… Świat wcale nie dzieli się na wyzyskiwaczy i wyzyskiwanych, jak twierdzi Zenek. Świat dzieli się na tych, co mają tylko przeszłość i tych, do których należy przyszłość! Niestety, moi dziadkowie należą do tych pierwszych. Nadal wierzą w dziesięć przykazań. Nie wiedzą, że jest jeszcze jedenaste: „Bądź pierwszy na mecie!'. Muszę się sprawdzić w tej Ameryce. Nie wrócę bez środków na fiacika. To by była pełna obsuwa! Mieć dziadka w Ameryce i nie mieć malucha! Ale pewnie ten mój ojciec chrzestny okaże się taką samą sklerozą jak dziadek Władek i dziadek Kaźmierz. Wszyscy starzy są skąpi! Cała nadzieja w panu
Septembrze! Sam mówił, że jest zainteresowany, by jego syn przekonał się do polskości! Pomoże mi znaleźć jakąś pracę. Ale to samo mi proponuje ten Szafranek, król kiełbasy! Gorzej, że chce co wieczór ze mną tańczyć. Kiedy mnie przyciska, to szepcze mi w ucho, ile ton parówek robi na dobę w swojej firmie i nazywa mnie 'swoją paróweczką', którą chętnie by połknął. Nie tak prędko, panie prezydencie polskich wędliniarzy… Takie myśli tłukły się po głowie Ani, gdy przemierzała pokład 'Batorego', starając się wymknąć spod czujnej opieki obu dziadków…Aj, Bożeńciu, jak temu Władkowi powiedzieć, żeby on za mną nie chodził jak pastuch za krowim ogonem, bo wychodzi na to, że ja jakaś – wstyd pomyśleć – rządowa osoba, a on agent, co mnie pilnuje! Przylipnął jak rzep do psiego ogona! A już od tych pór, co ja trofiejne dolary do kajuty przyniósł, to ani na krok nie odstąpi! Aj, Dżonu, na co ty jemu to zaproszenie wysłał? Teraz ja mam bezlitosny kłopot, żeby ten murmyło za bardzo w tym luksusie nie pławił sia, bo jak ten lenciaj wróci do Rudnik, nie będzie on chętny widły wziąć i gnój z obory wyrzucać! Już teraz on na te leżaki pokłada sia, jakby choreńki był, zamiast naszej wnusi przypilnować. Gania ci ona po tym okręcie jak pies po jarmarku. Gdzież to ona w tu poru może być? Na te jakieś cholerskie bingo może polazła? W czytelni nie ma jej co szukać, bo ona do książki taka chętna jak kiedyś ja do kołchozów. Nic tylko na tańce polazła! Ot, pomorek! I trafił ja! Skika ci ona, jakby ją prąd poraził, a cycki skaczą jej pod bluzką jak parka parsiuków we worku, co się je na targ wiezie! Dobrze, że tego Zenek nie widzi, jak ona zęby suszy do tego prezydenta od rzeźników, co do swojej rodziny bezlitośnie zniechęciwszy sia. Żeby tylko naszej Ani najaki grzech nie namówił! Aj, człowiecze, ile to trzeba namordować sia, żeby rodzinę od grzechu uchronić! Rozpłaszczając nos na szybie, Pawlak obserwował salon i podrygujący w rytm orkiestry tłum pasażerów, wśród którego jego wnuczka odznaczała się młodzieńczą świeżością i urodą. I to właśnie martwiło Kaźmierza, który nie zapomniał danej Zenkowi obietnicy, że jak on dopilnuje wycielenia się Wisienki, oni przypilnują, by nic nie mogło sprowadzić Ani z drogi małżeńskiej wierności… Coż jego tak nosi, jakby go giez pod ogon ukąsił? Lata i lata po tym okręcie, jakby co zgubiwszy! Żeby nie to, że Kaźmierz taki upierdliwy, tak by można tu było żyć- nie umierać! Leżaki tobie podstawiają, talerze zmieniają, muzyka tobie gra prosto jak w cyrku, a ty możesz wreszcie tego brudu zza pazurów pozbyć sia. Człowiek od Bieruta do Gierka tyle namęczył sia, żeby tej władzy ludowej do cała nie dać przykociurbić sia, że przysługuje mu troszku kapitalizma choć na tym okręcie zażyć! Szczęście od Boga, że mnie kiedyś Jaśko kosą pod żebra zajechawszy, bo dzięki temu cała Ameryka przede mną otworem stoi. Pewnie, żeby ja wolał nie mieć w drodze takiego garba na plecach jak ten Kaźmierz, co do nowoczesnej cywilizacji nie pasuje. Najgorsze, że pod względem politycznego myślenia to on głupszy od konia: jak o nas mówią, co my chyba rządowa delegacja, bo jeden drugiego pilnuje, to on w zaparte idzie, bo jemu nie pasuje, że ja, jako większy, to uważany jestem za tego ważnego, a on, jako ten konus, to aby za jakiegoś sekretarza czy inną wywłokę. Nie darmo Zenek powtarza, że jakby ja sumienia nie miał i do partii zapisał sia, wysoko ja by zaszedł, bo mnie jak wieże kościelną zewsząd widać, a głos mam taki, że jak huknę, to i baran na ogonie przykucnie! Nie dziwota, że mnie Jaśko zaprosił, bo jak przyjdzie jemu rodziną chwalić sia, to Kaźmierza nie ma co do pierwszego rzędu wystawiać, oklasków on nie zbierze… Takie rozważania snuł Władysław Kargul. Odkąd założył na czas podróży białą koszulę i krawat, to czuł się jak na nieustającym weselu, gdzie pić dają, jeść dają, tańczyć można i za nic się nie płaci. Aż do czasu.