ROZDZIAŁ II

Kiedy Silje znalazła się na otwartej przestrzeni, przyspieszyła tak, że mała ledwo mogła za nią nadążyć. Już z daleka krzyczała łamiącym się głosem:

– Na miłość boską, co robicie?

Nie musiała udawać poruszonej. Była naprawdę wstrząśnięta, gotowa zaryzykować swoje młode życie dla nieszczęśliwego hrabiego. I pomyśleć, że był królewskim posłańcem. Tak, ale czyż od razu nie przeczuwała, że jest lepszy od innych?

Mężczyźni odwrócili się w jej stronę. Kat mruknął coś i mocniej schwycił za topór. Jakby się bał, że straci swoją ofiarę.

– Czy już całkiem postradaliście zmysły, nikczemni pachołkowie? – krzyknęła. – Człowiek, którego traktujecie w taki sposób, jest moim mężem!

Rzuciła szybkie spojrzenie przywiązanemu już do koła młodzieńcowi. Twarz miał ściągniętą i bladą. Pod maską zaciętości kryło się przerażenie. Nigdy jeszcze nie widziała, by ktoś tak dobrze potrafił ukryć paniczny strach!

Był tak samo zaskoczony jej przybyciem jak oprawcy, ale szybko się zreflektował.

– Nie! – zawołał. – Nie powinnaś tu przychodzić! W dodatku z dziećmi!

Dowódca żołnierzy skrzywił się pogardliwie i chciał ją odepchnąć.

– Nie wiecie, panie, kim on jest? – zapytała, ciągle bardzo wzburzona. Pomimo strachu naprawdę bawiło ją odgrywanie żony młodego hrabiego.

– Kim on jest? To wiemy aż za dobrze!

– A więc wiecie? I mimo to traktujecie królewskiego posłańca w tak podły sposób?

Tymczasem młodzieniec zaczął wykrzykiwać rozzłoszczony:

– Nie masz prawa mnie demaskować!

Odwróciła się do niego: Teraz, gdy patrzyła z bliska, uderzyła ją jego piękność i wytworność, choć w oczach można było jeszcze dostrzec strach.

– O, tak. Oddasz raczej życie, niż przyznasz się do czegoś – przerwała mu, równie rozzłoszczona. – Nie myślisz wcale o nas, o żonie i dzieciach. Ale ja nie mam zamiaru cię stracić. Panie komendancie, jestem hrabina Cecilie Stierne, a to posłaniec Jego Wysokości Niels Stierne. Mój mąż pochodzi z tych okolic i dlatego właśnie jest tutaj zwykle wysyłany.

– Cecilie! – wrzasnął jej „mąż”.

– Milcz! To ja siedzę sama w domu i czekam na znak życia od ciebie aż tu nagle dowiaduję się, że jacyś nikczemnicy spośród ludzi króla pojmali cię i przywiedli tutaj. Wyruszyłam natychmiast i cóż widzę?

Podeszła bliżej do dowódcy i szepnęła:

– Przysłano go tu w tajemnicy.

– Nie wierzcie jej! – krzyknął więzień. – Ona kłamie! Dowódca spuścił trochę z tonu. – W takim razie dlaczego nic nie powiedział? – zapytał szyderczo.

– Musicie chyba wiedzieć, panie, że kurier królewski nigdy, przenigdy, nie ujawni swego zadania. Pójdzie raczej na śmierć.

W powietrzu unosił się kwaśny, duszący odór. Odblask ognia połyskiwał na hełmach żołnierzy, a kat niecierpliwie wywijał swym ciężkim toporem, który ze świstem przecinał powietrze. Wyglądało, jakby dowódca tracił nieco pewność siebie. Widocznie gra Silje była dosyć przekonywująca. Mimo to powiedział ostro:

– Wiemy, kim jest ten człowiek. To Heming, zabójca królewskiego wójta; za jego głowę wyznaczono cenę.

Silje spostrzegła leżące niedaleko śruby do łamania kciuków i kleszcze pokryte rdzawoczerwonymi plamami, których nie sposób było nie rozpoznać. Musiała powstrzymać gwałtowny przypływ mdłości. Stanęła tuż przed dowódcą. Teraz już naprawdę weszła w swoją rolę. Pomogła jej w tym świadomość, że dziwne, jakby zwierzęce, żółte oczy śledziły ją z góry, z lasu.

– Czy on wygląda na zabójcę wójta? Jest rzeczywiście brudny i wyczerpany, ale po konnej przeprawie przez góry też byście tak wyglądali, panie. Popatrzcie na te szlachetne rysy. Spójrzcie na dzieci, na jego córki! Czy to są dzieci mordercy?

Umyślnie powiedziała „córki”, bo gdyby jej nie uwierzyli, możliwe, że chcieliby zabić również młodsze dziecko. Nie pozostawiliby przy życiu syna mordercy. Miała nadzieję, że nie będą go dokładnie oglądać. Gdyby jednak postanowili sprawdzić, pozostawało się tylko modlić, by była to dziewczynka. inaczej przejrzeliby jej grę.

– A moje córeczki, Sol i Liv, czy mają zostać sierotami bez ojca? Jak sądzicie, co na to powie król Fryderyk?

Dowódca patrzył na nią wzrokiem pełnym pogardy.

– A jakież jest to jego ważne zadanie, jeśli wolno spytać?

– O nie, panie! Czy sądzicie, że mój mąż zdradziłby to nawet mnie? Jest tak nieugięcie lojalny w stosunku do swego króla, że raczej by umarł, niż pokazał list. Za tę lojalność chcecie go zabić!

– List? – zaśmiał się dowódca. – Nie ma żadnego listu. Skąd wiesz, pani, że ma go teraz przy sobie?

– Zawsze ma go przy sobie. Sama uszyłam schowek w jego odzieniu.

– Przeszukaliśmy go.

– Niedokładnie.

Silje szybko jak błyskawica odwróciła się do spętanego mężczyzny i ukrywszy list w dłoni zaczęła „obszukiwać” pas, aż udało się jej wsunąć papier pod podszewkę. Robiła to trochę niezdarnie, bo przeszkadzało jej dziecko, które miała na ręku. W pośpiechu i zdenerwowaniu przycisnęła je mocniej do siebie. Więzień zaprotestował dziko:

– Cecilie, nigdy ci tego nie wybaczę!

Rzucili się na nią jak sępy, ale jednym ruchem oderwała podszewkę i „znalazła” list. Dowódca wyrwał jej go z rąk.

– Nie odważycie się złamać pieczęci Jego Wysokości! – wykrzyknęli jednocześnie hrabia i Silje.

– Oczywiście, że tego nie zrobimy – twardo odpowiedział dowódca.

Badawczo przyglądał się pieczęci i obracał list na wszystkie strony.

– Jest prawdziwa – powiedział krótko, ze źle skrywanym zawodem. Odwrócił się do swoich ludzi.

– Kto twierdził, że to jest Heming Zabójca Wójta?

Jeden z żołnierzy wypchnięty został do przodu.

– Mógłbym przysiąc… – zaczął.

– Jak dobrze go znałeś?

– Widziałem go raz.

– Z bliska? Rozmawiał z tobą?

– No, nie. Widziałem go z góry, kiedy jechał konno przez przełęcz. Ale miał takie same blond włosy i ta… twarz. Był bardzo podobny do tego mężczyzny, panie.

– Podobny? Czy to jedyny dowód, jaki miałeś?

Żołnierz zwiesił głowę. Nie znalazł odpowiedzi.

Wielki, groźny cień padał na ziemię obok Silje, ale ona nie miała odwagi spojrzeć w to miejsce. Teraz skierowała tam przelotnie wzrok i ostatkiem sił udało jej się utrzymać na nogach. Stała tam jeszcze jedna szubienica, na której kogoś powieszono. Ciało na stryczku kołysało się powoli tam i z powrotem. Właśnie w tej chwili odwróciło się i Silje ujrzała twarz wisielca. Zdusiła w sobie krzyk. Instynktownie usiłowała stanąć tak, aby mała tego nie widziała, ale dziecko przypatrywało się zupełnie spokojnie okropnej postaci zwisającej na sznurze. Dziewczynka nawet lekko się uśmiechała, jakby bawił ją fakt, że dorosły mężczyzna wisi w górze huśtając się. Nie rozumie tego, pomyślała z ulgą.

Dowódca w strojnym mundurze, w pancerzu i szerokich spodniach do kolan, zwrócił się do hrabiego.

– My też jesteśmy ludźmi króla. Dlaczego nic nam nie powiedzieliście, panie?

– Szpiedzy i zdrajcy są wszędzie. Ważniejsze od mojego życia jest, by list nie dostał się w niepowołane ręce. Czy zechcecie teraz rozwiązać moje ręce?

– Oczywiście.

Był wolny. Prostował zesztywniałe ciało.

– Pozwolicie, panie, że zabiorę swoją żonę i dzieci, że wypełnię powierzone mi zadanie?

Dowódca drgnął, oderwany od własnych myśli, i zwrócił list z lekkim ukłonem.

– Proszę o wybaczenie, panie hrabio. To wszystko było nieporozumieniem.

Mężczyzna nawet na niego nie spojrzał.

– Chodź, Cecilie! Bardzo jestem z ciebie niezadowolony! Wydałaś mnie, to ciężki cios dla mojego honoru.

– Wasza małżonka postąpiła nadzwyczaj rozsądnie, jaśnie panie – powiedział dowódca służalczo. – Piękny gest, który przystoi żonie. Możecie całkowicie liczyć na naszą dyskrecję. Czarujące dzieci – dodał i pogłaskał dziewczynkę po głowie. Najwyraźniej bardzo zależało mu na tym, by zachować łaskę wielkiego pana.

Więzień zabrał swoją „rodzinę” i skierował się z nią w stronę lasu.

– Muszę niezwłocznie kontynuować podróż! To opóźnienie drogo kosztowało kraj – rzucił wściekle przez ramię.

Silje usłyszała za sobą jakiś pomruk i odwróciła się. Kat stał nieruchomo i wpatrywał się w nią wzrokiem pełnym nienawiści, nie próbując nawet ukryć zawodu. Ona jednak odetchnęła z ulgą. Dowódca uwierzył w jej słowa. Na szczęście dla niej żołnierze nie byli zbyt dobrze zorientowani w tym, co rozgrywało się wokół duńskiego tronu, w przeciwnym razie zdziwiliby się na pewno, że królewski posłaniec jest Norwegiem i w dodatku mówi dialektem z okolic Trondheim.

Fryderyk II był dobrym królem, lecz nie bardzo interesował się Norwegią. Ostatni raz przebywał w tym kraju w roku 1548, jeszcze jako następca tronu, na długo przed swoją koronacją. O jego dobra troszczyli się namiestnicy. Tak było od czasu, gdy Norwegia dostała się pod panowanie duńskie w roku 1537. Obecny namiestnik w Trondheim nazywał się Jacob Huitfeldt. Gdyby dowiedział się od swego wójta o poczynaniach Silje, oszalałby z wściekłości. Żaden z jego dowódców nie miał prawa do tego stopnia nie orientować się w sytuacji.

Silje wiedziała jeszcze mniej. Ale była bardzo dumna, że uratowała tak ważnego posłańca.

Duńczycy pozostawili większą część władzy mianowanym wójtom, wybieranym spośród Norwegów. Przeciwko nim skierowała się teraz cała nienawiść ludu. Podatki były straszliwe, opłaty rosły, towary ważono na fałszywych wagach i zmuszano chłopów, by sprzedawali je za bezcen, dużo poniżej ceny ich wyprodukowania. Dodatkowo nakładano na nich wysokie daniny. Wszystkie dochody, pochodzące z nieuczciwego wyzysku, szły wprost do kieszeni wójta.

Oczywiście taki stan rzeczy prowadził do buntów. Błędem było jednak to, że ograniczały się one terytorialnie do pojedynczych dzielnic. Dlatego nigdy nie były skuteczne. Sześć lat temu, kiedy ówczesny namiestnik, Ludvig Munk, uciskał lud zbyt mocno, powstali chłopi w okolicach Trondheim, a przewodził im Rolf Lynge. Teraz, w odczuciu Silje, w prowincji było dość spokojnie, ale przecież dziewczyna wiedziała raczej niewiele…

Serce waliło jej ze szczęścia, że ocaliła tego wspaniałego mężczyznę. Ukradkiem zerkała na niego z boku w niemym podziwie.

Kiedy tylko dotarli do skraju lasu, młody mężczyzna pospiesznie wszedł między drzewa. Nie uszli daleko, gdy ogromny cień pojawił się przed nimi.

– Przeklęty idiota! – powiedział sapiąc mężczyzna w płaszczu z wilka i uderzył hrabiego w twarz. Młodzieniaszek, dotknięty do żywego, uskoczył w bok.

– Bijecie swego brata, panie? – Silje była przerażona.

– On nie jest moim bratem.

– Ale mówiliście…

– Cóż miałem robić? – odparł krótko. – Wyjaśniać wszystko? Nie było na to czasu.

– Nie podoba mi się, że kłamiecie – powiedziała Silje zachmurzona, odbierając z jego rąk skórzane strzępy i obwiązując nimi na powrót nogi. Niemowlę położyła na ziemi; nie mogła się przemóc, by podać dziecko temu zwierzoczłekowi.

Jego głos zabrzmiał ochryple i twardo.

– Byłem zmuszony do kłamstwa. Musiałem go ratować, inaczej zdradziłby nas wszystkich, tak bardzo boi się bólu. Poza tym potrzebujemy go.

Silje w głębi duszy zainteresowało, kim są owi „my”.

– A więc nie jesteście hrabią, panie? Skoro nie jesteście braćmi?…

– On też wcale nie jest hrabią – zaśmiał się cicho w ciemności.

– Co? Uwierzyłam w wasze słowa. Sądziłam, że ratuję jednego z królewskich kurierów.

– Musiałaś mi wierzyć. Nie bądź tak naiwna, Silje. To może cię kosztować cnotę i honor, nie mówiąc już o życiu.

Jego odpowiedź zrobiła na niej duże wrażenie. Jakaś zmysłowa siła, która promieniowała od tego człowieka, sprawiała, że Silje była dziwnie niespokojna.

– O cnotę się nie boję – powiedziała podnosząc się. – Walczyłam o nią wiele razy i zawsze wygrywałam.

Wydawało się, że jej słowa uspokoiły go. Usłyszała to w tonie jego głosu, gdy oddawała mu szatę z aksamitu, której zresztą nie chciał przyjąć.

– Będziesz z niej miała więcej pożytku niż ja. I… odzienie niemowlęcia… zachowaj je, Silje! Może ci się kiedyś przydać. A teraz chodź!

Pewnie sądzi, że będę je mogła sprzedać, gdy przyciśnie mnie bieda, pomyślała i ruszyła za nim. W otaczającej ich ciemności wydawał się taki ogromny, ale może sprawiała to skóra wilka. Było dla niej zagadką, w jaki sposób odnajdywał drogę nocą w ciemnym lesie, choć właściwie nie powinna się dziwić. Po tym człowieku można było spodziewać się wszystkiego. Z łatwością mogła przyjąć, że posiadał zwierzęcy instynkt i zmysł orientacji.

– Proszę nie iść tak szybko – zawołała. – Mała nie może nadążyć.

Zaczekał na nie, wydawał się nieco zniecierpliwiony.

– Słyszałem, jak rozmawiałaś z tą krwiożerczą hałastrą, tam w dole – powiedział – kiedy całkiem dobrze potrafiłaś odegrać hrabinę. Teraz mówisz raczej jak wiejska dziewczyna. Kim jesteś naprawdę? Skąd pochodzisz?

– Jestem po prostu Silje. Myślę, że powinniście zważać bardziej na me odzienie niż mowę. Potrafię mówić pięknie kiedy chcę, ale to długa historia i zbyt wiele zajęłaby czasu.

Dostosował swoje kroki do ich i pilnował, by nie zostawały w tyle. Dziewczynka była już wyraźnie zmęczona.

Myśli Silje skupiły się wokół postaci młodzieńca.

– On jest taki piękny – powiedziała zachwycona, nie myśląc o tym, do kogo mówi.

Mężczyzna zachichotał.

– Tak, dziewczęta tak uważają. Właśnie z powodu kobiety omal nie stracił życia. Zapomniał o czujności.

Silje zmieszała się.

– No tak, on ma chyba wiele panien?

– W każdym razie nie jest dla ciebie.

Zatrzymał się na moment. Kiedy ruszył znów, szedł jeszcze wolniej.

– Choć właściwie przydałaby mu się taka jak ty – powiedział sucho.

– Taka jak ja?

– Tak, silna, odważna i bystra kobieta, pełna serdecznego ciepła. Dałaby mu to, czego jemu brakuje.

– Nie jestem silna ani w ogóle taka, jak mówicie, panie!

Nagle odwrócił się w jej stronę i mimo ciemności wyczuła bijące od niego ciepło i wielką siłę osobowości.

– Zajmujesz się dzieckiem, które prawdopodobnie dotknięte jest zarazą, i drugim, które wzięłaś za wyrodzeńca. Bez sprzeciwów ryzykujesz życie dla obcego, występując jako jego żona, jakbyś nigdy nie była nikim innym. Albo jesteś niezwykle silna, albo też za głupia, by dostrzec niebezpieczeństwo. Zaczynam przychylać się do tego drugiego.

Nie odezwał się więcej. Szli w głąb lasu, w przeciwnym niż miasto kierunku aż dotarli do jakiejś drogi. Zaprzężone do wozu konie niecierpliwie grzebały kopytami ziemię, obok stała milcząca grupka jeźdźców. W blasku księżyca Silje spostrzegła jasne loki „więźnia”. Nie miał konia, czekał obok wozu. Serce zabiło jej szybciej na jego widok. Zaczęła ją bowiem gnębić myśl, że nie zobaczy go już nigdy więcej.

Zwierzoczłek, jak w myślach nazywała mężczyznę w płaszczu z wilczej skóry, podszedł do woźnicy i długo z nim rozmawiał. Potem wskoczył na konia i wszyscy jeźdźcy zniknęli wraz z nim.

Woźnica pomógł wsiąść jej i dzieciom, a młody, piękny chłopak wskoczył na tył wozu. Zaskrzypiały koła, ruszyli.

Cała dotychczasowa siła woli Silje zaczęła wyraźnie przygasać, jakby przestała już otrzymywać pożywkę z zewnątrz. Mimo że młody „więzień” był tuż obok, czuła się tak, jakby jakieś rzucone na nią czary straciły nagle swą moc i znów stała się samotną, bezradną Silje, zmęczoną, przemarzniętą i wygłodniałą. Była zupełnie pusta w środku. Teraz nie miałaby odwagi nawet na chwilę stanąć przed żołnierzami.

Uparcie starała się zwalczyć ogarniającą ją apatię. Siedziała wyprostowana, otulając dziecko własnym ubraniem, by tylko dać mu jak najwięcej swojego ciepła, jeżeli jeszcze w ogóle je miała. Dziewczynka, przykryta owczą skórą, zasnęła na jej kolanach. Silje owinęła się piękną aksamitną szatą, która była tak obszerna, że okrywała również dzieci. Ramię podtrzymujące niemowlę całkiem jej zdrętwiało, ale nie mogła się poddać. Była bardzo zmęczona, czuła piasek pod powiekami, a ciało zesztywniało jej z zimna. Chwilami wydawało się, że już zamarzła, i dlatego trzyma się tak prosto.

Wóz toczył się szybko, kołysząc niemiłosiernie na wszystkie strony. Musiała trzymać się mocno, by nie wypaść. – Światło księżyca połyskiwało między drzewami, gdy opuszczali gminę Trondheim kierując się na wschód.

– Dokąd jedziemy? – zapytała Silje po pewnym czasie. Była tak zziębnięta, że nie mogła nawet wyraźnie mówić.

– Jedziesz na dwór, gdzie zaraza zabrała już wszystkich, których chciała tym razem. Ja jadę gdzie indziej.

– Przepraszam, że pytam – powiedziała nieśmiało. – Ale jest jedna rzecz, której nie rozumiem…

– Tylko jedna? Jesteś naprawdę bystra!

Nie podobało jej się, że kpi. Tak jakby była nieświadomym niczego dzieckiem!

– Ten list z pieczęcią królewską… powiedzieli, że był prawdziwy?

– Zgadza się, ale jest bardzo stary. Już wiele razy nam się przydawał.

– Ale jak znalazł się w waszym posiadaniu?

– Za dużo chcesz wiedzieć – powiedział, śmiejąc się dźwięcznie. – Ale powinienem ci chyba podziękować za pomoc.

Najwyższy czas, pomyślała w duchu, choć tak naprawdę nie spodziewała się żadnego podziękowania.

Spoglądała na niego z boku. Siedział ukośnie, z nogami opartymi na desce, tuż koło niej. Znajdowali się teraz na otwartej przestrzeni. Księżyc rzucał światło na młodą, piękną twarz o okrągłych, jędrnych policzkach. Jej następne pytanie zgasiło uśmiech na jego ustach.

– Kto to był? – zapytała cicho.

Zesztywniał.

– Kto? Dowódca?

– Nie, nie. Musicie wiedzieć, panie, o kogo mi chodzi. O tego, który nam pomógł.

Wpatrywał się w nią.

– Nie rozumiem, o czym mówisz.

– O człowieku na skraju lasu, ubranym w wilczą skórę, tak że wyglądał jak zwierzę. O tym, który was uderzył, panie.

Młodzieniec nachylił się ku niej blisko.

Nikogo tam nie było – powiedział ostro. – Nikogo! Rozumiesz? Nikogo! Nikogo!

Silje odchyliła się do tyłu.

– Ale…

– Śniło ci się. Niczego nie widziałaś tej nocy, pamiętaj! Czy sądzisz, że pozwoliłbym komuś uderzyć się bezkarnie? Zabiłbym tego, kto by to zrobił.

Mówił cicho, tak by woźnica ich nie słyszał. Silje poddała się. Rozumiała go. Na pewno zniewaga, którą musiał odczuwać, była dla niego trudna do zniesienia. Najpierw prawie zgładzony, później uratowany przez młodą dziewczynę, a potem spoliczkowany przez mężczyznę.

– Rozumiem – powiedziała ulegle.

Od razu złagodniał.

– Musisz być śmiertelnie zmęczona. Pozwól mi choć przez chwilę potrzymać dziecko. Jest twoje?

Silje zrobiła zrezygnowaną minę.

– Nie, na Boga, jakże może być moje! Zajęłam się obojgiem. Nie miały nikogo innego.

Spojrzała na maleństwo i dała upust zaniepokojeniu, które kryła w sobie już od dłuższego czasu.

– Nie wiem, czy jeszcze żyje – powiedziała z obawą. – Jest takie ciche, od kiedy opuściliśmy to… to miejsce.

Wydawało się jej, że znów czuje smród ogniska, w którym palono zwłoki, jakby nigdy nie miała go zapomnieć.

– Na pewno tylko śpi – powiedział miękko, odbierając od niej dziecko.

Och, jakże cudownie było móc wyprostować ramiona i pozbyć się ciężaru niemowlęcia. Mocniej otuliła dziewczynkę owczą skórą, owinęła się w suknię, szal i aksamitny płaszcz i oparła głowę o kant wozu. Księżyc wznosił się na wprost końskich łbów; uznała to za dobry znak. Przyszłość będzie jasna, pomyślała. Droga skręciła. Znów spojrzała w górę. Na niebie zabłyszczała jasna gwiazda. Jeszcze lepiej. Wszyscy przecież wiedzieli, że gwiazdy na niebie to szczeliny, przez które można zajrzeć wprost do Królestwa Bożego. Bóg otworzył wyjątkowo piękne okienko nad Silje, dziećmi, którymi się zaopiekowała, i tym wspaniałym mężczyzną, którego pozwolono jej ocalić.

Właściwie było jej smutno, że akurat teraz, gdy siedziała u boku pięknego młodzieńca, odczuwała tak śmiertelne zmęczenie, że oczy same się jej zamykały. Była tak wycieńczona i zmarznięta, że początkowo nawet nie mogła zasnąć, tylko siedziała półprzytomna. Wszystko ją bolało.

Raz prawie ocknęła się na moment z otępienia. Miała niejasne wrażenie, że wóz stoi w miejscu, że słyszy czyjeś głosy i że coś włożono jej w ramiona. Po chwili jednak znów zapadła w sen.

W pewnym momencie poczuła, że ktoś potrząsa ją za rękę.

– Gdzie jesteśmy? – Silje była tak zesztywniała, że nawet mówiła niewyraźnie.

– Jesteśmy na miejscu. Rozmawiałem z panem Benedyktem. Możecie zająć mieszkanie dawnych gospodarzy.

Z trudem zauważyła postacie, które wzięły od niej dzieci. Księżyc zniknął, domyśliła się, że już świta. Rozbudzona dziewczynka zaczęła płakać i wołać matkę. Woźnica pomógł Silje zsiąść z wozu. Nie mogła ustać na nogach, musiał ją podtrzymać.

– Kim jest Benedykt?

– To kościelny malarz, bardzo dziwny człowiek. Ale ofiaruje wam schronienie.

– Dzieciom też?

– Tak, dzieciom też.

Przez chwilę stali sami przy wozie.

– Ale co stało się z tym młodym człowiekiem? – zapytała Silje.

– Z Hemingiem? Wysiadł jakieś pół godziny temu. Podążał w inną stronę.

Heming… Heming Zabójca Wójta? A więc to jednak był on! Sama myśl, że pomogła mordercy, napełniła ją głębokim uczuciem wstydu. Ale był taki młody i piękny…

– Jest chyba wielu Norwegów, którzy walczą o niepodległość kraju? – zapytała szybko.

– Z pewnością, panno Silje.

– Może więc należał do takiego związku tu w okolicy?

– Nie należy pytać tak wiele.

A więc tak było. Zabrzmiało to uspokajająco. Można wybaczyć komuś, kto walczy o swój kraj.

Jakże uprzejmie zwracał się do niej woźnica. Panna Silje! To na pewno z powodu tej aksamitnej szaty!

– A ten drugi? Czy on też…?

– Kto?

– Ten, co z wami rozmawiał. Prosił was, byście nas zawieźli do tego Benedykta.

Woźnica schylił się i poprawił coś przy wozie.

– Nie było nikogo innego, panno Silje. Tylko młody Heming. Od niego otrzymałem rozkazy.

Silje poczuła rosnący w niej upór, ale w porę przypomniała sobie słowa Heminga.

– Coś mi się chyba pomyliło – powiedziała lekko. Najwidoczniej zapomniałam o wszystkim, co zdarzyło się tej nocy.

– Tak będzie najlepiej, panno Silje.

W domu płonęło łuczywo, a parobek rozpalał właśnie ogień na palenisku, kiedy weszła do izby. Usłyszała przyjazne głosy gawędzące z dziećmi. Dwie starsze kobiety zajęły się maluchami, rozebrały je i przyniosły dziewczynce do łóżka gorącą strawę.

– Ona jest taka ładna – powiedziała jedna z kobiet. Nie wyglądała na niezadowoloną z tego, że obudzono ją w środku nocy. – Jak ma na imię?

– Nie wiem – odparła Silje. – Nazywam ją Sol. A co z niemowlęciem? Tak się bałam. Czy żyje?

– Ależ tak. Chłopcu nic nie jest, choć nie odcięto mu pępowiny.

– Chłopcu? Och, mogło być niedobrze, powiedziałam pewnym złym ludziom, że dziecko nazywa się Liv. Nazwałam je tak, by uratować od śmierci. Ale skoro jest chłopcem, będzie się nazywać Dag. Nie chciał jeść wcześniej i…

– Nic nie szkodzi, to przecież noworodek. Żyje nadal tym co przyniósł ze sobą na świat. Umyjemy go, odetniemy i zawiążemy pępowinę, i mocno owiniemy w pieluchy. Bądź spokojna, zadbamy, by nie stało mu się nic złego, choć przyszedł na świat w tak bezbożny sposób. Wodę do mycia poświęcimy żarzącym się węglem, a do jego posłania już włożyłyśmy kawałek żelaza. Pobłogosławimy go jak należy, chlebem, a pożyczone ode mnie dziedziczne srebro położymy mu na piersi. Ale dziewczynka wygląda na bardzo senną, myślę, że po prostu zabierzemy ją do siebie, niech się dobrze wyśpi. Jest jeszcze trochę zupy, chcesz?

Silje nie miała nawet siły zaprotestować. Dziewczynka, którą nazwała Sol, wsunęła się na jedno z posłań, a oczy znów same jej się zamknęły. Ciepło ognia wypełniło izbę. Tak cudownie błogiego uczucia Silje nie zaznała od tygodni. Przyjęła miseczkę pełną zupy, którą wypiła duszkiem, by nie tracić czasu na jedzenie łyżką. Był to cienki krupnik z maleńkimi kawałkami posiekanej słoniny. Smakował wyśmienicie. Rozkoszne ciepło rozchodziło się po całym ciele.

Nim kobiety zdążyły opuścić pokój, opadła na posłanie i zaczęła zasypiać. Czuła jeszcze, jak pomagają jej się rozebrać i naciągają na nią okrycie, ale nie była już w stanie otworzyć oczu. Wszystko ciążyło jej jakby było z żelaza.

Zamknęły się drzwi i Silje usnęła jak zabita.

Загрузка...