18

W jadalni stół był nakryty do obiadu. Rozmowa ożywiła się, brat i bratowa chcieli poinformować go o wszystkim, co wydarzyło się podczas jego nieobecności.

Dziesiątki lat latały nad talerzami i nagle bratowa przeszła do szturmu: -Ty także miałeś swe lata fanatyzmu. Co też wówczas wygadywałeś o Kościele! Wszyscy się ciebie baliśmy.

Zdziwiła go ta uwaga. „Mnie się bać?" Bratowa potwierdziła. Przyjrzał się jej: na twarz, która jeszcze przed chwilą była nie do poznania, wypłynęły dawne rysy.

Powiedzieć, że się go bali, było w istocie nonsensem, gdyż wspomnienia bratowej dotyczyć mogły jego lat licealnych, kiedy miał szesnaście-dziewiętnaście lat. Bardzo możliwe, że kpił wówczas z wierzących, lecz tamte słowa nie miały nic wspólnego z walczącym ateizmem reżymu i kierowały się tylko do jego rodziny, która nigdy nie opuszczała niedzielnej mszy i skłaniała w ten sposób Josefa do prowokacyjnych zachowań. Maturę zdał w 1951, trzy lata po rewolucji, i kiedy postanowił studiować weterynarię, prowadziło go to samo upodobanie do prowokacji: leczyć chorych, służyć ludzkości było wielką dumą jego rodu (już dziadek był lekarzem), a on miał ochotę powiedzieć im wszystkim, że od ludzi woli krowy. Ale nikt nie podziwiał ani nie piętnował jego buntu; weterynaria cieszyła się mniejszym prestiżem i jego wybór uznano za brak ambicji, zgodę na to, że w rodzinie będzie siedział w drugim rzędzie, za bratem.

Usiłował niezręcznie wyjaśnić (im i sobie) swą młodzieńczą psychikę, lecz słowa z trudnością wychodziły z jego ust, gdyż kamienny uśmiech bratowej, zwrócony w jego stronę, wyrażał niewzruszoną niezgodę na wszystko, co mówił. Pojął, że nie ma szans; że to było jak prawo: ci, którym własne życie wydaje się klęską, zaczynają polowanie na winnych. Josef był winien podwójnie: jako młodzieniec, który źle się wyrażał o Bogu, i jako dorosły, który wyemigrował. Stracił ochotę, by wyjaśnić cokolwiek, i jego brat, wytrawny dyplomata, skierował rozmowę na inny temat.

Jego brat: w 1948, będąc studentem drugiego roku medycyny, został wyrzucony z Uniwersytetu z powodu swego burżujskiego pochodzenia; ponieważ nie chciał stracić nadziei, że wróci kiedyś na studia i zostanie chirurgiem śladem ojca, zrobił wszystko, aby potwierdzić swe przywiązanie do komunizmu, i pewnego dnia z duszą na ramieniu zapisał się wreszcie do partii, której członkiem pozostał do roku 1989. Drogi obu braci rozeszły się: starszy, usunięty ze studiów, następnie zmuszony do wyrzeczenia się swych przekonań, miał poczucie (i wciąż je żywił), że jest ofiarą; młodszy w swej szkole weterynaryjnej, mniej obleganej, mniej nadzorowanej, nie musiał w najmniejszym stopniu obnosić się z lojalnością wobec reży40 mu: w oczach brata wydawał się (i wydaje wciąż) małym spryciarzem, który wszędzie sobie poradzi, dezerterem.

W sierpniu 1968 armia rosyjska najechała na kraj; przez tydzień ulice kipiały gniewem. Nigdy ten kraj nie był do tego stopnia ojczyzną, nigdy Czesi nie byli do tego stopnia Czechami. Pijany nienawiścią, Josef gotów był rzucić się na czołgi. Później działacze państwowi zostali aresztowani, wysłani pod strażą do Moskwy, zmuszeni zgodzić się na zgniły kompromis, i Czesi, wciąż w gniewie, wrócili do domów. Około czternastu miesięcy później, w dzień pięćdziesiątej drugiej rocznicy rewolucji październikowej, narzuconej Czechom jako święto, Josef wsiadł w samochód w wiosce, gdzie miał swój gabinet, by pojechać z wizytą do rodziny na drugim krańcu kraju. Po przybyciu do miasta zwolnił; był ciekawy, ile okien zdobiły czerwone flagi, które w roku klęski mogły być tylko oznakami poddaństwa. Było ich więcej, niż się spodziewał: być może ci, którzy je wywieszali, czynili to wbrew własnym przekonaniom, z ostrożności, z niejasnego lęku, lecz robili to z własnej woli, gdyż nikt ich przecież nie zmuszał, nikt im nie groził. Zatrzymał się pod rodzinnym domem. Na drugim piętrze, gdzie mieszkał brat, łopotała wielka, ohydnie czerwona flaga. Wpatrywał się w nią przez długą minutę, nie wysiadając z samochodu; po czym odjechał. Podczas drogi powrotnej postanowił opuścić kraj. Nie, żeby nie mógł w nim żyć. Mógłby z całym spokojem zajmować się krowami. Ale był sam, rozwiedziony, bez dzieci, wolny. Powiedział sobie, że ma tylko jedno życie i że chce je przeżyć gdzie indziej.

Загрузка...