59

Zostań tak, chcę na ciebie patrzeć, tyle razy na ciebie patrzyłam, ale nie byłeś dla mnie, teraz jesteś dla mnie, nie zbliżaj się, proszę, zostań, gdzie jesteś, mamy dla siebie całą noc i chcę na ciebie patrzeć, nigdy cię takim nie widziałam, twoje ciało dla mnie, twoja skóra, zamknij oczy i pieść się, proszę,

powiedziała Madame Blanche, Hervé Joncour słuchał,

nie otwieraj oczu, jeśli możesz, i pieść się, twoje ręce są takie piękne, tyle razy o nich śniłam, a teraz chcę je widzieć, lubię je widzieć na twojej skórze, o tak, proszę cię, nie przerywaj, nie otwieraj oczu, ja jestem tutaj, nikt nas nie może zobaczyć, a ja jestem przy tobie, pieść się, panie mój ukochany, pieść swój członek, proszę cię, powoli,

przerwała, a on powiedział Niech pani czyta dalej, proszę,

piękna jest twoja dłoń na twoim członku, nie przerywaj, lubię na nią patrzeć i patrzeć na ciebie, panie mój ukochany, nie otwieraj oczu, jeszcze nie, nie powinieneś się bać, jestem przy tobie, słyszysz mnie? jestem tutaj, mogę cię dotknąć, to jest jedwab, czujesz go? to jedwab mojej sukni, nie otwieraj oczu, a będziesz miał moją skórę,

powiedziała, czytała cicho, głosem kobiety-dziecka,

będziesz miał moje wargi, najpierw dotknę cię wargami, nie będziesz wiedział gdzie, w pewnej chwili poczujesz ciepło moich warg na sobie, nie dowiesz się gdzie, jeśli nie otworzysz oczu, nie otwieraj ich, nie wiesz gdzie, ale nagle poczujesz moje usta,

on słuchał nieruchomo, z kieszonki szarego garnituru wystawała biała, niepokalanie czysta chusteczka,

może to będą twoje oczy, położę usta na powiekach i rzęsach, poczujesz ciepło wnikające w twoją głowę, a moje usta w twoje oczy, do środka, a może będzie to twój członek, położę na nim moje wargi i rozchylę je, przesuwając powoli w dół,

powiedziała, głowę miała schyloną nad kartkami, jedną ręką muskała powoli szyję,

pozwolę, by twój członek uchylił moje usta, wchodząc między wargi i naciskając na język, moja ślina spłynie po twojej skórze aż do dłoni, mój pocałunek i twoja dłoń, jedno w drugim, na twoim członku,

on słuchał, wzrok miał utkwiony w pustą srebrną ramkę wiszącą na ścianie,

i wreszcie, na końcu, pocałuję cię w serce, bo cię kocham, będę gryźć skórę drgającą na twoim sercu, bo cię kocham, a kiedy twoje serce będzie między moimi wargami, będziesz mój, naprawdę, kiedy moje usta znajdą się na twoim sercu, będziesz mój, na zawsze, jeśli nie wierzysz, otwórz oczy, ukochany mój panie, i spójrz na mnie, to ja, czy ktoś kiedykolwiek będzie mógł wymazać tę chwilę, która właśnie trwa, i to moje ciało już bez jedwabiu, twoje ręce, które je dotykają, twoje oczy, które na nie patrzą,

powiedziała, pochyliła się ku lampie, światło padało na kartki i przenikało na wylot jej przezroczystą suknię,

twoje palce we mnie, twój język na moich wargach, wślizgujesz się pode mnie, chwytasz moje biodra, unosisz mnie, opuszczasz na swój członek, powoli, czy ktoś kiedykolwiek będzie to mógł wymazać, poruszasz się we mnie powoli, twoje ręce na mojej twarzy, twoje palce w moich ustach, rozkosz w twoich oczach, twój głos, poruszasz się powoli, ale aż do bólu, moja rozkosz, mój głos,

on słuchał, w pewnej chwili odwrócił się, by na nią spojrzeć, zobaczył ją, chciał spuścić oczy, ale nie zdołał,

moje ciało na twoim, twoje plecy, które mnie unoszą, twoje ramiona, które mnie trzymają, te pchnięcia wewnątrz mnie, to słodka przemoc, widzę twoje oczy szukające czegoś w moich, chcą wiedzieć, dokąd możesz się posunąć w zadawaniu mi bólu, dokąd chcesz, ukochany mój panie, czy nie widzisz, że nie ma końca, że nigdy się nie skończy? nikt nie będzie mógł wymazać tej chwili, która właśnie się dzieje, na zawsze odrzucisz głowę do tyłu, krzycząc, na zawsze zamknę oczy, strącając łzy z rzęs, mój głos w twoim, twoja przemoc trzyma mnie mocno, nie ma już czasu na ucieczkę ani siły na opór, ta chwila musiała przyjść i ta chwila nadeszła, wierz mi, ukochany mój panie, ta chwila trwać będzie, odtąd już będzie trwać aż do końca,

powiedziała ledwo dosłyszalnym głosem i urwała.

Nie było innych znaków na kartce, którą trzymała w ręku: ostatniej. Ale kiedy ją odwróciła, by odłożyć, ujrzała jeszcze kilka linijek, skreślonych czarnym atramentem na środku białej strony. Podniosła wzrok na Hervé Joncoura. Jego oczy patrzyły na nią i zdała sobie sprawę, że są to oczy przepiękne. Opuściła wzrok na kartkę.

– Nie zobaczymy się już, panie.

Powiedziała.

– To, co mieliśmy zrobić, zrobiliśmy, i ty wiesz o tym. Wierz mi: zrobiliśmy to na zawsze. Żyj, jak dotąd żyłeś, z dala ode mnie. I jeśli twoje szczęście będzie tego wymagać, nie wahaj się ani przez chwilę zapomnieć o tej kobiecie, która teraz, bez żalu, mówi ci: żegnaj.

Przez jakiś czas przyglądała się kartce, po czym położyła ją na innych, obok siebie, na stoliku z jasnego drewna. Hervé Joncour nie poruszył się. Odwrócił tylko głowę i spuścił oczy. Wpatrywał się nieporuszenie w kant spodni na prawej nodze, ledwo widoczny, lecz nienaganny, biegnący od pachwiny do kolana.

Madame Blanche wstała, pochyliła się nad lampą i zgasiła ją. W pokoju pozostało tylko trochę światła, które z salonu, przez okno, docierało aż tutaj. Podeszła do Hervé Joncoura, zsunęła z palców pierścionek z maleńkich niebieskich kwiatków i położyła przy nim. Potem przeszła przez pokój, otworzyła ukryte w ścianie małe pomalowane drzwi i zniknęła, nie domykając ich za sobą.

Hervé Joncour długo siedział w tym dziwnym świetle, obracając w palcach pierścionek z maleńkich niebieskich kwiatków. Z salonu dopływały dźwięki znużonego fortepianu: rozpraszały czas tak, że stawał się prawie nie do rozpoznania.

W końcu wstał, zbliżył się do stolika z jasnego drewna i zebrał siedem kartek ryżowego papieru. Przeszedł przez pokój, nie odwracając się, minął małe niedomknięte drzwiczki i wyszedł.

Загрузка...