ROZDZIAŁ VI

Zaraza przegrała z zimą. Potrzebowała ciepła, wilgoci i zgnilizny. Zniknęła tak, jak liście opadające na wietrze. Czasem tylko słyszano o pojedynczych przypadkach choroby.

Góry wznoszące się w pobliżu dworu nadal miały nad Silje niezwykłą, podniecającą władzę, teraz jednak strach przestał dominować w jej uczuciach, bo podświadomie łączyła góry z pewną szczególną osobą i kiedy spoglądała nieśmiało w ich kierunku z poczuciem winy, w podekscytowaniu serce biło jej szybciej.

Senne marzenia nie pojawiały się częściej i nie różniły specjalnie od snów innych ludzi; na ogół Silje zapominała o nich, gdy się budziła. Lecz pewnej nocy powrócił dziwny sen, jak tamten o duchach z gór. Tym razem był inny, ale równie bezwstydny co poprzedni. Po przebudzeniu leżała bezsilna i wyczerpana.

Nie mogła sobie przypomnieć, jak się zaczynał. Pamiętała tylko, że stała pojmana między uzbrojonymi żołnierzami. Był tam również wójt, kat i jego ludzie. Nie wiedziała, o co jest oskarżona, choć odczuwała ich wrogość. By ją stłumić, uczyniła w rozpaczy jedyną rzecz, jaka przyszła jej do głowy. Zaczęła się rozbierać. Gdy zdejmowała z siebie poszczególne części ubrania, żołnierze stali z opuszczoną bronią, wpatrując się pełni oczekiwania, a na ich spoconych twarzach malował się ohydny grymas. Tylko wójt powiedział: „To ci nic nie pomoże, i tak umrzesz!”

W tej samej chwili mężczyźni zostali rozepchnięci i ukazał się człowiek w okryciu z wilczej skóry. Na jego głowie, między włosami przypominającymi szczecinę, wyrastały rogi. Twarz zdradzała pożądanie, choć usiłował to ukryć, odwracając się bokiem. Wolno skierował się ku nagiej Silje, ujął ją za rękę i poprowadził na szczyt wzgórza. Na oczach wszystkich gładził dłońmi jej ciało. Pragnęła teraz tylko jednego: by zrzucił z siebie wilczą skórę.

On jednak obrócił ją przodem do wszystkich, a sam stanął za nią jak diabeł namalowany na ścianie w kościele i tak jak on położył dłonie na jej piersiach. Świadomość, że wszyscy to widzą, napełniła ją głębokim, przygniatającym uczuciem pożądania. Równocześnie wiedziała, że to tylko sen, i dlatego nie odczuwała skrępowania, mogła być sobą.

Długi, twardy język ześlizgnął się po jej szyi, lizał dekolt, policzki… Jeszcze raz odwrócił ją i padł na kolana; a jego język powędrował w górę ud, aż coś ciepłego, mokrego rozlało się między nimi… Głębokie westchnienie wydobyło się z jej zaciśniętych warg i obudziła się. Leżała wzburzona, pojękując z pożądania i wstydu, zrozpaczona, że nie potrafi powstrzymać się od zaspokojenia rozszalałej żądzy.

Benedykt okazał nadzwyczajną troskliwość, przyprowadzając do domu dwóch młodych chłopców z sąsiednich dworów. Stwierdził, że Silje potrzeba ich towarzystwa, aby nie myślała tak wiele o Hemingu. – Śmiał się tylko, gdy usiłowała go przekonać, że wcale o nim nie myśli.

– Musisz poznać normalnych, miłych młodzieńców – powiedział. – Czy sądzisz, że nie widzę twoich rozmarzonych oczu?

Chłopcy okazali się rzeczywiście mili. Próbując zabawić ją rozmową ciągle wpadali sobie w słowo. Starali się prześcigać w dwornym zachowaniu, co chwilami bywało śmieszne – raz jeden potknął się o drugiego.

Kiedy jednak śmielszy z nich zebrał się na odwagę i szeptem zapytał, czy będą mogli ją odwiedzić w sobotni wieczór, przeraziła się naprawdę. Wiedziała, że takie wizyty nie są niczym niezwykłym. Zgodnie z obyczajem musiała być całkiem ubrana, chłopcu zaś wolno było leżeć na łożu obok niej, ale jedyną rzeczą, jaką mógł zdjąć, były buty. Wszystko odbywało się zupełnie przyzwoicie. Wprawdzie Silje nigdy jeszcze nie miała takich „zalotników”, ale czuła, że wcale nie ma na to ochoty.

Benedykt szybko to zrozumiał, pomógł jej wyplątać się z niezręcznej sytuacji, a gdy chłopcy poszli, przyznał, że nie był to najszczęśliwszy pomysł.

Potem zjawił się Heming. Było to w dniu, gdy Benedykt odjechał, by malować, a obie kobiety wraz z dziećmi udały się gdzieś z wizytą.

Silje drgnęła wystraszona, gdy ktoś zapukał do drzwi, ale gdy zobaczyła gościa, otworzyła od razu.

– Witajcie! – powiedziała z uśmiechem, dając do zrozumienia, że rada go widzieć.

Schylił się w niskich drzwiach i wszedł do środka.

– Jak miło tutaj! – rzekł z zachwytem. – Wrzos na stole i zapach świeżo umytej podłogi! Czy sama utkałaś ten kilim? Wycinasz też w drzewie! Jesteś prawdziwą artystką, Silje!

Uśmiechnęła się zmieszana. Nazwać ten mały prostokącik tkaniny kilimem to naprawdę miłe. I choć zrobiła co mogła, by w małym domku było przyjemnie, nie było chyba w tym nic aż tak szczególnego.

– Zechciejcie usiąść, panie. Parobek wkrótce przyjdzie – dodała, by podkreślić, że jest przyzwoitą dziewczyną.

– Niestety, nie mogę zostać długo, droga Silje, a więc twoja cnota nie jest dziś w niebezpieczeństwie. Tym razem jeszcze nie. Wrócę jednak za kilka dni. Nie, nie, żartowałem tylko, jestem porządnym człowiekiem. Czy nie znalazłabyś dla mnie odrobiny piwa? Chce mi się pić.

– Zaraz przyniosę – powiedziała uradowana i pobiegła do głównego domostwa.

Kiedy wróciła z dużym dzbanem piwa, Heming siedział przy stole. Zauważyła, że tym razem jest elegancko ubrany. Być może miał zamiar odwiedzić kogoś ze swych bardziej znaczących przyjaciół. Była pewna, że Heming pochodzi z dobrej rodziny. Usiadła przy drugim końcu stołu.

– Czy mogę zadać osobiste pytanie? – zapytała nieśmiało.

– Oczywiście, pytaj – odparł, spoglądając na nią wzrokiem pełnym drwiny. – Od razu jednak mogę ci powiedzieć, że nie jestem żonaty, że kocham cię do szaleństwa i tylko ze względu na ciebie postaram się utrzymać w ryzach.

– Nie naśmiewajcie się ze mnie, panie – powiedziała ogromnie zawstydzona. – Chciałabym wiedzieć, dlaczego nazywają was Zabójcą Wójta.

Wzruszył ramionami.

– Ponieważ nim jestem. To stara historia, z jej powodu ciągle nie mogę zaznać spokoju. Wiesz, mężczyzna musi walczyć o swoje przekonania. Ja walczyłem o wolną Norwegię. Nie myśl, że zrobiłem to z ukrycia i zaszedłem wójta od tyłu, o nie. To była walka na śmierć i życie, on albo ja. Ja wygrałem.

Silje skinęła głową. Nie czuła się zbyt dobrze.

– Czy to nie było straszne?

– Tak, z pewnością rozumiesz, że było to okropne.

– Jesteście najbliższym towarzyszem Dyrego syna Alva? – nie udało się jej ukryć zachwytu w głosie.

– Można tak powiedzieć – odparł obojętnie, ale wiedziała, że mimo wszystko był z tego dumny. Tym razem zapomniał zaprzeczyć jego istnieniu. Silje wzięła to za dobry znak. Musiał jej ufać.

– Ale… list królewski? Z pieczęcią… jak go zdobyliście?

– Pytałaś już o to, ale niech będzie jak chcesz. To było moje pierwsze zadanie, gdy przyłączyłem się do buntowników. Potrzebowaliśmy tego pisma… nadjechał posłaniec na koniu. Ot, i tak je zabraliśmy.

– A posłaniec?

– O, jego już nie ma. Ale muszę ci powiedzieć, że ten list bardzo nam się przydał!

Silje wyobraziła sobie, w jaki sposób to się odbyło, i poczuła, że robi jej się słabo. Musiała zebrać wszystkie siły, by nie dać po sobie nic poznać.

Heming odchylił się do tyłu i założył ręce na kark.

– Rozumiesz, Silje, jestem bardzo cenny dla całego ruchu. Z różnych powodów, o których nie mogę ci powiedzieć.

– Rozumiem to.

Wypił piwo i wstał.

– Nie chcecie posilić się nieco, panie? – usiłowała go zatrzymać. – Chętnie coś przyniosę!

– Nie, nie teraz. Nie mam czasu. Wrócę jednak. Niedługo, bardzo niedługo – wyszeptał cicho i zanim zdążyła się zorientować, pocałował ją leciutko w usta. Po chwili już go nie było.

Stała zaskoczona, trzymając palce na wargach. Pocałował ją! Najpiękniejszy mężczyzna na świecie pocałował właśnie ją, Silje córkę Arngrima, dziewczynę, która była nikim! I tak przyzwoicie się zachował! Silje wiedziała, że gdy jest sama, nie powinna wpuszczać do izby mężczyzny, ale ze strony Heminga nie miała się czego obawiać. Sam przecież powiedział, że jest rycerski, i taki okazał się naprawdę.

Mimo wszystko odczuwała pewien niesmak. Nie podobało jej się to, co opowiadał, a jeszcze bardziej sposób, w jaki mówił. Ale jest jeszcze bardzo młody, nie wolno o tym zapominać.

Skierowała się do okna, by spojrzeć na niego jeszcze raz. Idąc uderzyła o coś nogą. Zabolało ją. Pochyliła się, by rozetrzeć łydkę.

Co to? Skrzynia? To o nią właśnie zawadziła. Jeden róg wystawał spod łóżka. Przecież od dawna jej nie dotykała.

Szybkim ruchem wyciągnęła i otworzyła kufer. Leżał tam jej fartuch, kubrak i… poczuła, że jej serce bije mocniej, a ręce zaczynają drżeć.

Rzeczy, w które był owinięty Dag, gdy go znalazła, zniknęły! Płaszcz Heminga był bardzo szeroki, można było je pod nim ukryć…

To dlatego dopytywał się, czy na pewno dobrze je schowała, aby nikt nie mógł ich ukraść! Była na tyle głupia, że dała się podejść i powiedziała mu, że leżą bezpiecznie w skrzyni pod łóżkiem. Troszczył się o dobro dzieci! Doprawdy.

Smutek i uczucie zawodu narastały. Nie, tak nie mogło być, nie mogło!

Dostrzegła, że pędzi na końskim grzbiecie drogą w dół. Był już prawie na gościńcu. Nagle straciła panowanie nad sobą i pognała za nim.

– Poczekajcie, panie! – wołała, a jej słaby głosik ginął w zaśnieżonej przestrzeni. – Poczekajcie! Proszę!

Dobiegła do głównej drogi, lecz on już dawno zniknął, kierując się gdzieś w stronę Trondheim.

Biegła nadal, ani przez moment nie zastanawiając się, czy to ma jakiś sens. To przez nią Dag stracił wszystko, co miał.

– Oddajcie przynajmniej szal! – krzyczała na pustej drodze, powstrzymując płacz. – To najpiękniejsze, co ma. To jest jego! Nikomu nie wolno okradać dziecka!

Kiedyś wszyscy we dworze oglądali razem rzeczy Daga. Na falbance lnianej tkaniny, która okazała się powłoczką, wyhaftowane były ozdobne litery. Benedykt powiedział, że są to inicjały C.M., a korona, umieszczona nad nimi, należy do barona.

Uspokoiła się nieco dopiero wtedy, gdy była już blisko lasu. Teraz droga znalazła się w cieniu wysokich szczytów gór. Pomyślała nagle o Ludziach Lodu, przypomniała sobie opowieść Benedykta o ich wodzu. O tym, jak szalony Tengel obserwował z ich wierzchołków mieszkańców w dole, jak za pomocą czarów i rzucania uroków sprowadzał nieszczęście na tych, którzy wypędzili go z domu i z ziemi. Wszystko, co czynił, było złe. Czynił wyłącznie zło. Benedykt mgliście wyjaśniał, że Tengel za przysługi, które świadczył Szatanowi, otrzymał w zamian wieczny dostatek i nadprzyrodzoną moc.

Silje wydawało się, że cień, który padł na drogę, był cieniem złego Tengela. Wyobrażała sobie, że siedząc na szczycie spogląda na nią, wykrzywiony w diabelskim uśmiechu.

Otrząsnęła się ze swych fantazji, nieświadomie zwolniła kroku. Ciągle jednak wytrwale podążała na północ. Powietrze świszczało jej w płucach, a nogi odmawiały posłuszeństwa. Nie będzie mogła spojrzeć Dagowi w twarz, gdy ten pewnego dnia zapyta o swoją własność. Musi to odzyskać! Przynajmniej ten śliczny, przetykany złotem szal.

Las zamknął się wokół niej.

Jakże Heming mógł zdradzić ją w taki sposób? W dodatku jeszcze ją pocałował! „Niedługo wrócę”, powiedział. Chciałaby to teraz zobaczyć! O nie, z pewnością już się więcej nie pokaże. A jeśli znów przyjdzie, to… to wyrzuci go z domu! Łzy goryczy i poniżenia spływały jej po policzkach, zamieniając się na mrozie w kryształki lodu. Wycierała je, ale bezustannie napływały nowe.

Zmierzch nadszedł niespodziewanie. Prawie niezauważalnie zmieniło się światło dnia. Ona jednak nie przerywała daremnej wędrówki.

Nagle usłyszała przed sobą stukot końskich kopyt. Podniosła wzrok i by lepiej widzieć, raz jeszcze otarła łzy.

Może jednak pożałował tego, co zrobił? Zabłysła w niej iskierka nadziei.

To nie Heming. Przed nią stał jego pan i mistrz, którego wszyscy się obawiali, a do którego nie chciał się przyznać, kreśląc na jego wspomnienie znak krzyża. To ten człowiek pomógł jej wcześniej i potem nigdy nie opuszczał jej myśli, choć modliła się, by o nim zapomnieć. Widziała go dwukrotnie, za każdym razem bardzo krótko, a mimo to czuła ciągle jego obecność, nawiedzał ją nawet w tych najbardziej intymnych snach.

Wstrzymał konia. Silje podeszła blisko, oparła dłoń na siodle. Zabrał – wyszlochała. – Zabrał wszystko! Mężczyzna zesztywniał. – Co zabrał?

– Jedyną własność Daga. To, co odziedziczył po matce, ten piękny szal i inne rzeczy, w które był owinięty. Prosiliście mnie, panie, bym tego strzegła. A on wywabił mnie z izby i ukradł wszystko. Co mam robić? Przecież to należy do Daga!

Wycieńczona oparła głowę na jego nodze. Poczuła promieniujące poprzez zimowy płaszcz ciepło. Wydawało jej się, że odetchnął z ulgą, gdy powiedziała, że chodzi o rzeczy Daga. Co sobie właściwie myślał? Spoglądał na jej delikatną szyję, na ramiona wstrząsane pełnym rezygnacji płaczem. Przez moment trzymał dłoń nad jej głową, lecz zaraz ją cofnął.

Usłyszała, że się śmieje. Podniosła głowę. Mężczyzna schylił się do torby przy siodle.

– Mam je tutaj. Spotkałem Heminga na drodze i zmusiłem go, by je oddał.

Wyciągnął zawiniątko. Było wszystko. W jednej chwili twarz Silje rozjaśniła się, rozpromieniła. Była teraz tak piękna, że aż warta uwiecznienia. Z wdzięcznością spojrzała przez łzy.

– Macie je, panie! A więc są!

Nagle jej uśmiech przygasł, zatrwożyła się. A może teraz on miał zamiar je zatrzymać? Potrząsnął głową.

– Są twoje – powiedział. – Zaopiekujesz się nimi w imieniu Daga. Ale ukryj je teraz lepiej. Wsiadaj na konia, pojedziemy do dworu.

Pociągnął ją i pomógł usiąść przed sobą bokiem, by obie nogi mogła trzymać razem jak przystoi damie.

– Jakże to wyruszasz w drogę w samym środku zimy? – zapytał swym głębokim głosem. – Z gołą głową i bez okrycia? Dobrze, że nie jest jeszcze zimniej. Na szczęście mój płaszcz starczy dla nas obojga. I zawiń głowę szalem.

Zaprotestowała, dziwnie poruszona jego bliskością

– Nie, nie mogę, jest zbyt piękny.

– Nie dla ciebie, przyjaciółko ludzi. Tobie najbardziej on przystoi.

Zarzucił jej cienki szal na głowę i mocno zawiązał pod brodą. Zaskoczyło ją ciepło, które dawała leciutka materia. Uszy jej zmarzły, czuła w nich piekący ból. Owinął ją płaszczem i znalazła się jak w przytulnym schronieniu, ogrzewanym ciepłem jego ciała.

Zawahała się przez moment.

– Czy mogę… przytrzymać się was, panie?

– Uważam, że nawet powinnaś – zaśmiał się. – Inaczej spadniesz.

Nieśmiało objęła go ramieniem. Wyczuła, że jest dobrze zbudowany i umięśniony. Ponad jej ręką wznosiły się jego ogromne, niezwykle mocne ramiona. Usiłowała siedzieć prosto, tak by ich ciała nie dotykały się, ale podczas jazdy było to niemożliwe. Z westchnieniem ulgi, ufnie, oparła mu głowę na piersi. Czuła jego twarz przy swojej i ciepło bijące od szyi.

– Czy tak już z nim źle, że musi okradać biedne dziecko? – zapytała oburzona.

– Naprawdę niczego się nie domyślasz? – niski głos zabrzmiał tuż przy jej policzku. – Benedykt opowiedział mi o literach C.M. i baronowskiej koronie. Dziecko zostało porzucone tuż za bramami miasta. Dla Heminga nie byłoby żadną sztuką odkryć, kim jest jego matka. Wyłudziłby od niej pieniądze. Mógłby to robić długo, bo nie myślisz chyba, że oddałby rzeczy, które same w sobie mają wielką wartość.

– Cóż za podłość! – wykrzyknęła Silje. – Wykorzystywać w taki sposób kobietę, która znalazła się w tarapatach. Czy wiedział o literach?

– Niedokładnie, wiedział jednak, że coś jest oznaczone. Chciał to chyba przemyśleć w samotności.

Silje usiadła wygodniej, inaczej łatwo mogła ześlizgnąć się w dół.

– Muszę przyznać, że wiele razy przeklinałam matkę Daga za to, że pozostawiła bezbronne dziecko, ale czy naprawdę mamy prawo osądzać innych? Co wiemy o przyczynach ich postępowania?

Mężczyzna nie odpowiedział. Pod wilczym futrem było ciepło i przyjemnie. Silje wystawał ledwie czubek nosa. Ku swemu przerażeniu odkryła, że coś dzieje się z jej ciałem. Poczuła oblewającą ją falę gorąca i odsunęła się nieco. Mężczyzna zdawał się tego nie zauważać; milczał jednak długo. Na ramieniu czuła bicie jego serca. Mocne, szybkie uderzenia.

– Jak go odnaleźliście, panie? – zapytała. – Czy przyznał się, że ma rzeczy Daga?

– To teraz nieistotne, Silje. Chciałbym raczej wiedzieć, jak ty się miewasz.

Silje nagle w pełni zdała sobie sprawę, że trzyma rękę na jego piersi. Mocniej poczuła gorąco przenikające jej ciało i kołyszący chód konia. Odpowiedziała zgodnie z prawdą, że bardzo jej dobrze na dworze Benedykta.

– Ale chciałabyś znów z nim malować?

– O tak. Skąd to wiecie, panie?

– Benedykt mi o tym opowiedział.

– A więc mówiliście z nim?

– Tak, czasami.

Silje milczała przez chwilę.

– Czy mogę zapytać was o coś, panie? Gdzie mieszkacie tak naprawdę? To znaczy wtedy, kiedy nie musicie się ukrywać?

Roześmiał się.

– Kiedy muszę się ukrywać, mieszkam w pewnym opuszczonym domu, tam w lesie – wskazał palcem kierunek.

Silje zmarszczyła brwi.

– Szłam tamtędy niedawno. Musiałam być tuż w pobliżu.

– Wiem. Widziałem ciebie i dziewczynkę.

– O – rzekła Silje. – A więc to wy, panie… byliście tak blisko nas? Obserwowaliście nas?

– Zauważyłaś to? Widziałem, że zatrzymałaś się i rozejrzałaś dokoła.

– Tak. Dlaczego nie pokazaliście się, panie?

– Nie chciałem cię niepotrzebnie straszyć.

– Ucieszyłabym się – powiedziała Silje szczerze.

Na chwilę zaparło mu dech, jak gdyby ktoś nagle zadał mu ból. Zmusił się do mówienia normalnym głosem.

– Wyglądałaś wtedy na bardzo poruszoną.

– Tak, to był czas wielkiego uboju. Żal mi było zwierząt.

Poczuła, że pokiwał głową, najwyraźniej zrozumiał ją.

– A więc nie boisz się mnie?

– Nie, dlaczegóż miałabym się bać?

– Nikt ci nie powiedział…?

– O, widziałam głupie reakcje ludzi. Są po prostu nieoświeceni. Jakby to miało być coś złego, że znacie się na medycynie.

Niecierpliwie poruszył głową.

– Kochane dziecko! Znam się na medycynie? Silje, cokolwiek by się działo, nie wolno ci się przyznać, że mnie znasz! To może oznaczać twoją śmierć. Uwierz mi, to śmiertelnie niebezpieczna znajomość! Nikt, nikt nie chce się do mnie przyznać. Ty sama zresztą posiadasz zbyt duże umiejętności jak na środowisko, z jakiego pochodzisz. Benedykt wyjaśnił mi, dlaczego. To również powinnaś przemilczeć. Kilka lat temu spalono na stosie pewną kobietę oskarżoną o czary tylko dlatego, że była bardziej uczona od większości.

– Tyle jest zła – powiedziała Silje zadumana.

– Tak, a najgorsze jest to, że wiele nieświadomego zła pochodzi od tych, którzy powinni okazywać dobro – od księży. Ich gorliwość, by oczyścić świat z dzieła Szatana, nie jest szlachetniejsza niż uczynki ludzi, których męczyli i zabijali.

O ile bardziej męski i dojrzalszy był od Heminga! Ileż więcej budził w niej niepokoju.

– Heming wyglądał dzisiaj naprawdę elegancko, w głosie Silje zabrzmiała odrobina goryczy.

Jej towarzysz parsknął śmiechem.

– Tak, jedna z jego kochanek okazała się wielkoduszna i podarowała mu kilka szat swego męża.

Silje potrząsnęła głową.

– Jakimże cudem mógł mi się wydać pociągający? Musiałam być ślepa.

– On jest pociągający – odpowiedział mężczyzna spokojnie. – To jego największa zaleta, wykorzystuje ją na ile może. A ty jesteś młoda i niedoświadczona – dodał wyrozumiale. – Mam nadzieję, że on… – Trudno mu było mówić. – Że ciebie nie wykorzystał?

– Tylko w taki sposób, jak już mówiłam. Na nic innego bym się nie zgodziła.

Jeździec zamilkł, ale skronią wyczuła, że się uśmiechnął. Czy śmiał się z jej naiwności? Nie, westchnienie, które z siebie wydał, świadczyło raczej o uldze. A może po prostu niewygodnie siedział?

Nagle wstrzymał konia. Nie zauważyła nawet, że dojechali już do dworu. Przed dom wyszedł parobek, lecz zachował pełną szacunku odległość.

Silje czuła się zawiedziona, tak wiele było rzeczy, o które nie zdążyła zapytać. Mężczyzna zeskoczył z konia i wyciągnął rękę, aby pomóc jej zsiąść. Ufnie oparła się o niego, przez chwilę jego twarz była na tyle blisko, że mogła spojrzeć prosto w zielonkawe, żółto błyszczące oczy. Przeraziła się tym, co zobaczyła. Nie mogła się mylić – w jego oczach wyczytała smutek głęboki i bolesny, i znów trysnęły jej łzy, nie mogła ich powstrzymać. Gwałtownym ruchem otarła twarz.

Podał jej szaty Daga.

– Dziękuję za zaufanie, jakie mi okazujesz – szepnął szybko i cicho, tak cicho, że ledwo to usłyszała. Pozdrowił ją i wsiadł na konia.

Bolesny żar nie chciał opuścić jej ciała.

– Wychodziłaś? – zapytał parobek ostrożnie.

– Tak, ktoś ukradł te rzeczy, próbowałam go gonić. Pomógł mi Dyre syn Alva.

Parobek zmarszczył czoło.

– Dyre syn Alva?

W tym momencie nadjechał wóz Benedykta, zajęli się więc czym innym. Kiedy wyprzęgli konia, Silje musiała raz jeszcze opowiedzieć o wszystkim.

– Dyre syn Alva? – zdziwił się Benedykt, kiedy skończyła swą historię. – To niemożliwe, nie ma go teraz tutaj. Naprawdę tu był?

Parobek potrząsnął przecząco głową. Benedykt dostrzegł ten gest i zwrócił się do Silje.

– Widziałaś kiedyś Dyrego w kościele. To ten, który wraz z Hemingiem ukrywał się w wieży. Czy to on był tu dzisiaj?

Silje patrzyła na nich zaskoczona.

– Czy to był Dyre syn Alva?

– Oczywiście.

Myślała przez chwilę.

– Ale ja sądziłam… Kimże jest ten, który był tu dzisiaj? Ten, którego namalowałam jako diabła? Ten, który zawsze przybywa wtedy, gdy go potrzebuję?

– Wiem, o kim myślisz, spotkałem go na drodze. Wyglądał na zmartwionego. A to nie wróży dobrze – Benedykt wziął głęboki oddech. Wymienili porozumiewawcze spojrzenia z parobkiem. Potem zapytał:

– Ile możesz wytrzymać, Silje?

– Nie wiem. Chcę tylko dowiedzieć się, kim on jest, bo dość już mam wszystkich wymijających odpowiedzi i przerażonych spojrzeń.

– Nie wolno ci ganić ludzi za to, że się boją! Czy rzeczywiście chcesz wiedzieć, kim jest twój groźny obrońca naprawdę?

– Tak, na miłość boską, tak!

– Jego imię brzmi Tengel – powiedział Benedykt i chrząknął. – Tengel z rodu Ludzi Lodu.

Загрузка...