Hervé Joncour mówił jeszcze długo. Przerwał dopiero wtedy, gdy Hara Kei oderwał od niego wzrok i ledwo dostrzegalnie skłonił głowę.
Milczenie.
Po francusku, przeciągając nieco samogłoski, naturalnym, ochrypłym głosem Hara Kei powiedział
– Jeśli pan zechce, z przyjemnością zobaczę pana znowu.
Po raz pierwszy się uśmiechnął.
– Jajeczka, które ma pan ze sobą, to ikra, niewarte są prawie nic.
Hervé Joncour spuścił oczy. Przed nim stała jego filiżanka herbaty. Wziął ją w rękę i zaczął obracać, przypatrując się jej uważnie, jak gdyby szukał czegoś na kolorowym szlaczku przy brzegu. Kiedy znalazł to, czego szukał, przyłożył tam wargi i wypił do dna. Następnie postawił filiżankę przed sobą i powiedział
– Wiem o tym.
Hara Kei roześmiał się, ubawiony.
– To dlatego zapłacił pan fałszywym złotem?
– Zapłaciłem za to, co kupiłem.
Hara Kei spoważniał.
– Kiedy będzie pan stąd wyjeżdżał, dostanie pan to, czego chce.
– Kiedy żywy opuszczę tę wyspę, dostanie pan należne mu złoto. Ma pan moje słowo.
Hervé Joncour nie zaczekał nawet na odpowiedź. Wstał, zrobił kilka kroków do tyłu i ukłonił się.
Ostatnią rzeczą, jaką ujrzał przed wyjściem, były jej oczy utkwione w jego oczy, zupełnie nieme.