SIERPIEŃ

Dezintegracja

1 sierpnia, wtorek

56 kg Jedn. alkoholu 3, papierosy 40 (ale bez zaciągania, żeby móc wypalić więcej), kalorie 450 (nie mogę jeść), telefony pod 1471: 14, zdrapki 7.

5 rano.

Świat się wali. Mój facet sypia z opaloną olbrzymką. Moja matka sypia z Portugalczykiem. Jeremy sypia z paskudną zdzirą. Książę Karol sypia z Camillą Parker-Bowles. Nie wiem już, w co mam wierzyć ani czego się trzymać. Chciałabym zadzwonić do Daniela w nadziei, że wszystkiemu zaprzeczy, w wiarygodny sposób wyjaśni obecność nagiej walkirii – młodsza siostra, zaprzyjaźniona sąsiadka ocalała z powodzi czy coś w tym rodzaju – i wszystko będzie dobrze. Ale Tom przykleił mi do telefonu kartkę z napisem: „Nie dzwoń do Daniela, bo będziesz tego żałować”. Powinnam była przenocować u Toma jak proponował. Czuję się okropnie, siedząc tu sama w środku nocy, paląc papierosa za papierosem i pochlipując jak obłąkana. Jeszcze Dan z dołu to usłyszy i wezwie pogotowie psychiatryczne. Boże, co jest ze mną nie tak? Dlaczego nic mi się nie układa? Dlatego, że jestem za gruba. Mam ochotę znów zadzwonić do Toma, ale rozmawiałam z nim zaledwie 45 minut temu. Przeraża mnie myśl o pójściu do pracy. Po konfrontacji na dachu nie powiedziałam do Daniela ani słowa. Zadarłam nos do góry, prześliznęłam się obok niego, wymaszerowałam na ulicę, wsiadłam do samochodu i odjechałam. Pojechałam do Toma, który wlał mi wódkę prosto do gardła, a sok pomidorowy i sos Worcester dodał potem. Po powrocie do domu zastałam na sekretarce trzy wiadomości od Daniela, żebym zadzwoniła. Nie zadzwoniłam, idąc za radą Toma, który przypomniał mi, że jedyny sposób, aby wygrać z mężczyzną, to traktować go naprawdę paskudnie. Dawniej uważałam, że Tom jest cyniczny i nie ma racji, ale byłam dobra dla Daniela i jak na tym wyszłam? O Boże, ptaki zaczęły już śpiewać. Za trzy i pół godziny muszę wyjść do pracy. Nie dam rady. Na pomoc. Nagle mnie oświeciło: zadzwonię do mamy.

10 rano.

Mama była wspaniała.

– Kochanie – powiedziała. – Wcale mnie nie obudziłaś. Właśnie wychodzę do studia. Jak mogłaś doprowadzić się do takiego stanu z powodu głupiego faceta? Mężczyźni są egoistycznymi niewolnikami swoich popędów i nie ma z nich żadnego pożytku. Tak, ciebie też to dotyczy, Julio. Weź się w garść, kochanie. Zdrzemnij się trochę. Kiedy pójdziesz do pracy, masz wyglądać zabójczo. Nie pozostaw nikomu, zwłaszcza Danielowi, najmniejszych wątpliwości, że z nim skończyłaś i odkrywasz, jakie cudowne jest życie bez tego nadętego, rozwiązłego starego pryka, który tobą pomiatał, a zaraz poczujesz się lepiej.

– A jak ty się czujesz, mamo? – spytałam, myśląc o tym, że tata przyjechał do Uny z azbestową wdową Penny Husbands-Bosworth.

– Miło, że o to pytasz, kochanie. Żyję w straszliwym stresie.

– Mogę ci jakoś pomóc?

– A wiesz, że tak – odparła już weselszym tonem. – Czy ktoś z twoich znajomych ma numer telefonu Lisy Leeson? No wiesz, żony Nicka Leesona [9]? Od dawna próbuję ją namierzyć. Byłaby idealna do Ponownie wolnej.

– Chodziło mi o tatę, nie o telewizję – syknęłam.

– O tatę? Nie mam stresów z powodu taty. Nie bądź niemądra, kochanie.

– Ale to przyjęcie… i pani Husbands-Bosworth…

– Och, to było przezabawne. Zrobił z siebie kompletnego osła, próbując wzbudzić we mnie zazdrość. I czy ona nie ma lustra? Wyglądała jak chomik. Mniejsza z tym, muszę kończyć, jestem okropnie zajęta. Zastanowisz się, kto może mieć telefon Lisy? Podam ci mój bezpośredni numer, kochanie. I przestań się mazgaić.

– Och, mamo, kiedy muszę pracować z Danielem…

– Odwrotnie, kochanie. To on musi pracować z tobą. Daj mu popalić, maleńka. – (Boże, nie wiem, z kim mama się zadaje.) – Zresztą myślałam już o tym. Najwyższy czas, żebyś rzuciła to głupie wydawnictwo, gdzie nie masz żadnej przyszłości i nikt cię nic docenia. Zacznij pisać wymówienie, dziecino. Tak jest, kochanie, załatwię ci posadę w telewizji.

Wychodzę do pracy w garsonce i z błyszczykiem na ustach, wyglądając jak cholerna Ivana Trump.


2 sierpnia, środa

56 kg, obwód uda 46 cm, jedn. alkoholu 3 (ale b. czyste wino), papierosy 7 (ale bez zaciągania), kalorie 1500 (wspaniale), herbaty O, kawy 3 (ale z prawdziwych ziaren, więc mniej pogłębiające cellulitis), w sumie jedn. kofeiny 4. Dam sobie radę. Zejdę do 54 kg i całkowicie uwolnię uda od cellulitis. Wtedy na pewno wszystko będzie dobrze. Rozpoczęłam intensywny program detoksykacji: żadnej herbaty, żadnej kawy, żadnego alkoholu, żadnej białej mąki, żadnego mleka i co to było? Nie pamiętam. Może żadnych ryb. Trzeba codziennie rano masować skórę na sucho przez pięć minut, potem wziąć piętnastominutową kąpiel z dodatkiem antycellulitisowych olejków aromatycznych i siedząc w wannie, ugniatać cellulitis jak ciasto, a potem wmasować w cellulitis antycellulitisowy krem.

Ta ostatnia rzecz mnie zastanawia – czy antycellulitisowy krem wsiąka w cellulitis przez skórę? A jeśli tak, to czy smarując się samoopalaczem, opalasz sobie również cellulitis? Albo krew? Albo naczynia limfatyczne? Fuj. W każdym razie… (Papierosy. To było to. Żadnych papierosów. Trudno, już za późno. Zacznę od jutra.)


3 sierpnia, czwartek

55,5 kg, obwód uda 46 cm (jaki to ma, do diabła, sens), jedn. alkoholu O, papierosy 25 (wspaniale w tych okolicznościach), negatywne myśli ok. 445 na godzinę, pozytywne myśli 0. Stan psychiczny znów bardzo zły. Nie mogę znieść myśli, że Daniel jest z inną kobietą. Głowa pełna ohydnych wizji, jak robią razem różne rzeczy. Dzięki planom schudnięcia i zmiany osobowości utrzymywałam się przez dwa dni na powierzchni, aby teraz wpaść w prawdziwą otchłań rozpaczy. Uświadomiłam sobie, że była to tylko skomplikowana forma zaprzeczenia. Wierzyłam, że mogę w krótkim czasie całkowicie się zmienić i w ten sposób anulować fakt bolesnej i upokarzającej zdrady Daniela, ponieważ zdarzyła mi się w poprzednim wcieleniu i nigdy się nie zdarzy mojemu nowemu, ulepszonemu ja. Niestety, teraz wiem, że w całej tej zabawie w zimną, nieprzystępną, przesadnie wymalowaną księżniczkę na antycellulitisowej diecie chodziło o to, żeby Daniel zrozumiał swój błąd. Tom ostrzegał mnie przed tym, mówiąc, że dziewięćdziesiąt procent operacji plastycznych robią sobie kobiety porzucone przez mężów dla młodszych kochanek. Odparłam, że olbrzymka z dachu nie była młodsza, tylko wyższa, ale Tom stwierdził, że to bez znaczenia. Grr! W pracy Daniel przesyłał mi komputerowe wiadomości typu: „Musimy porozmawiać” itd., które starannie ignorowałam. Ale im więcej ich było, tym bardziej rosła we mnie złudna nadzieja. Wyobrażałam sobie, że moja strategia skutkuje, Daniel zrozumiał, że popełnił straszliwy, straszliwy błąd, dopiero teraz pojął, jak bardzo mnie kocha, i olbrzymka z dachu to przeszłość.

Dziś wieczorem złapał mnie w drzwiach, gdy wychodziłam.

– Kochanie, proszę, naprawdę musimy porozmawiać.

Jak idiotka poszłam z nim do amerykańskiego baru w Savoyu i dałam mu się zmiękczyć szampanem oraz: „Czuję się okropnie, tęsknię za tobą, bla-bla-bla”. Po czym, gdy tylko wydobył ze mnie wyznanie: „Och, Daniel, ja też za tobą tęsknię”, zrobił się protekcjonalny i sztywny i powiedział:

– Widzisz, Suki i ja…

– Suki? Raczej Sruki – prychnęłam, pewna, że zaraz powie:.Jesteśmy rodzeństwem”, „kuzynami”, „zaciekłymi wrogami” albo „to przeszłość”. Ale Daniel zrobił obrażoną minę.

– Och, nie umiem tego wyjaśnić – mruknął. – To coś wyjątkowego.

Wytrzeszczyłam oczy, zdumiona tą bezczelną woltą.

– Przykro mi, skarbie – dodał, wyjmując kartę kredytową i kiwając na kelnera – ale się z nią żenię.


4 sierpnia, piątek

Obwód uda 46 cm, negatywne myśli 600 na minutę, ataki paniki 4, ataki płaczu 2 (ale w toalecie i pamiętałam, żeby zabrać maskarę), zdrapki 7. W pracy, w toalecie na trzecim piętrze. To po prostu… po prostu nie do zniesienia. Co mnie, do diabła, podkusiło, żeby wdać się w romans z szefem? Nie mogę wytrzymać w wydawnictwie. Daniel ogłosił swoje zaręczyny z olbrzymką i ludzie z działu sprzedaży, których w ogóle nie posądzałam o to, że o nas wiedzą, wydzwaniają do mnie z gratulacjami i muszę im tłumaczyć, że to nie ja jestem szczęśliwą wybranką. Wciąż wspominam, jak romantycznie było na początku: te komputerowe liściki i schadzki w windzie. Słyszałam, jak Daniel umawiał się przez telefon ze Sruki i powiedział spłoszonym tonem: „Jak dotąd nie najgorzej”. Domyśliłam się, że mówi o mojej reakcji, jakby się bał, że zabiję jego i siebie. Poważnie zastanawiam się nad liftingiem.


8 sierpnia, wtorek

57 kg, jedn. alkoholu 7 (hłe, hłe), papierosy 29 (chi, chi), kalorie 5 milionów, negatywne myśli O, myśli w ogóle 0. Zadzwoniłam do Jude i powiedziałam jej o tragedii z Danielem. Była wstrząśnięta, natychmiast ogłosiła stan alarmowy i powiedziała, że zadzwoni do Sharon i umówi nas na dziewiątą. Wcześniej nie może, bo ma się spotkać z Podłym Richardem, który wreszcie zgodził się pójść na terapię par.

2 w nocy.

Brdzo kręci w głowie ale dobrzabawa. Auć. Pzewróciłm się.


9 sierpnia, środa

58 kg (ale dla dobra sprawy), obwód uda 40 cm (cud albo błąd pomiaru spowodowany kacem), jedn. alkoholu O (ale organizm nadal pije jednostki z wczoraj), papierosy O (yyy…).

8 rano.

Uch! Fizycznie czuję się fatalnie, ale wczorajsze wyjście bardzo podniosło mnie na duchu. Jude była wściekła jak wszyscy diabli, bo Podły Richard nie przyszedł na terapię par.

– Terapeutka pomyślała, że uroiłam sobie, że mam chłopaka, i że jestem żałosna.

– I co było dalej? – zapytałam współczująco, tłumiąc w sobie nielojalny podszept szatana, który mówił: „I miała rację”.:

– Powiedziała, że musimy porozmawiać o moich o problemach, które nie mają związku z Richardem.

– Kiedy ty nie masz problemów, które nie mają związku z Richardem – zauważyła Sharon.

– Wiem. Powiedziałam jej tak, a ona na to, że mam problem z określaniem granic i wzięła ode mnie pięćdziesiąt pięć funtów.

– Dlaczego nie przyszedł? – spytała Sharon. – Mam nadzieję, że sadystyczny drań przynajmniej ci się wytłumaczył.

– Stwierdził, że nie mógł się wyrwać z pracy – odparła Jude. – Powiedziałam mu: „Posłuchaj, nie masz monopolu na lęk przed zaangażowaniem. Ja też odczuwam lęk przed zaangażowaniem. Jeśli się szybko nie uporasz ze swoim lękiem, będziesz miał do czynienia z moim, a wtedy może być już za późno.

– Odczuwasz lęk przed zaangażowaniem? – spytałam zaintrygowana, natychmiast pomyślawszy, że może ja też go odczuwam.

– Pewnie, że odczuwam lęk przed zaangażowaniem – warknęła Jude. – Tylko że nikt tego nie dostrzega, bo przesłania go lęk Richarda. Powiem więcej, mój lęk przed zaangażowaniem jest dużo głębszy niż jego.

– No właśnie – wtrąciła Sharon. – Ale ty nie obnosisz się z tym lękiem jak każdy cholerny facet powyżej dwudziestego roku życia.

– O tym właśnie mówię – prychnęła Jude, próbując zapalić kolejnego Silk Cuta zacinającą się zapalniczką.

– Cały cholerny świat odczuwa lęk przed zaangażowaniem – ryknęła Sharon gardłowym głosem a la Clint Eastwood. – Żyjemy w kulturze trzyminutowej. W globalnym kryzysie koncentracji uwagi. To typowe dla mężczyzn, że anektują światowy trend, robią z niego męskie narzędzie służące odrzucaniu kobiet i czują się z tego powodu mądrzy, a my głupie. To nic innego, jak popapranie emocjonalne.

– Dranie! – wrzasnęłam radośnie. – Zamówimy jeszcze jedną butelkę wina?

9 rano.

Kurczę. Właśnie zadzwoniła mama.

– Kochanie – powiedziała – Wiesz co? Good Afternoon! szuka reporterów. Sprawy bieżące, świetna praca. Rozmawiałam z Richardem Finchem, redaktorem programu, i powiedziałam mu o tobie. Skłamałam, że skończyłaś nauki polityczne. Nie martw się, kochanie, będzie zbyt zajęty, żeby to sprawdzić. Chce, żebyś przyszła w poniedziałek na pogawędkę.

W poniedziałek. O Boże, mam tylko pięć dni, żeby dowiedzieć się czegoś o polityce.


12 sierpnia, sobota

58,5 kg (nadal dla dobra sprawy), jedn. alkoholu 3 (bdb), papierosy 32 (b.b. źle, zwłaszcza że miałam dziś rzucić), kalorie (db), zdrapki 4 (nieźle), liczba przeczytanych poważnych artykułów o polityce 1,5, telefony pod 1471: 22 (db), minuty spędzone na odbywaniu w wyobraźni ostrych rozmów z Danielem -20 (bdb), minuty spędzone na wyobrażaniu sobie, że Daniel błaga mnie, żebym do niego wróciła 90 (wspaniale). Będę pozytywnie nastawiona do wszystkiego i odmienię swoje życie: zgłębię arkana polityki, definitywnie rzucę palenie i zbuduję nietoksyczny związek z dorosłym mężczyzną.

8.30 rano.

Jeszcze nie zapaliłam. Świetnie. Cały dzień bez papierosa. Wspaniale. Ciekawe, czy listonosz przyniósł coś miłego?

8.45.

Uch! Ohydne pismo z ubezpieczalni z żądaniem zapłacenia 1452 funtów. Za co? Jakim cudem? Nie mam 1452 funtów. O, Boże, muszę zapalić, żeby uspokoić nerwy. Nie, nie wolno mi. Nie wolno mi.

8.47.

Zapaliłam. Ale dzień bez papierosa nie zaczyna się oficjalnie, dopóki się nie ubiorę. Nagle zaczęłam myśleć o moim dawnym chłopaku, Peterze, z którym byłam w nietoksycznym związku przez siedem lat, dopóki go nie rzuciłam z ważnych, bolesnych powodów, których już nie pamiętam. Od czasu do czasu – na ogół kiedy nie kim jechać na wakacje – dzwoni do mnie i mówi, że chce się ze mną ożenić. Zanim się zorientowałam, doszłam do wniosku, że Peter jest rozwiązaniem. Dlaczego mam być nieszczęśliwa i samotna, skoro Peter chce być ze mną? Szybko znalazłam jego numer, zadzwoniłam i zostawiłam mu wiadomość na sekretarce – tylko prośbę o telefon, nie cały plan spędzenia z nim reszty życia.

1.15 po południu.

Peter nie oddzwonił. Budzę odrazę we wszystkich facetach, nawet w Peterze.

4.45.

Niepalenie diabli wzięli. Peter wreszcie zadzwonił.

– Cześć, Pszczółko. – (Byliśmy Pszczółką i Bączkiem.) – I tak chciałem do ciebie zadzwonić. Mam dobrą nowinę. Żenię się.

Uch! Bardzo nieprzyjemne uczucie w okolicach trzustki. Eks-narzeczeni nie powinni się wiązać ani żenić z nikim innym. Mają żyć w celibacie do końca swoich dni, aby w każdej chwili można było do nich wrócić.

– Pszczółko? – odezwał się Bączek. – Bzzzzzzzz?

– Przepraszam – powiedziałam, opierając się bezwładnie o ścianę. – Właśnie zobaczyłam przez okno wypadek samochodowy.

Nie byłam zresztą w tej rozmowie potrzebna, bo Bączek truł przez dwadzieścia minut o cenie namiotów ogrodowych, a potem powiedział:

– Muszę kończyć. Gotujemy dziś wieczorem kiełbaski z dziczyzny z jagodami jałowca i oglądamy telewizję.

Uch! Wypaliłam całą paczkę Silk Cutów w akcie autodestrukcyjnej rozpaczy egzystencjalnej. Mam nadzieję, że oboje tak się utuczą, że trzeba ich będzie wyciągać przez okno dźwigiem.

5.45.

Żeby nie wpaść w otchłań samozwątpienia, usiłuję się skupić na wkuwaniu nazwisk członków gabinetu cieni. Nie znam wybranki Bączka, ale wyobrażam ją sobie jako wysoką chudą blondynę w typie olbrzymki z dachu, która wstaje codziennie o piątej rano, idzie na siłownię, naciera się solą, a potem cały dzień kieruje międzynarodowym bankiem handlowym, nie rozmazując sobie mascary. Uświadamiam sobie ze wstydem, że przez wszystkie te lata byłam tak zadowolona z siebie dlatego, że to ja skończyłam z Peterem – a teraz on skutecznie kończy ze mną, żeniąc się z panną Walkirią Tyczką. Nasuwa mi się ponura, cyniczna refleksja, że miłosne cierpienia mają więcej wspólnego z urażoną dumą niż z poczuciem straty, oraz podrefleksja, że Fergy może być tak nieznośnie pewna siebie dlatego, że Andrew nadal chce ją odzyskać (póki nie ożeni się z inną, hłe, hłe).

6.45.

Zaczynałam oglądać dziennik, z notesem w pogotowiu, gdy do mieszkania wpadła moja matka obładowana reklamówkami.

– Kochanie – powiedziała, przepływając do kuchni – przyniosłam ci pyszną zupę i kilka moich eleganckich strojów na poniedziałek!

Miała na sobie jasnozieloną garsonkę, czarne rajstopy i szpilki. Wyglądała jak Cilia Black z Randki w ciemno.

– Gdzie są łyżki wazowe? – spytała, trzaskając drzwiami szafki. -Doprawdy, kochanie, co za bałagan! Obejrzyj te rzeczy, a ja tymczasem podgrzeję ci zupę.

Postanawiając zignorować fakt, że a) jest sierpień, b) piekielny upał, c) 6.15 i d) nie chcę żadnej zupy, zajrzałam ostrożnie do pierwszej reklamówki, w której było coś plisowanego, sztucznego i jaskrawożółtego w liściasty wzór.

– Eee, mamo… – zaczęłam, ale zadzwoniła jej torebka.

– To pewnie Julio. Tak, tak. – Notowała coś, przytrzymując komórkę ramieniem. – Tak, tak. Przymierz to, kochanie – syknęła. – Tak, tak. Tak. Tak.

Tak więc straciłam dziennik, a mama poszła na jakiś koktajl, zostawiwszy mnie w śliskiej zielonej bluzce, jaskrawoniebieskiej garsonce i z niebieskimi cieniami po same brwi.

– Nie bądź niemądra, kochanie – rzuciła mi na odchodnym. -Jeśli nie zrobisz czegoś ze swoim wyglądem, nigdy nie znajdziesz nowej pracy, nie mówiąc o nowym chłopaku!

Północ.

Po wyjściu mamy zadzwoniłam do Toma, który zabrał mnie do galerii Saatchi na wernisaż swojego kumpla z akademii, żebym przestała się zadręczać.

– Bridget – wymamrotał nerwowo, gdy znaleźliśmy się w tłumie grunge'owej młodzieży. – Wiesz, że nie wypada się śmiać z instalacji, prawda?

– Dobrze, dobrze – odparłam ponuro. – I tak nie jestem w nastroju do śmiechu.

Niejaki Gav powiedział nam „cześć”: na oko dwadzieścia dwa lata, seksowny, w krótkim T-shircie, który odsłaniał twardy jak deska do mięsa brzuch.

– To jest naprawdę, naprawdę, naprawdę niesamowite – mówił Gav. – Tak jakby skalana utopia z tymi naprawdę, naprawdę dobrymi echami jakby utraconej tożsamości narodowej. Cały podniecony zaprowadził nas przez wielką białą przestrzeń do rolki papieru toaletowego, która miała papier w środku, a karton na zewnątrz. Spojrzeli na mnie wyczekująco, a ja poczułam, że zaraz się rozpłaczę. Tom rozpływał się nad olbrzymią kostką mydła, w której odciśnięto kontur penisa. Gav gapił się na mnie.

– Rany, to naprawdę, naprawdę… – wyszeptał z czcią, gdy mrugałam oczami, usiłując powstrzymać łzy -…odlotowa reakcja.

– Muszę iść do łazienki – wypaliłam i przemknęłam biegiem obok sterty torebek na podpaski. Pod przenośną toaletą była kolejka, więc stanęłam na końcu, cała się trzęsąc. Nagle, kiedy już prawie dochodziłam do drzwi, ktoś położył mi dłoń na ramieniu. Był to Daniel.

– Bridge, co ty tu robisz?

– A jak myślisz? – warknęłam. – Przepraszam, spieszę się.

Wpadłam do kabiny i miałam już zrobić swoje, gdy dotarło do mnie, że jest to tylko odlew wnętrza toalety, opakowany próżniowo w plastik. Daniel wetknął głowę do środka.

– Bridge, nie siusiaj na instalację, dobrze? – powiedział i zamknął drzwi. Kiedy wyszłam, już go nie było. Nie widziałam też Gava, Toma ani nikogo znajomego. W końcu znalazłam prawdziwe toalety, usiadłam na sedesie i wybuchnęłam płaczem, myśląc o tym, że nie nadaję się już do życia w społeczeństwie i powinnam gdzieś wyjechać, póki ten stan nie minie. Tom czekał na mnie na zewnątrz.

– Chodź porozmawiać z Gavem – powiedział. – On naprawdę, naprawdę na ciebie leci. – Spojrzał na moją twarz. – O cholera. Odwiozę cię do domu.

To wszystko jest do chrzanu. Kiedy ktoś cię opuści, poza tym, że za nim tęsknisz, poza tym, że rozpada się cały ten mały świat, który razem stworzyliście, i że wszystko, co widzisz albo robisz, przypomina ci o tej osobie, najgorsza jest myśl, że była to próba jakości i teraz wszystkie części, z których się składasz, noszą stempel ODRZUT przystawiony przez kogoś, kogo kochasz. Czy to dziwne, że masz pewność siebie zleżałej kanapki z dworcowego bufetu?

– Spodobałaś się Gavowi – powiedział Tom.

– Gav to gówniarz. A poza tym spodobałam mu się wyłącznie dlatego, że myślał, że płaczę nad papierem toaletowym.

– W pewnym sensie nad nim płakałaś – odparł Tom. – Cholerny Daniel. Nie byłbym zaskoczony, gdyby facet okazał się osobiście odpowiedzialny za całą wojnę w Bośni.


13 sierpnia, niedziela

Bardzo ciężka noc. Jakbym nie miała dość zmartwień, kiedy próbowałam się uśpić lekturą nowego „Tatlera”, wyszczerzył z niego zęby cholerny Mark Darcy jako kawaler zaliczany do pięćdziesiątki najlepszych partii w Londynie; w artykule rozwodzili się nad tym, jaki jest bogaty i wspaniały. Uch! Z niezrozumiałych powodów okropnie mnie to zdołowało. Nieważne. Przestanę się nad sobą rozczulać i spędzę ranek, ucząc się na pamięć gazet. Południe. Przed chwilą zadzwoniła Rebecca z pytaniem, czy „dobrze się czuję”. Myśląc, że chodzi jej o Daniela, odparłam:

– No cóż, to bardzo przygnębiające.

– Moje biedactwo. Widziałam Petera wczoraj wieczorem…

– (Gdzie? Z jakiej okazji? Dlaczego ja nie byłam zaproszona?)

– …i opowiadał wszystkim, jak bardzo się zmartwiłaś wiadomością o jego ślubie. Jak sam twierdzi, jest to trudne.

Samotne kobiety rzeczywiście popadają z wiekiem w desperację… W okolicach lunchu nie byłam w stanie dłużej udawać, że wszystko jest w porządku. Zadzwoniłam do Jude, powiedziałam jej o Bączku, Rebecce, interview, mamie, Danielu oraz ogólnej depresji i umówiłyśmy się o drugiej w Jimmym Beezie na Krwawą Mary.

6 wieczorem.

Tak się szczęśliwie złożyło, że Jude czyta właśnie genialną książkę pt. Bogini w przeciętnej kobiecie. Dowiedziała się z niej, że w pewnych okresach życia wszystko idzie źle, nie wiesz, w którą stronę się odwrócić, i masz wrażenie, że jak w Star Trek wszędzie dookoła zamykają się stalowe drzwi. Musisz być wtedy bohaterką i nie tracić odwagi, nie pogrążać się w piciu ani w żalu nad sobą, a wszystko się ułoży. Większość greckich mitów i wiele kasowych filmów opowiada o ludziach, których życie poddaje ciężkim próbom, ale nie są mięczakami, tylko się trzymają, i dzięki temu wychodzą z tych prób zwycięsko. W książce jest również napisane, że radzenie sobie w tych ciężkich okresach przypomina schodzenie po spirali w kształcie stożkowatej muszli. Przy każdym skręcie trafiasz na punkt, który jest bardzo bolesny i trudny. To twój konkretny problem albo czułe miejsce. Kiedy znajdujesz się przy wąskim, spiczastym końcu spirali, trafiasz na ten punkt bardzo często, bo skręt jest mały, ale w miarę jak schodzisz w dół, trafiasz na ten trudny punkt coraz rzadziej, więc mijając go, nie powinnaś mieć wrażenia, że wróciłaś do punktu wyjścia. Kłopot w tym, że teraz, kiedy wytrzeźwiałam, nie jestem w stu procentach pewna, o czym Jude mówiła. Zadzwoniła mama i próbowałam porozmawiać z nią o tym, jak trudno jest być kobietą i w przeciwieństwie do mężczyzn mieć datę przydatności do reprodukcji, ale szybko mi przerwała:

– Och, doprawdy, kochanie. Wy, dzisiejsze dziewczęta, jesteście zbyt wybredne i romantyczne. Macie po prostu za duży wybór. Nie mówię, że nie kochałam taty, ale zawsze nam powtarzano, że zamiast bujać w obłokach, powinnyśmy „mało oczekiwać, dużo wybaczać”, l szczerze mówiąc, posiadanie dzieci wcale nie jest taką rewelacją. Nie bierz tego do siebie, kochanie, ale gdybym mogła jeszcze raz wybierać, nie jestem pewna, czy… Boże! Nawet moja własna matka żałuje, że się urodziłam.


14 sierpnia, poniedziałek

59,5 kg (pięknie – zmieniłam się w górę sadła akurat na interview, a do tego mam pryszcz), jedn. alkoholu O, papierosy dużo, kalorie 1575 (ale wymiotowałam, więc w rzeczywistości 3k.400). O Boże, jestem przerażona interview. Powiedziałam Perpetui, ze idę do ginekologa – mogłam powiedzieć, że do dentysty, ale nie wolno marnować okazji do dręczenia najbardziej wścibskiej baby na świecie. Jestem prawie gotowa, pozostało mi tylko dokończyć makijaż, przepowiadając sobie moją opinię na temat Tony'ego Blaira. O Boże, kto jest sekretarzem gabinetu cieni? Kurwa, kurwa. Czy to ktoś z brodą? Cholera: telefon. W głowie się nie mieści. Niewychowana nastolatka z irytującym południowolondyńskim zaśpiewem: „Cześć, Bridget, dzwonię w imieniu Richarda Fincha. Richard jest w Blackpool i nie będzie mógł cię dziś przyjąć”. Interview przełożone na środę i będę musiała symulować poważny problem ginekologiczny. Ale skoro już skłamałam, mogę się spóźnić do pracy.


16 sierpnia, środa

Okropna noc. Budziłam się zlana potem, przerażona, że nie pamiętam, czym się od siebie różnią uisterscy unioniści i SDLP, i którym przewodzi Ian Paisley. Zamiast od razu wprowadzić mnie do gabinetu wielkiego Richarda Fincha, kazano mi zaczekać w recepcji, gdzie dygotałam przez czterdzieści minut, myśląc: „O Boże, kto jest ministrem zdrowia?” W końcu przyszła po mnie ta smarkata asystentka, Patchouli, która miała na sobie łycrowe kolarzówki i kolczyk w nosie, i na widok mojej garsonki z Jigsaw zrobiła taką minę, jakbym pomyliła okazje i zjawiła się w jedwabnej sukni balowej do ziemi.

– Richard woła cię na konferencję, czujesz? – wymamrotała, dając długą korytarzem, więc popędziłam za nią. Wpadła przez różowe drzwi do olbrzymiej sali ze stertami scenariuszy na podłodze, monitorami pod sufitem, wykresami na wszystkich ścianach i rowerami górskimi opartymi o biurka. W głębi stał duży owalny stół, przy którym trwała narada, i wszyscy zebrani odwrócili się w naszą stronę. Jakiś pulchny, niemłody facet z kręconymi włosami, w dżinsowej koszuli i okularach w czerwonej oprawce podskakiwał jak kukiełka u szczytu stołu.

– Ruszcie głowami! – mówił, podnosząc pięści jak bokser. – Myślę: Hugh Grant. Myślę: Elizabeth Hurley. Myślę: jak to możliwe, że nadal są razem? Myślę: jak to możliwe, że uszło mu to na sucho? Właśnie! Jak to możliwe, że facet, którego dziewczyna wygląda jak Elizabeth Hurley, w publicznym miejscu uprawia seks oralny z prostytutką i uchodzi mu to na sucho? A gdzie „furia kobiety wzgardzonej”?

Nie wierzyłam własnym uszom. Co z gabinetem cieni? Co z procesem pokojowym? Facet najwyraźniej starał się wykombinować, jak sam mógłby się bezkarnie przespać z prostytutką. Nagle spojrzał prosto na mnie.

– A ty wiesz? – Siedząca przy stole grunge'owa młodzież wytrzeszczyła na mnie oczy. – Ty. Musisz być Bridget! – krzyknął zniecierpliwiony. – Jak to możliwe, że facet, który ma taką piękną dziewczynę, zostaje przyłapany z prostytutką i uchodzi mu to na sucho?

Wpadłam w popłoch. W głowie miałam pustkę.

– No? – ponaglił mnie. – No? Szybciej, powiedz coś!

– Może to dlatego – powiedziałam, bo nic innego nie przychodziło mi na myśl – że ktoś połknął dowód rzeczowy.

Zapadła śmiertelna cisza, a potem Richard Finch zaczął się śmiać. Był to najbardziej obrzydliwy śmiech, jaki słyszałam w życiu. Po chwili wszyscy grunge'owcy również zaczęli się śmiać.

– Bridget Jones – powiedział w końcu Richard Finch, wycierając załzawione oczy. – Witamy w Good Afternoon! Usiądź, kochanie.

I mrugnął do mnie.


22 sierpnia, wtorek

58 kg Jedn. alkoholu 4, papierosy 25, zdrapki 5.

Nadal żadnej wiadomości o wyniku interview. Nie wiem, co ze sobą zrobić w Bank Holiday. Nie chcę zostać sama w Londynie. Shazzer jedzie do Edynburga na festiwal, podobnie jak Tom i wiele osób z wydawnictwa. Chciałabym też pojechać, ale nie jestem pewna, czy mnie na to stać, i boję się, że spotkam tam Daniela. Poza tym na pewno wszyscy dostaną się na więcej spektakli niż ja i będą się lepiej bawić.


23 sierpnia, środa

Zdecydowanie jadę do Edynburga. Daniel ma pracować w Londynie, więc nie grozi mi wpadnięcie na niego na Królewskiej Mili. To dobry pomysł, żeby wyjechać, zamiast się zadręczać i czekać na list z Good Afternoon!


24 sierpnia, czwartek

Zostaję w Londynie. Zawsze myślę, że będę się w Edynburgu dobrze bawić, a potem udaje mi się dostać tylko na występy mimów. Poza tym ubierasz się w letnie ciuchy, a potem jest przeraźliwie zimno i kuśtykasz całe mile po stromych brukowanych uliczkach, szczękając zębami i myśląc, że wszyscy inni są na jakiejś fantastycznej imprezie.

25 sierpnia, piątek 7 wieczorem.

Jadę do Edynburga. Dziś Perpetua powiedziała:

– Bridget, wybacz, że zawiadamiam cię w ostatniej chwili, ale dopiero teraz przyszło mi to do głowy. Wynajęłam mieszkanie w Edynburgu i byłoby mi bardzo przyjemnie, gdybyś chciała się w nim zatrzymać.

Bardzo wspaniałomyślnie i gościnnie z jej strony.

10 wieczorem.

Zadzwoniłam do Perpetuy i powiedziałam jej, że nie jadę. To bez sensu. Nie stać mnie na wyjazd.

26 sierpnia, sobota 8.30 rano.

Przede mną spokojny, zdrowy weekend w domu. Cudownie. Może wreszcie skończę Drogę bez dna.

9.00.

O Boże, jestem taka przygnębiona. Wszyscy oprócz mnie pojechali do Edynburga.

9.15.

Ciekawe, czy Perpetua już wyjechała?

Północ. Edynburg.

O Boże, muszę iść jutro na jakiś spektakl. Perpetua uważa, że jestem nienormalna. W pociągu przez całą drogę trzymała komórkę przy uchu i ryczała do nas:

– Na Hamleta Arthura Smitha nie ma już biletów, więc w zamian moglibyśmy iść na piątą na braci Coen, ale wtedy nie zdążymy na Richarda Herringa. Więc może nie pójdziemy na Jenny Eciair – doprawdy nie wiem, po co ona jeszcze występuje – i obejrzymy Lanarka, a potem spróbujemy się dostać na Harry'ego Hilla albo na Bondages i Juliana Clary'ego? Czekajcie, zadzwonię do Gilded Balloon. Nie, na Harry'ego Hilla nie ma już biletów, więc może darujemy sobie Coenów?

Powiedziałam, że spotkam się z nimi w Plaisance o szóstej, bo chciałam zajrzeć do hotelu George, żeby zostawić wiadomość dla Toma, i w barze wpadłam na Tinę. Nie wiedziałam, że Plaisance jest tak daleko, i kiedy tam dotarłam, przedstawienie już trwało i nie było wolnych miejsc. Czując skrycie ulgę, poszłam, a raczej potrawersowałam do mieszkania, zjadłam kupionego po drodze kurczaka curry z pieczonym ziemniakiem i obejrzałam w telewizji Ostry dyżur. Miałam spotkać się z Perpetuą o dziewiątej w Assembly Rooms, ale zanim się wyszykowałam, była 8.45, okazało się, że telefon nie ma wyjścia na miasto, więc nie mogłam wezwać taksówki, i w rezultacie się spóźniłam. Wrócili do baru w George'u, żeby poszukać Tiny i dowiedzieć się, gdzie jest Shazzer. Zamówiłam Krwawą Mary i próbowałam udawać, że uwielbiam samotność, gdy nagle zauważyłam w kącie las reflektorów i kamer i omal nie krzyknęłam. Moja matka, zrobiona na Mariannę Faithful, podstawiała mikrofon Alanowi Yentobowi.

– Cisza na planie! – ćwierknęła głosem Uny Alconbury dyrygującej układaniem kwiatów. – liiiii kręcimy! Powiedz mi, Alan – zwróciła się do Yentoba, przybierając współczujący wyraz twarzy – czy kiedykolwiek miałeś… myśli samobójcze? Program telewizyjny był dziś całkiem niezły.

27 sierpnia, niedziela, Edynburg

Obejrzane spektakle: 0.

2 w nocy.

Nie mogę usnąć. Założę się, że wszyscy są na jakimś miłym przyjęciu.

3 w nocy.

Usłyszałam, jak Perpetuą wchodzi do mieszkania, wydając werdykt o alternatywnych komikach:,,Infantylizm… kompletna dziecinada… po prostu głupota”. Myślę, że mogła gdzieś czegoś nie zrozumieć.

5 rano.

W mieszkaniu jest mężczyzna. Czuję to.

6 rano.

Jest w pokoju Debby z marketingu. O kurczę.

9.30.

Obudził mnie ryk Perpetuy: „Czy ktoś idzie na poranek poetycki?!” Potem wszystko ucichło i usłyszałam, jak Debby i facet coś szepczą, po czym on poszedł do kuchni. Wtedy znów zagrzmiał głos Perpetuy: „A co pan tu robi?!! Powiedziałam: ŻADNYCH GOŚCI NA NOC”.

2 po południu.

O Boże, zaspałam.

7 wieczorem. Pociąg do Londynu.

Boże, o trzeciej spotkałam się z Jude w George'u. Miałyśmy iść na,,Pytania i odpowiedzi”, ale po kilku Krwawych Mary przypomniało nam się, że „Pytania i odpowiedzi” źle na nas działają. Cała w nerwach próbujesz wymyślić pytanie i przez godzinę podnosisz i opuszczasz rękę. W końcu udaje ci się je zadać, w półprzysiadzie i nie swoim piskliwym głosem, po czym siedzisz skamieniała ze wstydu i kiwasz głową jak pies-zabawka na półce w samochodzie, słuchając dwudziestominutowej odpowiedzi, która w ogóle cię nie interesuje. Zresztą zanim się obejrzałyśmy, było wpół do szóstej. Nagle do baru wpadła Perpetua z grupą ludzi z wydawnictwa.

– Cześć, Bridget – ryknęła. – Na czym dzisiaj byłaś?

Zapadła długa cisza.

– Jeśli chcesz wiedzieć, właśnie wybieram się na… – zaczęłam pewnym siebie tonem -…dworzec.

– Nie byłaś na niczym, prawda? – zagrzmiała. – Mniejsza z tym, jesteś mi winna siedemdziesiąt pięć funtów za pokój.

– Że co? – wyjąkałam.

– Tak! – wrzasnęła. – Byłoby pięćdziesiąt, ale jest 50 procent dopłaty za drugą osobę w pokoju.

– Ale… ale ja nie…

– Och, przestań, Bridget, wszyscy wiemy, że był u ciebie mężczyzna – gruchnęła. – Nie przejmuj się. To nie miłość, to tylko Edynburg. Dopilnuję, żeby to dotarło do Daniela – będzie miał nauczkę.


28 sierpnia, poniedziałek

60 kg (pełna piwa i pieczonych ziemniaków), jedn. alkoholu 6, papierosy 20, kalorie 2846.

Po powrocie zastałam na sekretarce wiadomość od mamy, z pytaniem, czy chcę dostać na Gwiazdkę elektryczną trzepaczkę do piany, i przypomnieniem, że pierwszy dzień świąt wypada w tym roku w poniedziałek, więc czy przyjadę do domu w piątek czy w sobotę? Na pociechę czekał też na mnie list od Richarda Fincha, redaktora Good Afternoon z ofertą pracy, chyba. Tekst brzmiał: „Okej, kochanie. Biorę cię”.


29 sierpnia, wtorek

58 kg. jedn. alkoholu O (bdb), papierosy 3 (db), kalorie 1456 (zdrowe odżywianie przed nową pracą).

10.30 rano. W wydawnictwie.

Zadzwoniłam do asystentki Fincha, Patchouli, i rzeczywiście jest to oferta pracy, z tym, że muszę zacząć za tydzień. Nic nie wiem o telewizji, ale chrzanić to, tutaj tkwię w ślepym zaułku, a pracowanie z Danielem stało się zbyt upokarzające. Lepiej pójdę mu powiedzieć, że się zwalniam.

11.15.

Nie do wiary. Daniel zbladł jak ściana i wybałuszył na mnie oczy.

– Nie możesz tego zrobić – powiedział. – Czy masz pojęcie, jak trudne były dla mnie te ostatnie tygodnie?

Wtedy do pokoju wpadła Perpetua – musiała podsłuchiwać pod drzwiami.

– Daniel – ryknęła. – Ty samolubny, egocentryczny manipulatorze i emocjonalny szantażysto. To ty, na litość boską, rzuciłeś ją. Więc możesz, do cholery, przełknąć to, że się zwalnia.

Chyba zakocham się w Perpetui, chociaż nie w sensie lesbijskim.

Загрузка...