Enoch włączył do rejestru otrzymaną wiadomość i wysłał potwierdzenie:
NR 406302 PRZYJĘTE. KAWA SIĘ PARZY. ENOCH.
Skasował wiadomość i podszedł do pojemnika numer trzy z cieczą, przygotowanego przed wyjściem. Sprawdził temperaturę i poziom roztworu, upewnił się, czy pojemnik znajduje się w odpowiedniej odległości względem materializatora.
Przeszedł do drugiego materializatora, przeznaczonego dla osobistości i do nagłych wypadków, ustawionego w kącie, i dokładnie go obejrzał. Wszystko było w porządku, jak zwykle. Zawsze było w porządku, ale nie zapominał o zrobieniu przeglądu przed każdą wizytą Ulissesa. W razie jakiejś awarii nie mógłby i tak nic poradzić, mógłby jedynie wysłać pilną wiadomość do Galaktyki Centralnej. Wtedy ktoś przybyłby zwykłym materializatorem i naprawił, co trzeba.
Materializator dla osobistości i do wypadków nagłych używany był do celów, o których mówiła jego nazwa. Za pośrednictwem tego materializatora odbywały się oficjalne wizyty personelu Centrum Galaktycznego, a poza tym służyć miał on w nagłych wypadkach. Nie podlegał obsłudze stacji; sterowano nim z zewnątrz.
Ulisses, który pełnił funkcję inspektora tej i kilku innych stacji, miał prawo korzystać z tego materializatora na każde żądanie, bez uprzedzenia. Przez wszystkie lata jednak, ilekroć odwiedzał stację, nigdy nie przybywał bez wcześniejszego powiadomienia. Enoch przypomniał to sobie z pewną dozą dumy. Wiedział, że zawdzięczał to jedynie uprzejmości, której Ulisses przecież mógł nie okazywać wszystkim stacjom wielkiej sieci galaktycznej, choć istniały, być może, inne stacje, traktowane również wyjątkowo.
Postanowił, że powie Ulissesowi, kiedy ten przybędzie, iż stacja jest obserwowana. Może powinien był wcześniej go o tym powiadomić, ale bardzo niechętnie przyznawał, że ludzkość może zagrozić galaktycznym instalacjom.
Obsesyjnie wprost dbał o dobrą opinię mieszkańców Ziemi. Bo przecież w wielu przypadkach ludzie nie byli ani dobrzy, ani rozsądni — może dlatego, że nie całkiem jeszcze dorośli. Bywali sprytni i błyskotliwi, czasami potrafili współczuć, a nawet okazywać wyrozumiałość, ale zwykle godni byli politowania.
„Gdyby jednak dać im szansę — myślał Enoch — pozwolić na wytchnienie; gdyby można było im powiedzieć, co jest w kosmosie, może wzięliby się w garść i zaczęli piąć się w górę, by z biegiem czasu przystąpić do wielkiej wspólnoty gwiezdnych ludów. Być może gdyby zostali przyjęci do wspólnoty, mogliby wykazać się i włączyć do wspólnych przedsięwzięć; są jeszcze młodzi i pełni energii, choć czasem mają energii w nadmiarze.”
Potrząsnął głową, zrobił kilka kroków i usiadł za biurkiem. Rozsupłał sznurek, którym Winslowe związał plik przesyłek.
Otrzymał gazety, tygodniki, dwa magazyny: Science i Naturę oraz list.
Odsunął na bok czasopisma i zajął się listem. List został wysłany pocztą lotniczą, nosił stempel Londynu. Nazwisko nadawcy było nie znane Enochowi. Enoch zdziwił się: dlaczego jakiś nieznajomy miałby pisać do niego z Londynu? Zaraz uświadomił sobie, że każdy — czy to z Londynu, czy z innego miejsca — zawsze będzie dla niego nieznajomym. Nie znał nikogo w Londynie ani też nigdzie na świecie.
Rozciął kopertę i rozłożył list na biurku. Przysunął bliżej lampę, by lepiej widzieć.
Szanowny Panie!
Z pewnością nazwisko moje jest Panu obce. Jestem członkiem redakcji brytyjskiego miesięcznika Naturę, który prenumeruje Pan od tak dawna. Nie piszę do Pana na papierze firmowym, gdyż list ma charakter prywatny i nieoficjalny, być może jest nawet niestosowny.
Spieszę donieść, że jest Pan najstarszym naszym prenumeratorem. Figuruje Pan na naszej liście od ponad osiemdziesięciu lat.
Zdaję sobie sprawę, że nie powinienem właściwie tym się interesować, jednakże zastanawia mnie, czy to Pan osobiście prenumeruje nasze pismo cały ten czas, czy też, być może, ojciec Pana lub bliski krewny rozpoczął prenumeratę, Pan zaś jedynie ją przedłużał.
Moje zainteresowanie Pańską osobą będzie mi bez wątpienia poczytane za bezpodstawną i niewybaczalną ciekawość, ma Pan więc pełne prawo ńgnorować mój list — nie będzie w tym nic niewłaściwego. Jeśli jednak zechce Pan łaskawie udzielić odpowiedzi, przyjmę ją z głęboką wdzięcznością.
Na swoje usprawiedliwienie dodam, że jako redaktor od dawna związany z pismem, jestem dumny z faktu posiadania wiernego Czytelnika, który od ponad osiemdziesięciu lat uważa nasze publikacje za godne uwagi Wątpię, czy wiele wydawnictw może poszczycić się takim dowodem zainteresowania.
Proszę przyjąć wyrazy najgłęszego szacunku.
Z poważaniem I podpis.
Enoch odłożył list.
„Znowu to samo — pomyślał. — Jeszcze jeden ciekawski, choć tym razem dyskretny i delikatny. Ale to zawsze następny ktoś, kto zauważył; którego zafrapowało to, że jakiś człowiek prenumeruje czasopismo już ponad osiemdziesiąt lat. W miarę upływu czasu będzie przybywać takich osób. Trzeba uważać nie tylko na obserwatorów przyczajonych wokół stacji, lecz także na potencjalnych ciekawskich. Człowiek robi, co może, by nie zwracać na siebie uwagi, a jednak się nie ukryje. Prędzej czy później świat go dopadnie, będzie tłoczył się u drzwi, pożerany ciekawością. Nie ma sensu łudzić się, że to jeszcze nie teraz. Świat coraz bardziej otacza mnie. Dlaczego nie dadzą mi spokoju? Gdybym tak mógł wyjaśnić, jak wygląda sytuacja. Lecz nawet gdybym to zrobił, zawsze znajdzie się ktoś zbyt ciekawy.”
Materializator po drugiej stronie pomieszczenia zabuczał ostrzegawczo, więc Enoch zaczął się uwijać.
Przybył podróżnik z Thubana. Znajdował się w pojemniku — niewyraźna kropla materii; nad nim unosił się jakiś sześcienny kształt.
„Bagaż? — pomyślał Enoch. — Przecież nie powiadomiono mnie o żadnym bagażu.”
Ruszył w stronę pojemnika i doszło go stukanie — przybysz mówił do niego.
— Podarunek dla ciebie — znaczyły dźwięki — martwa roślina.
Enoch wpatrywał się w sześcian pływający w pojemniku.
Przyjmij to — nadawał podróżnik. — To dla ciebie.
Enoch niezdarnie wystukał palcami odpowiedź na szklanej ścianie pojemnika: „Dziękuję ci, łaskawco” — zastanawiając się przy tym, czy we właściwej formie zwrócił się do owej kropli materii.
Człowiek może niesamowicie zaplątać się w podobnych zawiłościach etykiety. Do niektórych istot należało zwracać się kwieciście (zresztą stopień „ukwiecenia” języka także się różnił), w stosunku do innych używało się najprostszych pojęć.
Sięgnął do pojemnika i wyjął sześcian, który okazał się ciężkim kawałkiem drewna, czarnym jak heban i o tak drobnych słojach, że przypominał kamień. Zachichotał w duchu — dzięki rozmowom z Winslowe’em stał się ekspertem w ocenie drewna.
Położył klocek na podłodze i obrócił się do pojemnika.
— Czy możesz wyjawić — wystukał Thubańcyk — co z tym zrobisz? Nam służy z pożytkiem.
Enoch zawahał się, w popłochu szukając w pamięci odpowiednika słowa „rzeźbić”.
— Więc? — dopytywał się przybysz.
— Musisz wybaczyć mi, łaskawco. Rzadko używam twego języka, stąd mój brak biegłości.
— Skończ z tym „łaskawcą”. Jestem zwyczajną istotą.
— Formujemy to. Nadajemy inny kształt. Czy jesteś istotą wzrokową? Pokażę ci.
— Nie mam zmysłu wzroku. Wiele innych, ale nie wzroku.
Przybysz był kulą, gdy się zjawił, teraz zaczął się rozpłaszczać.
— Ty jesteś dwunożny — zastukał.
— Tak, zgadza się.
— Twoja planeta. Czy jest stała?
„Stała? — zastanawiał się Enoch. — Aha, stała w odróżnieniu od płynnej.”
— W jednej czwartej stała — odstukał. — Reszta jest płynna.
— Moja jest prawie cała płynna. Tylko trochę stała. Bardzo wygodny świat.
— Chcę cię o coś spytać — wystukał Enoch.
— Pytaj — odparła istota.
— Jesteś matematykiem. To znaczy, wy wszyscy jesteście matematykami.
— Tak. Świetna rozrywka. Zajmująca umysł.
— To znaczy, że nie stosujecie matematyki.
— O tak. Kiedyś stosowaliśmy. Ale teraz nie ma potrzeby.
Znamy wszystko, co można praktycznie wykorzystać. Teraz to rozrywka.
— Słyszałem o waszym systemie zapisu cyfrowego.
— Bardzo wyjątkowy. O wiele lepszy.
— Możesz mi o nim opowiedzieć?
— Znasz system zapisu używany z Polaris VII?
— Nie, nie znam.
— W takim razie nie ma sensu opowiadać ci o naszym. Musisz najpierw poznać ten na Polaris.
„Niestety — pomyślał Enoch. — Można się było tego spodziewad Galaktyka dysponuje tak ogromną wiedzą, Człowiek zaś mało wie, a jeszcze mniej rozumie. Są na Ziemi ludzie, którzy wiedzieliby, co z tym zrobić. Ludzie ci oddaliby wszystko, prócz życia, by móc poznać choć cząstkę wiedzy, którą zdobyłem, i zastosować ją w praktyce.
Daleko wśród gwiazd istnieje ogromna wiedza, jej część jest kontynuacją nauki Człowieka, część dotyczy zjawisk, których istnienia ludzkość jeszcze się nie domyśla, a stosuje się ją do celów, jakich ludzie nie są sobie w stanie nawet wyobrazić. I jeszcze długo nie zdołają, jeśli zostawi się ich samych sobie. Jeszcze sto lat. Ile nauczę się przez następne sto lat? — rozmyślał Enoch. — A za tysiąc?”
— Odpocznę teraz — powiedział przybysz z Thubana. — Miło się z tobą gawędzi.