45

Zamilkli. Powtórzyła tonem niemal poważnym: – Z tobą. – I dodała jeszcze: – Nie tutaj. We Francji. A raczej gdzieś indziej. Gdziekolwiek.

Tymi słowami podarowała mu swą przyszłość. I choć Josefa nie interesuje przyszłość, czuje się dobrze z tą kobietą, która wyraźnie go pożąda. Tak jakby cofnął się do czasów, gdy jeździł do Pragi na podryw. Jakby tamte lata nakłaniały go teraz, by nawiązał nić tam, gdzie ją przerwał. Czuje się odmłodzony w towarzystwie tej nieznajomej i nagle nieznośna wydaje mu się myśl, że ma skrócić to popołudnie z powodu spotkania z pasierbicą.

– Wybacz, muszę do kogoś zadzwonić. – Wstaje i idzie do kabiny.

Patrzy na niego, jak lekko pochylony, podnosi słuchawkę; z tej odległości może dokładniej ocenić jego wiek. Kiedy go ujrzała na lotnisku, wydawał się jej młodszy; teraz stwierdza, że musi mieć jakieś piętnaście, dwadzieścia lat więcej od niej; podobnie jak Martin, jak Gustaf. Nie jest tym rozczarowana, przeciwnie, daje jej to pokrzepiające wrażenie, że ta przygoda, choć tak śmiała i ryzykowna, należy do porządku jej życia i jest mniej szalona, niżby się wydawało (zaznaczam: czuje się zachęcona jak niegdyś Gustaf, kiedy dowiedział się o wieku Martina).

Ledwo się przedstawił, pasierbica rusza do szturmu: -Dzwonisz, żeby mi powiedzieć, że nie przyjdziesz.

– Owszem. Po wszystkich tych latach jest tyle do zrobienia. Nie mam ani chwili wolnej. Wybacz mi.

– Kiedy wyjeżdżasz?

Ma właśnie powiedzieć „dziś wieczorem", lecz wpada mu do głowy, że przyjedzie się z nim zobaczyć na lotnisko. Kłamie: – Jutro rano.

– I nie masz czasu się ze mną spotkać? Jestem wolna, kiedy tylko zechcesz!

– Nie.

– Jestem przecież córką twojej żony!

Emfaza, za jaką niemal wykrzyczała ostatnie zdanie, przypomina mu wszystko, co niegdyś w tym kraju budziło jego wstręt. Wzburza się i szuka ostrej odpowiedzi.

Jest szybsza od niego: – Milczysz! Nie wiesz, co powiedzieć! Żebyś wiedział, mama mi odradzała telefon do ciebie. Uprzedzała mnie, że jesteś egoistą.

Zasranym, głupim egoistą.

Odłożyła słuchawkę.

Idzie w stronę stolika i czuje się jak ochlapany błotem. Nagle, bez żadnego związku logicznego, przebiega mu przez myśl zdanie: „Miałem w tym kraju wiele kobiet, lecz żadnej siostry." Jest zdziwiony tym zdaniem i słowem: siostra; zwalnia kroku, aby odetchnąć tym tak miękkim słowem: siostra. Istotnie, w tym kraju nigdy nie znalazł żadnej siostry.

– Coś nieprzyjemnego?

– Nic poważnego – odrzekł, siadając. – Ale nieprzyjemnego, owszem.

Milknie.

Ona także. Nasenne proszki z nocy bez snu dają o sobie znać; czuje zmęczenie.

Chcąc się go pozbyć, nalewa resztkę wina i pije. Później kładzie rękę na ręce Josefa: – Lepiej chodźmy stąd. Napijmy się czegoś, zapraszam.

Podchodzą do baru, z którego rozchodzi się głośna muzyka.

Irena cofa się, po czym się opanowuje; ma ochotę na alkohol. Piją przy kontuarze po lampce koniaku.

Patrzy na nią: – Co ci jest?

Wskazuje głową.

– Muzyka? Chodźmy do mnie.

Загрузка...