33

Chwilę wcześniej rozpływała się w promienistym błękicie! Była niematerialna, przeistoczona w jasność!

Po czym niebo nagle stało się czarne. A ona, rozciągnięta na ziemi, stała się na nowo ciężką i ciemną materią. Ledwie rozumiejąc, co się dzieje, nie mogła oderwać wzroku od przestworzy: niebo było czarne, czarne, bezlitośnie czarne.

Część jej ciała trzęsła się z zimna, druga nic nie czuła. To ją przeraziło.

Wstała. Po kilku długich sekundach przypomniała sobie: hotel w górach, koledzy z liceum. Nieprzytomna, drżąca, odszukała drogę. W hotelu wezwano karetkę, która ją zabrała.

Podczas kolejnych dni w szpitalnym łóżku jej palce, jej uszy, jej nos, najpierw bez czucia, przeraźliwie ją bolały. Lekarze ją uspokoili, lecz pielęgniarka opowiedziała jej skwapliwie o wszystkich możliwych skutkach odmrożenia: może się skończyć na amputacji palców. Przejęta grozą, wyobraziła sobie siekierę; siekierę i chirurga; siekierę rzeźniczą; wyobraziła sobie swoją rękę bez palców i obcięte palce złożone obok niej na stole operacyjnym, na jej oczach. Wieczorem na kolację podano mięso. Nie mogła jeść. Wyobraziła sobie, że na talerzu leżą kawałki jej własnego ciała.

Palce powracały boleśnie do życia, lecz prawe ucho zrobiło się czarne. Stary chirurg, smutny, współczujący, przysiadł na łóżku, by obwieścić amputację.

Krzyczała. Jej prawe ucho! Jej ucho! Boże mój, krzyczała. Jej twarz, jej piękna twarz z uciętym uchem. Nikt nie zdołał jej uspokoić.

Och, jakże wszystko to się potoczyło, zupełnie inaczej, niż chciała! Myślała, że stanie się wiecznością, która unicestwi wszelką przyszłość, i zamiast tego przyszłość znowu tu była, niezwyciężona, ohydna, odpychająca jak wąż, który się przed nią wije, ociera się o nogi i czołga wprzód, by pokazać jej drogę.

W liceum rozniosła się wieść, że się zgubiła i wróciła pokryta odmrożeniami.

Zarzucono jej brak dyscypliny, wbrew obowiązkowemu programowi włóczyła się bez celu, nie mając nawet podstawowego zmysłu orientacji, by odnaleźć drogę do hotelu, widocznego przecież zewsząd.

Po powrocie do domu odmówiła wychodzenia na ulicę. Z przerażeniem myślała, że spotka osoby, które znała. Zrozpaczeni rodzice załatwili, by mogła przenieść się dyskretnie do liceum w sąsiednim mieście.

Och, jakże wszystko się potoczyło, zupełnie inaczej, niż chciała! Marzyła, żeby umrzeć w tajemniczych okolicznościach. Uczyniła wszystko, aby nikt nie się dowiedział, czy śmierć była wypadkiem, czy samobójstwem. Chciała wysłać mu swą śmierć jako tajemny znak, znak miłości nadeszły z zaświatów, zrozumiały tylko dla niego.

Przewidziała wszystko, być może z wyjątkiem ilości proszków nasennych, z wyjątkiem, być może, temperatury, która podniosła się w chwili, gdy zasypiała.

Myślała, że mróz pogrąży ją we śnie i w śmierci, lecz sen był zbyt słaby; otworzyła oczy i zobaczyła czarne niebo.

Oba nieba podzieliły jej życie na dwie części: niebo niebieskie i niebo czarne.

To pod tym drugim niebem będzie teraz szła ku śmierci, ku swej prawdziwej śmierci, odległej i trywialnej śmierci ze starości.

A on? Żył pod niebem, które dla niej nie istniało. Już jej nie szukał, ona już go nie szukała. Jego wspomnienie nie budziło w niej ani miłości, ani nienawiści.

Myśląc o nim, była jak pod znieczuleniem, bez wrażeń, bez uczuć.

Загрузка...