Rozdział 51

W powrotnej drodze Pawlak specjalnie życzył sobie, by Franio Przyklęk przejechał tym szlakiem polskich pomników, który do znudzenia pokazywali im po kolei wszyscy przewodnicy. Tym razem on sam postanowił wystąpić w roli przewodnika, by utwierdzić w odzyskanej córce swego brata poczucie więzi z macierzą. Kazał Ani przekazać informację, że Sears-Tower budował Polak, Rychalski, a za wolność Ameryki walczył pod Sawannah Puławski…

– Pulawski – powtórzyła Shirley, a kiedy Kaźmierz wskazał mijany właśnie pomnik Kościuszki, którego stroiciel nazwał „ojcem artylerii amerykańskiej i profesorem od forty ikacji”, Shirley starała się powtórzyć: „Kosthuschko”! – Ty ją na Polaczkę przerobić chcesz? – mruknął niechętnie Kargul, wciśnięty między Anię i Shirley. -Na Pawlaczkę! – bez wahania odparł Kaźmierz, ale stracił trochę na tej pewności siebie, kiedy Shirley spytała, czy w Polsce są sex-shopy.

– Zapytaj ją Ania, po co nam to? – Ona mówi, że seks to wolność! – Awo! Taż na co nam sklepy, jak taką wolność u nas każdy w chałupie ma?! – A roller-skating u was jest? – dopytywała się Shirley, a Kaźmierz, nie czekając nawet na tłumaczenie, wykrzyknął, że „siuuur”, jakby było rzeczą oczywistą, że Polska ma głęboko sięgające tradycje roller-skatingu.

– Ot, dziermolisz – mruknął Kargul i nacisnął na głowę kłapciaty kapelusz, który od chwili podeptania przez stopy uczestników parady „Columbus-day” jeszcze bardziej przypominał poszycie spalonej stodoły. -Ona pyta, czy u nas można chodzić by night? – powtarzała Ania pytania cioci Shirley.

– Bo tu napadają.

– U nas tego nie ma -z satysfakcją stwierdził Kargul.

– Bo jak sami biedacy, to nie ma kogo napadać.

– Ona chce wiedzieć, czy u nas można mieć pistolet? – Były u nas takie dobre czasy, że ja miał pięć granatów i karabin! – z rozrzewnieniem przypomniał sobie Kaźmierz początki pionierskiego życia na Ziemiach Odzyskanych.

– Tylko że z tego karabina zamek ci wylatał! – szyderczo skrzywił się Kargul, patrząc koso na sąsiada.

– Twoje szczęście, bo byś tej Ameryki na oczy nie obejrzał! – półgębkiem odciął się Pawlak, starając się zachować uśmiech choć na tej stronie twarzy; która zwrócona była w stronę Shirley. Kiedy mijali dom towarowy Woolwortha, Shirley zadała pytanie, jaki stosunek mają dziadkowie Ani do kapitalizmu.

– Taż my jemu dawno z bezlitosną pomocą armii radzieckiej dali radę! – All right – z satysfakcją skinęła głową Shirley i wskazując wejście domu towarowego; spojrzała im prowokacyjnie w oczy: – U nas trzeba ich dopiero zniszczyć! Wyzwolić się od nich! Chodźmy tu wyzwalać – rozjarzonym wzrokiem objęła dom towarowy.

– Każdy coś sobie weźmie, schowa i nic nie zapłaci! Uważnie śledziła ich reakcje, jakby od tego, jak przyjmą jej ofertę, zależał jej stosunek do rodzinnej wspólnoty.

– Ot, pomorek – jęknął Pawlak.

– Taż to złodziejstwo! – Co chcesz, twoja krew – warknął Kargul.

– Ania, a może ty źle coś

roztłumaczasz, a? – Nie! Ona wie, co mówi! Uważa, że takie wyzwalanie kapitalistów od przedmiotów osłabia ich! – Kaźmierz – Kargul zakrył twarz kapeluszem i spoza niego wyszeptał do Pawlaka – ty ją chcesz do Polski zabrać? A jak ona zacznie GS-y od towarów wyzwalać?! – Oczadział, czy jak? – Pawlak wzruszył ramionami, jakby nie było nawet o czym mówić.

– A co tam za towary są? Tylko ocet i sól! Nie bełtaj, Władyś, taż musimy jakoś z nią dogadać sia! – Jej się w Polsce podoba to, że my jesteśmy przeciwko imperializmowi! – Ania pod czujnym okiem Shirley przekazywała jej poglądy.

– Ot, kłopot serdeczny – zatroskał się tym oświadczeniem Pawlak.

– Taż my jesteśmy przeciwko sowieckiemu imperializmowi, ale za amerykańskim bezlitośnie jak najbardziej! Musisz jej podrobno roztłumaczyć, że to nie to samo. W radiu samochodowym Bobby Vinton śpiewał po polsku i po angielsku piosenkę „Melody of love”. Shirley zaczęła nucić razem z Anią.

– Ty to znasz? – zdziwiła się Ania.

– Ja znam dobrze jego. Bobby is my friend – stwierdziła Shirley.

– On stawiał na mnie w zakładach roller-skating i wygrał dużo pieniędzy! My się bardzo lubimy…

– Gdyby on wystąpił na otwarciu klubu, to byłyby tłumy – westchnął stroiciel.

– Junior dzwonił, ale on odmówił.

– No problem – Shirley uśmiechnęła się szeroko do stroiciela.

– Jak ja zadzwonię, to on nie odmówi. Stań tu! Pawlak spojrzał ze zgrozą na Anię.

– Co, wyzwalać chce? – Nie, zadzwonić.

Загрузка...