Rozdział 9


Mijały dni, zmieniając się w tygodnie, i jak zawsze miało się wrażenie, że ledwo zaczęło się krótkie, wytęsknione lato, nadchodzi już jesień.

Ale jeszcze był lipiec, punkt kulminacyjny lata, chłodny, deszczowy, z pojedynczymi słonecznymi dniami.

Martin Beck nie miał wiele czasu, by zwracać uwagę na pogodę. Był bardzo zajęty i w niektóre dni prawie nie opuszczał swojego gabinetu. Często zostawał tam wieczorami, kiedy komenda była cicha i pusta. Nie zawsze dlatego, że było to konieczne – czasem po prostu nie miał ochoty iść do domu albo chciał przemyśleć problem, którym nie mógł się spokojnie zająć w ciągu dnia wypełnionego nieustannymi telefonami i przyjęciami interesantów.

Rhea wzięła trzy tygodnie urlopu i pojechała z dziećmi do Danii. Mieszkał tam ich ojciec – ożenił się ponownie i miał dzieci z drugiego małżeństwa oraz duży dom letni na Tunø. Rhea, która miała dobre relacje z byłym mężem i jego nową rodziną, spędzała tam co roku urlop, a dzieci zostawały przez większą część wakacji.

Martin Beck tęsknił za nią, ale miała wrócić za tydzień, a on wypełniał sobie czas pracą i spokojnymi samotnymi wieczorami w domu na Starym Mieście.

Morderstwo popełnione na Walterze Petrusie zajmowało sporą część jego czasu oraz myśli. Analizował raz za razem szczegółowy materiał zebrany z różnych źródeł z irytującym poczuciem, że ciągle tkwi w martwym punkcie.

Teraz, po upływie ponad półtora miesiąca, sprawą zajmowali się głównie Benny Skacke i Åsa Torell. Mógł polegać na ich dokładności i ocenie, więc pozwalał im na dużą samodzielność w pracy.

Wydział narkotykowy po długim i starannie przeprowadzonym dochodzeniu przedstawił swój raport.

Walter Petrus nie zajmował się narkotykami na dużą skalę i nic nie przemawiało za tym, że był dilerem. Prawdopodobnie nigdy nie posiadał dużych ilości, nawet jeśli zawsze miał dostęp do różnych substancji.

Sam nie był narkomanem, sporadycznie palił haszysz lub brał środki pobudzające. W zamkniętej na klucz szufladzie biurka w jego domu znaleziono między innymi apteczne opakowania różnych zagranicznych specyfików, które prawdopodobnie przywoził z podróży, ale nic nie wskazywało na to, że przemycał większe ilości.

Był znany jako klient na sztokholmskim rynku narkotykowym i sądzono, że korzysta z usług trzech różnych dilerów przy swoich dość skromnych zakupach. Płacił cenę dnia i wracał po dość długim czasie bez oznak desperacji, które cechują osoby naprawdę uzależnione.

Przesłuchano także kilka dziewczyn o podobnych doświadczeniach jak tamte dwie, z którymi rozmawiała Åsa. Wszystkim proponował narkotyki, ale tylko podczas wizyt w jego biurze i na pewno niczego im nie przekazywał.

Dwie z dziewczyn wystąpiły w jednym z jego filmów – nie w wielkiej międzynarodowej produkcji z Charlesem Bronsonem w roli głównej, którą ich zwodził, lecz w filmie pornograficznym z motywem lesbijskim. Powiedziały, że podczas nagrania były pod tak silnym wpływem narkotyków, że ledwo wiedziały, co robią.

– Co za świnia! – wykrzyknęła Åsa po przeczytaniu raportu.

Åsa i Skacke pojechali do Djursholm i ponownie rozmawiali z Chris Petrus oraz z dwójką jej dzieci, które właśnie były w domu. Młodszy syn nadal podróżował i nie dawał znaku życia, chociaż rodzina telegrafowała na jego ostatni adres i zamieściła anons w rubryce Personal w „International Herald Tribune”.

– Nie martw się, mamo, da znać, kiedy skończą mu się pieniądze – powiedział kwaśnym tonem starszy.

Åsa rozmawiała już z panią Pettersson, która przeważnie odpowiadała na pytania monosylabami. Poza tym była wierną służącą ze starej szkoły i w nielicznych słowach, które wypowiadała, wychwalała swoich państwa.

– Mam ochotę zrobić jej wykład o wyzwoleniu kobiet – oznajmiła potem Åsa do Martina Becka. – Albo zabrać ją na spotkanie grupy feministycznej.

Benny Skacke rozmawiał z ogrodnikiem i szoferem Waltera Petrusa, Sturem Hellströmem. Był równie oszczędny w słowach jak gosposia, kiedy mówił o rodzinie Petrusów, natomiast chętnie opowiadał o swojej pracy w ogrodzie.

Skacke spędził także trochę czasu w Rotebro, który był właściwie rejonem Åsy. Nikt dokładnie nie wiedział, czym się tam zajmował, i któregoś dnia, kiedy siedzieli w pokoju Martina Becka, Åsa zapytała z odcieniem złośliwości:

– Chyba się nie zakochałeś w Maud Lundin, Benny? Uważaj na nią, myślę, że to niebezpieczna kobieta.

– Ja myślę, że to sprzedajna – odparł Skacke. – Ale dość dużo rozmawiałem tam z jednym facetem. Rzeźbiarz, który mieszka naprzeciwko. Robi rzeczy ze złomu żelaza, całkiem ładne.

Åsa również znikała w ciągu dnia na długie godziny, nie zostawiając żadnej informacji, czym się zajmuje. Martin Beck w końcu ją o to zapytał.

– Chodzę do kina. Oglądam świńskie filmy. W małych dawkach, jeden albo dwa dziennie, ale zawzięłam się, że obejrzę wszystkie filmy Waltera Petrusa. Pewnie stanę się przez to oziębła.

– Dlaczego chcesz zobaczyć wszystkie jego filmy? – zaciekawił się Martin Beck. – Co spodziewasz się tam znaleźć? Mnie w zupełności wystarczyła ta Miłość w północnym słońcu czy jak to tam było.

Åsa się roześmiała.

– To nic w porównaniu z niektórymi innymi. Część jest rzeczywiście lepsza z technicznego punktu widzenia: kolor, panorama i wszystko. Sądzę, że sprzedawał je do Japonii. To nic zabawnego siedzieć i oglądać te filmy. Zwłaszcza dla kobiety. Wściec się można.

– Rozumiem – rzekł Martin Beck. – Też dostaję szału, kiedy widzę kobiety przedstawiane wyłącznie jako obiekt seksualny.

– W ohydnych filmach Petrusa kobieta jest tylko narzędziem do zaspokajania potrzeb albo zwierzęciem, które myśli wyłącznie o wielkich penisach i niekończących się orgazmach. Cholera.

Åsa zaczynała się rozkręcać i Martin Beck, chcąc zapobiec dłuższym wywodom o ucisku kobiet i męskim szowinizmie, przypomniał:

– Nie odpowiedziałaś na pytanie, dlaczego uważasz, że powinnaś obejrzeć wszystkie te filmy.

Åsa przeczesała palcami zmierzwione ciemne włosy i wyjaśniła:

– No cóż, patrzę na tych, którzy w nich występują. I próbuję się dowiedzieć, co to za ludzie, gdzie mieszkają i czym właściwie się zajmują. Rozmawiałam z paroma chłopakami, którzy wystąpili w niektórych filmach. Jeden jest zawodowcem, pracuje w seksklubie i uważa to za swoje zajęcie. Dobrze mu też za to płacą. Drugi pracuje w sklepie z konfekcją męską i robił to dla zabawy. Nie dostawał prawie żadnej gaży. Mam długą listę osób, które zamierzam znaleźć.

Martin Beck pokiwał w zamyśleniu głową i spojrzał na nią z powątpiewaniem.

– Nie mam pewności, że to mnie dokądś doprowadzi – rzekła Åsa. – Ale jeśli nie masz nic przeciwko temu, będę próbować dalej.

– Próbuj dalej, jeśli dasz radę – odparł Martin Beck.

– Został mi do obejrzenia jeszcze tylko jeden film – powiedziała Åsa. – Ma chyba tytuł Confessions of a Nightnurse. Okropny. Cześć.


Minął tydzień i ostatniego dnia lipca Rhea wróciła do domu.

Uczcili ten wieczór wędzonym węgorzem, duńskimi serami oraz piwem elefant i butelką krabaska, które przywiozła z Kopenhagi. Rhea mówiła niemal bez przerwy, dopóki nie usnęła w jego ramionach.

Martin Beck leżał przez chwilę, szczęśliwy, że wróciła, ale krabask zrobił swoje i po chwili też usnął.

Następnego dnia zaczęło się dużo dziać.

Był pierwszy sierpnia, imieniny Pera, i lało jak z cebra.

Martin Beck był ożywiony i gotów do pracy, choć smak dojrzałego sera i krabaska nie znikł całkowicie mimo wytrwałego mycia zębów.

Spóźnił się do pracy – trzy tygodnie tęsknoty to długo i zapał Rhei, by opowiedzieć o pobycie na duńskiej wyspie, w połączeniu z jedzeniem, piwem i wódką sprawił, że zasnęli, zanim zdążył wyrazić, jak bardzo mu jej brakowało. Naprawili to zaniedbanie rano, a ponieważ dzieci zostały w Danii, nikt im nie przeszkadzał i spędzili razem dużo czasu, nim Rhea w końcu wypchnęła go z łóżka, przypominając o odpowiedzialności i obowiązku dawania dobrego przykładu podwładnym.

Benny Skacke od paru godzin czekał niecierpliwie na jego przyjście, jeszcze zanim Martin Beck zdążył usiąść, stał w pokoju, przebierając w miejscu nogami.

– Cześć, Benny – przywitał się Martin Beck. – Jak leci?

– Myślę, że dobrze.

– Czy nadal podejrzewasz tego rzeźbiarza w złomie?

– Nie, tylko na początku – odrzekł Skacke. – Mieszka w takim dogodnym miejscu i ma warsztat pełen żelaznych prętów, rur i różnych rzeczy, sądziłem, że pasuje na sprawcę. Zna dosyć dobrze Maud Lundin i wystarczyło mu tylko przejść przez ulicę z jednym ze swoich prętów lub ołowianych rur i zabić gościa, kiedy zobaczył, że Maud Lundin wyszła do pracy. To wprost samo się nasuwało.

– Ale miał alibi, prawda?

– No tak. Dziewczyna, która spędziła u niego całą noc, a przed południem pojechała z nim do miasta. Poza tym to sympatyczny gość i nie miał nic wspólnego z Petrusem. Jego dziewczyna też wydaje się wiarygodna. Mówi, że ma problem z zasypianiem, więc leżała i czytała, kiedy on zasnął, i poświadcza, że spał jak zabity do dziesiątej rano.

Martin Beck patrzył z rozbawieniem na przejętą minę Skackego.

– A na co wpadłeś teraz? – zapytał.

– Cóż, spędziłem sporo czasu tam w Rotebro. Chodziłem, rozglądałem się i siedziałem u tego rzeźbiarza, rozmawiając. Wczoraj też tam byłem i wypiliśmy razem piwo, a potem siedziałem i patrzyłem na te wielkie skrzynie stojące w garażu Maud Lundin. To jego skrzynie, używa ich do pakowania swoich rzeźb, kiedy wysyła je na wystawy. Nie ma dla nich miejsca w swoim garażu, więc Maud Lundin pozwala mu trzymać je u niej. Stoją tam od marca i nikt ich przez ten czas nie ruszał. Wtedy przyszło mi do głowy, że morderca Petrusa mógł podejść do domu w nocy, nie ryzykując, że ktoś go zobaczy, i zaczekać za skrzyniami, aż facet zostanie sam.

– Ale potem przeszedł przez pole, gdzie mogli go zobaczyć wszyscy.

– Tak, oczywiście. Ale jeśli się ukrył za skrzyniami, to na pewno dlatego, że Walter Petrus wychodził z domu tuż po Maud Lundin, więc musiał wykorzystać tę krótką chwilę, kiedy facet był sam w domu. A z kryjówki za skrzyniami mógł słyszeć, kiedy wyszła.

Martin Beck potarł nos.

– To brzmi dość prawdopodobnie – zgodził się. – Sprawdziłeś, czy tam w ogóle można się ukryć? Nie stoją przy samej ścianie?

Benny Skacke pokręcił głową.

– Nie. Jest przestrzeń, akurat wystarczająca. Kollberg na przykład może by się tam nie zmieścił ze swoim grubym brzuchem, ale normalnie zbudowany mężczyzna tak.

Umilkł. Negatywne wypowiedzi o Kollbergu nie były dobrze widziane przez Martina Becka, ale tej chyba nie przyjął źle, więc Skacke mówił dalej:

– Zajrzałem za skrzynie, a tam zebrało się dość dużo piasku, kurzu i ziemi na podłodze. Czy nie można by zrobić badania technicznego? Zdjąć sprayem odciski stóp, przesiać ziemię i sprawdzić, czy się czegoś nie znajdzie?

– Może to niegłupi pomysł – pochwalił Martin Beck. – Dopilnuję, by zrobili to od razu.

Kiedy Skacke poszedł, Martin Beck zadzwonił i zażądał niezwłocznego badania technicznego w garażu Maud Lundin.

Kiedy odłożył słuchawkę, Åsa weszła do jego pokoju bez pukania. Była zdyszana i wyglądała na co najmniej tak przejętą, jak wcześniej Benny Skacke.

– Usiądź i uspokój się – polecił. – Czy widziałaś znowu film porno? Jakie były te wyznania nocnej pielęgniarki?

– Ohydne. Ale miała całkiem niezłych pacjentów. Zdumiewająco zdrowych, muszę powiedzieć.

Martin Beck się roześmiał.

– No, mam nadzieję, że obejrzałam ostatni film pornograficzny w życiu – zauważyła Åsa. – A teraz posłuchaj.

Martin Beck oparł łokcie na biurku i przybrał postawę słuchacza, podpierając podbródek dłońmi.

– Znasz listę, o której ci mówiłam? – zapytała Åsa. – Wszystkich osób występujących w filmach Petrusa?

Martin Beck skinął głową, a Åsa mówifa dalej:

– W kilku najgorszych filmach, sądzę, że część z nich widziałeś, czarno-białe krótkometrażowe filmy z seksem na starej kanapie i takimi tam, wystąpiła dziewczyna o nazwisku Kiki Hell. Próbowałam ją odnaleźć, ale okazało się, że nie mieszka już w Szwecji. Znalazłam jednak jej koleżankę i trochę się od niej dowiedziałam. Kiki Hell nazywa się naprawdę Kristina Hellström i mieszkała kilka lat temu w Djursholm na tej samej ulicy co Walter Petrus. Co na to powiesz?

Martin Beck wyprostował się i uderzył dłonią w czoło.

– Hellström – oznajmił. – Ogrodnik.

– Właśnie – przytaknęła Åsa. – Kiki Hellström jest córką ogrodnika Waltera Petrusa. Nie udało mi się na razie dowiedzieć o niej czegoś więcej. Mówią, że wyjechała ze Szwecji parę lat temu i nikt nie wie, gdzie teraz jest.

– To brzmi tak, jakbyś coś znalazła, Åsa. Masz tu samochód?

Åsa kiwnęła głową.

– Stoi na parkingu. Jedziemy do Djursholm?

– Natychmiast. Dokończymy rozmowę w samochodzie.

W samochodzie Åsa zapytała:

– Myślisz, że to on?

– Ma w każdym razie powód, by nienawidzić Waltera Petrusa – stwierdził Martin Beck. – Jeśli było tak, jak myślę. Petrus wykorzystał córkę ogrodnika w swoich filmach, a kiedy jej ojciec się o tym dowiedział, nie był zachwycony. Ile ona ma lat?

– Teraz dziewiętnaście. Ale filmy są sprzed czterech lat, więc miała tylko piętnaście, kiedy zostały nakręcone.

Po chwili milczenia Åsa zagadnęła:

– A jeśli było na odwrót?

– Co masz na myśli?

– Że ojciec ją zachęcał, żeby grała w tych filmach, żeby dostać od Petrusa pieniądze.

– Sygerujesz, że mógł sprzedać własną córkę. Uch, Åsa, masz kosmatą wyobraźnię po obejrzeniu tego chłamu.

Zaparkowali samochód przy krawężniku i weszli przez furtkę na posesję sąsiadującą z posiadłością Petrusów. W betonowych słupkach nie było fotokomórek.

Szeroka żwirowana ścieżka prowadziła na lewo wzdłuż żywopłotu do garażu i otynkowanego na żółto parterowego domu. Między domem i garażem stał niższy budynek, prawdopodobnie coś w rodzaju warsztatu lub szopy na narzędzia.

– On na pewno mieszka tam. – Åsa wskazała kierunek i poszli w stronę żółtego domu.

Ogród wydawał się ogromny, a główny budynek, który widzieli wchodząc przez furtkę, zasłaniały teraz w całości wysokie drzewa.

Hellström słyszał widocznie ich kroki na ścieżce przez otwarte drzwi szopy. Stanął w progu i patrzył na nich wyczekująco.

Wyglądał na około czterdzieści pięć lat, był wysoki i mocno zbudowany. Stał zupełnie nieruchomo, z rozstawionymi nogami i lekko przygarbiony.

Oczy miał niebieskie, przymrużone, a rysy twarzy grube i posępne. Jego ciemne kręcone włosy były przyprószone siwizną, a krótkie baczki prawie białe. W ręce trzymał hebel, a na brudnym niebieskim kombinezonie miał trochę wiórów jasnego drewna.

– Przeszkodziliśmy panu w pracy, panie Hellström – zauważyła Åsa.

Mężczyzna wzruszył ramionami i spojrzał w głąb pomieszczenia.

– Nie – odrzekł. – Tylko heblowałem listwy. Mogą poczekać.

– Chcieliśmy chwilę porozmawiać – wyjaśnił Martin Beck. – Jesteśmy z policji kryminalnej.

– Był tu już jeden policjant – odparł Hellström. – Nie sądzę, bym miał coś więcej do powiedzenia.

Åsa pokazała legitymację, ale Hellström odwrócił się i poszedł odłożyć hebel na stół roboczy za drzwiami. Åsa schowała dokument, na który nawet nie spojrzał.

– Niewiele mogę powiedzieć o dyrektorze Petrusie – rzekł Hellström. – Prawie go nie znałem, byłem tylko jego pracownikiem.

– Ma pan córkę, prawda? – zapytał Martin Beck.

– Tak, ale już tu nie mieszka – odpowiedział Hellström.

Stał do nich bokiem, szukając czegoś wśród narzędzi leżących na stole.

– Chętnie byśmy trochę o niej pomówili – oznajmił Martin Beck. – Czy moglibyśmy gdzieś przejść, by spokojnie porozmawiać?

– Możemy wejść do mnie – rzekł Hellström. – Tylko zdejmę kombinezon.

Åsa i Martin czekali, kiedy mężczyzna zdejmował strój roboczy i wieszał go na haku w ścianie. Pod spodem miał niebieskie dżinsy i czarną koszulę z podwiniętymi rękawami. Wokół bioder miał szeroki skórzany pas z masywną sprzączką w kształcie końskiej podkowy.

Przestało padać, ale ciężkie krople spadały z pluskiem przez gałęzie dużego kasztanowca rosnącego przy ścianie szczytowej domu.

Drzwi wejściowe nie były zamknięte na klucz. Hellström otworzył je i zaczekał na schodkach, a Åsa i Martin Beck weszli do sieni. Potem zaprowadził ich do pokoju.

Pokój nie był duży i przez uchylone drzwi mogli zajrzeć do sypialni. Oprócz małej kuchni, którą widzieli z sieni, w domu nie było więcej pomieszczeń.

Kanapa i dwa różne fotele zajmowały prawie cały pokój. W rogu stał stary telewizor, a przy jednej ze ścian biblioteczka domowej roboty, do połowy wypełniona książkami.

Kiedy Åsa usiadła na kanapie, a Hellström znikł w kuchni, Martin Beck przeczytał tytuły na grzbietach. Było tam trochę klasyków, między innymi Dostojewski, Balzac i Strindberg, oraz zdumiewająco dużo poezji – kilka antologii i pozycje z klubu książki, a także sporo broszurowych wydań takich autorów jak Nils Ferlin, Elmer Diktonius i Edith Södergran.

Hellström odkręcił wodę w kuchni i po chwili stanął w drzwiach, wycierając ręce w brudny ręcznik.

– Zrobić herbaty? Tylko tym mogę poczęstować. Sam nie piję kawy, więc nie mam jej w domu.

– Proszę sobie nie robić kłopotu – uznała Åsa.

– Sam chciałem się napić – wyjaśnił Hellström.

– W takim razie my też – zadeklarowała Åsa.

Hellström wyszedł do kuchni, a Martin Beck usiadł w jednym z foteli.

Na stoliku przy kanapie leżała otwarta książka. Martin Beck odwrócił ją i spojrzał na okładkę. Kazanie do psów Ralfa Parlanda.

Ogrodnik Waltera Petrusa miał niewątpliwie dobry i wyrobiony gust literacki.

Hellström postawił na stoliku cukiernicę, kubki i karton mleka, znów wyszedł do kuchni i wrócił po chwili z imbrykiem. Usiadł w drugim fotelu i wyjął z kieszeni dżinsów paczkę papierosów i pudełko zapałek. Kiedy zapalił papierosa, nalał herbaty do kubków i zagaił:

– Mówiliście, że chcecie porozmawiać o mojej córce. Czy coś jej się stało?

– Nic, o czym byśmy wiedzieli – uspokajał Martin Beck. – Gdzie ona teraz jest?

– Kiedy ostatni raz się odezwała, była w Kopenhadze – przekazał Hellström.

– Co ona tam robi? – zapytała Åsa. – Pracuje?

– Nie wiem dokładnie – migał się Hellström, patrząc na papierosa w swoich opalonych palcach.

– Kiedy to było? – spytał Martin Beck. – Wtedy, kiedy się odezwała?

Hellström zwlekał z odpowiedzią.

– Ona właściwie wcale nie dała znaku życia – rzekł. – Ale ja tam byłem i spotkałem ją jakiś czas temu. Na wiosnę.

– I czym się wtedy zajmowała? – spytała Åsa. – Spotkała tam jakiegoś chłopaka?

Hellström gorzko się uśmiechnął.

– Można tak powiedzieć. Niejednego, ściśle mówiąc.

– Chce pan powiedzieć, że…

– Tak, jest dziwką – przerwał jej w pół zdania. Prawie splunął tym słowem, po czym mówił dalej:

– Wystaje na ulicy, innymi słowy. Z tego się utrzymuje. Tamtejsza opieka społeczna pomogła mi ją znaleźć, a ona była już na samym dnie i nie chciała mnie znać. Próbowałem ją przekonać, by wróciła ze mną do domu, ale odmówiła.

Umilkł na chwilę, wodząc palcem po papierosie.

– Ma już prawie dwadzieścia lat, więc nikt nie może jej zabronić żyć własnym życiem – podsumował.

– Pan sam ją wychowywał, prawda?

Martin Beck milczał, pozwalając Åsie prowadzić rozmowę.

– Tak, moja żona umarła, kiedy Kiki miała zaledwie miesiąc. Wtedy nie mieszkaliśmy tutaj, tylko w mieście.

Åsa kiwnęła głową, a on mówił dalej:

– Mona odebrała sobie życie, a doktor powiedział, że to z powodu jakiejś depresji poporodowej. Nic z tego nie rozumiałem. Zwróciłem oczywiście uwagę, że była przygnębiona, ale myślałem, że to dlatego, że martwi się o pieniądze, o przyszłość i w ogóle, odkąd mamy dziecko.

– Gdzie pan wtedy pracował? – zainteresowała się Åsa.

– Byłem grabarzem. Miałem dwadzieścia trzy lata, ale nie zdobyłem żadnego wykształcenia. Mój ojciec był pracownikiem zakładu oczyszczania, śmieciarzem, inaczej mówiąc, a mama sprzątała tu i tam. Co do mnie, nie było mowy o niczym innym jak praca, kiedy tylko skończę szkołę podstawową. Pracowałem jako goniec, magazynier i takie tam zajęcia. Żyliśmy biednie, miałem młodsze rodzeństwo i potrzeba było pieniędzy.

– Jak został pan ogrodnikiem?

– Pracowałem jako parobek w ogrodzie warzywnym w Svartsjölandet. Właściciel był porządnym człowiekiem i wziął mnie na ucznia. Zapłacił też za mój kurs prawa jazdy. Miał ciężarówkę, którą woziłem warzywa i owoce na rynek w Klara.

Hellström zaciągnął się papierosem i zgasił go w popielniczce.

– Jak dał pan radę sam zajmować się dzieckiem i jednocześnie pracować? – zaciekawiła się Åsa.

Martin Beck pił herbatę i przysłuchiwał się rozmowie.

– Dawałem radę – odparł Hellström. – Kiedy była mała, brałem ją wszędzie ze sobą, a potem, kiedy zaczęła szkołę, musiała sobie radzić sama popołudniami. Nie było to już oczywiście dobre wychowanie, ale nie miałem wyboru.

Wypił parę łyków herbaty i dodał z goryczą:

– Skutki wyszły potem.

– Kiedy trafił pan tutaj, do Djursholm? – zadała kolejne pytanie Åsa.

– Dostałem tę pracę dziesięć lat temu. Darmowe mieszkanie za doglądanie ogrodu. A potem znalazłem pracę jako ogrodnik w kilku innych miejscach, więc dosyć dobrze sobie radziliśmy. Myślałem, że to środowisko będzie dobre dla Kiki, szkoła i koleżanki. Ale nie zawsze było jej łatwo. Wszyscy w klasie mieli bogatych rodziców i mieszkali w pięknych dużych willach, a ona wstydziła się tego, jak jest u nas. Nigdy nie zapraszała nikogo do domu.

– Petrusowie mają córkę mniej więcej w tym samym wieku. Jaka była relacja między nimi? Byliście sąsiadami.

Hellström wzruszył ramionami.

– Nawet chodziły do tej samej klasy. Ale nie spotykały się poza szkołą. Córka Petrusów patrzyła na Kiki z góry. Cała rodzina zresztą też.

– Był pan także szoferem Petrusa?

– To właściwie nie była moja praca, ale często woziłem go samochodem. Kiedy rodzina Petrusów się tu przeprowadziła, zostałem zatrudniony jako ogrodnik i nigdy nie było mowy o pracy szofera. Dostawałem natomiast trochę pieniędzy ekstra za zajmowanie się samochodami.

– Dokąd zwykle pan woził dyrektora Petrusa?

– Do biura albo kiedy miał jakieś sprawy w mieście. I czasami, kiedy on i żona jechali na przyjęcie.

– Czy zawiózł go pan kiedyś do Rotebro?

– Kilka razy. Może trzy albo cztery.

– Co pan sądził o dyrektorze Petrusie?

– Nie zastanawiałem się nad tym. Był po prostu jednym z moich pracodawców.

Åsa spytała po chwili namysłu:

– Pracował pan dla niego przez sześć lat, prawda?

Hellström skinął głową.

– Tak, mniej więcej. Odkąd zbudowali tutaj willę.

– To musiał pan dość dużo z nim rozmawiać, na przykład w samochodzie.

Hellström pokręcił głową.

– Nigdy nie rozmawialiśmy w samochodzie. Poza tym tylko o tym, co trzeba zrobić w ogrodzie i o takich sprawach.

– Czy wiedział pan, jakie filmy robi dyrektor Petrus?

– Nie widziałem żadnego z jego filmów. Bardzo rzadko chodzę do kina.

– Czy wiedział pan, że córka wystąpiła w jednym z jego filmów?

Hellström pokręcił głową.

– Nie – odrzekł krótko.

Åsa patrzyła na niego, ale unikał jej wzroku. Po chwili zapytał:

– Jako statystka?

– Zagrała w filmie pornograficznym – wyjaśniła Åsa.

Hellström rzucił jej szybkie spojrzenie i zaprzeczył:

– Nie, nie wiedziałem.

Åsa patrzyła na niego przez chwilę, po czym stwierdziła:

– Musiał pan być bardzo związany z córką. Pewnie bardziej niż większość ojców. A ona z panem. Mieliście przecież tylko siebie.

Hellström skinął głową.

– Tak, mieliśmy tylko siebie. Przynajmniej kiedy była mała, żyłem tylko dla niej.

Wyprostował się i zapalił następnego papierosa.

– Ale teraz jest dorosła i robi, co chce. Nie będę już próbował wtrącać się w jej życie.

– Co pan robił tamtego ranka, kiedy dyrektor Petrus został zamordowany?

– Chyba byłem tutaj – zastanawiał się Hellström.

– Pan wie, o jaki dzień chodzi, czwartek szóstego czerwca?

– Przeważnie jestem tutaj i wcześnie zaczynam pracę. Więc tamten dzień był chyba taki sam jak inne.

– Czy ktoś może poświadczyć, że pan tu był? Na przykład ktoś z pana pracodawców?

– Nie wiem. Mam dość samodzielną pracę, robię tylko to, co jest do zrobienia, i nikt nie pilnuje kiedy. Zwykle jednak zaczynam koło ósmej.

Po chwili dodał:

– To nie ja go zabiłem. Nie miałem powodu.

– Może nie – zaczął Martin Beck. – Ale byłoby dobrze, gdyby ktoś mógł potwierdzić, że był pan tutaj rano szóstego czerwca.

– Nie wiem, kto by mógł. Mieszkam sam i jeśli nie jestem w ogrodzie, spędzam zwykle czas w warsztacie. Zawsze jest coś do zrobienia.

– Może jednak byśmy porozmawiali z pana pracodawcami i innymi osobami, które mogły pana widzieć – rzekł Martin Beck. – Dla pewności.

Hellström wzruszył ramionami.

– To było tak dawno – ocenił. – Nawet ja nie pamiętam, co robiłem ukurat tamtego ranka.

– Nie, to pewnie nie takie proste – zgodził się Martin Beck.

– Co się zdarzyło w Kopenhadze, kiedy spotkał pan córkę? – zapytała Åsa.

– Nic szczególnego – odparł Hellström. – Mieszkała w małym mieszkaniu i przyjmowała tam klientów. Tak to wprost oświadczyła. Plotła coś o filmie, w którym miała zagrać, i powiedziała, że to jest tylko zajęcie tymczasowe i że nie ma nic przeciw byciu dziwką, bo na tym dobrze się zarabia. Wierzyła jednak, że wkrótce z tym skończy, jak tylko dostanie rolę w tym filmie. Obiecała, że napisze, ale dotąd nie mam od niej żadnej wiadomości. To wszystko. Spławiła mnie po godzinie, oznajmiła, że nie chce wracać do domu i że nie ma sensu, żebym znów do niej przyjeżdżał. A ja nie zamierzam. Dla mnie jest stracona na zawsze. Teraz trzeba się tylko z tym pogodzić.

– Kiedy wyprowadziła się z domu?

– Jak tylko skończyła szkołę. Zamieszkała ze znajomymi w mieście. Przyjeżdżała tu czasem mnie odwiedzić. Niezbyt często. Potem znikła na dobre, a ja dowiedziałem się po pewnym czasie, że jest w Kopenhadze.

– Wiedział pan o jej związku z dyrektorem Petrusem?

– Związku? Nie, tam nie było żadnego związku. Może dostała robotę w jakimś filmie, ale poza tym była dla niego tylko córką ogrodnika. Jak zresztą dla całej rodziny. Rozumiem, że nie chciała dłużej mieszkać w tej dzielnicy snobów, gdzie wszyscy patrzą z pogardą na tego, kto nie ma pieniędzy.

– Wie pan może, czy ktoś jest u nich w domu? – zastanawiał się Martin Beck. – Może poszedłbym spytać, czy ktoś widział pana tamtego ranka.

– Nie wiem, czy są w domu – odrzekł Hellström – ale może pan sprawdzić. Choć nie sądzę, by zwracali uwagę na to, co robię.

Martin Beck mrugnął do Åsy i wstał. Åsa dolała herbaty sobie i Hellströmowi i rozsiadła się wygodnie na kanapie.

Pani Petrus była w domu i na pytanie Martina Becka odpowiedziała, że naprawdę nie interesuje się tym, gdzie jest ogrodnik, dopóki robi to, czego się od niego oczekuje. Poza tym nie pracował tylko dla nich, lecz także dla innych domów i przychodził i odchodził, kiedy chciał.

Martin Beck przeszedł przez ogród do domu Hellströma. Wiedział, że Åsa jest dobra w rozmawianiu z ludźmi, i pomyślał, że lepiej sobie poradzi z Hellströmem bez niego.

Zajrzał do garażu.

Byl pusty, nie licząc kilku zapasowych opon, zwiniętego gumowego węża i dwudziestopięciolitrowego kanistra na benzynę.

Drzwi do warsztatu były uchylone, więc otworzył je szerzej i wszedł do środka.

Listwa, nad którą pracował Hellström, tkwiła przykręcona do stołu stolarskiego. Przy jednej ścianie stały różne sprzęty ogrodnicze, a nad stołem roboczym wisiały na kołkach i hakach narzędzia. Tuż przy drzwiach stała kosiarka do trawy, a dalej oparte o ścianę szyby do szklarni w świeżo pomalowanych ramach.

Martin Beck stanął przy stole i przejechał czubkiem palca wskazującego po świeżo heblowanej, gładkiej powierzchni drewnianej listwy, kiedy dostrzegł nagle jakiś przedmiot na wpół ukryty w kącie za stertą plastikowych czarnych worków.

Podszedł i wyciągnął go.

Kwadratowa krata z kutego żelaza z czterema ośmiokątnymi prętami przylutowanymi do mocnej ramy. Szeroka przestrzeń w środku i dwie nierówności w ramie wskazywały na to, że powinno być ich pięć.

Wziął kratę i wrócił do domu Hellströma.

Åsa siedziała z kubkiem herbaty w ręce i rozmawiała z ogrodnikiem, kiedy Martin Beck wszedł do pokoju. Gdy zobaczyła, co trzyma w rękach, umilkła.

Hellström odwrócił się i spojrzał aa Martina Becka, a potem na kratę.

– Znalazłem to w warsztacie – oznajmił Martin Beck.

– To z tamtego starego domu, który zburzono, kiedy Petrus miał zbudować swoją willę – odezwał się Hellström. – Była w piwnicznym oknie. Pomyślałem, że może się przydać, więc ją zostawiłem.

– No i się przydała – stwierdził Martin Beck.

Hellström nie odpowiedział. Odwrócił się do stołu i starannie zgasił papierosa.

– Brakuje jednego pręta – rzekł Martin Beck.

– Zawsze brakowało – odparł Hellström.

Åsa wstała, a Martin Beck zaprzeczył:

– Nie sądzę. Najlepiej będzie, jeśli pójdzie pan z nami i spróbujemy to wyjaśnić.

Hellström przez chwilę siedział bez ruchu. Potem wstał, wyszedł do sieni i włożył kurtkę. Pierwszy wyszedł przez furtkę i czekał spokojnie przy samochodzie, kiedy Martin Beck wkładał kratę do bagażnika.

Usiadł na tylnym siedzeniu obok Martina Becka, a Åsa za kierownicą.

Żadne z nich nie powiedziało nawet słowa w drodze na komendę.

Загрузка...