ROZDZIAŁ IX

We dworze coraz trudniej było wytrzymać. Między Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem Abelone pracowicie nawiązywała kontakty z sąsiadami. Wtedy właśnie wyszło na jaw, że dzieci są być może nie chrzczone.

– Chrzest z wody, przez Silje! – wrzeszczała do Benedykta. – Myślisz, że jest coś wart? Taka smarkula i śmiała odprawić święty obrządek! Moje dzieci żyją pod jednym dachem z dwojgiem nie ochrzczonych!

– Nie wydaje się, by bardzo z tego powodu cierpiały – zauważył Benedykt sucho i spojrzał na dobrze odżywioną dwójkę.

Abelone zacisnęła powieki.

– Wiesz dobrze, drogi krewniaku, że istnieją dwa tryliony 665 bilionów 866 milionów 746664 diabły. A więc pomyśl tylko…

– I tę liczbę potrafisz zapamiętać przez cały czas? Czy co dzień liczysz je po kątach? A jeśli ci któryś umknie? Albo policzysz tego samego dwa razy?

Abelone nie pozwoliła jednak sobie przerwać.

– Pomyśl, ilu z nich mogło się bez trudu dostać tu na dwór, przez te dzieci! Mogą być wszędzie, mogą…

– Nie wpadaj w histerię, twarz ci od tego czerwienieje.

– Dzieci należy stąd usunąć! Natychmiast!

– Nigdy w życiu! – powiedział Benedykt i groźnie stanął przed nią. – Poza wszystkim dziewczynka według wszelkiego prawdopodobieństwa została ochrzczona już dawno temu.

– Nie wiesz o tym na pewno, Przecież znaleziono ją na ulicy, prawdopodobnie z jakąś upadłą kobietą.

Silje pomyślała o siostrze Tengela i zaprotestowała, wzburzona.

– Ty milcz! – ucięła jej sprzeciw Abelone. – Wszyscy wiedzą, za czym się rozglądasz. Trzeba je ochrzcić, od razu!

– Nie mamy jeszcze nowego księdza – wtrąciła się Maria.

– Więc pojedziemy po niego do sąsiedniej parafii. Na miłość boską, nie pojmuję, jak mogliście dopuścić do tego, by życie tak przeciekało wam przez palce, zanim ja tu nie przyjechałam! Wiem, że rodzina Bekkemark oczekuje dzisiaj wizyty księdza, ma przybyć do starego, który leży konający. Parobek pójdzie tam i przyprowadzi wielebnego.

Tak też zrobiono. Dzieci ubrano odświętnie. Dag został owinięty w szal wyszywany złotymi nićmi. Gdy zobaczyła to Abelone, jej oczy rozgorzały chęcią posiadania. Mała Sol była bardzo dumna ze swej pięknej sukienki, utkanej i wyhaftowanej przez Gretę.

Nikt nie mógł powiedzieć, że chrzciny były udane. Dużą izbę przystrojono pięknie białą serwetą i łojowymi świecami. Najlepsza srebrna misa posłużyła jako chrzcielnica. Ale Dag bez przerwy płakał, a Sol uciekła i próbowała się schować, krzycząc ze strachu. Nic dziwnego, pomyślała Silje, ksiądz w czarnej sutannie, dostojny i zimny, budzi strach.

W końcu jednak udało się jakoś zwabić małą i ksiądz zdołał pokropić ją odrobiną święconej wody, chrzcząc ją Sol Angelika. To Silje nalegała, by dziewczynka otrzymała dwa imiona, a że Angelika było pięknym imieniem chrześcijańskim, wszyscy na to przystali. Silje nie wspomniała słowem, że dziewczynka pochodzi z rodu Ludzi Lodu. Także Dagowi postanowiła nadać dwa imiona. Uznała, że ma do tego prawo, bo na powłoczce, w której go znaleziono, były wyszyte dwie litery. Dała mu więc najbardziej szlacheckie imię, jakie potrafiła wymyślić: Dag Christian.

Największe zamieszanie powstało przy wyprowadzaniu Sol z izby. Jasnym, dźwięcznym głosikiem zawołała:

– Ten diabelski ksiądz nalał mi wody na głowę!

Na szczęście ksiądz był zbyt zajęty płaczącym Dagiem, by zwrócić na to uwagę. Tylko Silje, Benedykt i Maria usłyszeli słowa dziewczynki. Maria była wstrząśnięta.

– To ten okropny chłopak – wymamrotała. – Sol naśladuje go we wszystkim.

Silje też była przerażona. Tylko Benedykt z trudem utrzymywał powagę. Dzieci znalazły się teraz w rękach kościoła i Abelone mogła spokojnie odetchnąć. Żaden diabeł nie mógł już wślizgnąć się pod jej łóżko.

Abelone nie była z tego powodu wcale łatwiejsza we współżyciu. Wszyscy we dworze wiedzieli, że szuka pretekstu, by pozbyć się Silje i dzieci. Jej syn powiedział to kiedyś wprost.

Siedział w dużej izbie, pochłaniając wielkie kawały świątecznej szynki. Zażądał jeszcze piwa. Silje przyniosła dzban i nalała mu. Spoglądał na nią szyderczo. Kiedy napełniała mu kubek i ze zdenerwowania uroniła kroplę, natychmiast wybuchnął.

– Uważaj, głupia! Masz zamiar zniszczyć mój stół?

– Wybaczcie – mruknęła cicho, usiłując zdławić wzbierający w niej gniew.

– Nie wyobrażasz sobie chyba, że to wszystko będzie twoje? Na pewno na to liczyłaś, wdzierając się tutaj. Starca łatwo owinąć wokół palca, co?

Te słowa z pewnością usłyszał od swojej matki, pomyślała Silje.

– Obiecuję ci, że i ty, i te bękarty będziecie musieli się stąd wynosić. Szybciej niż przypuszczasz. Auuu!

Wrzasnął, chwytając się za lewą dłoń. Krew ciekła mu między palcami. Sol błyskawicznie zniknęła z izby.

– Skaleczyliście się? – zapytała Silje przestraszona.

– Ja? – zawył. – Ja nie zrobiłem niczego. To ona, to małe szczenię, chciała tego! Widziałem! Widziałem!

– Głupstwa – powiedziała Silje blednąc. – Dziewczynka stała tuż przy drzwiach, daleko od was.

– Tak, ale to ona, wiem to na pewno! Patrzyła na mnie i nóż mi się omsknął.

– Kto słyszał takie bzdury? – powiedziała Silje ze złością. – Greto, chodź tu i zajmij się tym tchórzem, zanim zemdleje. Wrzeszczy jak… jak zwierzę, do którego jest podobny.

Weszła Greta, a Silje opuściła izbę. Pobiegła za Sol, znalazła ją klęczącą na ławie pod oknem.

Gdy się zbliżyła, Sol odwróciła się w jej stronę. Dziewczyna zamarła z przerażenia. Jej oczy…

Lśniły zielono, pełne nienawiści. Czegoś takiego Silje nigdy dotąd nie widziała i miała nadzieję, że już nigdy nie zobaczy. Kiedy mała spostrzegła ją, wyciągnęła do niej ręce. Nienawiść w jej oczach zgasła. Silje podniosła ją.

– Sol – szepnęła zdrętwiałymi wargami, porażona strachem i smutkiem. – Kochana Sol, tego nie wolno ci nigdy, nigdy więcej zrobić.

– Czego? – zapytała dziewczynka niewinnie. – Nic nie zrobiłam. On jest głupi.

– Tak, jest, ale…

– Nie chcę, żeby on tu mieszkał. On i te dwie obce panie.

– Nikt z nas tego nie chce, moje dziecko, ale musimy się z tym pogodzić. Obiecaj, że będziesz dla nich miła i grzeczna, Sol! Obiecaj mi to!

Dziewczynka objęła ją za szyję i uśmiechnęła się przymilnie.

– Sol grzeczna – powiedziała.

O mój Boże, pomyślała Silje. Tengelu, Tengelu, muszę z tobą pomówić! Zresztą nie, oszczędzę ci tego. Ale co mam zrobić? Próbą ponad ludzkie siły będzie wychowanie tego dziecka!

Benedykt chodził jak struty. Nie cieszyły go nawet prace w kościele.

– Zabiję tę diablicę! – ciągle mruczał pod nosem. – Zabiję ją.

Pewnego dnia próbował nawet usunąć Abelone i jej dzieci. Wyrzucał ich rzeczy na dziedziniec i z całych sił wrzeszczał: „Wynoście się!” Abelone była jednak bardziej przebiegła. Zagroziła, że doniesie wójtowi o jego kontaktach z buntownikami. Nic o tym naprawdę nie wiedziała, ale ponieważ trafiła w sedno, Benedykt zrozumiał, że nie ujdzie wolno, jeżeli tylko przebadają go dokładnie. Zostali więc. Zjadali niesłychane ilości pożywienia, a mimo to zawsze narzekali. Zapasy we dworze kurczyły się, całkowicie zniknął gdzieś dobry nastrój i wszyscy czuli się bezradni.

W wigilię Nowego Roku nadeszła chwila, której Silje z obawą oczekiwała. Benedykt poruszył drażliwy temat. Siedzieli sami w kuchni.

– Wyjdź za mnie, Silje – prosił natarczywie. – To rozwiąże wiele problemów. Abelone i jej okropne potomstwo wyjadą, a ty i dzieci będziecie mieć zapewnioną przyszłość.

Silje pogładziła jego rękę leżącą na stole,

– Dziękuję wam za tę życzliwą propozycję, panie. Wiecie, że was bardzo lubię. Nie mogę jednak tego zrobić.

– Dlaczego nie? Nie zostało mi już tak wiele lat, dam ci spokój…

Teraz już nie miała wyjścia. Musiała opowiedzieć mu o wieczorze, kiedy do niej przyszedł.

– O Boże! – szepnął. – Myślałem, że to był tylko sen.

– Westchnął. – Tak, Silje. Skłamałem. Ja, stary dziad, pożądałem cię. Sądziłem, że uda mi się opanować te zachcianki, ale gorzałka najwyraźniej popchnęła mnie za daleko. W głębi duszy musiałem mieć nadzieję, że pewnego dnia mnie przyjmiesz. Teraz to rozumiem. A… dla ciebie zupełnie niemożliwe jest… dzielenie ze mną łoża?

Silje miała łzy w oczach.

– Och, tak bardzo was lubię, panie Benedykcie. Ale nie w taki sposób. Nie, boję się, że to by zniszczyło naszą piękną przyjaźń. A tego nie chcę. Za nic na świecie!

– Ja też nie. Tak, tak. W każdy m razie nikt nie może cię oskarżyć, że chcesz zdobyć moje dobra. Inna kobieta przezwyciężyłaby wstręt i zgodziła się, ale nie ty. I wiesz, myślę, że byś zawiodła się, gdybyś powiedziała „tak”. Artyści często nie dotrzymują danego słowa.

Zaczął mówić o szlachetnym powołaniu artysty. To był jego ulubiony, wiecznie powracający wątek. Westchnął.

– Och, Silje, uważam, że wszystko jest takie smutne. Absolutnie wszystko jest teraz smutne.

– Tak. A ja się lękam, panie Benedykcie, o nas wszystkich, ale najbardziej o dzieci.

Skończył się rok. Rok wielkich i głębokich zmian w życiu młodziutkiej Silje. Zastanawiała się, co też przyniesie jej rok 1582.

Wkrótce miała się o tym przekonać. Trzy dni później Abelone zaatakowała. Mocno i dotkliwie.

Parobek wpadł jak burza do kuchni, w której posilali się wszyscy prawowici mieszkańcy dworu. W jego oczach krył się niepokój.

– Teraz naprawdę nadchodzi niebezpieczeństwo. Ona… ta tam… prosiła, żebym zabrał ją z dziećmi na przejażdżkę. Podsłuchałem jednak, że wybierają się do wójta i mają zamiar donieść na Silje.

Benedykt podskoczył.

– Co? Dlaczego?

– Dowiedziała się od jednego z sąsiadów, że widziano Silje jadącą konno z Tengelem z rodu Ludzi Lodu!

– O Święty Boże – jęknął Benedykt. – A więc Silje ma zostać oskarżona o cudzołóstwo z uczniem Diabła, nieśmiertelnym Tengelem!

– Ależ to nieprawda! – wykrzyknęła Silje. – Tengel nie jest nieśmiertelny. A ja jestem dziewicą, mogę to udowodnić, jeśli będzie trzeba!

– Drogie dziecko – powiedział Benedykt. – Tu nie pomoże żadne dziewictwo. Jeśli żołnierze wójta pojmają cię teraz, jesteś martwa! Z góry skazana na powolną, męczeńską śmierć. Przemyślne zadawanie ci bólu będzie im sprawiać szczególną przyjemność. Najpierw wyduszą z ciebie wszystko, co wiesz o Tengelu, a więc pociągniesz za sobą również innych. Tak, prawdopodobnie zabiorą też dzieci, gdyż ty lub Tengel mogliście je zauroczyć. Dla nich będziesz bez wątpienia czarownicą, bo przebywałaś w towarzystwie zwierzoczłeka. Wiesz chyba, co robią z czarownicami, prawda?

– Więc co mamy począć?

– Nie wiem; po prostu nie wiem. Musicie stąd odejść. Ale dokąd i jak? A więc udało jej się, tej diablicy! – Zwrócił się do parobka. – Musisz natychmiast wyjść, by nie nabrała podejrzeń. Jedź tak wolno, jak tylko możesz. Silje i dzieci zyskają na czasie.

Parobek skinął głową i poszedł do drzwi. Silje pobiegła za nim, by go uścisnąć. Dzielnemu chłopakowi napłynęły do oczu łzy. Pożegnał się z dziećmi.

– Kiedy wrócę, musicie być daleko. Musicie!

Gdy tylko wóz opuścił dwór, rozpoczęły się gorączkowe przygotowania. Wszystko, co było własnością Silje i dzieci, zostało zapakowane w dwa tobołki. Mieszkańcy dworu oddali Silje część swej odzieży. Benedykt nadszedł z małym, oprawionym w ołów witrażem, wyjątkowo uciążliwym do niesienia, ale tak pięknym, że Silje nie mogła oderwać od niego oczu. W tajemnicy podarował jej również księgę, którą sam zrobił, z nie zapisanymi stronicami. Powiedział, że to do szkicowania; gdyby kiedyś miała ochotę rysować. Dostała też dobre pióro i kilka kawałków węgla. Usiłowała podziękować, ale oboje byli tak wzruszeni, że skończyło się na uścisku i łzach.

Przez cały czas stare siostry lamentowały, płakały, ściskając dzieci. Sol, choć nie rozumiała niczego, także szlochała.

– No nie, takiego bagażu Silje chyba nie da rady unieść – stwierdził Benedykt zaniepokojony, gdy wszystko było już przygotowane.

Stanęli wokół niego, popatrzyli. Silje złapała się za głowę.

– Śmiałabym się, gdyby to wszystko nie było takie straszne – powiedziała, patrząc z rezygnacją na ogromny stos rzeczy.

Greta i Maria roześmiały się, lecz po chwili znów zaczęły rozpaczać. Nikt nie mógł znieść myśli, że Silje i dzieci muszą opuście dwór.

– Ale gdzie ty się podziejesz, kochanie? – westchnęła Greta.

Silje zawahała się.

– Tengel był tu w pobliżu w czasie Świąt. To do niego poszłam wtedy z jedzeniem. Nie powiem gdzie, będzie wam łatwiej, jeśli będą was przesłuchiwać. Myślę jednak, że już opuścił tę okolicę. Nie widziałam tam dziś znaku życia.

Ta myśl przepełniła ją wielkim smutkiem.

– A czy ty i dzieci nie możecie skorzystać z tego schronienia?

Wyjrzała przez okno.

– Tak planowałam, ale obawiam się, że łatwo będzie nas wytropić, właśnie spadł świeży śnieg.

– Masz rację. Boże, co my zrobimy? Może schowamy was w stajni?

– A co będzie, jeśli mały Dag zapłacze? – spytała Greta.

W tej samej chwili wszyscy drgnęli. Na dziedziniec wpadł kłusem koń.

– Są już tu! – krzyknęła Maria przerażona. – Ukryjcie się, ukryjcie!

– Nie – powiedział Benedykyt z ulgą. – To nie oni.

Tengel zeskoczył z konia i podszedł do nich, bo w zamieszaniu wszyscy wybiegli przed domostwo. Staruszki zupełnie zapomniały o strachu przed Ludźmi Lodu.

– Co się tutaj dzieje? – zapytał.

– Wyczułeś to? – zatrwożyła się Silje, czując jednocześnie ogromną ulgę.

Uśmiechnął się krzywo.

– Nie, tym razem to było całkiem naturalne. Byłem akurat na drodze prowadzącej przez wzgórze, chciałem jechać na południe. Przystanąłem na chwilę i zastanawiałem się, czy tu nie wstąpić. Chciałem się jeszcze raz pożegnać, ale nie byłem pewien, czy to rozsądne. Wtedy zobaczyłem poruszenie na dziedzińcu i zdecydowałem, że muszę sprawdzić, o co chodzi.

Benedykt szybko wyjaśnił, co się stało.

– Chyba niebiosa cię zsyłają – zakończył zapominając widać, że straszny gość pochodził ponoć z zupełnie innego miejsca.

Tengel pobladł. Jego wzrok prześlizgnął się po zapłakanych twarzach i zatrzymał na Silje.

– Dzięki ci, dobry Boże, że mimo wszystko przybyłem tutaj!

Maria drgnęła i przeżegnała się. Tengel spostrzegł to i stracił panowanie nad sobą.

– Czy wyklętemu nie wolno nawet wypowiedzieć imienia Pana Boga? Chcecie za wszelką cenę wepchnąć mnie w najgłębszą ciemność? Cóż wiecie o mej duszy? Że nie mam jej wcale, tak? Przecież tak właśnie myślicie!

Maria i Greta zwiesiły głowy zawstydzone.

Tengel opanował się i zwrócił do Benedykta.

– Na południu w dolinie czekają na mnie konie. Gdyby tylko udało nam się tam dotrzeć… Ale Silje, dwoje dzieci, ja i ten ładunek, koń tego nie wytrzyma.

– Abelone zabrała jedyny sprawny wóz, jaki mamy – powiedział Benedykt. – A na dworze jest za mało śniegu, by jechać saniami. Możecie jednak wziąć klacz. Zostawicie ją w zagrodzie, tuż przy moście, a potem parobek ją przyprowadzi.

– Dobrze – powiedział Tengel.

– A co stanie się z wami, panie Benedykcie? – zapytała Silje zatroskana. – Nie zabiorą was chyba za to?

– Nie, nie.

– Dokąd pojedziemy?

Obaj mężczyźni spoglądali na siebie. Długo, wymownie. W końcu Tengel przerwał milczenie.

– Dla Silje jest teraz tylko jeden ratunek.

– Tak – rzekł Benedykt i pokiwał głową z aprobatą. – Zgadzam się. Nie mam śmiałości zatrzymywać tu również dzieci, choć serca krwawią nam z żalu, że je tracimy. Nie wiem jednak, co ta czarownica Abelone i jej krwiożercze szczenięta mogą wymyślić. Oddaję je w twoje ręce, Tengelu.

Mężczyzna przytaknął w milczeniu. Nieporęczny witraż zapakował na swego konia. Zwierzęta były bardzo objuczone, ale udało się załadować wszystko. Graniczyło to niemal z cudem.

Pożegnanie było krótkie i bolesne. Silje objęła wszystkich po kolei i gorąco dziękowała za szczęśliwe dni. Greta mocno trzymała Daga, jakby nie miała najmniejszego zamiaru rozstać się z nim. Opanowała się jednak i oddała go Tengelowi. Maria stała obok konia Silje i prosiła Sol, by nigdy o niej nie zapomniała. Błagała, by wszyscy powrócili kiedyś do nich. Nadszedł czas rozstania. Trzeba było jechać. Musieli się śpieszyć, było bowiem pewne, że żołnierze udadzą się w pościg. Każda chwila była cenna.

Tengel umieścił chłopca na swoim koniu. Silje przyjęła to z wdzięcznością i ulgą. Nie była przyzwyczajona do konnej jazdy, a z Dagiem na pewno byłoby jeszcze trudniej. Nie znaleziono żadnego damskiego siodła, musiała więc siedzieć po męsku. Greta i Maria pośpiesznie naciągnęły jej płaszcz na kolana, a Tengel odwrócił się dyskretnie. Silje wydawało się jednak, że w kącikach jego ust czai się uśmiech. To drań, pomyślała.

Wyjechali na gościniec i ze strachem popatrzyli na północ. Nikogo nie było widać. Uspokoili się nieco. Rozstanie z tymi serdecznymi ludźmi było dla Silje bardzo trudne. Jechała smutna, ocierając łzy. Wkrótce jednak sytuacja zaczęła wymagać od niej pełnego skupienia. Podążając drogą na południe, mijali wieś, która wyglądała na wymarłą. W ten zimowy dzień tylko ulatujący dym świadczył o tym, że w zagrodach mieszkają ludzie. Lecz Silje znała już prawdę. Wiedziała z własnego doświadczenia, że oczy sąsiadów pilnie obserwują każdego obcego, który pojawi się na drogach.

Tengel niecierpliwił się i usiłował ich ponaglać. Silje poganiała starą klacz, ale i tak jego zdaniem jechali wiele za wolno.

– Wyprzedzamy pościg tylko o niecałą godzinę – zawołał. – A żołnierze pędzą galopem, kiedy już wsiądą na koń.

Silje zdrętwiały ramiona. Musiała trzymać Sol, kierować koniem i jednocześnie utrzymywać się w siodle. Trzeba było zapomnieć o wstydzie. Płaszcz rozwiał się już dawno, odsłaniając gołe kolana. Teraz nie to było najważniejsze, przestała się przejmować, że Tengel może zobaczyć odkryty kawałek ciała. W przeciwieństwie do niej Sol wyglądała na zadowoloną. Wyraźnie bawiło ją napięcie i dzika jazda. Silje zauważyła, że Tengel często spogląda na dziewczynkę wzrokiem pełnym czułości i troski.

Jest dobrym człowiekiem, pomyślała. Cokolwiek o nim mówią, jakkolwiek go nazywają, bez względu na jego przerażający wygląd była pewna, że Tengel przepełniony jest samą dobrocią. Równocześnie, gdy tak pędził przed nią, jawił się jej jak demon z podziemnego świata. Przystojny, pociągający, fascynujący demon. Jeśli takowe w ogóle istnieją. Już dawno przyznała przed sobą, że zbyt ostro zareagowała na dziwne zachowanie Sol w stosunku do syna Abelone. On zresztą też się tym za bardzo przejął. Rozsądniej było przyjąć, że Sol go nie lubiła i dlatego jej oczy mogły zaświecić. Chłopak miał prawo się zdziwić, a nawet przerazić widząc taką nienawiść w jej spojrzeniu. Nie był dość uważny, kiedy kroił. Tak łatwo jest obwinić drugiego! Nie mogło być inaczej, a jej histeryczna reakcja była zdecydowanie przesadzona.

Nareszcie opuścili parafię i wjechali w las, kierując się ku następnej wsi. Zwolnili nieco, musieli oszczędzać konie. Do zmroku było jeszcze daleko, ale Tengel powiedział, że mają przed sobą długą drogę i muszą dotrzeć na miejsce przed nocą.

– W górach są wilki – powiedział – nie obronimy się przed nimi w ciemnościach.

Silje czuła narastający w niej lęk. Wiedziała, jaki jest cel ich podróży, ale starała się o tym nie myśleć. Podświadomie czuła, że sytuacja, w której się znalazła, jest jakby spełnieniem. Wszystkie jej rojenia, senne koszmary jawiły się jako przygotowanie do tego, co nieuchronnie musiało nastąpić. Teraz wybiła ta godzina.

– Czy naprawdę pozostanie w wiosce jest dla nas tak niebezpieczne? – zapytała starając się zmusić Sol, by siedziała spokojnie.

– Teraz tak – odparł zdecydowanie. – Ścigają cię za cudzołóstwo ze mną.

Cudzołóstwo? Ta brzmiało zupełnie jak nierząd. Nie miała odwagi na niego spojrzeć.

– To zła kobieta – poskarżyła się. – Biedny Benedykt i reszta, będą musieli wytrzymać z tymi okropnymi ludźmi może do końca swoich dni. – Zawahała się przez moment i ciągnęła dalej. – Miałeś rację, pan Benedykt zapytał mnie, czy nie wyszłabym za niego. Podziękowałam mu i odmówiłam. Może powinnam się zgodzić, uniknęlibyśmy tego wszystkiego.

– Nie – powiedział Tengel. – Małżeństwo nie uratowałoby cię teraz. Przypomnij sobie wszystkie żony księży, oskarżone o uprawianie magii i czarów! Nie miały żadnego wsparcia, choć ich mężowie modlili się za nie. Gdy raz zostanie nadane miano czarownicy, jest się skazanym. Benedykt prosił mnie, bym wrócił – powiedział niepewnie – tak szybko jak tylko będę mógł. Prosił mnie o pomoc w walce z nimi.

– Czy przebywanie wśród ludzi nie jest dla ciebie niebezpieczne?

Już w chwili, gdy wypowiadała te słowa, zdała sobie sprawę, że wpadła w tę samą pułapkę co niegdyś Benedykt. Wśród ludzi… zabrzmiało to tak niestosownie. Tengel jednak był spokojny.

– Oczywiście, ale do tej pory jakoś mi się udawało.

– O jakiej pomocy myślał?

– Uważa, że posiadam moc, by obrócić przeciwników w nicość.

– Tym razem ja także chciałabym, żeby to było możliwe – powiedziała cicho.

– Nie, nie chcę tego próbować. Boję się, że obudzę drzemiące we mnie zło. Wrócę jednak do Benedykta, bo zajął się wami tak życzliwie, kiedy go o to poprosiłem Chociaż sądzę, że akurat tego nikt we dworze nigdy nie pożałował. Pokochali ciebie i dzieci, wiesz o tym, Silje?

– Ciepło się robi na sercu, gdy o tym myślę. Tak bardzo chciałabym, byś mógł im pomóc. Naprawdę na to zasługują.

– Całkowicie się z tobą zgadzam. Bolesna jest myśl o tym, jak łatwo zło zwycięża na tym świecie.

Powinna teraz opowiedzieć mu o Sol, o dowodzie jej nadnaturalnych zdolności, który widziała. Przemilczała jednak ten fakt. Coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że wyolbrzymiała to zdarzenie.

Znów popędził konie. Las skończył się, a przed nimi roztaczała się równina. U stóp wzgórz leżały chłopskie zagrody. Dolina zakręcała. Teraz było widać wyraźnie, że podążają w kierunku Siedziby Złych Mocy. Tengel skręcił w boczną drogę, Silje podążyła za nim.

– Siusiu – powiedziała Sol.

– Tego tylko brakowało. Tengelu, czy możesz pomóc nam zsiąść? Nie może się zmoczyć przez nas.

– Poczekaj, aż dojedziemy do zagrody, nie będą wtedy patrzeć na nas oczy całej wsi.

– Mam nadzieję, że Sol zrozumie i poczeka – mruknęła Silje.

Zatrzymał się jednak. Zsiadł z konia. Silje wbiła oczy w ziemię, gdy poczuła w pasie uścisk jego silnych ramion. Nie chciała napotkać jego wzroku, jak działo się to za każdym razem, gdy pomagał jej zsiąść z konia. Ale sama jego bliskość osłabiała ją i oszałamiała do tego stopnia, że musiała walczyć ze sobą, by pokonać ogromną chęć objęcia go mocno, mocno ramionami i przytulenia do niego policzka. Co się stało? Czy rzeczywiście miał zdolność czarowania, rzucania na nią uroku? Co rzekł kiedyś Benedykt? „Czy rzucił na ciebie urok?” Była zbyt niedoświadczona, by pojąć, że nie trzeba magii, by pokierować czyimś sercem. Serce radzi sobie samo i rzadko wybiera najłatwiejsze drogi.

Silje pomogła Sol, podczas gdy Tengel, nieustannie trzymając Daga na ramieniu, sprawdzał pakunki. On też uciekał wzrokiem, kiedy pomagał jej wsiąść. Widzi to, pomyślała. Zauważył. On wie…

Pojechali dalej. Wkrótce Tengel skręcił w stronę jakiejś zagrody. Sprawiała wrażenie wymarłej, ale gdy się zbliżyli, wyszedł z niej człowiek i przywitał się.

– Dzień dobry panu! – zawołała Sol wesoło.

– Dzień dobry, dziecino – odpowiedział mężczyzna.

Jakąż pamięć musiała mieć dziewczynka! Był to woźnica, który zawiózł ich z placu egzekucji na dwór Benedykta prawie trzy miesiące temu! Mężczyzna przyjrzał się małej.

– Tak – powiedział do Tengela. – Ona z pewnością jest jedną z nas. Wypisz wymaluj Sunniva!

A więc Tengel opowiedział o tym! Być może gdzieś w głębi duszy był nawet dumny ze swej siostrzenicy.

– Czy pojadą… z nami? – zapytał woźnica.

– Tak. Tam w dole czeka ich tylko śmierć. W każdym razie na pewno Silje.

Tengel szybko opowiedział o żołnierzach wójta, którzy prawdopodobnie wyruszyli już w pościg.

Mężczyzna skinął głową.

– Moje konie są wypoczęte.

– Ja muszę zostać – powiedział Tengel, zwracając się jednocześnie do niego i do Silje. – Muszę zostawić klacz w zagrodzie przy moście, a poza tym obiecałem przywieźć Heminga do domu. Wiem, gdzie go szukać. Jest we wsi i tym razem pojedzie ze mną, nawet jeżeli będę zmuszony ciągnąć go za jego cudowne włosy. Nic mu nie pomoże, nawet jeśli trzeba będzie wywlec go z gniazda miłości. Ruszajcie, ja przyjadę później.

– Nie, proszę – błagała Silje. – Nie zostawaj tutaj, jedź z nami teraz!

– Niedługo was dogonię. Pospieszcie się!

Dalsze przekonywanie go nie miało sensu. Załadowali wszystko na wóz i szybko ruszyli w górę wąską leśną ścieżką.

– On tak strasznie ryzykuje – żaliła się Silje woźnicy.

– Nie musisz martwić się o Tengela – odpowiedział. – Ten człowiek potrafi więcej niż my umiemy sobie wyobrazić.

– Nie, nie wierzę. To tylko złe plotki. On taki nie jest!

– Droga panno Silje – powiedział woźnica i odwrócił się w jej stronę. – Jak sądzicie, w jaki sposób radził sobie tak długo tu w dole? Jest taki nieostrożny.

– Chcecie powiedzieć, że…

– Nie wiem, czy potrafi odwracać od siebie wzrok ludzi, czy też używa innych czarów. W każdym razie po raz pierwszy przebywał wśród ludzi aż tyle czasu.

On też mówi „wśród ludzi”, pomyślała Silje wzburzona.

– Dlaczego naraża się na takie niebezpieczeństwo?

– Akurat od was, panno Silje, nie oczekiwałem takiego pytania – mruknął odwracając się do przodu.

Nie zdążyła zastanowić się nad odpowiedzią, bo właśnie Dag zaczął płakać. Nie wiedziała, czy jest mokry, czy głodny – prawdopodobnie jedno i drugie. Nic jednak nie mogła na to poradzić: na wozie zimno, mleko lodowate; szaleństwem byłoby rozbieranie chłopca w takich warunkach. Przytuliła tylko policzek do jego buzi i zaczęła kołysać małego w przód i w tył, aż się uspokoił i znów zapadł w sen.

Konie, które ich ciągnęły, były silne. Droga wiodła ostro pod górę, wzdłuż stromych przepaści. Za każdym razem, gdy spoglądała w dolinę, rzeka i domy wydawały się coraz mniejsze. W końcu wyglądały jak domki dla lalek, by po chwili zniknąć całkowicie.

Dag spał spokojnie leżąc w jej ramionach, a Sol stała za plecami woźnicy i popędzała konie. Silje przytrzymywała jej nogi, by nie wypadła.

Silje często spoglądała z zachwytem na witraż, który leżał na wierzchu innych tobołków. Nigdy nie posiadała niczego równie pięknego. Zastanawiała się, czy kiedykolwiek przyda jej się do czegoś. Gdzie zamieszkają teraz? W każdym razie witraż musi być widoczny, może jako ozdoba jednej ze ścian? A jeśli tam na górze mieszkają w szałasach z gałęzi?

Dotknęła palcami księgi, którą dostała od Benedykta. Kanty były połączone na grzbiecie tkaną taśmą. Jak miło z jego strony! Z pewnością kosztowała go dużo pracy i pieniędzy.

Ani ona, ani tym bardziej Benedykt nie przypuszczali, że miała teraz coś, co stanie się niezwykle cenne. Księga, którą jej podarował, miała pewnego dnia przyczynić się do rozwiązania zagadki Ludzi Lodu. Na razie były to jednak tylko oprawione domowym sposobem, czyste arkusze pergaminu.

Silje spojrzała na chłopczyka, na jego regularne rysy. Włosy sporo mu urosły, żółty kosmyk wystawał właśnie spod skórkowej czapki. Myślała o tym, co powiedziałaby teraz jego matka, widząc go w drodze do „Krainy Cieni”.

Często przychodziła jej na myśl matka Daga: C. M. Co czuła teraz ta kobieta? Ulgę? Intuicja podpowiadała Silje, że na pewno tak nie jest. Drobny szczegół utwierdzał ją w tym przekonaniu – mały kubek pełen mleka, pozostawiony obok dziecka. Niezbity dowód rozpaczy nieszczęśliwej matki.

Загрузка...