Charlie Luke pojawił się znowu rankiem w dniu, na który zapowiedziane zostało przyjęcie panny Evadne. Campion leżał jeszcze w łóżku, ale już nie spał.
Obudził się z dręczącym w podświadomości pytaniem. Im bardziej się nad nim zastanawiał, tym bardziej oczywiste i proste się wydawało.
Spojrzał na zegarek, była za piętnaście siódma. W tej samej chwili uświadomił sobie, że w domu panuje nie zwykły ruch, ale wielkie zamieszanie. Włożył prędko szlafrok i otworzył drzwi swego pokoju. Od razu uderzył go dziwny zapach, świadczący wyraźnie o tym, że panna Jessica znowu gotuje. Nie zdążył się nad tym głębiej zastanowić, gdyż stojąca na podeście panna Roper uderzyła właśnie Luke'a w policzek. Była zła jak kokosz, której przeszkadzają wysiadywać jajka…
Inspektor, szary ze zmęczenia, ale mimo to w dobrym humorze, podniósł ją za łokcie i trzymał w powietrzu nad ziemią, wymachującą nogami.
– No, cioteczko – mówił – bądź grzeczna, bo inaczej przyślę tu do ciebie prawdziwego policjanta w hełmie.
Panna Roper zupełnie osłabła, kiedy ją wreszcie postawił na ziemi, ale nadal tarasowała mu drogę.
– Jeden z pańskich ludzi siedział przy nim całą noc, a ja i Clarrie męczyliśmy się z nim przez cały ranek. Teraz śpi i nie pozwolę go panu obudzić; to chory człowiek.
– Pewno że chory, ale ja muszę się z nim zobaczyć.
Renee powitała Campiona jak wybawiciela.
– Och, kochany – powiedziała – wpłyń na tego głupca, żeby nabrał trochę rozsądku. Kapitan miał wypadek. Nie często mu się to zdarza, ale jak się zdarzy, to go zupełnie zwala z nóg. Charlie wpadł na idiotyczny pomysł, że to kapitan pisał te anonimowe listy, czego -z pewnością nie mógł zrobić," mogę za to ręczyć, chociaż teraz miałabym ochotę ukręcić mu ten stary, głupi łeb. Położyłam go spać i przez najbliższych kilka godzin nie będzie w stanie z nikim rozmawiać. Proszę go zostawić w spokoju. Nie może nawet utrzymać się na nogach, a co dopiero uciec.
Dziwny odgłos dobiegający zza drzwi za nią potwierdził jej diagnozę; zatrzepotała rękami jak ptak.
– Zjeżdżaj pan stąd! – krzyknęła na Luke'a. – Jeżeli w czymś zawinił, odpowie panu, jak tylko trochę oprzytomnieje. Znam go dobrze. Teraz przyznałby się do wszystkiego, byle tylko mieć chwilę spokoju.
Luke zawahał się, a ona odepchnęła go nieco.
– Ładny dzionek mnie czeka – westchnęła z goryczą. – Tyle tego sprzątania, w południe chłopak Kłytii wraca ze szpitala i trzeba go od razu położyć do łóżka, a do tego jeszcze to idiotyczne przyjęcie. Evadne sprosiła chyba pół Londynu. Albercie, weź pana Luke'a do swego pokoju, zaraz wam tam przyślę małe śniadanko.
Głośny jęk z pokoju powalonego wojaka przypomniał inspektorowi o obowiązku.
– Daję mu pół godziny – powiedział, a pochwyciwszy spojrzenie Campiona, podniósł oba kciuki w wiele mówiącym geście. – Trafione w dziesiątkę – dodał zamykając za sobą drzwi pokoju Campiona i odwracając się energicznie od kuszącego, wygodnego fotela. – To pańska zasługa.
– Wróżka złapana? – Campion miał wyraźnie zadowoloną minę.
– Siedzi w ciupie i wypłakuje sobie-oczy. Badaliśmy ją prawie przez całą noc i teraz cały posterunek jest mokry. Śmieszna historia: tak dużo potrafiła pisać, a teraz trudno z niej wyciągnąć słowo, jęczała tylko,';o Boże" przez blisko trzy godziny. – Ustąpił wreszcie wobec zachęcającego gestu Campiona i usiadł w fotelu.
– Czy się przyznała?
– Tak. Znaleźliśmy papier, atrament, koperty i próbkę jej pisma na bibule. Zmiękła dopiero nad ranem. Siedziała przez cały czas jak ropucha. – Wydął policzki, nastroszył brwi, zrobił szybki gest rękoma i nagle miało się wrażenie, że jest w gorsecie. – Wreszcie pękła jak skorupa od jaja. Usłyszeliśmy wszystko o kochanym kapitanie. Jaki był bezradny i zagubiony. Wzruszył ją i skłonił do tego, czego – dobrze wie -nie powinna była robić, gdyż otrzymała bardzo staranne wychowanie. Jak to te stare chłopy robią? Pokazują puste kieszenie, i płaczą?
Rozsiadł się wygodniej na poduszkach i próbował mieć oczy półotwarte.
– Trzeba mu oddać sprawiedliwość, ona go wprowadziła w błąd. Moim zdaniem nie przypuszczał nawet, do czego zmierza ta cała abrakadabra. Zapewne mówił o wszystkim, żeby wydać się bardziej interesującym.
– Tak -powiedział Campion – a jak panu poszło z jej bratem?
Luke zmarszczył czoło.
– Wargacz- umknął nam – wyznał zmartwiony. – Kiedy otworzyła drzwi frontowe, on czmychnął przez kuchenne. Oczywiście w końcu go dopadniemy, ale na razie mamy z tym kłopot.
– Czy pisanie listów to jego pomysł?
Zaczerwienione oczy otworzyły się szeroko na skutek tego pytania.
– Chyba nie. Nic o tym nie świadczy. Nasza Pytia chyba kroczyła własnymi drogami. I dlatego to było takie zagmatwane. Zwykle, w tego rodzaju sprawach, wystarczy wpaść na jeden dobry trop, a cała historia pruje się jak sweter cioci Frani. Ale tutaj natknęliśmy się na złośliwą podstarzałą kobietę, podkochującą się po pensjonarsku w kapitanie i mającą zapiekły żal do doktora. Musiał pewno jej ostro przygadać. To jasne jak słońce, chociaż ona zeznała tylko, że chodziła do niego leczyć się na żołądek, a potem przestała. On ostro traktuje historyczki; już mi o tym mówiono. Praktycznie biorąc, jesteśmy w ślepej uliczce.
– Może niezupełnie. Ale najdziwniejsze, że ona chyba ma rację. Oskarżyła doktora o to, że przeoczył morderstwo, a tak przecież było. Ostatecznie miała podstawy, żeby się na niego wściekać.
Luke'owi to nie wystarczyło.
– Dowiedziała się o tym od kapitana. Dlatego chcę z nim sam porozmawiać. Pewno powiedział więcej, niż mu było wiadomo. Pan wie, jak to jest, kiedy taki podstarzały facet dwukrotnie w tygodniu przychodzi ze zwierzeniami. Zapomina o tym, co powiedział ostatnim razem. To ona wyciągnęła to od niego. Skąd Wargacz mógłby wiedzieć, co się tu działo?
Campion nic nie odpowiedział, tylko zaczął się ubierać.
– Kiedy panna Congreve staje przed koronerem? Pan chce tam być?
– O dziesiątej. Porky się nią zajmie. Zostanie skazana na.grzywnę. Czy mógłbym coś dla pana zrobić?
Campion zmarszczył się.
– Osobiście radziłbym panu przespać się z godzinkę albo dwie w moim łóżku. Kiedy się pan obudzi, kapitan będzie mógł rozmawiać, choć nie uczyni tego chętnie. Ja tymczasem chciałbym pójść pewnym tropem, na który wpadłem w nocy… Gdzie znajduje się tutejsze biuro koronera?. ' -
Ostatnie pytanie ucięło protest Luke'a. Zbyt dobrze został wyszkolony, żeby sprzeciwiać się przełożonym. Wyprostował się natychmiast czujny, zainteresowany.
– Barrow Road 25 – odpowiedział Szybko. – Dostałem teraz kilku chłopaków do dyspozycji, nie musi pan sam wszystkiego robić.
Rozczochrana głowa Campiona ukazała się w otworze koszuli.
– Niech pan sobie tym nie zaprząta głowy – powiedział. – Być, może mylę się..
Około dziewiątej zjadł śniadanie, a potem, zbiegł szybko na dół po frontowych schodach, na dole drogę zabarykadowała mu pani Love ze swoim kubłem, W niebieskim zawoju na głowie i białym fartuchu była wesoło łobuzerska jak zwykle.
– Dzisiaj mamy gości! – krzyknęła mrugając załzawionym okiem do niego i dodając nieoczekiwanie szeptem: – Wiele osób przyjdzie z powodu zbrodni. Powiadam. wiele osób przyjdzie z powodu zbrodni. – Roześmiała się jak psotne dziecko. – Niech pan nie zapomni o przyjęciu i przyjdzie na czas. Powiadam, niech pan przyjdzie na czas.
– Och, będę dużo wcześniej – zapewnił ją i wyszedł w słoneczną mglistość ulicy.
A jednak się mylił. Jego pierwsza wizyta zajęła mu cały poranek, a w wyniku jej odbył szereg dalszych. Były to delikatne spotkania, wymagające wiele taktu w tej tak doniosłej sprawie. Wytropił i wypytał różnych krewnych, odkrył różne powinowactwa, a kiedy zachodzące słońce swym czerwonym jak krew blaskiem zalało Apron Street, ukazał się na niej krocząc z wyraźnym ożywieniem.
Najpierw odniósł wrażenie, że Portminster Lodge chyba się pali. Tłum zgęstniał. Corkerdale, w asyście dwóch umundurowanych policjantów, pilnował bramy i murów ogrodu, podczas gdy stojące otworem frontowe drzwi kusiły do wejścia. Najwidoczniej przyjęcie panny Evadne już się zaczęło.
Atmosfera wewnątrz-była znakomita. Nastrój gościnności osiągnięto w sposób niezwykle prosty: otwierając wszystkie drzwi na oścież. Ktoś – Campion podejrzewał o to Clarrie'ego – umieścił stary czteroramienny mosiężny świecznik na środkowym filarze schodów; świece chwiały się w przeciągu i sporo stearyny nakapało wokoło. Ogólny efekt był raczej wesoły.
Kiedy postawił nogę na chodniku, w drzwiach salonu ukazała się Renee. W czarnej sukni wyglądała nieoczekiwanie dostojnie, a całość rozjaśniał biały jedwabny fartuszek haftowany w pączki róż. Zrazu pomyślał, że to zmysł aktorski kazał się jej ubrać na wzór scenicznej pokojówki, ale jej pierwsze słowa wyprowadziły go z błędu.
– Ach, to ty, kochany – powiedziała chwytając go za ramię. – Dzięki Bogu, przynajmniej ktoś z odrobiną godności. Ja jedna z całego domu pomyślałam, żeby włożyć żałobę. To nie znaczy, że oni są bez serca, ale tak są zajęci rozmyślaniami, że nie mają czasu nad czymkolwiek się zastanowić. Nie wiem, czy rozumiesz, o co mi chodzi.
– Świetnie. Bardzo ci w tym do twarzy, wyglądasz uroczo.
Roześmiała się, a blask radości rozjaśnił Jej zatroskane oczy.
– Ty wstrętny chłopaku! – skarciła go. – Nie czas teraz na takie komplementy. A szkoda. Czy to prawda,
Albercie – zniżyła głos i rozejrzała się wokoło – że policja wie teraz, kogo ścigać; że zarzuciła sieć?
– Nie słyszałem o tym – powiedział zaskoczony.
– Racja, byłeś przecież cały dzień poza domem. Sądzę, że- się sam o tym przekonasz. Cłarrie nakazał mi, żebym nikomu nie pisnęła o tym ani słówka i oczywiście nie pisnę, ale po domu kręci się z dziesięciu policjantów, którzy nic tylko obserwują i czekają na rozkaz.
– Jaka szkoda, że nikt go nie wydaje.
– Nie ma się z czego śmiać, mój drogi. Muszą przecież mieć dowód, prawda? Och, jakże będę szczęśliwa, kiedy się to wszystko skończy; chociaż to będzie wielki wstrząs, a już przeżyłam niejeden. Weź choćby mego starego kapitana! Wymykał się do wróżki i zabawiał z… och, nie chcę się poniżać, Albercie, ale ze starą wywloką. Zadrwiła sobie ze mnie. Przeraziła go okropnie wypisując te listy, o czym on musiał wiedzieć. Przysięga że nie, stary kłamczuch, ale mu wypaliłam, że wcale mu nie wierzę, może nie jestem najmądrzejsza, ale aż taka głupia z pewnością nie., – Była nastawiona bojowo, ale przy tym bardzo kobieca. W oczach jej paliły się gniewne błyski jak u młodej dziewczyny. – Oczywiście, źle się czuje i głupio mu. Trudno mu nie przebaczyć, ale kiedy zaklął się na wszystkie świętości, że nawet nie przypuszczał, że to ona; dopóki sama się nie przyznała, a do tego miała czelność napisać taki list do Lawrence'a i wrzucić do skrzynki tuż koło domu, miałam ochotę sprawić mu dobre lanie! Kiedy się zorientował, że Lawrence jest na tropie, czmychnął do siebie na górę i upił się butelczyną, o której istnieniu nic nie wiedziałam. Mogłabym go zabić, daję słowo.
Campion roześmiał się.
– A co teraz robisz, cioteczko? – spytał. – Czy przypadkiem nie pilnujesz, żeby nie umknął?
– Kochany! On nawet nie może stanąć na nogach! – Zachichotała złośliwie. – Jest ogromnie skruszony, kołdrę podciągnął pod brodę i czeka, żeby się nim zająć. Po prostu stoję tu, żeby powiedzieć dobrym znajomym, którzy idą na górę, że w kuchni Cłarrie ma- coś w rodzaju barku: trochę dżinu i mnóstwo piwa. Idź na górę i porozmawiaj trochę, ale nic nie pij, a zwłaszcza tego żółtego świństwa, które podają w szklankach. Jessica zrobiła ten napój z krzyżownika, co wywołuje dziwny skutek. Kiedy już dosyć będziesz miał uduchowienia, zejdź do sutereny. Nie mogę pozwolić na to, żeby ludzie, którzy przychodzą do mego domu, nie dostali nic przyzwoitego.
Podziękował jej z uśmiechem prawdziwej czułości. Wieczorne światło padające przez otwarte drzwi oblewało jej twarz, ukazując delikatne rysy i zmarszczki. Kiedy się odwrócił, żeby wejść na schody, zajrzał do pokoju Lawrence'a i wzrok jego padł na kominek. Przez chwilę mu się przyglądał, potem spojrzał na nią z wyrazem zaskoczenia na bladej twarzy.
Oto jeszcze jeden supeł w splątanym kłębku rozwikłał się gładko i jej, niezrozumiała do tej pory, pozycja w tym domu nagle stała się jasna i logiczna. Zaryzykował:
– Renee, wydaje mi się, że wiem, dlaczego robisz to wszystko..
Ledwie wypowiedział te słowa, zrozumiał, że popełnił błąd. Twarz jej stała się bez wyrazu, oczy wrogie.
– Naprawdę, mój kochany? – W głosie jej brzmiała nuta wyraźnego ostrzeżenia. – Nie bądź za mądry, bardzo cię proszę. Spotkamy się w kuchni.
– Jak sobie -życzysz, cioteczko- mruknął, i zaczął iść po schodach, świadomy, że ona patrzy w ślad za nim, ale bez uśmiechu. '