Mina na pomarszczonej i mądrej twarzy Arbiter Sard oznaczała: „Lepiej, żeby to nie była strata czasu”.
— W takim razie słucham, dziecko — powiedziała do Jasmel, która nadal stała obok Adikora. — Jak inaczej wyjaśnisz zniknięcie twojego ojca, jeśli twierdzisz, że nie był to akt przemocy?
Jasmel przez chwilę milczała.
— Chętnie bym sama wszystko wytłumaczyła, ale…
Sard niecierpliwiła się coraz bardziej.
— Tak?
— Rzecz w tym, że Uczony Huld wyjaśni to znacznie lepiej ode mnie.
— Uczony Huld? — wykrzyknęła Sard ze zdumieniem kręcąc głową. — Proponujesz, aby oskarżony mówił we własnym imieniu?
— Nie — odparła szybko Jasmel, zdając sobie sprawę, że Sard sprzeciwi się tak oburzającej sugestii. — Nie, nic podobnego. On tylko przedstawi kilka informacji technicznych na temat fizyki kwantowej i…
— Fizyki kwantowej! A jakie znaczenie ma w tej sprawie fizyka kwantowa?
— Może się okazać kluczem do jej rozwiązania — przyznała Jasmel. — Uczony Huld wyjaśni to o wiele bardziej elokwentnie… — zauważyła, że Sard marszczy brew — … i zwięźlej niż ja.
— Czy nikt inny nie mógłby przedstawić takich informacji? — spytała sędzina.
— Nie — odparła Jasmel. — Wprawdzie w Evsoy grupa kobiet prowadzi podobne badania, ale…
— W Evsoy! — wykrzyknęła Sard, jakby Jasmel wspomniała o drugiej stronie księżyca. Raz jeszcze pokręciła głową. — A zatem dobrze. — Utkwiła wzrok drapieżnika w Adikorze. — Proszę, mów krótko, Uczony Huldzie.
Adikor nie był pewien, czy powinien wstać, ale zrobił to, bo siedzenie na stołku zaczynało go męczyć.
— Dziękuję, Pani Arbiter — powiedział. — Jestem wdzięczny, że pozwoliłaś mi mówić, a nie tylko odpowiadać na zadane pytania.
— Nie każ mi żałować mojej pobłażliwości — stwierdziła Sard. — Zaczynaj.
— Tak, oczywiście. Doświadczenia, nad którymi Ponter Boddit i ja wspólnie pracowaliśmy, dotyczyły informatyki kwantowej. Zasada działania kwantowego komputera — według jednej z interpretacji — polega na tym, że dociera on do niezliczonych wszechświatów równoległych, w których istnieją identyczne kwantowe komputery. Wszystkie te komputery jednocześnie analizują różne fragmenty złożonego zadania matematycznego. Łącząc swoje możliwości, wykonują pracę o wiele szybciej.
— Jestem pewna, że to fascynujące — powiedziała Sard — ale jaki ma związek z domniemaną śmiercią Pontera?
— Otóż wierzę, że podczas naszego ostatniego eksperymentu z komputerem kwantowym, hm… mogło dojść do otwarcia swego rodzaju makroskopowego przejścia do jednego z tych wszechświatów i Ponter w nie wpadł, ponieważ…
Daklar Bolbay prychnęła szyderczo; pozostali widzowie poszli za jej przykładem. Sard znowu zaczęła kręcić głową z niedowierzaniem.
— Żądasz, abym uwierzyła, że Uczony Boddit zniknął w innym wszechświecie?
Po tym pytaniu tłum wiedział już, ku jakiej ocenie skłania się Kornel Sard. Nikt nie miał powodów, by dłużej kryć swoje odczucia. Wielu ludzi zaczęło się otwarcie i głośno śmiać.
Adikor poczuł, jak jego puls przyspiesza, a palce zaciskają się w pięści — choć miał świadomość, że nie wolno mu stracić panowania nad sobą. Na częstoskurcz nie mógł nic poradzić, ale za to powoli zdołał zmusić się do otwarcia rąk.
— Pani Arbiter — odezwał się, starając się mówić z jak największym szacunkiem — istnienie równoległych wszechświatów stanowi obecnie podstawę wielu teoretycznych rozważań w dziedzinie fizyki kwantowej i…
— Milczeć! — krzyknęła Sard. Jej niski głos rozszedł się grzmotem po sali. Niektórych widzów zdumiała jego siła. — Uczony Huldzie, przez setki miesięcy mojej pracy w roli arbitra nigdy jeszcze nie słyszałam tak kiepskiej wymówki. Uważasz, że ci z nas, którzy nie uczęszczali do twojej osławionej Akademii Nauk, są ignorantami i można ich oszukać cudaczną mową?
— Czcigodna Sard, ja…
— Cicho — ucięła arbiter. — Milcz i siadaj na swoje miejsce.
Adikor zrobił głęboki wdech i zatrzymał go w płucach — dokładnie tak, jak uczono go dwieście dwadzieścia kilka miesięcy temu, kiedy przechodził terapię po tym, jak uderzył Pontera. Wypuścił powietrze powoli, wyobrażając sobie, jak złość opuszcza go wraz z nim.
— Powiedziałam, siadaj! — warknęła Sard.
Adikor wypełnił polecenie.
— Jasmel Ket! — Sard wpiła palący wzrok w córkę Pontera.
— Tak, Pani Arbiter? — Głos dziewczyny drżał.
Tym razem to Sard odetchnęła głęboko, starając się odzyskać panowanie nad sobą.
— Dziecko — powiedziała już spokojniej — dziecko, wiem, że niedawno straciłaś matkę, która zmarła na białaczkę. Mogę sobie jedynie wyobrażać jak niesprawiedliwe musi się to wydawać tobie i małej Megameg. — Uśmiechnęła się do młodszej siostry Jasmel i nowe zmarszczki dołączyły do wcześniejszych. — Teraz być może także twój ojciec stracił życie i w dodatku nie umarł śmiercią naturalną, która w końcu czeka nas wszystkich, lecz zginął niespodziewanie, bez ostrzeżenia i w młodym wieku. Rozumiem, dlaczego tak bardzo nie chcesz się z tym pogodzić i jesteś gotowa uwierzyć w tak szokujące wyjaśnienia…
— To nie tak, Pani Arbiter — zaoponowała Jasmel.
— Czyżby? Desperacko szukasz choćby cienia nadziei, którego mogłabyś się uczepić. Nie mam racji?
— Nie sądzę.
Sard pokiwała głową.
— Potrzebujesz czasu, żeby zaakceptować to, co się stało z twoim ojcem. Wiem. — Omiotła wzrokiem salę, aż dotarła do Adikora. — Rozumiem — powiedziała. Przez chwilę milczała zastanawiając się nad czymś. — Rozumiem — powtórzyła raz jeszcze — i jestem gotowa ogłosić werdykt. Uważam za sprawiedliwe i należyte uznać, że przedstawiono tu poszlaki sugerujące popełnienie zbrodni morderstwa, i dlatego przekazuję sprawę pod rozwagę trzech arbitrów, o ile oskarżenie zamierza ciągnąć proces dalej. — Tym razem spojrzała na Bolbay. — Czy w imieniu swojej niepełnoletniej podopiecznej Megameg Bek życzysz sobie kontynuowania sprawy?
— Tak. — Bolbay skinęła głową.
Adikor poczuł, że osuwa się w przepaść.
— A zatem — Sard zajrzała do elektronicznego notesu — pełen trybunał zbierze się na tej sali za pięć dni od dzisiaj. Wyznaczam datę 148/104/03. Do tego czasu, Uczony Huldzie, nadal będziesz się znajdował pod nadzorem. Czy to rozumiesz?
— Tak, Pani Arbiter. Ale gdybym mógł zejść do…
— Żadnych ale — ucięła Sard. — I jeszcze jedno, Uczony Huldzie. Sama będę przewodniczyła trybunałowi i przedstawię sprawę pozostałym dwóm arbitrom. Przyznaję, że nakłaniając córkę Pontera, aby mówiła w twoim imieniu, dodałeś sprawie dramatyzmu, ale za drugim razem już ci się to nie uda. Sugeruję, abyś poprosił bardziej odpowiednią osobę o wystąpienie w twoim imieniu.