Rozdział 4

Ponter Boddit dorastał w tej części świata; przez całe życie wiedział o kopalni niklu. Nie spotkał jednak nikogo, kto by zapuszczał się tak głęboko pod ziemię. Górnictwem zajmowały się wyłącznie roboty. Kiedy u Klast stwierdzono białaczkę, ona i Ponter zaczęli uczęszczać na spotkania z innymi chorymi na raka — szukając wsparcia i zrozumienia oraz dzieląc się informacjami. Zbierali się wtedy w obiekcie kobalant, który wieczorami stał pusty.

Ponter przypuszczał, że wielu chorych musiało wcześniej odwiedzać kopalnię. Przecież schodząc głęboko między skały byliby narażeni na działanie wyjątkowo dużego promieniowania.

Ale nikt z ich grupy nie zjeżdżał na dół. Ponter zaczął szukać informacji i odkrył, że ta kopalnia niklu jest wyjątkowa; poziom promieniowania tła wśród prastarych granitów osiągał wyjątkowo niskie wartości.

Wtedy przyszedł mu do głowy pewien pomysł. Jako fizyk razem z Adikorem Huldem pracował przy budowie komputerów kwantowych. Niestety, kwantowe rejestry były niezwykle wrażliwe na zewnętrzne zakłócenia; mieli poważny problem z promieniowaniem kosmicznym, które wywoływało dekoherencję.

Tymczasem wyglądało na to, że rozwiązanie mieli dosłownie u swoich stóp, a właściwie pod nimi. Z grubą na tysiąc długości ramion warstwą skał nad głowami nie musieli się już martwić promieniowaniem kosmicznym. Na tę głębokość nie docierało nic prócz neutrin, a one nie wpływały na eksperymenty, które Ponter i Adikor chcieli przeprowadzić.

Funkcję głównego administratora Saldak pełnił wówczas Delag Bowst; został zmuszony do objęcia tego stanowiska przez Siwych. No, ale w przypadku administratorów zawsze było tak, że ci, którzy chętnie podjęliby się takiej roli, zwykle się do niej nie nadawali.

Ponter przedstawił swoją propozycję Bowstowi, prosząc o pozwolenie na budowę kwantowego laboratorium komputerowego głęboko w kopalni. Z kolei Bowst przekonał Siwych, aby wyrazili zgodę. Cywilizacja oparta na technice nie mogła istnieć bez metali, ale kopalnia nie zawsze była przyjazna środowisku, więc szansę wykorzystania jej w pożytecznym celu przyjęto pozytywnie.

Laboratorium komputerowe powstało. Okazało się jednak, że Ponter i Adikor musieli poradzić sobie z innym, niespodziewanym źródłem dekoherencji: ze zjawiskiem piezoelektrycznym spowodowanym mechaniką skał na tak dużych głębokościach. Ale Adikorowi wydawało się, że wreszcie zdołał uporać się z tym problemem, i tego dnia mieli podjąć kolejną próbę rozłożenia na czynniki liczby większej, niż dotąd było to możliwe.

Poduszkobus wysadził ich przed wejściem do kopalni. Był przepiękny letni dzień, niebo błękitne i bezchmurne, dokładnie tak, jak obiecał Hak. Ponter wyczuwał w powietrzu pyłki roślin i słyszał zawodzące wołanie nurów na jeziorze. Z magazynu wziął ochraniacz i przymocował go do ramion. Dwie podpory przytrzymywały płaską półkę nad jego głową. Adikor także włożył podobną osłonę.

Winda do kopalni miała kształt cylindra. Wsiedli do kabiny i Ponter nacisnął włącznik stopą.

Dźwig rozpoczął długi zjazd na dół.

Ponter i Adikor wysiedli z kabiny i ruszyli długą sztolnią do laboratorium kwantowego. Zbudowano je w tej części kopalni, z której nie wydobywano już cennych rud. Szli w milczeniu — niewymuszonym i swobodnym, jakie możliwe jest tylko między ludźmi, którzy znają się od wieków.

W końcu dotarli do laboratorium. Składały się na nie cztery pomieszczenia. Pierwszym był maleńki boks pełniący rolę jadalni — nie chcieli marnować czasu na jeżdżenie windą aż na samą górę na posiłki. W drugim urządzono specjalną suchą toaletę; nie mieli tu kanalizacji, więc pod koniec każdego dnia ścieki trzeba było wywozić na zewnątrz. Trzecie pomieszczenie przeznaczono na sterownię. Stały tam grupy instrumentów i stoły do pracy. Czwarte, jedyne naprawdę duże, stanowiła gigantyczna komora komputerowa — o powierzchni większej niż cały wspólny dom Pontera i Adikora.

Budując komputery, zazwyczaj stawiano sobie za cel, by były jak najmniejsze; dzięki temu ograniczano do minimum opóźnienia spowodowane prędkością. Ale w matrycy komputera Pontera i Adikora rolę rejestrów pełniły kwantowo splecione protony i musiał istnieć sposób odróżniania reakcji, które zachodziły symultanicznie w wyniku splecenia, od tych, które pojawiały się w rezultacie normalnej komunikacji z prędkością światła między dwoma protonami. Najprostsza metoda polegała na zachowaniu odpowiednich odległości między rejestrami, tak aby czas, jakiego światło potrzebowało na pokonanie odcinków między nimi, dało się łatwo zmierzyć. Dlatego protony znajdowały się w magnetycznie zabezpieczonych kolumnach, rozmieszczonych w równych odstępach w całej komorze.

Ponter i Adikor zdjęli ochraniacze głów i weszli do sterowni. Adikor odpowiadał za praktyczną stronę operacji, to on znajdował sposoby na realizację pomysłów Pontera, przygotowując sprzęt i oprogramowanie. Zajął miejsce przy konsoli i na sucho przećwiczył procedurę startu matrycy komputera kwantowego.

— Jak długo potrwają przygotowania? — spytał Ponter.

— Jeszcze połowę decymy Wciąż mam kłopoty z ustabilizowaniem rejestru 69.

— Myślisz, że nam się uda?

— Czy myślę? Pewnie. — Adikor się uśmiechnął. — Oczywiście to samo mówiłem wczoraj i przedwczoraj, i przed-przedwczoraj.

— Jesteś wiecznym optymistą — stwierdził Ponter.

— Hej, jak zabrnie się tak głęboko, to dalej można już tylko piąć się w górę.

Ponter zaśmiał się i przeszedł pod łukiem wejścia do jadalni, żeby wziąć sobie tubę wody. Miał nadzieję, że eksperyment się powiedzie. Zbliżało się kolejne spotkanie Rady Siwych, na którym on i Adikor musieli wyjaśnić, jakie korzyści ma przynieść społeczeństwu ich praca. Zazwyczaj projekty naukowców zatwierdzano bez problemów — każdy przecież widział, w jakim stopniu wynalazki poprawiały jakość życia — ale zawsze więcej satysfakcji dawała możliwość przedstawienia pozytywnych wyników badań.

Zębami oderwał plastikowe zabezpieczenie tuby i łyknął trochę chłodnego płynu. Potem wrócił do sterowni, usiadł za biurkiem i zaczął przeglądać plik bladozielonych plastikowych błon, studiując notatki z poprzedniej próby i od czasu do czasu popijając wodę. Siedział odwrócony plecami do Adikora, który majstrował coś przy kontrolkach w drugim końcu pomieszczenia. Główna ściana pokoju była w większej części przeszklona, wielkie okno wychodziło na dużą komorę komputera, której sufit był wyżej, a podłoga niżej niż w pozostałych pomieszczeniach.

Odnieśli już spory sukces w doświadczeniach z komputerem kwantowym. Przez ostatni dekamiesiąc rozłożyli na czynniki liczbę, która wymagała 1073 atomów wodoru jako rejestrów — czyli ilości znacznie większej niż cały wodór we wszystkich gwiazdach ich galaktyki i sześćdziesiąt kilka razy przekraczającej pojemność komory komputera, nawet gdyby w zupełności wypełnić ją samym wodorem. Jedynym możliwym wyjaśnieniem ich sukcesu było to, że naprawdę osiągnęli wyniki, jakie umożliwiała tylko informatyka kwantowa: ich ograniczona liczba rejestrów fizycznych istniała jednocześnie w wielu nakładających się na siebie stanach.

W pewnym sensie kolejny eksperyment różnił się tylko skalą: był próbą rozłożenia na czynniki jeszcze większej liczby. Tym razem chodziło o jedną z prawdziwie ogromnych liczb, które według twierdzenia Digandala powinny być pierwsze. Żaden z tradycyjnych komputerów nie mógł tego sprawdzić, ale ich komputer kwantowy powinien tego dokonać.

Ponter przejrzał jeszcze kilka stron wydruków, a potem przeszedł do drugiej konsoli kontrolnej i pociągnął kilka gałek, ustawiając części systemu rejestrującego. Chciał mieć pewność, że próba zostanie uwieczniona z każdej strony, tak aby otrzymany rezultat nie budził później niczyich wątpliwości. Gdyby tylko mogli…

— Gotowe — oznajmił Adikor.

Ponter poczuł, że serce zaczyna mu szybciej bić. Tak bardzo pragnął, aby eksperyment się powiódł — chciał tego nie tylko dla siebie, ale i dla Adikora. Jemu samemu szczęście dopisało już na początku kariery; jego imię powszechnie szanowano w kręgach fizyków. Ponter wiedział jednak, że Adikor nie odniósł takich sukcesów, choć w pełni zasługiwał na uznanie. Cudownie by było, gdyby wspólnie zdołali udowodnić — lub obalić — twierdzenie Digandala.

Operacjami sterowano z dwóch konsoli kontrolnych umieszczonych w przeciwległych krańcach niewielkiego pomieszczenia sterowni. W zasadzie wszystkie kontrolki powinny się mieścić w jednym miejscu, ale obecne ustawienie pozwoliło oszczędzić niemal trzydzieści długości ramion drogiego kwantowego transduktora używanego do łączenia rejestrów. Obie grupy przyrządów pomiarowych przymocowano na ścianach. Adikor stanął przy swojej i pociągnął odpowiednie gałki. Ponter zajął się kontrolkami drugiej konsoli.

— Wszystko gra? — spytał Adikor.

Ponter spojrzał na rząd wskaźników; wszystkie paliły się na czerwono, barwą krwi, barwą zdrowia.

— Tak.

Adikor skinął głową.

— Dziesięć taktów — powiedział i rozpoczął odliczanie. — Dziewięć. Osiem. Siedem. Sześć. Pięć. Cztery. Trzy. Dwa. Jeden. Zero.

Wiele lampek na konsoli Pontera zamrugało, pokazując, że rejestry działają. Teoretycznie, w ułamku taktu, wszystkie możliwe czynniki zostały wypróbowane, a wyniki odebrane w formie serii interferencyjnych wzorów na kliszy fotograficznej. Teraz tradycyjny komputer potrzebował chwili na odszyfrowanie tych interferencji i przygotowanie listy czynników, która — jeśli Digandal się mylił i badana liczba nie była pierwszą — mogła się okazać bardzo długa.

Ponter zostawił swoją konsolę i usiadł. Adikor krążył po sterowni, zerkając przez szybę na rzędy rejestrów — szczelnych kolumn ze szkła i stali, zawierających ściśle określone ilości wodoru.

W końcu tradycyjny komputer cichym brzdękiem zasygnalizował, że zakończył pracę.

Pośrodku konsoli Pontera znajdował się kwadratowy monitor; wynik wyświetlił się na ekranie w formie serii czarnych znaków na żółtym tle. Był…

Chrząstka! — zaklął Adikor, stając za Ponterem i kładąc dłoń na ramieniu przyjaciela.

Na wyświetlaczu pojawił się napis: „Błąd w rejestrze 69; operacja przerwana”.

— Musimy wymienić ten rejestr — powiedział Ponter. — Ciągle mamy przez niego kłopoty.

— To nie rejestr. To podstawa, która mocuje go do podłoża. Na nową będziemy musieli czekać co najmniej dekadzień.

— Czyli że nie zdążymy nic zrobić, zanim zbierze się Rada Siwych? — Ponterowi nie uśmiechało się stawać przed sędziwymi obywatelami i wyjaśniać, że stan wiedzy nie powiększył się od ostatniej sesji Rady.

— Nie. Chyba że… — Adikor umilkł.

— Co?

— Problem z rejestrem 69 polega na tym, że kolumna wibruje na podstawie; uchwyty mocujące nie zostały wykonane z dostateczną precyzją. Jeśli znajdziemy coś, co przytrzyma całość…

Ponter rozejrzał się po pomieszczeniu. Nie znalazł nic, co nadawałoby się do tego celu.

— A jeśli sam tam pójdę i przytrzymam kolumnę? No wiesz, docisnę ją całym swoim ciężarem? Może dzięki temu przestanie wibrować?

Adikor zmarszczył brwi.

— Musiałbyś trzymać ją bardzo stabilnie. Oczywiście sprzęt jest w stanie tolerować pewne odchylenia, ale…

— Mogę to zrobić — stwierdził Ponter. — Tylko czy moja obecność w komorze komputera nie wywoła dekoherencji?

Adikor pokręcił głową.

— Nie. Kolumny rejestrów mają szczelne osłony; tylko coś o wiele bardziej promieniotwórczego lub wywołującego większe szumy elektryczne niż ludzkie ciało mogłoby zakłócić zawartość rejestrów.

— No to jak?

Adikor ponownie zmarszczył brwi.

— Trudno uznać to za eleganckie rozwiązanie problemu.

— Ale może zadziałać.

Adikor przytaknął.

— Myślę, że warto spróbować. Lepsze to niż iść na zebranie Rady z pustymi rękami.

— A zatem postanowione! — powiedział Ponter zdecydowanie. — Do dzieła.

Adikor skinął głową i Ponter otworzył drzwi oddzielające sterownię od dużej komory z kolumnami rejestrów. Zszedł w dół po schodkach na wypolerowaną granitową podłogę, wyrównaną promieniami lasera. Starał się iść ostrożnie; kiedyś już się na niej pośliznął. Zatrzymał się przy cylindrze 69, położył jedną dłoń na zaokrąglonym wierzchu kolumny, przykrył ją drugą ręką i nacisnął z całej siły.

— Zaczynaj, jak tylko będziesz gotowy — zawołał do partnera.

— Dziesięć — odkrzyknął Adikor. — Dziewięć. Osiem. Siedem.

Ponter starał się trzymać ręce nieruchomo. Miał wrażenie, że cylinder wcale nie wibruje.

— Sześć. Pięć. Cztery.

Głęboko wciągnął powietrze, próbując się uspokoić. Wstrzymał oddech.

— Trzy. Dwa. Jeden.

No to jazda — pomyślał.

— Zero!

Adikor usłyszał gwałtowne dzwonienie szyby, za którą znajdowała się komora komputera.

— Ponter! — zawołał, podbiegając do okna. — P-Ponter?

Po Ponterze nie został żaden ślad.

Adikor ujął uchwyt otwierający drzwi i…

Świiist!

Uchwyt uciekł mu z ręki i drzwi gwałtownie się otworzyły. Adikor poczuł, jak silna fala powietrza ze sterowni mija go i wtłacza się do komory komputera. O mało nie zleciał ze schodów na twarz. Podmuch gnał do komory z pozostałych pomieszczeń laboratorium i dalej z kopalni, tak jakby… tak jakby w jakiś sposób powietrze, które wcześniej znajdowało się w komorze, zostało z niej wyssane. Adikor kilka razy poczuł, jak zatykają mu się uszy.

— Ponter! — zawołał raz jeszcze, gdy pęd powietrza ustał. Pomieszczenie miało sporą wielkość, a cylindry rejestrów rozmieszczone na planie dużej sieci były dość wąskimi kolumnami; Ponter w żaden sposób nie mógł się ukryć za którymś z nich.

Co się stało? Może gdzieś w kopalni zapadła się jakaś skalna ściana, za którą znajdowała się strefa niskiego ciśnienia…

Ale gdyby doszło do jakichkolwiek zakłóceń, sejsmiczne czujniki rozmieszczone w całym kompleksie kopalnianym spowodowałyby uwolnienie ostrzegawczych zapachów w laboratorium.

Adikor szybko przemierzył granitową posadzkę.

— Ponter! — zawołał ponownie. — Ponter?

W podłodze nie było żadnych pęknięć; przyjaciel nie mógł się zapaść pod ziemię. Adikor widział na drugim końcu komory rejestr 69, ten, który wcześniej przytrzymywał Ponter. Nikogo tam teraz nie było, ale Adikor i tak podbiegł do kolumny, szukając jakichś wskazówek, i…

Chrząstka!

Nogi uciekły spod niego i walnął plecami w granitową podłogę. Pokrywała ją warstwa wody — sporo wody. Skąd się tu wzięła? Ponter wcześniej pił z tuby, ale Adikor miał pewność, że przyjaciel skończył ją na górze. Poza tym na podłodze było znacznie więcej wody, niż zmieściłoby się w jednej tubie; całe wiadra rozlane w wielką kałużę.

Woda — jeśli ciecz rzeczywiście nią była — wyglądała na czystą. Adikor podniósł mokrą dłoń do twarzy, powąchał. Żadnego zapachu.

Niepewnie polizał.

Żadnego smaku.

Najwyraźniej rzeczywiście była czysta. Czysta, klarowna woda.

Z walącym sercem i burzą myśli w głowie Adikor wrócił do sterowni, szukając jakiegoś naczynia, żeby zebrać trochę cieczy; to była jego jedyna wskazówka.

Skąd wzięła się ta woda?

I gdzie, u licha, podział się Ponter?

Загрузка...