Rozdział 3

Wszystko zaczęło się bardzo zwyczajnie.

— Zdrowego dnia — powiedział cicho Ponter Boddit, podnosząc się na łokciu, aby spojrzeć na Adikora Hulda, który stał nad umywalnią.

— Witaj, śpiochu — odparł Adikor, obracając się i opierając umięśnione plecy o słup-drapak. Przesunął się najpierw w lewą, a potem w prawą stronę. — Zdrowego dnia.

Ponter odpowiedział uśmiechem. Lubił patrzeć, jak Adikor się porusza, jak pracują mięśnie jego klatki piersiowej. Nie miał pojęcia, jak zdołałby przetrwać czas po stracie ukochanej Klast, gdyby nie przyjaciel — choć i tak zdarzały się chwile, gdy czuł się samotny. Kiedy Dwoje stawało się Jednym — ostatnie właśnie dobiegło końca — Adikor spędzał czas ze swoją partnerką i z ich dzieckiem. Córki Pontera dorastały i tym razem widział się z nimi bardzo krótko. Oczywiście było wiele starszych kobiet, których mężczyźni zmarli, ale kobiety tak doświadczone i mądre — kobiety, które osiągnęły już wiek uprawniający do głosowania! — nie chciałyby się zadawać z kimś tak młodym jak Ponter, który widział dopiero 447 księżyców.

Choć córki miały teraz dla niego mało czasu, Ponter i tak lubił je widywać, tyle że…

Kiedy światło padało pod odpowiednim kątem, Jasmel wyglądała jak odbicie swojej matki, zwłaszcza gdy miała za sobą słońce i lekko przekrzywiała głowę. Ponterowi czasem aż zapierało dech w piersi; tęsknił za Klast bardziej, niż potrafił to wyrazić.

W drugim końcu pomieszczenia Adikor właśnie napełniał basen kąpielowy. Stał odwrócony plecami do Pontera i pochylony majstrował coś przy otworze wylotowym. Ponter opuścił głowę na poduszkę w kształcie dysku i patrzył.

Niektórzy ostrzegali go, zanim zamieszkał z Adikorem, ale był pewien, że znajomi Adikora mieli podobne obawy co do jego wyboru partnera. Bynajmniej nie miało to nic wspólnego z incydentem na Akademii, po prostu powszechnie uważano, że trudno łączyć wspólną pracę i mieszkanie. Ale choć Saldakbyło dużym miastem (z dwudziestopięciotysięczną populacją podzieloną między Obrzeża i Centrum), to mieszkało tu zaledwie sześciu fizyków, w tym trzy kobiety. Ponter i Adikor uwielbiali rozmawiać o pracy i debatować nad nowymi teoriami. I jeden, i drugi cieszyli się, że są z kimś, kto naprawdę ich rozumie.

Poza tym stanowili dobraną parę pod innymi względami. Adikor należał do ludzi, którzy lubili wstawać wcześnie rano; witał dzień w biegu i z przyjemnością szykował poranne kąpiele. Ponter rozkręcał się dopiero później; zawsze zajmował się przygotowaniem wieczornych posiłków.

Woda tryskała do basenu; Ponter lubił ten dźwięk — głośny, biały szum. Westchnął z zadowoleniem i dźwignął się z łóżka. Mech rosnący na podłodze połaskotał go w stopy. Podszedł do okna, ujął uchwyty płaskiego, metalowego panelu i zdjął zasłonę z magnetycznej ramy okiennej. Potem zamocował panel w dziennym położeniu, przyczepiając go do metalowej płyty w suficie.

Między drzewami wschodziło słońce; ukłuło Pontera w oczy, więc pochylił głowę, opierając szczękę o pierś, tak by wał nadoczodołowy osłonił jego wzrok. Na zewnątrz, w odległości trzystu kroków od domu, jeleń pił wodę ze strumienia. Ponter czasami polował, ale nigdy na terenach osiedli; te jelenie wiedziały, że nie mają się czego obawiać — nie tutaj, nie ze strony ludzi. W oddali błysnęły panele ogniw słonecznych rozmieszczonych na ziemi obok sąsiedniego domu.

— Hak — odezwał się Ponter, zwracając się do swojego implantu-Kompana imieniem, które mu nadał — jaka jest prognoza na dziś?

— Ma być bardzo ładnie — odparł Kompan. — Najwyższa temperatura w ciągu dnia: szesnaście stopni; najniższa w nocy: dziewięć. — Implant mówił kobiecym głosem. Ponter przeprogramował go niedawno — i teraz zdawał sobie sprawę, że bezsensownie — tak, aby używał głosu Klast, którego nagrania pochodziły z jej archiwum alibi. Wtedy wydawało mu się, że dzięki temu nie będzie się czuł tak samotny, ale teraz, ilekroć implant się odzywał, Ponter czuł ukłucie w sercu.

— Ryzyko opadów równe zeru — ciągnął Kompan. — Wiatry dwadzieścia procent od prawej, prędkość osiemnaście tysięcy kroków na decymę.

Ponter skinął głową; skanery implantu mogły bez trudu wychwycić jego ruch.

— Kąpiel gotowa! — zawołał Adikor zza niego. Ponter odwrócił się i zobaczył, jak przyjaciel zsuwa się do okrągłego, zagłębionego w podłodze basenu kąpielowego. Włączył mieszalnik i woda zabulgotała wokół niego. Ponter — nagi, tak jak Adikor — podszedł do basenu i też się zanurzył. Adikor wolał cieplejsze kąpiele niż Ponter; w końcu umówili się na kompromis i wybrali temperaturę trzydziestu siedmiu stopni — odpowiadającą temperaturze ciała.

Ponter za pomocą szczotki golbas i rąk wymył te części ciała Adikora, do których przyjaciel nie mógł dosięgnąć albo wolał, aby zajął się nimi Ponter. Potem Adikor pomógł się umyć Ponterowi.

Powietrze przesycała para wodna; Ponter oddychał głęboko, aby wilgoć dotarła do jego zatok. Do pomieszczenia weszła Pabo, duża, rudobrązowa suka Pontera. Nie lubiła się zamaczać, więc zatrzymała się kilka kroków od basenu. Najwyraźniej domagała się, aby ją nakarmiono.

Ponter spojrzał na Adikora, jakby chciał powiedzieć: „I co na to poradzisz?” po czym wydostał się z basenu, ociekając wodą na kobierzec mchu.

— Już dobrze, mała — odezwał się do psa. — Pozwól mi tylko się ubrać.

Zadowolona, że pan zrozumiał jej komunikat, Pabo wyszła z sypialni. Potner podszedł do umywalni i wybrał sznur do wycierania. Chwycił pętle z obu końców i przesunął nim z boku na bok w poprzek pleców. Potem, przytrzymując zębami jedną pętlę sznura, osuszył ręce i nogi. Spojrzał na swoje odbicie w kwadratowym lustrze nad umywalnią i rozcapierzonymi palcami przeczesał włosy, pilnując, aby rozkładały się równo po obu stronach centralnego przedziałka.

W kącie pokoju leżała sterta czystej odzieży. Ponter przejrzał ją. Zazwyczaj nie przejmował się tym, co na siebie wkłada, ale gdyby jemu i Adikorowi dzisiaj się powiodło, mógł się zjawić jeden z Ekshibicjonistów, aby przyjrzeć się ich pracy. W końcu wybrał antracytową koszulę, wciągnął ją i zapiął specjalne zatrzaski na ramionach, zamykając szerokie rozcięcia. Ta koszula to dobry wybór — pomyślał. Dostał ją od Klast.

Wziął ze sterty spodnie i włożył je, wsuwając stopy w obszerne wory przymocowane do nogawek. Następnie zapiął skórzane mocowania na kostce i w podbiciu, tak by osłony wygodnie dopasowały się do nóg.

Adikor też wychodził już z kąpieli. Ponter zerknął na niego, a potem przeniósł wzrok na wyświetlacz Kompana. Musieli się zbierać; niedługo miał po nich przybyć poduszkobus.

Gdy przeszedł do głównego pokoju, od razu podbiegła do niego Pabo. Ponter podrapał ją po głowie.

— Nie martw się, malutka. Nie zapomniałem o tobie.

Otworzył próżniarkę i wyciągnął z niej kość bizona ze sporą ilością mięsa — pozostałość po kolacji z poprzedniego dnia. Położył ją na podłodze — w tej części mech przykrywały szklane tafle ułatwiające sprzątanie — i Pabo natychmiast się za nią zabrała. Adikor dołączył do przyjaciela w kuchni i zajął się przygotowaniem śniadania. Wyjął z próżniarki dwa grube kawały mięsa łosia i włożył je do laserowego piekarnika, który po chwili wypełniła para, przywracając mięsu odpowiednią soczystość. Ponter przez szybę piekarnika patrzył, jak rubinowe promienie układają się w zygzakowate, skomplikowane wzory, idealnie przypiekając każdą część steków. Adikor napełnił misę orzeszkami pinii i nalał do kubków rozcieńczony syrop klonowy, po czym wyciągnął upieczone steki.

Ponter włączył Podglądacza. Kwadratowy panel w ścianie natychmiast obudził się do życia. Ekran był podzielony na cztery mniejsze części. Jedna pokazywała transmisję z udoskonalonego Kompana Hawsta; druga — obrazy z implantu Taloka; ta w lewym dolnym rogu — życie Gawlta; a w prawym dolnym — zdjęcia Lulasm. Ponter wiedział, że Adikor jest wielkim fanem Hawsta, dlatego nakazał Podglądaczowi powiększyć ten obraz na cały ekran. Hawst rzeczywiście zawsze robił coś ciekawego — tego ranka wybrał się na skraj Saldak, gdzie pięcioro ludzi zostało żywcem pogrzebanych pod skalnym osuwiskiem. Ale gdyby jakiś Ekshibicjonista miał się dziś pojawić pod kopalnią, Ponter wolałby, aby to była Lulasm; zawsze uważał, że to ona zadaje najbardziej wnikliwe pytania.

Usiedli do śniadania i włożyli stołowe rękawiczki. Adikor wziął garść orzeszków z misy i posypał nimi stek, po czym wcisnął orzechy w mięso dłonią w rękawiczce. Ponter uśmiechnął się; było to jedno z uroczych dziwactw przyjaciela — chyba nikt inny tak nie robił.

Ponter podniósł wciąż jeszcze lekko skwierczący stek i odgryzł solidny kawał. Poczuł charakterystyczny, ostry zapach mięsa, które nie było wcześniej zamrożone. Jak ludzie radzili sobie przed wynalezieniem próżniarek?

Niedługo potem poduszkobus siadł na ziemi przed domem. Ponter nakazał Podglądaczowi zakończyć transmisję. Rękawiczki wrzucił do dźwiękowej czyszczarki, poklepał Pabo po głowie i razem z Adikorem wyszli z domu, zostawiając drzwi otwarte, aby pies mógł swobodnie wychodzić. W poduszkobusie przywitali się z siedmioma innymi pasażerami i ruszyli do pracy, tak jak każdego zwyczajnego dnia.

Загрузка...