38

32 dni zdjęciowe minęły jak z bicza trzasł i przyszedł czas na bankiet.

Na parterze był długi bar, trochę stolików i duży parkiet taneczny. Na piętro prowadziły schody. Przyszła głównie ekipa filmowa i aktorzy. Nie wszyscy zaproszeni dopisali, za to kręciło się trochę osób, których w życiu na oczy nie widziałem. Nie było orkiestry, tylko z głośników dobywało się gromkie disco; niemniej alkohol dawano taki jak trzeba. Docisnęliśmy się z Sarą do baru. Za ladą stały dwie barmanki. Wziąłem wódkę, a Sara czerwone wino.

Jedna z barmanek poznała mnie i wyniosła z zaplecza którąś z moich książek. Złożyłem autograf.

Panował upał i ścisk – letnia noc, brak wentylacji.

– Weźmy jeszcze po drinku i chodźmy na górę – zaproponowałem Sarze. – Tutaj jest za gorąco.

– O.K. – zgodziła się.

Weszliśmy na górę. Było tam chłodniej i luźniej. Parę osób tańczyło. Wyczuwało się jakiś brak środka ciężkości, mankament wszystkich przyjęć. Poczułem, że ogarnia mnie przygnębienie. Opróżniłem kieliszek do dna.

– Wezmę sobie jeszcze drinka – powiedziałem Sarze. – Miałabyś też ochotę?

– Nie, idź sam…

Zszedłem po schodach, ale zanim dotarłem do baru, gruby kudłacz w ciemnych okularach chwycił mnie za rękę i zaczął nią potrząsać.

– Chinaski, czytałem wszystko, co napisałeś, wszystko co do słówka!

– I jak? – spytałem.

Nadal potrząsał moją dłonią.

– Któregoś wieczoru spiliśmy się razem w Jadłodajni Barneya. Pamiętasz mnie?

– Nie.

– Chcesz powiedzieć, że nie pamiętasz, jak upiliśmy się razem w Jadłodajni Barneya?

– Nie.

Przesunął okulary z nosa na czoło.

– A teraz mnie poznajesz?

– Nie. – Wyrwałem rękę i odmaszerowałem do baru. – Podwójna wódka – poleciłem barmance.

Postawiła przede mną kieliszek.

– Mam koleżankę, która nazywa się Lola – oznajmiła. – Znasz jakąś Lolę?.

– Nie.

– Twierdzi, że była twoją żoną przez dwa lata.

– Nic podobnego – zaprzeczyłem.

Ruszyłem od baru w stronę schodów. Czekał tam kolejny grubas, tym razem łysy, za to z gęstą brodą.

– Chinaski – powitał mnie.

– Tak?

– Andre Wells… Zagrałem epizod w pańskim filmie… Też jestem pisarzem… Skończyłem powieść, jest gotowa do druku. Chciałbym, żeby ją pan przeczytał. Czy mogę wysłać panu egzemplarz?

– W porządku… – Podałem grubasowi numer skrytki pocztowej.

– Nie ma pan adresu domowego?

– Oczywiście, że mam. Ale książkę przyślij na skrytkę pocztową.

Doszedłem do schodów. Wchodząc na górę, wypiłem połowę wódki. Sara rozmawiała ze statystką. Zauważyłem Jona Pinchota. Stał samotnie, z kieliszkiem w ręku. Podszedłem do niego.

– Hank – powiedział – jestem zdumiony, że cię tu widzę…

– A ja jestem zdumiony, że Firepower szarpnęła się na bankiet…

– Nas obciążają kosztami…

– Rozumiem… Co dalej?

– Siedzimy w montażowni, pracujemy nad materiałem. Potem będziemy zgrywać muzykę… Może byście wpadli zobaczyć, jak to wygląda?

– Kiedy?

– Kiedy zechcesz. Pracujemy 12, 14 godzin na dobę.

– Dobrze… Słuchaj, co się dzieje z Popppy?

– Z kim?

– Z tą, która wyłożyła 10 tauzenów, kiedy mieszkaliście przy plaży?

– A, Popppy. Jest teraz w Brazylii. Załatwimy tę sprawę.

Dopiłem wódkę.

– Nie zejdziesz na dół potańczyć? – spytałem go.

– Nie, czułbym się jak idiota…

Ktoś zawołał Jona po imieniu.

– Przepraszam – pożegnał mnie. Nie zapomnijcie wpaść do montażowni.

I Jon zniknął, przecinając salę na ukos.

Podszedłem do balustrady i popatrzyłem w dół na bar. Kiedy rozmawiałem z Jonem, do baru wkroczył Jack Bledsoe z kumplami motocyklistami. Kumple stanęli twarzami do tłumu, opierając łokcie na ladzie baru. Wszyscy z wyjątkiem Jacka mieli po butelce piwa. Jack popijał 7 – up. Nosili skórzane kurtki, szaliki, skórzane spodnie i buty.

Podszedłem do Sary.

– Schodzę zobaczyć się z Jackiem Bledsoem i jego bandą… Idziesz ze mną?

– Jasne.

Zeszliśmy na dół i Jack przedstawił nam po kolei swoich kumpli.

– To jest Henek Pała…

– Sie masz, stary…

– To Nahaj…

– Siemanko…

– Nocny Gwint…

– Cześć, cześć…

– Hycel…

– Jak rany!

– Edek 3 – jajca…

– Kurrna…

– ZaPierd…

– Miło poznać…

– I Pizdobój…

– Ten, tego…

I to by było na tyle. Wyglądali na fajnych chłopaków, tyle że oparci o bar, z butelkami w ręku, nosili się trochę teatralnie.

– Jack, zagrałeś znakomicie – pochwaliłem.

– I to jak! – poparła mnie Sara.

– Dziękuję… – Posłał mi olśniewający uśmiech.

– Wracamy na górę, cholernie tutaj gorąco… Może byście poszli z nami? – zaproponowałem.

Skinąłem na barmankę, żeby nam dolała.

– Napiszesz jeszcze kiedyś scenariusz? – spytał Jack.

– Wątpię… Zbytnia utrata prywatności… Lubię siedzieć i gapić się w ścianę…

– Jakbyś się namyślił, daj mi znać.

– Jasne. Słuchaj, dlaczego twoi chłopcy stoją plecami do baru? Szukają dziewczyn?

– Nie, dziewczyn mieli po uszy. Muszą troszkę ochłonąć. – No dobra, do zobaczenia Jack…

– Tak trzymać – dorzuciła Sara.

Wróciliśmy na górę. Jack wkrótce ulotnił się ze swoim gangiem.

Oparliśmy się z Sarą o balustradę. Zobaczyłem Jona. Już wcześniej podpatrzyłem, że tańczył. Pomachałem mu.

– Ty, co się dzieje z Francine? Dlaczego nie dotarła na przyjęcie?

– Dzisiaj nie będzie prasy.

– Kapuję.

– Będę spadał – oświadczył Jon. – Jutro od rana montuję.

– Leć…

Jon ulotnił się.


Na dole zrobiło się pusto i chłodniej, więc zeszliśmy do baru. Byliśmy z Sarą ostatnimi gośćmi. Została tylko jedna barmanka.

– Po jednym na drogę – zaordynowałem.

– Alkohol jest już płatny – oświadczyła.

– Jak to?

– Firepower wynajęła lokal tylko do północy. Jest już dziesięć po dwunastej… Przemycę wam coś do picia, bo strasznie lubię pańskie książki, błagam, tylko nie mówcie o tym nikomu.

– Moja droga, nikt się o tym nigdy nie dowie…

Napełniła kieliszki. Do lokalu zaczął napływać tłum nocnych dyskomanów. Był już czas na nas. Najwyższy czas. Czekało na nas 5 naszych kotów. Trochę mi było żal, że zdjęcia się już skończyły. Co by nie mówić, była to jakaś podróż w nieznane. Dopiliśmy i wyszliśmy na ulicę. Auto stało tam, gdzie je zostawiłem. Otwarłem drzwi przed Sarą, sam wsiadłem z drugiej strony. Zapaliłem silnik i wkrótce mknęliśmy Autostradą Portową na południe. Prosto w objęcia codzienności. Trochę mi to odpowiadało, trochę nie.

Sara zapaliła papierosa.

– Nakarmimy koty i pójdziemy spać.

– Może jeszcze po jednym?' – zaproponowałem.

– Czemu nie – zgodziła się Sara.

Są rzeczy, co do których jesteśmy zgodni z Sarą.

Загрузка...