19

Jeszcze jedna grota?

Oko Nocy westchnął. Miał szczerą nadzieję, że to ostatnia, zaczynał już dostawać idiosynkrazji, czyli gwałtownej niechęci do grot. Stał bez ruchu przed otworem wejściowym.

Kompletne ciemności. Jedyne, co widział, to światełko Shamy na drugim końcu. A Oko Nocy naprawdę nie miał już sobie czym poświecić. Nagle w jakimś miejscu zaczęło się bardzo głośne bicie w bębny i młody Indianin przypomniał sobie wędrówkę Shiry.

Grotę Shamy, w której Shira walczyła o życie przez całą noc i pół dnia, bez wsparcia Mara.

Oko Nocy z drżeniem wciągał powietrze. Jeśli posłaniec Śmierci dotrzymuje obietnicy, to powinien tę grotę przebyć bez najmniejszych kłopotów.

Trzeba zaufać Shamie.

Przestraszony, ale zdecydowany odnieść sukces wkroczył na kamienną podłogę i niepewnym krokiem podążał przed siebie.

Niczego tej podłodze nie brakowało, była bardzo gładka i szło się po niej lekko. Dotarł do środka, a skoro nic mu nie przeszkadzało, ruszył dalej, teraz już pewniejszym krokiem.

Ale oddech wciąż wstrzymywał. Przez całą drogę, aż do światełka Shamy.

Wtedy odetchnął. Bóg kamieni i nagłej śmierci dotrzymał słowa.


Shama opadł na ziemię obok Marca.

– No, to zdaje się, że ja zrobiłem swoje. Od tej chwili musi sobie radzić sam.

– Co chcesz przez to powiedzieć?

– Pomogłem mu przebyć moją grotę. Teraz została mu już tylko jedna przeszkoda. A ta… Och, nie! Zapomniałem, muszę mu jeszcze raz zapalić gwiazdę przewodnią, ale to już naprawdę będzie ostatnia. – Rozejrzał się po grocie, sprawiał wrażenie, jakby węszył. – Ktoś cię tu odwiedzał?

– Mnie? – zdziwił się Marco. – Nie, ja przez cały czas spałem, ocknąłem się krótko przed twoim przyjściem.

Shama bąknął tylko:

– Hm. – A potem dodał szybko: – Muszę już lecieć. Potem pójdę na chwilę do Shiry i Mara. Zobaczymy się wkrótce, mam nadzieję.

Marco chciał zapytać Shamę o tyle rzeczy, ale jego wizyty mijały bardzo szybko. I, naturalnie, znacznie ważniejsze jest, żeby Shama pokazywał drogę Oku Nocy, niż siedział tu i gwarzył sobie. Sen ulotnił się na dobre, Marco usiadł więc i zaczął się zastanawiać nad tym, co Shama powiedział.

Czy rzeczywiście miał jakąś wizytę? W czasie snu?

Tylko kto w ogóle mógłby go odwiedzać? Nikt przecież nie może przebywać na tym terenie, nawet Shira i Mar.

Nie, naprawdę nikogo nie mogło być. Wstał i uważnie badał grotę.

Żadnych śladów na ziemi, ani w środku, ani na zewnątrz. W każdym razie żadnych innych niż jego i Oka Nocy. Shama nie zostawia śladów. Ptaszyska? One też nie pojawiają się w pobliżu źródeł.

Głupstwo, coś mu się zdawało.

Marco podjął swoje samotne czuwanie w wielkiej ciszy.


No, oczywiście, pomyślał Oko Nocy ze złością. Znowu będę się musiał wspinać!

Musiał odchylać głowę do tyłu, żeby móc patrzeć w górę. Widział tam światełko Shamy na jakimś występie, bardzo, bardzo wysoko. Takie widoczki pokazują w telewizji alpiniści, wiszą sobie pod skalnym występem i zachowują się tak swobodnie, że człowiekowi robi się niedobrze, łażą po skale niczym muchy.

Dla mnie to bagatelka, pomyślał Oko Nocy, wyjmując ostatni kawałek sznura elfów. Różnych środków pomocniczych było, jak się okazuje, dokładnie tyle ile trzeba. Zwłaszcza że w grocie Shamy nie musiał korzystać z żadnej pomocy, dzięki samemu Shamie, oczywiście. Trzeba pamiętać, żeby mu podziękować kiedy – lub jeśli – się spotkamy.

Ostatnia przeszkoda…

Koniec sznura elfów sterczał ponad krawędzią występu wysoko w górze i szukał jakiegoś punktu oparcia. Oko Nocy natychmiast wspiął się po linie, tego rodzaju ćwiczenia gimnastyczne wykonywał od bardzo dawna.

Na samej górze przeczołgał się na krawędź, potem usadowił się na szerokiej półce i… wszelka odwaga go opuściła.

Zbyt pospiesznie użył ostatniego kawałka sznura elfów, albo inaczej: wspiął się na nim za nisko.

Góra przed jego oczyma ciągnęła się bowiem wyżej, zdawało się w nieskończoność, bo szczyt ginął w gęstej mgle. Po prostu znowu nic nie widział.

Z wyjątkiem jednego: Po raz ostatni z tego morza mgły mrugało do niego światełko Shamy, pomrugało, pomrugało i zniknęło. Nie miał nigdy więcej go zobaczyć. Oko Nocy koncentrował się całą siłą woli. Był śmiertelnie zmęczony, poza tym doznał rozmaitych obrażeń na całym ciele. Choć maść Farona uleczyła ślady po ukąszeniach i wcześniejsze oparzenia, to i tak zostało wiele innych ran, które pojawiły się podczas długiej wędrówki. Był głodny i zniechęcony, i w takim stanie miał rozpoczynać kolejną wspinaczkę w nieznane, i to bez żadnego sprzętu alpinistycznego.

Rozumiał tylko tyle, że wspinaczka jest sama w sobie przeszkodą. Nie musiał się obawiać żadnego ataku, mógł się wspinać w spokoju.

Dlaczego, dlaczego nie zachował jednego sznura elfów? W każdym razie ostatniego.

Trzeba było zaczynać, nie ma na co czekać, to tylko strata czasu i sił.

Ale jak wchodzi się na taką górę?

Bardzo uważnie studiował skalną ścianę, żeby znaleźć jakiś punkt oparcia. Jeśli w ogóle coś takiego tu było.

W końcu wyznaczył sobie najłatwiejszą, jak mu się zdawało, drogę i ruszył. Ściana była prawie pionowa, ale na szczęście nie miała wielu występów i nawisów, przynajmniej w zasięgu jego wzroku. Wczepiał się palcami w niemal niewidoczne szczeliny, a potem przesuwał stopy w te same miejsca. Mokasyny schował do torby, skórzaną kurtkę również. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie zostawić na dole większości bagażu, ale ponieważ nie wiedział, którędy przyjdzie mu wracać, nie chciał ryzykować, że wszystko straci.

Przez jakiś czas szło mu dość dobrze. Rozsądnie, zastanawiając się nad każdym ruchem, posuwał się w górę. Trzy razy mało brakowało, a byłby spadł, krzyknął przerażony, ale zawsze jakoś zdołał się utrzymać. Nerwy miał napięte, pokaleczone palce krwawiły, mięśnie ramion bolały nieznośnie z wysiłku. W końcu jednak stwierdził, że już się nie ruszy, bez pomocy dalej nie pójdzie.


– No i jak idzie? – zapytał Shama swoich przyjaciół, Shirę i Mara.

– U nas dobrze – odparła Shira. – Pytanie natomiast, jak sobie radzi Oko Nocy.

– Atakuje teraz ostatnią przeszkodę, ale to powinien zrobić na własną rękę. Ja zakończyłem usługi, a jego zbiór środków pomocniczych też się wyczerpał. Musi polegać wyłącznie na własnej wytrzymałości.

– Na tym etapie podróży ja byłam taka zmęczona, że wyglądałam jak przekłuty balon – westchnęła Shira.

– On też się do takiego stanu zbliża – Shama się uśmiechał, ale na jego twarzy malowała się troska. – Na sam koniec zostawili przeszkody chyba najbardziej męczące, wymagające siły i hartu. Jeśli więc zostało mu jeszcze choć trochę, to…

– No właśnie! – wykrzyknęła Shira. – Znam to bardzo dobrze.

Shama zagryzał wargi.

– Jedno mnie niepokoi…

– Jedno? – przerwał mu Mar. – Mamy chyba mnóstwo zmartwień!

– To prawda, ale moje zmartwienie nie dotyczy Oka Nocy. Otóż Marco miał odwiedziny. Spał i powiada, że niczego nie zauważył, ale ja wszystkimi zmysłami wyczuwam w jego grocie coś niepokojącego.

– Kto by to mógł być?

– Pojęcia nie mam.

Umilkli. To było całkiem nowe zagrożenie i zupełnie niepojęte.

Загрузка...