33. Walter, zakończenie

Uważają mnie tu za dziwaka, niech uważają… Trudno… Piszę jak głupi tę moją bezsensowną relację. Co pewien czas dla urozmaicenia wcielam się w fikcyjną postać autora i dopisuję brakujące partie, tak jakby mógł je naszkicować ktoś patrzący z boku…Nie pogodziłem się z sytuacją, nie mogłem.

Ciągle wracam myślami do tamtego tragicznego dnia.

„Uwaga, uwaga. Nadajemy komunikat specjalny… W ostatnim ciągnieniu Wielkiej Depresyjnej Loterii Pieniężnej padły następujące liczby…”

Jeremiasz marszczy brwi:

– Co do cholery! Powinny już być wiadomości. Fala z pewnością dotarła przynajmniej do przylądka Horn!

Tymczasem ląduje sterowiec. Tim wylewnie wita się z Zuzanną. Odczuwam bolesny skurcz serca! Z gondoli dwójkami wychodzi dorodna, zdyscyplinowana młodzież płci obojga. Protoplaści nowej ery…

– Powinny już być komunikaty! – denerwuje się Jeremiasz, przerzucający kolejne kanały telewizji. – Co to znaczy, Daniel? Czy dostarczyliście pojemniki w odpowiednie miejsca?

– Oczywiście! – Ostatni z apokaliptyków pręży się służbiście.

– Może was rozszyfrowano?

– Skądże, przecież nawet żaden z nas nie wiedział, co zawierają i gdzie umieszczają swoje ładunki koledzy…

– Co to więc znaczy? Nakayama, do mnie… Zrobimy takie przesłuchanie…

– Nikogo nie przyciśniesz. Ręce do góry!

Wyznam, iż oniemiałem ze zdumienia. Są to słowa Piętaszki.

– So… Soniu – Jeremiasz z trudem wykrztusza słowa. – I ty przeciw mnie…

– Nie, Soniu, tylko kapitanie Super Secret Service Joanno Shell! Prawdziwa Sonia zmarła dzień przed swą fikcyjną ucieczką na skutek przedawkowania narkotyków. Jej ojciec, a nasz szef, wykorzystał tę okazję, aby wprowadzić mnie do grona apokaliptyków, ku któremu ciążyła jego córka. Już wówczas obawiał się twoich pomysłów. Swoją drogą byłeś znakomitym konspiratorem, przez lata nie mogłam przejrzeć twej tajemnicy, dlatego nie udaremniliśmy wcześniej całej akcji… Jedyne co mogłam zrobić, to zmieniłam częstotliwość fal w twoim nadajniku detonatorów… Reakcja nie została uruchomiona… Końca świata nie będzie!

Twarz proroka sinieje. Potem purpurowieje, na koniec pokrywa się wysypką. Zaiste kameleon. Z jego ust wypada jedno słowo:

– Nakayama, zabij!

– Spokojnie, żółtku, jesteś na mojej muszce – słychać spokojny głos Tima. – A swoją drogą, szef SuSeSu mógł mnie wcześniej wtajemniczyć w całą sprawę. Nie krążyłbym po omacku.

– Musieliśmy zachować pełną konspirację – tłumaczy Piętaszka. – Sami wiecie, jak wysoka była stawka.

– Co stoicie jak pniaki! – wrzeszczy Jeremiasz do ogłupiałych absolwentów Studium O’Briena – brońcie mnie!

Nikt się nie rusza. Enklawę otacza tymczasem sznur policyjnych helikopterów. Z jednego z nich zeskakuje na wydmę szef SuSeSu. Wypoczęty i opalony po wczasach na Karaibach.

– Gratuluję, Joanno, brawo, Tim, moje uznanie dla Boba… Świat wiele wam zawdzięcza.

Kolejno ściska nam ręce, nie pomijając skamieniałego z rozpaczy pustelnika i ogłupiałego Nakayamy, a potem nagle gubi urzędowy uśmiech i mówi twardo:

– To dobra część informacji. Jest i zła. Stwarza ją konieczność zachowania tajemnicy. Pojemniki z zabójczą substancją nadal spoczywają w lodach i są nie do odnalezienia. Zawsze można je uaktywnić, toteż musimy zachować największą ostrożność.

– Zachowamy – wyrywa się Piętaszce.

– O to jestem spokojny. A my wam pomożemy – mówi szef. – Wszyscy, którzy znają sprawę, zostaną przetransportowani na odległy atol na środkowym Pacyfiku. Tam spędzą resztę życia… W pewnym stopniu powinno to pana usatysfakcjonować profesorze. Na pańską cześć wysepkę ochrzciliśmy mianem: Enklawa!


Minęło już pięć lat. Starzeję się. Tu we wspólnocie uważają mnie za dziwaka. A niech uważają. Czasami zastanawiam się, co jest prawdą, a co iluzją? Może świat rzeczywiście przestał istnieć. Poza rzadkimi przelotami odrzutowców nie mamy na jego istnienie żadnych dowodów.

Zresztą może i mnie już nie ma.

Загрузка...