Rozdział 8

Wokół ustawionego pod oknem ciągnika C-330 zebrała się cała rodzina Pawlaków. Zenek na polecenie Kaźmierza ustawił na parapecie radziecki telewizor „Rubin”, by dopełnił obrazu ich zamożności. Marynia pociła się w upale w modrej sukience z marszczonej krempliny. Pawlak ubrany był w czarny garnitur, który mocno zalatywał naftaliną. Na szyi miał krawat, na nogach kamasze, które ostatni raz miał na nogach, kiedy szedł na rezurekcję. Teraz, przyglądając się krytycznie swoim tucznikom, stąpał w nich ostrożnie po podwórzu, by nie wdepnąć w gęsie gówno.

– Ano, chyba ciebie przyjdzie mi zaciukać! – powiedział Pawlak do wybranego kabana, jakby z góry go przepraszał za tę przykrość.

– Wszystko przez te Amerykę! – Przez Amerykę? -zdziwiła się Ania. – Przecie bez kiełbasy nie pojedziemy -odwrócił oczy od łaciatego wieprza i spojrzał na wnuczkę, zdziwiony brakiem jej ekonomicznej wiedzy.

– Nie słyszała, że tam kryzys? – Wierzy w to dziadek? Chciał udzielić jej bardziej wyczerpujących informacji na temat systemu kapitalistycznego, który wedle naszych środków przekazu trawiony był bezlitosną recesją, gdy w tej chwili widok Kargula i Anielci odebrał mu mowę. Kargul kroczył zamaszyście, przyobleczony w przedziwną jakąś świtkę ze zgrzebnego płótna. Postrzępione spodnie przewiązane były grubym postronkiem. Na głowę wbił słomkowy kapelusz z takimi dziurami, że i gołąb by swobodnie mógł przez nie przefrunąć. Obok dreptała Anielcia, okutana wydobytą z kufra chustą, którą okrywała swoje drobne jeszcze wtedy dzieci w czasie wielotygodniowej jazdy wagonem z Krużewników na Ziemie

Odzyskane… Wszystkiego mógł się Pawlak spodziewać, ale nie takiej maskarady. To on chce rodzinę przedstawić z jak najlepszej strony, a ten kałakunio na pośmiewisko chce go wystawić?! Cyrk urządza? Biedołacha zgrywa? Jak będą mogli komukolwiek zaimponować w Ameryce?! Wbita w swoją kremplinową suknię Marynia z niepokojem patrzyła na nabiegające krwią policzki Kaźmierza: jeszcze z tej denerwacji szlag go trafi na miejscu! Kargul oparł się o błotnik ciągnika niczym kosynier Kościuszki o zdobyte działo i spojrzał z góry na posiniałego z oburzenia Pawlaka. -A ty czego tak oczy wypuczył jak ta czerepacha? – prowokacyjnie podparł się pod boki. W tej postawie wyglądał jak strach na wróble, na którym łachy wypłowiały od słońca. Pawlak wzniósł oczy do nieba; jakby błagał o łaskę nadzwyczajnej cierpliwości, po czym rzucił przez zęby, patrząc na oboje Kargulów jak na przebierańców: – Mieli my się pokazać bogato i szykownie, prosto jak na stypie, a ty tu dywersyjne polityke prowadzisz?! Dziada z siebie robisz?! – Ja wiem, czego oni tam w Ameryce są głodne! – Odział się jak dziad kalwaryjski i chce Ameryce imponować! Na litość ich chcesz brać jak gównozjad jakiś?! Ja w osobistej swej postaci tu stojący mówię jemu, że takiego wstydu nie zniosę! -Z dobrego serca ja tak przyoblekłszy sia – Kargul położył rękę na sercu, jakby gotów był złożyć przysięgę na szczerość swych intencji.

– Po co ich bogactwem w oczy dźgać? Oni tam w lepszych garniturach do wygódki chodzą, jak ty do kościoła. My im tam pokażemy to, czego oni nie mają! Tradycję! – Ty mnie politycznie nie kołuj, bo dość, że nam Gierek głowę zamoroczył. Galopem leć galancie się przyoblec! – Przez te łachy Krużewniki się Jaśkowi przypomną – argumentował Kargul, sam szczerze wierząc, że znalazł najlepszy sposób, by ożywić pamięć Jana Pawlaka.

– Ot, bestyjnik! Taż jemu wystarczy na ciebie spojrzeć, żeby on sobie przypomniał, przez kogo musiał z tych Krużewników do Ameryki uciekać! – Awo! I teraz będzie mi ze łzami szczęścia podziękowania składał, że całe życie w imperializmie on przeżył, zamiast w tym socjalizmie mordować sia! – bez chwili wahania odparował Kargul.

– Ot, chwost złodziejski! – Pawlak obejrzał się na Marynię.

– To może mamy na mszę dziękczynną dać, że ty nam w Krużewnikach miedzy na tyle uciął? Podreptał ku Kargulowi i podsunął mu przed oczy rozstawione na długość kota dłonie. Tamten odsunął jego ręce i wyciągnął w górę trzy złączone paluchy na dowód, że Kaźmierz łże jak zwykle, bo aby na trzy palce lemiesz Kargulowego pługa odciął pasek ziemi ze wspólnej miedzy. I chyba Pawlak sumienia nie ma, że mu to wypomina. Chyba wystarczy, że wówczas Jaśko zrobił mu kosą taką dziurę w płucach, że doktor Strassman z Trembowli,jak go do niego na furmance zawieźli, to kazał na wszelki wypadek od razu kupić garnitur do trumny. Nie darmo brat Kaźmierza nosił we wsi przezwisko Gorączka, bo prędzej kosą machał, jak rozumem ruszał. Gdyby nie sprawność doktora Strassmana i siła organizmu Kargula – zostałby Jaśko-Gorączka zabójcą! I teraz on, jako niedoszła ofiara gwałtowności Jaśka Pawlaka, nie miał żadnych wątpliwości, że otrzymał to zaproszenie do Ameryki jako zadośćuczynienie. I chyba wszyscy tu obecni przyznają, że Kargul ma większe prawo do tej Ameryki jechać niż Kaźmierz, bo Jaśko ma dług wobec niego…

– Żeby jego wilcy! Zbiesił sia, czy jak?! Kargul rozdarł swoją płócienną świtkę na piersi i obnażył widoczną na wysokości piątego żebra bliznę po kosie.

– Jadę, żeby jemu przebaczyć i żeby Jaśko, jak przyjdzie jego pora, mógł w spokojności do królestwa niebieskiego wkroczyć.

– Ludzie! Trzymajcie mnie! – krzyknął Pawlak i zakręcił się w miejscu jak nakręcany bąk.

– Ten bestyjnik przebaczać wybiera sia! – A cóż jemu oczy tak dęba stanęli?- Kargul wypinał zaznaczoną blizną pierś, jakby czekał na order za bohaterskie czyny.

– Chyba widzi, jaki mnie Jaśko ślad zostawił! – Boś miedzę nam podorał! – A kto nasze ulęgałki podebrał?! Tego już było Pawlakowi za wiele: mało że tamten szykuje się do Ameryki po nagrodę za swój złodziejski charakter, to jeszcze śmie Pawlakom jakieś ulęgałki wypominać? Już się szykował zedrzeć z sąsiada te łachy, kiedy od strony bramy rozległ się głos sołtysa Fogla: – Ludzie! Co tu się dzieje?! Wychylając głowę z okienka swojego fiacika patrzył zdziwiony na ten dziwny obraz: pod oknem, wśród malw i słoneczników tkwił nowy ciągnik C-330, nad nim odbijał promienie słońca ekran ustawionego na parapecie telewizora „Rubin”, pod oknem stały dziwnie poprzebierane Anielcia i Marynia.

– A wy co, do licytacji się szykujecie? – zdziwiony Fogiel poruszał niczym żuk siwymi wąsiskami.

– Nie słyszał pan o propagandzie sukcesu? – Zenek z rezerwą odnosił się do tych wszystkich przygotowań. Pawlak zgromił go spojrzeniem.

– Ja nie Gierek, tylko jeszcze sanacyjny patriota. A sołtysa taksówka do zdjęcia przyda sia, żeby te Amerykańce wiedzieli, że my sroce spod ogona nie wypadłszy…

– A gdzie wy się wybieracie?- Fogiel przenosił spojrzenie z twarzy Pawlaka na oblicze Kargula.

– Na odpust? -Do Ameryki! – Ania uwierzyła już teraz, że nawet bezustanne scysje dziadków nie staną na przeszkodzie jej przeznaczeniu, którego zapowiedzią był spotkany w Częstochowie mister September.

– Jak tacy porządni obywatele wyjeżdżają, to tu zostanie sam chłam – powiedział sołtys Fogiel ze szczerym smutkiem.

Загрузка...