Rozdział 37

— Zdrowego dnia, Daklar — powiedziała Jasmel, wchodząc do domu. Choć nadal mieszkały razem, prawie się do siebie nie odzywały od czasu dooslarm basadlarm.

— Zdrowego dnia — odparła Bolbay chłodnym tonem. — Jeśli za… — Jej nozdrza się rozszerzyły. — Nie jesteś sama.

Adikor stanął w drzwiach.

— Zdrowego dnia — powiedział.

Bolbay spojrzała na Jasmel.

— Kolejny podstęp?

— To nie podstęp — odparła Jasmel. — Robię to z troski o ciebie i o mojego ojca.

— Czego ode mnie chcesz? — spytała Bolbay, mrużąc oczy i przyglądając się Adikorowi.

— Prawdy — powiedział. — Tylko prawdy.

— Prawdy o czym?

— O tobie. O tym, dlaczego mnie prześladujesz.

— To nie mnie dotyczy śledztwo.

— Masz rację — zgodził się Adikor. — Jeszcze nie. Ale to się może zmienić.

— O czym ty mówisz?

— Jestem gotowy przesłać ci dokumenty z kontroskarżeniem.

— Na jakiej podstawie?

— Na takiej, że bezprawnie ingerujesz w moje życie.

— To idiotyczne.

— Czyżby? — Adikor wzruszył ramionami. — O tym być może postanowi arbiter.

— Ewidentnie próbujesz przeciągnąć proces, który doprowadzi do twojej sterylizacji. Każdy tak przyzna.

— Jeżeli rzeczywiście jest to tak ewidentne, arbiter oddali sprawę… ale najpierw będę miał szansę zadać ci pytania.

— Pytania? O co?

— O twoje motywy. O to, dlaczego mi to robisz.

Bolbay zerknęła na Jasmel.

— To był twój pomysł, tak?

— Moim pomysłem było też to, żeby najpierw przyjść tutaj, zanim Adikor wniesie oskarżenie — zauważyła dziewczyna. — Chodzi przecież o sprawę rodzinną: ty, Daklar, byłaś partnerką mojej matki, a Adikor jest partnerem mojego ojca. Wiele przeszłaś — podobnie jak my wszyscy — kiedy zmarła moja mama.

— To nie ma nic wspólnego z Klast! — ucięła Bolbay. — Nic. — Spojrzała na Adikora. — Tu chodzi o niego.

— Dlaczego? — spytał. — Dlaczego tu chodzi o mnie?

Bolbay pokręciła głową.

— Nie mamy o czym rozmawiać.

— Owszem, mamy. Odpowiesz na moje pytania tutaj albo w obecności arbitra.

— Blefujesz — stwierdziła Bolbay.

Adikor podniósł lewą rękę, odwracając ją nadgarstkiem w stronę kobiety.

— Nazywasz się Daklar Bolbay i mieszkasz w Centrum Saldak?

— Nie zamierzam przyjąć od ciebie żadnych dokumentów.

— Opóźniasz tylko to, co nieuniknione — powiedział Adikor. — Wezwę sądowego, który przekaże dane na twój implant bez względu na to, czy dobrowolnie wyciągniesz kontrolkę, czy nie. — Przerwał na moment. — Powtarzam raz jeszcze. Czy nazywasz się Daklar Bolbay i mieszkasz w Centrum Saldak?

— Naprawdę byś to zrobił? — spytała Bolbay. — Naprawdę zaciągnąłbyś mnie przed arbitra?

— Tak, jak ty postąpiłaś wobec mnie.

— Proszę — wtrąciła się Jasmel. — Po prostu powiedz mu. Tak będzie lepiej dla was obojga.

Adikor skrzyżował ręce na piersi.

— No? Słucham?

— Nie mam nic do powiedzenia — odparła Bolbay.

Jasmel wydała z siebie długie westchnienie.

— Zapytaj ją o jej partnera — powiedziała do Adikora.

— Nic o tym nie wiesz — warknęła Bolbay.

— Tak sądzisz? A ty jak się dowiedziałaś o tym, że Adikor uderzył kiedyś mojego ojca?

Bolbay milczała.

— Wiem, że Klast ci powiedziała — stwierdziła Jasmel.

— Klast była moją partnerką — oświadczyła Bolbay defensywnie. — Nie miała przede mną tajemnic.

— Była też moją matką. I przede mną także niczego nie ukrywała.

— Ale… ona… ja… — Bolbay zająknęła się i umilkła.

— Opowiedz mi o swoim partnerze — poprosił Adikor. — Chyba nigdy go nie spotkałem.

Bolbay powoli pokręciła głową.

— Nie. Odszedł przed laty; rozstaliśmy się dawno temu.

— To dlatego nie masz własnych dzieci? — spytał Adikor łagodnie.

— Wydaje ci się, że jesteś taki bystry? Sądzisz, że odkryłeś prawdziwy powód? Że nie mogłam zatrzymać przy sobie mężczyzny i dlatego nigdy nie zaszłam w ciążę? Tak właśnie myślisz?

— Nic o tym nie myślę — odparł.

— Byłabym dobrą matką — powiedziała Bolbay, bardziej do siebie niż do Adikora. — Spytaj Jasmel. Spytaj Megameg. Od śmierci Klast opiekowałam się nimi doskonale. Mówię nieprawdę, Jasmel? Nie mam racji?

Jasmel skinęła głową.

— Ale jesteś z generacji 145, tak jak Ponter i Klast. Tak jak Adikor. Mogłabyś jeszcze urodzić własne dziecko. Za rok znowu przesunięty zostanie czas, gdy Dwoje staje się Jednym; mogłabyś…

Brew Adikora powędrowała w górę.

— To byłaby dla ciebie ostatnia szansa, tak? W następnym roku skończysz 490 miesięcy — czterdzieści lat, tak jak ja. Wtedy możesz zajść w ciążę, mieć dziecko z generacji 149, ale nie dziesięć lat później, gdy poczęte zostanie pokolenie 150.

W głosie Bolbay zabrzmiała drwina.

— Nie potrzebowałeś nawet swojego kwantowego superkomputera, żeby to policzyć?

— A Ponter — ciągnął Adikor, powoli kiwając głową — nie miał partnerki. Ty i on kochaliście przecież tę samą kobietę. Poza tym, byłaś tabant jego dwóch córek, więc myślałaś, że…

— Ty i mój ojciec? — Ten pomysł nie zaszokował Jasmel, tylko ją zdziwił.

— A dlaczego nie? — spytała Bolbay ostro. — Znam go niemal równie długo jak ty, Adikorze, i zawsze łączyły nas dobre relacje.

— A teraz straciłaś także jego — stwierdził Adikor. — Wiesz, że na samym początku tak właśnie pomyślałem. Uznałem, że nie mogłaś się pogodzić z tym, iż go zabrakło, i dlatego zaczęłaś kłapać zębami na mnie. Ale musisz zrozumieć, Daklar, że nie masz racji. Kochałem Pontera i na pewno nie wpływałbym na jego wybór nowej partnerki, więc…

— To nie ma nic do rzeczy — powiedziała Bolbay, kręcąc głową. — Nic.

— W takim razie dlaczego mnie tak nienawidzisz?

— Nie nienawidzę cię z powodu tego, co stało się z Ponterem.

— Ale mnie nienawidzisz.

Bolbay umilkła. Jasmel wlepiła wzrok w podłogę.

— Dlaczego? — spytał Adikor. — Nigdy nic ci nie zrobiłem.

— Ale uderzyłeś Pontera — ucięła Bolbay.

— Dawno temu. I on mi wybaczył.

— Ale wciąż jesteś cały. Masz dziecko. Upiekło ci się.

— Co?

— To, co zrobiłeś. Przestępstwo! To, że próbowałeś zabić Pontera!

— Nie próbowałem go zabić!

— Byłeś agresywny. Byłeś potworem. Powinni cię byli wykastrować. A mój Pelbon…

— Kim jest Pelbon? — spytał Adikor.

Bolbay znowu umilkła.

— Jej partnerem — powiedziała cicho Jasmel.

— Co się z nim stało?

— Nie wiesz, jak to jest — rzuciła Bolbay, patrząc w bok. — Nie masz pojęcia. Budzisz się rano i widzisz dwóch egzekutorów, którzy zabierają ci partnera i…

— I co?

— I kastrują go — dokończyła.

— Dlaczego? Co takiego zrobił?

— Nie zrobił nic. Nic a nic.

— To dlaczego… — zaczął Adikor, ale zrozumiał powód, zanim dokończył pytanie. — Och. Któryś z jego krewnych…

Bolbay pokiwała głową, ale nie spojrzała Adikorowi w oczy.

— Jego brat kogoś zaatakował, więc zarządzono, że musi zostać poddany sterylizacji wraz z…

— Ze wszystkimi, których materiał genetyczny był w pięćdziesięciu procentach taki jak jego własny — dokończył Adikor.

— Mój Pelbon nic nie zrobił. Nic nikomu nie zrobił, ale został ukarany. Ja też zostałam ukarana. A ty! Niemal zabiłeś człowieka i uszło ci to płazem! Powinni byli wykastrować ciebie, a nie mojego biednego Pelbona!

— Daklar! Tak mi przykro. Tak bardzo przykro…

— Wynoś się — powiedziała stanowczo. — Zostaw mnie samą.

— Ja…

— Wynoś się!

Загрузка...