucznik ledwie za Szwedką zamknęły się drzwi. – Jak ona zręcznie się maskowała.
– Maskowała?
– Niczym nigdy się nie zdradziła, że jest leworęczna. Obserwowałem ją uważnie, bo i mnie czasami nachodziły wątpliwości, że jeżeli nie Persson, to jeszcze tylko ona miała interes w usunięciu Gunhild z grona żywych. Ale że ona zna karate, tego nawet „król reporterów” nie przewidział, chociaż tak się przechwalał, że wszystko wie o naszych Szwedach. U nas w Polsce kobiety podobno uprawiają judo, ale żeby karate? O tym nigdy nie słyszałem.
– Ona na pewno nie zna karate – stwierdził krótko podpułkownik.
– Więc to nie ona zabiła Gunhild?
Janusz Kaczanowski nie zdążył odpowiedzieć, kiedy do pokoju wszedł Sven Breman z nieodłącznym niedopałkiem papierosa w ustach. Jak zwykle nie przywitał się z obecnymi w gabinecie, lecz z daleka kiwnął im ręką.
– Winszuję, pułkowniku. Widzę, że moi rodacy stoją w ogonku,- aby zeznać prawdę. Musiał pan im dać dobrą nauczkę. Siedziałem w swoim pokoju i obserwowałem w jakiej kolejności tutaj się zjawiali. I czy wszyscy wychodzą z tego budynku. Przyznam się, że widok Perssona opuszczającego komendę trochę mnie zdziwił. Było już trzy osoby i tyleż ich stąd wyszło. Stąd wniosek, że zabójca jeszcze nie przyszedł.
– Mam nadzieję, że jednak przyjdzie. Życzę mu tego z całego serca.
– Ale pan przed tym wiedział, kim on jest. Prawda?
– Tak, wiedziałem.
– Kolorowa fotografia? Ta, której jedną odbitkę pułkownik mi łaskawie podarował. Czy tak?
– Przed panem nic się nie ukryje – w głosie podpułkownika słychać było szczere uznanie.
– A jednak popełniłem poważy błąd. Aż do wczoraj byłem przekonany, że to Persson. Ten zsunięty ze stopy pantofelek uszedł mojej uwagi.
– Persson doskonale pasował do tej zbrodni. Ta śmierć wybawiała go z bardzo poważnych kłopotów. I zjawiła się jak na jego zawołanie. Ja także długo uważałem go za kandydata na ławę oskarżonych. Tego samego zdania był także i mój pomocnik. W końcu jednak rozwiązanie całej sprawy okazało się zupełnie inne. Długo błądziliśmy po omacku. Że wyszliśmy z mroku, to między innymi zasługa porucznika Motyki, który pierwszy spostrzegł, że zeznania pańskich rodaków są zbyt piękne, aby mogły być prawdziwe. Ale i pan, redaktorze, także przyczynił się do zamącenia obrazu.
– Przyznaję – roześmiał się dziennikarz – moja wina. Ja sam także tym sobie zaszkodziłem. Nieraz pewnych faktów nie można tłumaczyć w najprostszy sposób. Nawet jeśli się jest niezłym karateką. Jutro pan zaaresztuje zabójcę?
– Jeśli dziś nie przyjdzie…
– Jutro nadam sensację, która wstrząśnie Sztokholmem. A może nawet zdążę dzisiaj? Idę do swojego pokoju hotelowego, aby przez okno obserwować wejście do komendy milicji. Trochę mi żal tej dziewczyny.
– Mnie też.
– Wasze prawa są bardziej surowe niż szwedzkie. W Sztokholmie udałoby się jej wykręcić jakimś małym wyrokiem.
– Nasz sąd na pewno nie będzie okrutny, a jedynie sprawiedliwy.
– Persson stanie na głowie, aby dziewczynie zapewnić jak najlepszą obronę.
– Przypuszczam. Sprawa jednak nie jest zbyt skomplikowana i sądzę, że wyrok nie będzie surowy.
– Będzie aresztowana?
– My, milicja, tylko ją zatrzymamy. Postanowienie o tymczasowym aresztowaniu wydaje prokurator po osobistym przesłuchaniu podejrzanego.
Szwed machnął ręką.
– Wasze przepisy postępowania karnego niewiele mnie obchodzą. Wiem też, że formalnie wszystko będzie w porządku. Tylko mówię, że mi jej żal. No, ale idę do hotelu na swój punkt obserwacyjny. Chciałbym móc jutro wyjechać. Czekają na mnie inne, także ciekawe sprawy.