24

Minęło parę dni. Nie robiłem nic specjalnego – chodziłem na tor, wracałem i dłubałem trochę przy wierszach. Uprawiałem 3 gatunki literackie: poezję, powieść i opowiadania. Teraz, ze scenariuszem, miało ich być 4. Czy naprawdę? Czy bez filmu byłem scenarzystą? Jim Beam przerwał swój taniec.

Wreszcie zadzwonił Jon.

– Jak tam konie?

– W porządku. A ty jak się miewasz?

– Też w porządku… Chciałem ci tylko powiedzieć, co się dzieje.

– Tak…

– Zaraz po zerwaniu produkcji piliśmy z François przez dwa dni i dwie noce…

– Żeby się spłukać z nieczystości?

– Tak. Potem poszedłem do budynku Firepower zobaczyć się z Friedmanem i wyciągnąć od niego, dlaczego zrezygnował z produkcji. Czułem się, jakby mnie kto obuchem zdzielił.

– Ja też…

– No więc pojechałem do Firepower. Wartownik nie chciał mnie wpuścić. Było jasne, że Friedman zabronił mnie wpuszczać.

– Sukinsyn.

– Tak, czasem wyłazi z niego kawał sukinsyna. W tej sytuacji poszedłem do drugiego wejścia, gmach ma dwa wejścia…

– Wiem.

– Znam tam pewnego adwokata. Powiedziałem wartownikowi, że idę do adwokata, więc mnie wpuścił. Tymczasem wcale nie poszedłem do adwokata, tylko prosto do gabinetu Friedmana. Wchodzę do środka…

– Bardzo dobrze…

– Friedman podnosi głowę. Zauważa mnie. „O, Jon, jak się masz?” – mówi. Ja mu na to, że świetnie. Postanowiłem go w ogóle nie pytać, dlaczego zerwał produkcję. Uznałem, że to jego sprawa. Mówię tylko: „Będziemy musieli poszukać innej wytwórni”. „Znaleźliście już kogoś?” – pyta. Mówię, że jeszcze nie. „Ale znajdziemy, dlatego chciałbym, żeby pan mi coś obiecał”. „Co takiego?” – pyta. „Kiedy kogoś znajdziemy, załatwimy wam zwrot dotychczasowych wydatków związanych z produkcją”. „Zgoda” – on na to. „Ale – mówię mu – musi mi pan dać słowo, że Firepower nie będzie w żaden sposób utrudniać produkcji ani domagać się dalszej forsy”. „Zgoda – oświadczył Friedman. – Możecie kogoś szukać. Zgadzam się na wasze warunki. Życzę powodzenia.”

– I tyle?

– Tak. Uścisnęliśmy sobie ręce i wyszedłem. Myślę, że był zachwycony perspektywą zwrotu dotychczasowych kosztów produkcji.

– Wobec tego musimy teraz tylko kogoś znaleźć.

– Już znaleźliśmy…

– Co?

– Widzisz, przez cały czas, kiedy zadawaliśmy się z Firepower, nawet po podpisaniu umowy, potajemnie szukaliśmy innych sponsorów. Nigdy do końca nie ufaliśmy Firepower. Kiedy zerwali produkcję, na ich miejsce wskoczył natychmiast inny sponsor.

– Naprawdę? Kto to taki?

– Edleman ze Wschodniego Wybrzeża. Spekulacje ziemią na wielką skalę. Jego prawą ręką na Zachodnim Wybrzeżu jest Sorenson. Sprawdziliśmy ich dokładnie. Naprawdę mają forsę. W dodatku mówią: „Tak, mamy pieniądze. Tak, chcemy robić ten film. Weźmy się do roboty.”

– Jesteś pewien, że są w porządku?

– Mają forsę. Solidna firma. Sto razy lepsi od Firepower. Podoba im się scenariusz i aktorzy. Chcą od razu zaczynać zdjęcia. Przygotowujemy odpowiednie umowy. Podpiszemy je w czwartek po południu.

– Cudownie, Jon. Cieszę się w twoim i swoim imieniu.

– Tak czy tak, byłem zdecydowany zrobić ten film za wszelką cenę, okazało się jednak, że możemy zaraz ruszać do roboty.

– Jon, jestem z ciebie dumny.

– Będę cię informował na bieżąco. Do widzenia.

– Koniecznie dzwoń. Do widzenia, Jon…


Telefon odezwał się po 2 dniach.

– Sukinsyny! – oświadczył Jon.

– Co się stało?

– Firepower wystawiła nas do wiatru. Zniuchali Edlemana i Sorensona. DOMAGAJĄ SIĘ TERAZ DODATKOWYCH 500 DO 750 TYSIĘCY DOLARÓW!

– CO TAKIEGO?

– Friedman złamał słowo. Dorwałem go przez telefon. Mówię mu: „Obiecałeś, że nie będziesz wysuwał dalszych roszczeń! Dałeś słowo!”

– Co on na to?

– Nic. Bez słowa odłożył słuchawkę. Nie mam się z nim jak kontaktować. Nie odbiera telefonów ode mnie. Mam zamiar podjąć protest głodowy!

– Co?

– PROTEST GŁODOWY! Mam już przygotowaną butelkę wody i składane krzesełko. Zamierzam usiąść przed gmachem Firepower i głodować.

– W tej chwili?

– Tak, będę tam za dziesięć minut!

– Chyba nie mówisz poważnie?

– Oczywiście, że mówić poważnie!


Kiedy dojechałem na miejsce, zastałem Jona Pinchota siedzącego przed wytwórnią na składanym krzesełku. Miał ze sobą butelkę wody i byle jak sklecony napis:

PROTEST GŁODOWY!

FIREPOWER

TO BANDA OSZUSTÓW!


Zaparkowałem samochód i podszedłem do Jona. Wokół stało 4 czy 5 gapiów. Przyklękiem na chodniku.

– Słuchaj, Jon. Zapomnijmy o tym pieprzonym filmie. Zwrócę ci całą forsę. Nie muszę jej mieć. Wypnijmy się na to wszystko i chodźmy się gdzieś uchlać, co?

Jon sięgnął do kieszeni płaszcza i podał mi kawałek papieru.

– Podałem ten tekst przez umyślnego Harry'emu Friedmanowi. List dotarł do niego. To jest kopia. – Wyciągnął jeszcze jedną kartkę. – A to jest umowa o zrzeczeniu się praw.

Przeczytałem pierwszy tekst:


Drogi Harry!

Oto alternatywne propozycje, które przedstawiłem ci przez telefon. Jak widzisz, jestem gotowy przyjąć każde rozwiązanie. Uwierz mi, że kiedy proponuję wersję, w której nie dostanę ani grosza, to robię tak nie tylko po to, żeby ratować całe przedsięwzięcie, ale również dlatego, że cię kocham, kocham daleko bardziej, niż to sobie możesz wyobrazić.

Decyduj wobec tego. Bardzo cię proszę, nie zwlekaj z decyzją, bo mam Edlemana, który jest gotów przejąć film oraz zobowiązania zawarte we wszystkich umowach. Edleman jest gotów przejąć film od ręki. Jeżeli do czwartku po południu nie otrzyma tekstu załączonej poniżej Propozycji 1, z twoim podpisem, nie będzie w stanie rozpocząć zdjęć 19. Do tego dnia musimy zatrudnić dziesięciu niezbędnych pracowników. Na przejęcie filmu przez Edlemana zostaje nam tylko wtorek i środa. Jeżeli nie zdążymy, nam przepada Bledsoe jako odtwórca głównej roli, a wam około miliona dolarów. Dla wszystkich będzie to samobójstwo, przynajmniej poci względem finansowym. W tej sytuacji zmuszony jestem posunąć się dalej; mianowicie: jeżeli prawa, do filmu nie zostaną, tak jak przyrzekłeś, przekazane jutro rano do godziny 9, zacznę wcielać Propozycję 2, odcinając sobie kolejne kończyny i przesyłając ci je codziennie pocztą. Mówię serio. Nie możemy sobie pozwolić nawet na jeden dzień zwłoki. Dla Naszego Filmu to Kwestia Życia i Śmierci.

Ściskam, Jon.


Drugi dokument zatytułowany był Propozycja 1. Nagłówek głosił:


POPRAWKA DO UMOWY O PRZEKAZANIU PRAW DO FILMU W REŻYSERII JONA PINCHOTA


Tekst wypichcił adwokat, więc ledwie można się było połapać, o co chodzi, wyglądało jednak na to, że dokument nawołuje Friedmana, żeby przekazał film Edlemanowi i zatrzymał sobie pieniądze należne Jonowi.

Oddałem Jonowi oba papiery.

– Na czym polega Propozycja 2?

– Na odcinaniu kończyn.

– Ty to nazywasz propozycją?

– Faktycznie, powinienem to nazwać determinacją.

– Nie zrobisz chyba czegoś takiego?

– Owszem, zrobię.

– Oszalałeś chyba.

– Nie, nie oszalałem. Możesz pojechać ze mną. Muszę się przygotować.

– Przygotować?

– Tak jest.


Wsiedliśmy obaj w samochód Jona.

– Mam już pierwszą z niezbędnych mi rzeczy. Środek przeciw bólowy. Wyobraź sobie, musiałem iść do lekarza, bo mi zaczął wrastać paznokieć u nogi. Zoperował paznokieć, potem zaaplikował środek przeciwbólowy. Podziałał znakomicie…

– Dokąd jedziemy?

– Zobaczysz. No więc musiałem jeszcze raz tam pójść, do kontroli. Mówię do doktora: „Wie pan, dał mi pan naprawcie świetny środek przeciwbólowy, działał bez przerwy przez 10 godzin. Czy mógłby mi pan opowiedzieć o jego działaniu?” Opowiedział, a ja spytałem: „Mógłbym zobaczyć, jak wygląda?” Zaprowadził mnie do gablotki z lekarstwami i pokazał, o który lek chodzi. „To bardzo interesujące” – pochwaliłem. Porozmawialiśmy jeszcze przez chwilkę i pożegnałem się. Miałem ze sobą torbę, niewielki neseser. Zostawiłem go przy gablocie z lekarstwami. Wyszedłem z gabinetu. Po chwili zawróciłem. „Bardzo przepraszam – mówię do recepcjonistki – zostawiłem w gabinecie neseser”. Wszedłem do gabinetu. Nie było nikogo. Otwarłem gablotkę i porwałem środek uśmierzający.

– Nie możesz tego zrobić – powiedziałem do Jona.

– Muszę – brzmiała odpowiedź.


Weszliśmy do sklepu z artykułami żelaznymi.

– Słucham? – zwrócił się do nas sprzedawca.

– Potrzebuję piły – wyjaśnił Jon. – Elektrycznej piły łańcuchowej.

Sprzedawca zdjął z tablicy narzędziowej pomarańczowe cacko.

– Firma Black and Decker, jedna z najlepszych pił, jakimi dysponujemy.

– Jak się zakłada ostrze? – dopytywał się Jon. – Jak się je zamocowuje?

– Bardzo prosto – wyjaśnił sprzedawca. Przykręcił ostrze.

Jon przyjrzał się pile. Ostrze miało olbrzymie zęby.

– Hmm – oświadczył – nie o taki rodzaj ostrza mi chodzi.

– A jakie ostrza pana interesują? – spytał sprzedawca.

Jon zastanawiał się przez chwilę.

– Coś do cięcia drewna na maleńkie kawałeczki. Twardego drewna – dodał.

– Rozumiem – powiedział sprzedawca. – Może coś takiego?

Zamontował nowe ostrze z drobnymi, gęstymi, ostrymi ząbkami.

– O to, to – ucieszył się Jon. – Właśnie o to mi chodzi.

– Płaci pan gotówką czy kartą kredytową? – spytał sprzedawca.


Wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy podjąć protest głodowy.

– Nie zrobisz tego, prawda? – nalegałem.

– Oczywiście, że zrobię. Zacznę od małego palca lewej ręki. Na co mi mały palec u lewej ręki?

– Chociażby do wystukiwania „a” na maszynie.

– Będę pisał nie używając „a”.

– Słuchaj, przyjacielu, nie dałoby się tego jakoś odkręcić? Puścić całą sprawę w niepamięć?

– Nie. Wykluczone.

– Naprawdę masz zamiar tam być o 9 rano?

– W gabinecie adwokata Friedmana. Włączę piłę. Włączę ją tyle razy, aż zrzekną się praw do filmu.

Nie rozdzierając szat, konstatował po prostu suche fakty; nie mogłem mu nie wierzyć.

– Zaczekasz na mnie przed gabinetem adwokata?

– Zaczekam, ale musisz przyjść punktualnie. Przyjdziesz punktualnie?

– Przyjdę punktualnie – obiecałem.

Wróciliśmy pod Firepower.

Загрузка...