ROZDZIAŁ XII

Następnego ranka Eldrid zabrała dzieci na kilka dni, by ulżyć Silje. Dag spał nawet trochę w nocy; Silje uważała, że nie jest już tak czerwony i obolały, ale chyba tak jej się tylko wydawało. Poprzedniego dnia Tengel poprosił, żeby rozluźniły nieco jego „okropny gorset”, na co Eldrid gwałtownie zaprotestowała. Dziecko, którego nie obwiąże się mocno, będzie niezgrabne, wszyscy przecież to wiedzą. Czy on już zupełnie oszalał? Trzeba przecież dopilnować, by chłopiec miał proste nogi.

Silje zdecydowała, że rozluźni powijaki, kiedy tylko Dag do niej wróci. Robiła już tak w domu Benedykta, a jej zaufanie do Tengela było bezgraniczne.

Gdy tylko Eldrid zniknęła za drzwiami, Silje zaczęła się spieszyć. Drżącymi, nerwowymi ruchami napełniła koszyk jadłem, zarzuciła piękny aksamitny płaszcz, który dostała od Tengela i opuściła chatę. By nikt jej nie zauważył, wykradła się z zagrody zarośniętymi ścieżkami i przez brzozowy las skierowała się na drugi kraniec doliny.

Śnieg wisiał w powietrzu. Niebo było ciężkie, białoszare, zniknęły gdzieś wierzchołki gór. A te fragmenty masywów, które pozostały widoczne, pokrywał śnieg. Dzień był pochmurny i chłodny. Zimne podmuchy wiatru przelatywały przez las, szumiąc w resztkach liści na drzewach.

W jednym miejscu Silje musiała przeciąć drogę i oczywiście natknęła się na ludzi! Drogą nadchodziła jakaś kobieta. Jednak, ku wielkiemu zdziwieniu dziewczyny, kobieta uskoczyła w las i ukryła się. Silje uświadomiła sobie, że już wcześniej zaobserwowała podobne reakcje. Ludzie żyli tu w takim zamknięciu, tak odosobnieni, że na obcego przybysza reagowali największym przerażeniem. Kobieta najzwyczajniej zlękła się, być może uznała dziewczynę za niebezpieczną.

Silje z rezygnacją wzruszyła ramionami i poszła dalej.

Kiedy dostrzegła stary, niski dom w małej dolince, jej serce zaczęło bić szybciej, a dłonie poczęły drżeć.

Czy naprawdę będzie miała dość odwagi?

Nigdzie wokół domu nie było śladu życia. Gdzieś z oddali dochodziły odgłosy uderzeń siekiery. Może to Tengel, próbowała pocieszać się tą myślą. Na małym podwórku, przed którym stała, nie było żadnych śladów stóp, choć śnieg leżał już od tygodnia.

Kiedy ostatnio przychodzili tu sąsiedzi? – pomyślała zaniepokojona. Nikt tam nie zagląda. Radzą sobie sami. Od dawna już mogą leżeć martwi.

Silje pamiętała jednak koszmarne uczucie, którego doznała, gdy przejeżdżali tędy pierwszego dnia. Ktoś ich stąd obserwował.

Pełna obaw ruszyła w stronę domu. Nawet jej nogi stąpały chwiejnie, tak bardzo się lękała.

Drzwi byłe krzywe, niskie i podzielone poprzecznie na połowę. Śnieg sięgał wysoko.

Palce Silje drżały tak bardzo, że nie udało jej się zapukać. Spróbowała raz jeszcze. Serce podeszło jej do gardła i waliło jak u wystraszonego do obłędu ptaka.

Czekała.

Żadnego odgłosu.

Nie słyszała absolutnie nic, dlatego odskoczyła gwałtownie, wystraszona, gdy odemknięto jedną połowę drzwi.

W środku, w ciemności błysnęła para kocich oczu starca.

Silje skłoniła się przed podejrzliwym, pomarszczonym obliczem, noszącym ślady podobieństwa z obliczem Tengela.

Zanim zdołała odzyskać mowę, z głębi rozległ się czysty, drwiący głos:

– To kobieta Tengela. Wpuść ją, Grimarze.

Otworzyła się dolna połowa drzwi. Silje przekroczyła wysoki próg i stanęła na glinianej podłodze. Smród starości i brudu uderzył ją w nozdrza, ale jeszcze bardziej dał się jej we znaki gryzący dym.

Wewnątrz panowała nieprzenikniona ciemność. Błona w dymniku sczerniała od sadzy, a innego źródła światła nie było. Na staroświeckim palenisku żarzyło się wprawdzie, lecz węgle nie dawały zbyt wiele jasności.

Upłynęła dobra chwila, zanim oczy Silje dojrzały coś w wypełnionej dymem i sadzą izbie. W końcu jednak udało jej się dostrzec postać siedzącą na krótkim łożu w rogu.

Skłoniła się głęboko, nienaturalne wydało jej się tradycyjne pozdrowienie „Niech będzie pochwalony” więc zamiast tego powiedziała:

– Dzień dobry, pani Hanno! Jestem Silje. Ponieważ jesteście jednymi z najbliższych krewnych Tengela, pozwoliłam sobie złożyć wam wizytę. Mam dla was trochę rzeczy, jeżeli zgodzicie się je przyjąć.

Czy słyszeli, jak bardzo drży jej głos?

Stara kobieta coś wymamrotała, Silje nie mogła rozróżnić rysów jej twarzy, było na to zbyt ciemno. Miała jednak wrażenie, że patrzy na kogoś bardzo, bardzo starego i że sama jest dokładnie obserwowana. Grimar także podszedł teraz do Silje. Stanął tuż za nią, czuła na plecach jego oddech.

Na chwilę pochwycił ją paniczny lęk, chciała stąd uciekać. Cisza w izbie, ohydny, kwaśny zapach wymieszany z dymem, a przede wszystkim niepokojący nastrój, coś obcego, magicznego, czego nie potrafiła nazwać, napawało ją śmiertelnym przerażeniem.

Wzięła się jednak w garść, wyprostowała i zapytała:

– Czy mogę to gdzieś postawić? Koszyk muszę zabrać z powrotem, należy do domu, w którym mieszkam.

Kiedy Grimar chwycił ją za ramię, o mało nie krzyknęła głośno, ale on tylko wskazał jej stół.

Wyjęła jadło: chleb, kawałek szynki, świąteczną kiełbasę, masło i ser. W większości były to wiktuały, które przywiozła ze sobą z domu Benedykta. Stara kobieta usiadła wygodniej i wyciągnęła szyję. Silje zorientowała się, że to właśnie ona tu decyduje, zwróciła się więc do niej:

– Jeśli tylko mogę coś dla was zrobić, powiedzcie, proszę. Może trzeba pomóc przy czymś w domu. Mogę poprosić Tengela, by zadbał o drewno.

– Tengel! – parsknęła stara szyderczo. – Tengel to głupiec! Posiada moc i nie chce jej wykorzystywać, pragnie ją zniszczyć. Nie chcę go tu widzieć. A co ty mogłabyś zrobić w tym domu? Taka praca nie jest twoją mocną stroną.

Silje zaczęła obawiać się gniewu staruchy.

– Tengel jest dla mnie bardzo dobry – powiedziała cicho. Uważała, że powinna go bronić, choćby to miało starą rozdrażnić.

– Ale dziecka nie chce ci zrobić – wyrzuciła z siebie Hanna. – Jest jedynym, który może przekazać swą moc dalej, a on chce ją zniweczyć!

Skąd ona to wie, pomyślała Silje przejęta. Leży tu sama, nikogo nie widuje.

– On nie jest jedyny – wtrąciła. – Sol…

– Sol to błędny ślad. To ty, dziewczyno, masz dalej przekazać dziedzictwo pierwszego wielkiego Tengela. Jesteś jedyną, która może odmienić szalone pomysły jego potomka. Ty, tylko ty!

Silje pochyliła głowę.

– Wiecie, że chcę tego, pani. Znacie moje marzenia, prawda?

– Tak, tak – uśmiechnęła się stara groźnie. – Znam twoje uczucia, wiem o ogniu, który w tobie płonie. Ty jesteś kobietą Tengela, łączy was coś więcej niż pragnienie bliskości. Dam ci pewien wywar, zmuszę go do…

– Nie! – odrzekła Silje zdecydowanie. – Nie chcę miłości, która pochodzi od czarów. Jeśli nie mogę go dostać bez nich, to znaczy, że jestem zbyt słaba, niewarta go.

– Doprawdy jesteś najdzielniejszym stworzeniem, jakie spotkałam powiedziała Hanna cedząc słowa. – Jesteś też dumna. Uważaj na dumę, Silje! Ona może cię zgubić. – Wybuchnęła śmiechem. Nie był to zwykły ludzki śmiech.

– A więc miałaś czelność odmówić mej pomocy! Chyba dlatego, że jesteś nowa w tej dolinie i nie znasz naszej władzy. Czy wiesz, że mogę obrócić cię w nicość, nie dotykając nawet?

– Mówiono mi o tym. Dręczyła mnie jednak myśl, że wam może być tutaj źle.

Hanna ułożyła się na posłaniu.

– Naprawdę jesteś kobietą Tengela – powiedziała z zadowoleniem w głosie. – Rób, co możesz, będzie tak, jak chcesz. On przyjdzie z pewnością. A przy okazji, widziałaś go?

– Co? – zapytała Silje niczego nie pojmując.

Czarownica na łożu zaniosła się śmiechem.

– Widziałam go, kiedy się urodził. Pomyślałam sobie, że gdyby tylko kobiety wiedziały, ustawiałyby się do niego w kolejce, gdy dorośnie. Ale to nic przyjemnego dla dziewicy.

Silje pojęła nareszcie, o czym stara mówi. Czuła, że przepełnia ją odraza. Coś tak obrzydliwego!

– Tak, tak – zaskrzeczała stara. – Tak, tak!

Silje musiała zebrać się w sobie całą mocą, by pohamować gniew. Szybko zmieniła temat rozmowy.

– Czy możecie mi powiedzieć, jaka będzie moja przyszłość?

W izbie zaległa cisza.

– Mogłabym to zrobić. Ale jeśli chodzi o Tengela, to nie potrafię powiedzieć czy czeka cię przyszłość z nim. On posiada tę samą moc, co ja i przesłania mi wzrok. Zostaniesz jednak obdarzona dzieckiem. Z kim, tego nie umiem przewidzieć. I to przez niego, tego nieposłusznego krewniaka, na którego nie mam wpływu. Idź do domu i daj mu nauczkę, Silje! Oczaruj go swą młodością i ciepłem, zanim będzie za późno! Zrób to tak, by nie, zorientował się, że zasiał w tobie swe nasienie.

Rumieniec wypełzł na policzki Silje. Skłoniła się, zabrała koszyk i wyszła, odprowadzona przez milczącego Grimara.

Kiedy dotarła do lasu i upewniła się, że nikt jej nie widzi, zasłoniła twarz dłońmi. Ciało jej drżało z przerażenia i wstydu, szczękała zębami.

Nagle przyszła jej do głowy zbawienna myśl. Tak długo, jak miała możliwość przedłużenia rodu, nie musiała się obawiać niczego ze strony złej Hanny.

Nie wspomniała nawet słowem o wizycie u starych, nie miała na to odwagi.

Nadchodziły najtrudniejsze zimowe miesiące. Wiatr hulał po kątach, śnieg tworzył ubite zaspy pod drzwiami, często nie można było wyjść rano z domu. Silje jednak była teraz silniejsza i znów mogła zająć się dziećmi. Z czasem w domu wszystko wydało się łatwiejsze. Dag był zdrowy, a Sol, szczebiotała, wesoła i pogodna, przynajmniej dopóty, dopóki wszystko działo się podług jej woli.

Naturalnie bywały też cięższe chwile. Każdemu jednak dokuczała niemożność wyjścia z domu ze względu na ostre zimno. Wielka izba niekiedy przypominała pole bitwy, ale Silje potrafiła już pokazać silną rękę i jakoś utrzymywała nad wszystkim kontrolę.

Kiedy już uprzędła wełnę, wystawiła krosna. Chwile spędzone przy nich dawały jej siłę niezbędną do wykonywania nudnych robót domowych. Sąsiedzi dowiedzieli się, że Silje tka pięknie i zaczęli ją odwiedzać, by podziwiać jej prace. Cieszyło to Silje, choć jednocześnie budziło jej obawę, nigdy bowiem nie wiedziała, czym ma ich ugościć. Jej ciasta zawsze miały odrobinę przypalone brzegi, sery były za luźne lub za twarde, nic nie wychodziło tak, jak zamierzała.

Sąsiadki udzielały jej praktycznych rad, dotyczących techniki tkania, w zamian uczyły się od niej nowych wzorów.

Najbardziej dziwił Silje fakt, że ich rozmowy były takie ubogie. Mowa tych ludzi była prosta, a zasób słów ograniczony. To samo dotyczyło tematów. Rozprawiano jedynie o dolach i niedolach, przede wszystkim o niedolach sąsiadów i o pracy w gospodarstwie. Kropka. Kiedy Silje usiłowała sprowadzić rozmowę na inny tor, mówić o historii, kulturze czy religii albo też o sprawach bardziej przyziemnych, ale innych, robiło się całkiem cicho. Kobiety nie wiedziały nic o życiu poza doliną i najwyraźniej nie chciały się niczego dowiedzieć. Wyglądało na to, że dla nich właśnie ta dolina jest jedynym miejscem na świecie.

Tengela widywała rzadko. Przychodził tylko wtedy, gdy to było konieczne. Pomagał jej w najcięższych pracach, które należało wykonywać na zewnątrz. Troszczył się także by niczego im nie brakowało. Unikał jednak jej wzroku. Silje znała przyczyny i dlatego zgadzała się na jego nieobecność.

Ale czasami ich spojrzenia krzyżowały się. Wpatrywali się wtedy w siebie, a między nimi narastała szczególna niemal śpiewna cisza. Wiedzieli, że nic się nie zmieniło. A może, mimo wszystko? Być może ich tęsknota osiągnęła już przejrzystą jak szkło moc, która teraz będzie już tylko gotować się w nich aż do momentu wrzenia? Silje bała się tej chwili, i jak tylko mogła, trzymała się od Tengela z daleka.

On sam odbył rozmowę z wodzem. Wyszli obaj na lód, by spróbować złowić trochę ryb i powiększyć w ten sposób zapasy żywności. Każdy z nich wyrąbał swój przerębel i miał baczenie, by nie zamarzł. Mróz szczypał w uszy, lecz czasami nadchodził łagodniejszy powiew zwiastujący wiosnę, ulokowaną jeszcze gdzieś w odległej, ale obiecującej przeszłości.

Wódz był jednym z niewielu Ludzi Lodu, którzy nie unikali Tengela całkowicie.

– Co masz zamiar zrobić z Silje? – zapytał nieoczekiwanie.

Zaskoczyło to Tengela.

– Dlaczego?

– Budzi niepokój wśród chłopców. Leżą i patrzą na jej dom. Biją się o nią.

– Nie wiedziałem o tym – rzekł Tengel zmarszczywszy brwi.

– Nie, nie mają odwagi się pokazać. Ale pewnego dnia coś się tu wydarzy. Musisz ją wydać za mąż, jak najszybciej. Młoda dziewczyna, która mieszka całkiem sama… to zbyt duża pokusa dla mężczyzn.

Tengel poczuł nieprzyjemny ucisk w żołądku.

– Nie wiem. Nie mogę jej tak po prostu wydać za mąż, ot tak, bez jej zgody.

– Oczywiście, że możesz! Czyż to nie jest w zwyczaju? Nie czeka się, by dziewczęta decydowały. Ale porozmawiaj z nią. Myśli chyba poważniej o którymś z naszych chłopców. Jest przecież piękną kobietą i bardzo utalentowaną. Tak, sądzę, że nawet Heming interesuje się nią. Ja nie miałbym nic przeciwko takiej synowej.

– Z nią jest jeszcze dwójka dzieci.

– Dziewczynką zajmiesz się ty albo Eldrid, wszak jest z waszej krwi. A chłopiec? O, chłopiec zawsze się przyda! Praca mężczyzny dużo znaczy w gospodarstwie. Porozmawiaj z nią, dowiedz się, czego by chciała. I pamiętaj, nie jest najgorszą panną!

Tengel stracił zupełnie ochotę na łowienie ryb. Wkrótce spakował swoje rzeczy i poszedł do domu.

Nie zdobył się jednak na rozmowę z Silje. Chyba popełnił błąd, bo już nazajutrz doszło do nieprzyjemnych wydarzeń. Dokładnie tak, jak przewidział wódz.

Tengel powrócił do domu z gór po nieudanym polowaniu na kuropatwy. Wiedział, że Heming także wybierał się na łowy i rzeczywiście spotkał go nad rzeką. Młody mężczyzna stał na brzegu i czemuś się przyglądał.

Tengel z wahaniem zbliżył się do niego.

Heming spostrzegł go i przywołał do siebie ruchem ręki. Na ustach syna wodza igrał bezczelny uśmieszek.

– Patrz tam! – powiedział.

Tengel spojrzał na rzekę. Na drugim brzegu rozgrywała się właśnie niepokojąca scena. Silje płukała bieliznę w lodowato zimnej wodzie. Pranie leżało na kamieniach a spoza nich widać było, jak jeden z chłopców Brattenga przekradał się w jej kierunku. To ten najbardziej niebezpieczny z braci. Nietrudno było zgadnąć, jaki ma cel.

Tengel krzyknął, lecz jego głos utonął w szumie wody spadającej z dużej wysokości. Heming zaś stał chichocząc.

Zrozpaczony Tengel oglądał się za kamieniem, którym mógłby rzucić, by ją ostrzec, ale w tym momencie Heming złapał go za ramię i wskazał palcem.

Ataku Brattenga Tengel się nie spodziewał. Nie ulegało jednak wątpliwości, że Silje dostrzegła napastnika we właściwym momencie. Wszystko działo się tak szybko, że ledwie to zdołali uchwycić.

Silje błyskawicznie złapała chłopaka za włosy i mocno szarpnęła do przodu. Podniósł ręce próbując się uwolnić. Dziewczyna drugą ręką uderzyła go od spodu w brodę, a w następnej sekundzie kopnęła w podbrzusze. Napastnik skulił się, zrobił kilka chwiejnych kroków w tył i upadł. Leżał wijąc się z bólu. Silje szybko pozbierała pranie i uciekła znad rzeki do domu.

Dwaj mężczyźni po drugiej stronie rzeki popatrzyli na siebie.

– Uchowaj Boże! – wykrzyknął Heming. – Myślę, że ja nie będę próbował, o nie.

– Mówiła, że umie się bronić – powiedział Tengel. – Ale że aż tak skutecznie…

Schodzili w dół w stronę mostu nad rzeką. Młody Bratteng podniósł się i odszedł chwiejnym krokiem. Nie wyglądało na to, że zechce próbować jeszcze raz.

– Pójdę do niej – mruknął Tengel, kiedy znaleźli się na drugiej stronie.

Znalazł ją na podwórzu, całkowicie pochłoniętą rozwieszaniem bielizny. Już z daleka zobaczył jednak, że była poruszona.

– Silje, widziałem, co się stało – rzekł podchodząc do niej.

Wypuściła wszystko z rąk i rzuciła mu się w ramiona, bez cienia namysłu, czy robi dobrze, czy źle.

– O, Tengelu, dlaczego nie możesz być tu zawsze? – w jej głosie brzmiało wzburzenie. – Taka jestem bezradna bez ciebie!

– Odniosłem zupełnie inne wrażenie powiedział, zdumiony, że głos mu drży tak mocno. Teraz dopiero naprawdę zrozumiał, jak bardzo czuł się bezsilny i jak wielki ból sprawiła mu napaść na Silje.

Nie mówili o przeprowadzce od dnia, kiedy się sobie zwierzali, a miało to miejsce już dwa miesiące temu.

– Gdzie są dzieci? – wyszeptał, tuląc usta do jej włosów.

– U Eldrid. Bałam się je zabrać nad rzekę.

Tengel nie miał ochoty wypuszczać jej z objęć, Silje też się nie wyrywała.

– Czy Dag jest zdrowy? – zapytał wyłącznie po to, by przedłużyć tę oszałamiającą, rozkoszną chwilę.

– Myślę, że nie jest zbyt silny, ale to dlatego, że jak sam mówiłeś, nigdy nie dostał mleka matki. Potrafi już siedzieć, gdy się go podeprze.

– Wiesz, jest coś, o czym wielokrotnie chciałem z tobą porozmawiać w związku z Dagiem. Ale… kiedy się spotykaliśmy, zajmowały mnie inne myśli.

Silje uśmiechnęła się z głową na jego piersi i twarzą ukrytą na ramieniu. Ręce zarzuciła mu na szyję. Rozmarzona spoglądała na zagrodę. On bawił się kosmykiem jej włosów, który wysunął się podczas pracy.

– Pamiętasz rzeczy Daga i litery C.M.? – zapytał.

– Tak, z pewnością o nich nie zapomnę.

– Pamiętasz też, że znalazłaś dziecko tuż koło bram miasta. Na szatach była korona baronowska. Wysłałem człowieka, naszego woźnicę, by spróbował odnaleźć matkę Daga. Sądzimy, że mu się powiodło. Nie zdążyłem ci opowiedzieć o tym przed wymuszoną przeprowadzką do nas. Potem, jak już mówiłem, też nie było sprzyjającej okazji.

– Jak mogłeś o tym zapomnieć? – Popatrzyła na niego surowo. – Wiesz, że bardzo chciałam się dowiedzieć, skąd on pochodzi. A więc jakie informacje przywiózł woźnica?

Tengel próbował skupić się na rozmowie, lecz rozpraszały go wpatrzone weń oczy Silje.

– Jest pewien baron Meiden, którego pałac stoi niedaleko bram miasta. Ma córkę, Charlottę. Nie należy ona do najmłodszych… ani, jak mówią, do najpiękniejszych.

Silje znieruchomiała w jego ramionach, nie zauważyła nawet, że ją obejmuje.

– A więc ta nieznana kobieta stała się kimś z krwi i kości. Charlotta Meiden. Dobre to wieści, ale zarazem takie smutne. Wiem teraz, kto ma prawo do naszego chłopczyka.

Tengel zauważył, że powiedziała „nasz chłopczyk”. Poczuł ukłucie w sercu.

Jego głos zabrzmiał łagodnie.

– Ona nie ma żadnego prawa, Silje, i chyba nie chce go mieć. Rozumiem jednak, co czujesz.

Charlotta Meiden… Silje nie mogła przestać o niej myśleć. Przepełniało ją głębokie współczucie. Nieistotne dla niej było w tej chwili, że ta kobieta wydała dzieciątko na śmierć. Silje rozumiała, że krył się za tym dramat.

– Obudź się – rzekł Tengel miękko. – Byłaś teraz bardzo, bardzo daleko.

Myśli jej opuściły Trondheim i powróciły do ubogiej górskiej zagrody. Ognisko pod balią wciąż jeszcze dymiło. Sikorka wesoło ćwierkała sygnał zbliżającej się wiosny. Tengel jednak nie zwracał na to uwagi. Widział tylko Silje.

Trzymać ją w ramionach… Właśnie tak jak o tym marzył.

– Silje – szepnął. – Każdy dzień był piekłem. A noce jeszcze gorsze.

– Dla mnie też – powiedziała cicho i znów popatrzyła na niego.

– Kiedy widziałem tego łajdaka nad rzeką… myślałem, że złość rozerwie mnie na kawałki.

Powoli na jej twarzy pojawiał się nieśmiały uśmiech. Jak gdyby dopiero teraz zdała sobie sprawę, że ramiona Tengela obejmują ją już od dłuższej chwili. Zalała ją fala gorąca, poczuła pulsującą krew w koniuszkach palców. Drżąc uniosła ramiona i położyła dłonie na jego niezwykłej twarzy tak lekko jak dotyk skrzydeł motyla.

Tengel odetchnął głęboko i przyciągnął ją do siebie. Stali mocno objęci, policzek przy policzku. Poczuła, że jego usta przesuwają się w dół po jej szyi, odchyliła głowę do tyłu. Wargi Tengela muskały jej skórę, uśmiechnęła się na wpół świadomie, przeciągnęła z rozkoszą i jeszcze mocniej przylgnęła do niego. Pozwolił ustom przesuwać się ku jej twarzy, całował delikatnie policzki, oczy, usta…

Najpierw miękko i czule, później coraz bardziej zmysłowo. Całował ją i całował, spragniony czułości, samotny mężczyzna, nieprzytomny, opętany szałem miłości. Jego namiętność wypełniła ciało Silje pulsującym żarem. Poddawała mu się oszołomiona szczęściem, a wszystko wokół niej chwiało się, unosiło, kołysało, jak gdyby płynęła w powietrzu na delikatnych obłokach miłości.

Nagle zorientowała się, że zacisnęła dłonie na jego ramionach niczym pazury i że od dawna już przywiera do niego swoim ciałem w sposób, którego nie można nie zrozumieć.

Przełknął ślinę, odsunął ją nieco od siebie i spojrzał w jej twarz. Na ustach Silje wciąż trwał zmysłowy uśmiech szczęścia. Oczy Tengela zaszły mgłą, zdawało się, że nie wie gdzie jest.

– Co z nami będzie, Silje? – szepnął przerażony. – Nie powinienem istnieć. Powinienem umrzeć!

– O nie – westchnęła. – I zostawić mnie samą na tym świecie? Bez ciebie jestem nikim. Chodź, chodź ze mną do środka. Zobacz, ja stanę po jednej stronie dolnej części drzwi, a ty na zewnątrz, po drugiej. Nie wolno ci odejść!

Mówiła gorączkowo, pragnąc zatrzymać go za wszelką cenę. Niechętnie przystał na jej dziecinny pomysł. Czuł się trochę nieswojo czekając za drzwiami, lecz zrobił to dla niej.

Jej słowa płynęły bezładnie.

– Potrzebujemy się na tyle sposobów, Tengelu. O każdej porze dnia pragniemy rozmawiać ze sobą, pomagać sobie, radować się nawzajem…

– Wiem – powiedział z żalem. – Potrzebujemy się tak bardzo. Bo ty i ja, Silje jesteśmy jak drzewo rozcięte na dwoje. I jeżeli się go na powrót nie złoży, drzewo umrze.

Patrzyła na niego wstrzymując oddech. Wciąż nie wypowiadał jednak słów, na które czekała. Musiała przemówić sama.

– Dlaczego nie możemy spróbować? Czy musimy mieć dzieci?

Spojrzał na nią, w ciepłym uśmiechu błysnęły białe, niemal zwierzęce zęby.

– Myślę, że obydwoje mamy gorącą krew. Czy nie sądzisz, że możemy stracić kontrolę nad sobą?

– Tak – przyznała i zawstydziła się. – Wybacz mi!

Położył rękę na jej dłoni opartej o drzwi.

– Nigdy nie musisz mnie prosić o wybaczenie, Silje! Czy myślisz, że cię nie rozumiem? Ty tylko głośna wypowiadasz moje myśli. Teraz muszę już iść.

Rozpaczliwie próbowała go zatrzymać.

– Posłuchaj… Często myślałam…

Przystanął.

– Często myślałam o tej pierwszej nocy, kiedy się poznaliśmy. Towarzyszyło ci wielu ludzi, jeźdźców, którzy ci byli posłuszni. Kim oni byli?

– To Ludzie Lodu – powiedział z uśmiechem. – Wszystkich nas wysłał wódz, byśmy sprowadzili Heminga do domu. Słyszeliśmy, że został pojmany, a ojciec chciał, bym go uwolnił. Tamci od razu powrócili do domu. Bywaj, Silje. Uważaj na siebie!

Odszedł. Nic już nie mogła zrobić, by go dłużej zatrzymać.

Przychodził teraz jednak częściej. Codziennie zaglądał, by sprawdzić, czy wszystko w porządku, czy żaden łobuz jej nie atakuje. Silje ogromnie się radowała, że zima ma się ku końcowi. Ludzie powiadali, że w tym roku była łagodna. Ale ona nie mogła się z tym zgodzić.

Zostały im oszczędzone ataki dzikich zwierząt. Czasami zimą zdarzało się, że stada wilków przeprawiały się przez lodowiec, wtedy sytuacja Ludzi Lodu stawała się krytyczna. Na szczęście nie pokazały się w tym roku. Dzięki Tengelowi i Eldrid zima nie umęczyła Silje tak bardzo. W dalszym ciągu potrzebowała sił, by poskromić niesforną Sol i utrzymać przy życiu Daga. Nie przywykł do trudnych górskich warunków.

Eldrid chodziła zatroskana. Pasza zaczęła się kończyć. A i jej energia była na wyczerpaniu po latach samotnej pracy w gospodarstwie. Każdego popołudnia Silje pomagała w oborze, chcąc ją nieco odciążyć. Obie kobiety bardzo zbliżyły się do siebie i Silje odważyła się opowiedzieć Eldrid o swej tęsknocie za Tengelem.

– Tengel jest taki głupi – stwierdziła Eldrid. – Pomyśl tylko, jak dobrze mogłoby mu być z tobą! Ale rozumiem go także. Widziałam więcej śladów złego dziedzictwa niż ty. Wystarczająco dużo, bym sama nigdy nie chciała wydać dziecka na świat.

– Wiesz, Eldrid, nigdy nie mogłam naprawdę uwierzyć w tę historię o złym dziedzictwie. Nie wierzę, że można uprawiać czary, nie wierzę w czarownice. Nie będę w to wierzyć!

Eldrid wyprostowała się. Jej oczy stały się zamyślone.

– W pewnym sensie masz rację. Nie magia i czary stanowią największe niebezpieczeństwo mocy, którą posiadają. Najgorsza jest wola złego. To, że uważają, iż są w stanie skrzywdzić ludzi i zwierzęta. To wola złego niszczy tak wielu moich krewnych. Przeciw temu właśnie walczy Tengel.

– Myślę, że on niepokoi się bez powodu – powiedziała Silje z przekonaniem. – Nie sądzę, by posiadał tę moc, oprócz tego, że jego dłonie potrafią uzdrawiać. Sama to widziałam. A pomaganie innym nie jest chyba czymś złym!

Eldrid skierowała na nią wzrok, choć nadal wyglądała na nieobecną duchem.

– Tengel? Ciesz się, że jest taki jaki jest! Widziałam jak robił różne rzeczy… W dzieciństwie i wczesnej młodości. Potem coś go przestraszyło, nie wiem co… I próbował się od tego uwolnić. Hanna jest zła na niego. Uważa, że on ma duże możliwości. O, Tengel z pewnością wie, co robi, nie chcąc wiązać się z kobietą.

Silje patrzyła na nią, lecz Eldrid nie powiedziała nic więcej. Wzięła się za dojenie krowy, ciągnąc tak mocno, że zwierzę zaczęło wierzgać. Silje westchnęła. Nigdzie nie widziała nadziei.

Zaczęły się roztopy. Rzeki i strumienie występowały z brzegów. Śnieg poszarzał, było go coraz mniej. Zapory na jeziorze runęły i rzeka płynąca pod lodowcem zajęła cały tunel. Ściany domów pachniały rozgrzaną na słońcu smołą, a Sol, która dużo czasu spędzała na powietrzu, bawiąc się wśród rwących potoków na podwórzu, nabrała zdrowych rumieńców. Wiosna przyszła wcześniej niż oczekiwano. Z czasem poziom wody opadł i droga do świata zewnętrznego znów była otwarta. Nadzieja Eldrid rosła. Może, mimo wszystko, wystarczy paszy do czasu, kiedy będzie można wypuścić zwierzęta.

Do Silje przyszedł z wizytą Heming.

Nie był to mile widziany gość. Sol została u Eldrid, była sama z Dagiem. Śliczny Heming nadal miał jeszcze nad nią trochę władzy, prawdopodobnie tak, jak nad wszystkimi kobietami, które go poznały. Nie żywiła jednak do niego żadnych ciepłych uczuć. Widziała zbyt dużo jego nieodpowiedzialnych postępków.

Mimo wszystko nie mogła nie podziwiać jego wyglądu – promiennego uśmiechu i oczu, które zdawały się mówić, że właśnie ona znaczy wyjątkowo wiele dla niego.

Był niebezpiecznym gościem.

Gdyby znała przyczynę jego odwiedzin, byłaby jeszcze bardziej ostrożna. Poprzedniego wieczoru Heming hulał wraz z innymi młodymi mężczyznami z doliny. Podczas pijatyki zaczęli rozmawiać o Silje. Okazało się, że nie tylko bracia Bratteng próbowali ją zdobyć. Starało się też o to paru innych, żaden z nich jednak nie śmiał posunąć się aż tak daleko. Nie, na tę dziewczynę nie ma sposobu.

Heming natychmiast podniósł rzuconą rękawicę.

– Mogłem ją kiedyś mieć – powiedział jakby od niechcenia. – Uraziłem ją jednak. Zabrałem jej kilka wartościowych przedmiotów zamiast cnoty. Ale… mogę ją mieć, kiedy tylko zechcę.

Koniec tej historii był taki, że Heming był teraz u Silje, a reszta leżała ukryta w lesie, czekając na rezultat jego zalotów.

Zobaczyli, że Heming został wpuszczony do środka. Już to było dużym osiągnięciem. Śmiało podkradli się bliżej, ukryli za szopą, i beztrosko chichotali przy lada okazji, a zwłaszcza gdy jeden z nich wpadł w dziurę, która wytworzyła się w zaspie śniegu.

Silje bardzo szybko zorientowała się, o co chodzi Hemingowi. Poprosiła stanowczo, by sobie poszedł. Ze względu na wodza i dawną znajomość nie chciała żadnych awantur.

On roześmiał się tylko drwiąco. Nie wierzył jej słowom.

Kiedy jednak podeszła do drzwi, by je przed nim otworzyć, Heming skoczył na równe nogi. Do tego nie mógł dopuścić, przecież kompani zobaczyliby, że został przepędzony. Złapał Silje i unieruchomił jej ramiona. Tego przynajmniej nauczył się obserwując starcie z Brattengiem.

Właściwie zamierzał zdobywać ją powoli i ostrożnie. Uważał, że gwałt byłby zbyt poniżający, nigdy dotąd nie musiał stosować przemocy, by posiąść kobietę. Ale z powodu chłopców oczekujących na zewnątrz wpadł w panikę.

Silje okazała się nieoczekiwanie silna, była rozzłoszczona. Ugryzła go w ramię, aż jęknął, ale nie miał zamiaru się poddać. Ściągnął ją na podłogę, z doświadczenia wiedząc, że wiele dziewcząt nabiera ochoty, gdy tylko się je umiejętnie podnieci. Zawzięcie walczyli w milczeniu. W pewnym momencie Heming był już na tyle pewny swego zwycięstwa, że zaczął czynić jednoznaczne przygotowania. Silje zesztywniała. W ostatniej chwili zakrył jej dłonią usta; nie zdążyła krzyknąć. W ten sposób Silje miała jedną rękę wolną i błyskawicznie wykorzystała ten fakt. Heming wydał z siebie okrzyk bólu… A w drzwiach stanął Tengel. Młodzieńcy rozbiegli się na wszystkie strony jak przestraszone kurczęta, kiedy on, wielki i przerażający, wkroczył na podwórze. Zobaczył ich i w pierwszej chwili miał zamiar ruszyć za nimi, usłyszał jednak krzyk Heminga. Wpadł do środka i od razu zorientował się, co się dzieje. Tak, że ten omal się nie udusił.

Silje wstała chwiejąc się. Tłumiąc w gardle płacz, poprawiła suknię i usiłowała doprowadzić do porządku włosy. Tengel był niesłychanie rozgniewany. Nigdy przedtem nie widziała, by jego twarz była tak groźna. Heming krzyczał znów, tym razem ze strachu.

– Nie rób mi niczego! – wył. Nie przeklinaj mnie, Tengelu, nie rzucaj na mnie uroku, to był tylko żart, ja…

– Co wolisz – wydusił z siebie Tengel całkiem pobladły. – Czy mam cię zbić… czy może użyć innych sił?

– Już raczej spuść mi lanie! Zbij mnie, na miłość boską, jeśli musisz. Ale ja nie chciałem…

– A więc wciągaj portki – syknął Tengel. Heming pośpiesznie wykonał polecenie. Kiedy Tengel chwycił go ponownie, chłopak powtarzał krzycząc:

– Nie, nie bij, nie bij, ona nie jest tego warta! Ona jest tylko…

Ramię Tengela wyleciało w powietrze. Oszalały z wściekłości uderzał raz za razem, dopóki nie wkroczyła Silje, by go powstrzymać.

Heming opadł na podłogę bezwładny jak worek. Tengel podniósł go jeszcze raz i wyrzucił na podwórze.

– Zabierzcie go ze sobą! – zawołał do młodzieńców, którzy wystraszeni czekali na górze, na skraju lasu.

Wrócił do środka.

– Jak się czujesz, Silje? – zapytał wstrzymując oddech. – Czy on ci coś zrobił?

Silje stała oparta plecami o szafę, przyciskając do niej ramiona. Drżała na całym ciele.

– Nie, nie, nie zdążył. Dziękuję, że przyszedłeś. Masz zwyczaj przybywać zawsze, gdy cię potrzebuję.

– Tak. Byłem niespokojny i zdecydowałem wrócić wcześniej niż zwykle. Nie płacz już, dziecino, już po wszystkim.

Odetchnęła głęboko.

– Nie płaczę. W każdym razie nie tak bardzo. Ale nie podobało mi się, że… że go zbiłeś. Rzeczywiście na to zasłużył, ale nie chcę patrzeć, jak bijesz kogokolwiek.

Tengel zamknął oczy.

– Długo z tym zwlekałem, Silje. Nie tylko ja, sądzę, że prawie każdy w dolinie pragnął tego. Prędzej czy później ktoś musiał położyć kres jego szczeniackiemu zachowaniu. Przykro mi, że to byłem akurat ja, ale ogarnęła mnie gwałtowna wściekłość.

Zbliżył się do niej o krok.

– Rozumiem – mruknęła. – Dag mnie potrzebuje – dodała szybko. Czuła, że nie powinna teraz znaleźć się w ramionach Tengela.

Wzięła Daga na ręce i utuliła go. Płakał podczas całego zajścia z Hemingiem, nikt jednak nie mógł się nim wtedy zająć. Silje kołysała niemowlę w objęciach i starała się je uspokoić.

Tengel podszedł do świetlika i zdjął zaszczepkę. Zobaczył chłopców ciągnących za sobą Heminga. Trzymali go pod ręce, a on wlókł się między nimi.

– Powinnaś mieć tu jaśniej – powiedział zakładając zaszczepkę z powrotem. Rozglądał się niepewnie dookoła w pełni świadom, jak bardzo Silje była poruszona tym, co zrobił.

– Jak widzę, tutaj postawiłaś swój śliczny witraż. Może powinienem wyciąć…

Witraż stał na szafie. Tengel długo dotykał piękną mozaikę wykonaną przez Benedykta.

– Nie – powiedział powoli.

– Co masz na myśli?

– Ten witraż tutaj nie pasuje.

– Nie rozumiem cię.

– Przeznaczony jest na zupełnie inną ścianę, do zupełnie innego domu niż ten tutaj.

– Chodzi ci o to, że nie mamy do niego prawa?

Twarz Tengela przybrała niezwykły wyraz.

– Ależ skąd – powiedział w końcu. – Jest przecież twój.

– Czy patrzyłeś teraz w przyszłość? – cicho zapytała Silje drżąc.

– Tak, właśnie tak. Nagle poczułem w duszy gwałtowny sprzeciw, by nie wstawiać witraża tutaj.

Zapanowało milczenie.

Tengel wyprostował się, próbując jakby otrząsnąć się ze wszystkiego.

– Dobrze. Pozwól mi pomóc sobie trochę, jeśli tu jestem. Przyniosę wody i drewna.

– Dobrze. Ja przewinę Daga.

Kiedy później Eldrid przyprowadziła Sol, wszystko było jak dawniej. O odwiedzinach Heminga nie wspomniano ani słowem.

Загрузка...