Czy powinienem zejść na dół? zastanawiał się Oko Nocy zgnębiony. Ale to by była straszliwa porażka. Równoznaczna z całkowitym poddaniem się, bo najwyraźniej nie istniała inna droga w górę.
Spojrzał w dół. Znajdował się już tak wysoko, że skalna półka, na której przedtem siedział, wyglądała teraz bardzo niepozornie. Potwornie bolały go mięśnie, każdy najmniejszy muskuł w jego ciele drżał tak, że trudno to było wytrzymać.
Oko Nocy za nic nie chciał schodzić!
Ale teraz jest pozostawiony samemu sobie. Nikt nie może mu pomóc.
Przypomniał sobie starą indiańską legendę. Kiedy niedawno przepływał rzekę, myślał o duchach wody, tych niebezpiecznych, które mogłyby mu wyrządzić krzywdę. Istnieje jednak ktoś, kto może uratować Indianina, który dostał się w szpony złych duchów wody i zaczyna tonąć. To Orzeł Burzy.
Czyż ojciec Oka Nocy nie nazywa się Ptak Burzy? Jak często w czasie tej wyprawy przyzywał na pomoc indiańskie bóstwa?
Naprawdę bez przesady. Jeśli o to chodzi, to zachowywał się bardzo powściągliwie.
Co prawda szamański bębenek pomógł mu przejść przez skalną ścianę, niedźwiedź, jego zwierzę opiekuńcze, też mu pomagał, choć go wcale nie wzywał. Czy więc nie powinien teraz…?
Zrozpaczony, gdy z bólu pot zalewał mu twarz, zaczął przyzywać duchy przodków i wielkiego boga Wakan Tanka.
Prawie nie miał oparcia dla stóp. Tylko jedną wsunął w bardzo płytką szczelinę, czy oparł na jakimś niewielkim występie, sam nie wiedział, palce zsuwały się po gładkiej powierzchni, trzeba wybierać: próbować iść w górę czy w dół, bo i to, i to było tak samo trudne.
W powietrzu zaszumiało. Coś jakby ciężkie skrzydła. Oko Nocy bał się spojrzeć w tamtą stronę, poczuł natomiast, że ostre szpony wczepiają się w kurtkę na barkach. Ciemnobrązowe skrzydła trzepotały nad jego głową, Oko Nocy odetchnął i zrozumiał, że jest podtrzymywany i że wolno unosi się w górę.
Czy zasłużyłem sobie na tyle szczęścia? zastanawiał się. Zasłużyłem, uznał.
Orzeł wiódł go po absolutnie gładkiej ścianie, do której nikt ani nic nie zdołałoby się przyczepić. Tutaj bardziej niż w jakimkolwiek innym miejscu znajdował potwierdzenie, że źródło dobrej wody nigdy nie miało zostać przez nikogo odkryte.
Przez moment pomyślał o gondoli lub innej latającej maszynie. Ale nie, nikt by się też nie dostał w okolice źródła z powietrza. W każdym razie żaden człowiek. Wiedział, że to terytorium otacza niewidzialny mur.
Nieoczekiwanie został posadzony na niewielkim płaskowyżu. Nawet nie zdążył podziękować orłowi, ptak zniknął we mgle.
Gdzie się teraz znajduje? Na szczycie?
Nie, nie wierzył w to. Zdawało mu się, że nieco dalej na płaskowyżu widział stromą górską ścianę. Już miał wyruszyć w tamtą stronę, kiedy z tumanu mgły wyszły cztery postaci i skierowały się ku niemu. Oko Nocy stanął jak oniemiały. Kolejna przeszkoda? Czego te cztery postaci od niego chcą?
Zatrzymały się w pewnej odległości. Jakby dawały mu czas, żeby się im przyjrzał.
Powoli zaczęło docierać do jego świadomości, że je zna. Wszystkie. Wie, kim są.
Jedna z postaci była przezroczysta i niebieskawa jak powietrze. Inna miała na sobie brunatnoziemistą pelerynę. Trzecia mieniła się zielenią i błękitem niczym morze, a ostatnia była jak płomień, czerwonożółta.
To przecież cztery żywioły Shiry: Duch Powietrza, Ziemi, Ognia i Wody.
Mimo woli przyklęknął z szacunkiem. Przybyli uprzejmie odpowiedzieli na jego ukłon.
– Domyślaliśmy się, że ty też będziesz chciał tu przybyć – rzekł Ogień z humorem. – Kim jesteś, młody poszukiwaczu przygód, mający tak dobrych pomocników?
Oko Nocy wstał. Powiedział z godnością:
– Jestem Oko Nocy, pochodzę z Indian północnoamerykańskich. Jestem Siuksem z plemienia Oglala. Tutaj przybyłem z Królestwa Światła, żeby pomóc w zdobyciu czegoś, co uratuje ziemię przed zagładą. Potrzebujemy składnika do eliksiru, który jest do tego niezbędny. Ten składnik to jasna woda ze źródła dobra.
Teraz zabrał głos Duch Wody:
– To bardzo szlachetny cel. Ale takiej podróży nie mogłeś odbyć sam. Szliśmy za tobą i widzieliśmy, że bez trudu wydobywałeś się z największych opresji. Pomagały ci a to niedźwiedź, a to orzeł. Najwyraźniej posługujesz się jakimś znakiem, który jest wysoko ceniony w obu obozach, i dobra, i zła.
Słowa Ducha Powietrza brzmiały jak szept letniego wiatru:
– Bawiliśmy się znakomicie, obserwując twoje kręte ścieżki i patrząc, jak usuwasz wszelkie trudności.
Czy moja droga była kręta? No tak, chyba tak, w przeciwnym razie musiałbym przebyć nieprawdopodobną odległość, znajdowałbym się dziesiątki kilometrów od moich przyjaciół.
– Nawet Shama stoi po twojej stronie – powiedziała Ziemia. – Za to powinieneś dziękować naszej wychowance, Shirze.
– Zdaję sobie z tego sprawę – odparł Oko Nocy uprzejmie. – I Shama rzeczywiście zrobił dla mnie bardzo dużo. To nieoceniona pomoc.
– Świetnie, że dla odmiany mógł się okazać choć trochę pożyteczny – rzekł Ogień cierpko. – Ale wszystkie te środki, którymi się posługiwałeś… czasami to było straszne. Jednak wolno ci było i nigdy nie przekroczyłeś swoich praw.
Duch Powietrza ostrzegawczo uniósł palec.
– Tylko raz mało brakowało, a byłbyś się potknął.
– Wiem. Przy spotkaniu z demonami. Znalazłem się na krawędzi kłamstwa.
– Właśnie. Ale jej nie przekroczyłeś.
– Powiedz mi – zapytał Duch Wody. – Jak jest tam u was, w Królestwie Światła? Czy rzeczywiście tak wielu potrafi tworzyć takie cuda jak te, którymi się posługiwałeś?
– Tak. Naprawdę wielu. Mamy nawet jednego ducha wody. Nazywa się pani Woda.
– To moja siostra! – zawołał tamten radośnie. To ona u was mieszka?
– Tak jest. A razem z nią pani Powietrze – wyjaśnił Oko Nocy uprzejmie.
– To z kolei moja siostra – wtrąciła władczyni powietrza.
Teraz wszystkie żywioły rozmawiały przez chwilę między sobą, mówiły przyciszonymi głosami.
Potem Ziemia zwróciła się znowu do Indianina:
– Ale ty sam też musisz pochodzić z potężnego rodu?
– Nigdy nie rozumiałem dobrze, co to znaczy potężny ród. Ale teraz jestem bardziej niż kiedykolwiek dumny ze swojego pochodzenia.
– Znak na twoim czole wskazuje, że jesteś wybranym – stwierdził Ogień. – Tak jak niegdyś Shira. Tylko że Shirę to my wybraliśmy.
– Czy pozwolicie na jedno pytanie?
Wszyscy czworo skinęli głowami.
– Mam taką teorię… Spadające kamienie, demony, drapieżniki, owady, te wszystkie przeszkody… one nie są trwałym elementem tutejszego świata, prawda? Pojawiają się tylko czasami.
– Masz rację. To wszystko dzieje się tylko wówczas, kiedy ludzie podejmują wędrówkę przez groty. Ty jesteś pierwszy.
Oko Nocy pozwolił sobie na leciutki uśmiech.
Duchy żywiołów podeszły bliżej. Oko Nocy chciał dokładniej wypytać o teren, na którym się znajdują, ale nie miał odwagi. Był niemal oślepiony ich wspaniałością.
Duch Wody trzymał w dłoniach pięknie zdobione kryształowe naczynie. Podał je Oku Nocy.
– Chcielibyśmy, żebyś je dla nas napełnił.
– Bardzo chętnie, tylko jak ja to wszystko udźwignę?
Uśmiechnęli się.
– Kiedy znajdziesz się koło źródła, powinieneś zdjąć ubranie i zostawić je razem z całym bagażem. Koncentruj się wyłącznie na tym, by nabrać jak najwięcej wody, bo wasza szlachetna ekspedycja będzie jej potrzebować bardzo dużo. Pamiętaj, że Shira po zakończeniu wyprawy odzyskała swoje rzeczy.
– Tak, rzeczywiście – przyznał Oko Nocy uradowany. – W takim razie proszę bardzo, zabiorę waszą butelkę. Ale czy później jeszcze was spotkam?
Duch Wody uśmiechnął się tajemniczo.
– To nie nam jest ona potrzebna. To dla twojego pięknego przyjaciela, który czeka w grocie. Jemu ją oddaj. A my odwiedzimy go, żeby wyjaśnić, co ma z nią zrobić.
Oko Nocy głęboko wciągnął powietrze.
– No i najważniejsze dla mnie pytanie: Jeśli już dojdę do źródła i napełnię pojemniki… to jak stąd wyjdę? Czy będę musiał znowu pokonać całą trasę, tylko w odwrotnym kierunku?
Wiedział, że nie starczyłoby mu na to sił. Już teraz ledwo się trzyma na nogach. Sama myśl, że miałby pokonać jeszcze raz te same przeszkody, mogła go załamać. Demony… Przejście ponad wrzącą wodą…
– To, jak wrócisz, powinno być dla ciebie najmniejszym zmartwieniem – uśmiechnął się Duch Ziemi. – Przypomnij sobie, w jaki sposób wróciła Shira, i kieruj się własną intuicją! Mieliśmy okazję się przekonać, że rozwinąłeś ją znakomicie.
– Dziękuję bardzo. W takim razie nie mam więcej pytań.
Ogień uniósł rękę, płomienna peleryna spływała z jego ramion.
– Jeszcze tylko jedno: Zrobimy wiele dla twojego urodziwego przyjaciela, przyglądaliśmy mu się jakiś czas temu, kiedy spał. Chcielibyśmy, żeby w podzięce za naszą pomoc pozwolono nam przenieść się do Królestwa Światła.
O rany, przestraszył się Oko Nocy. Ja przecież nie mam prawa składać takich obietnic! Ale… Shamie już obiecano… a ci tutaj z pewnością nie są od niego gorsi. Raczej przeciwnie.
– Użyję jako wybrany wszelkich moich wpływów, żebyście uzyskali pozwolenie. Sądzę, że nie będzie problemów.
Duchy żywiołów dziękowały. Potem poprosiły, by poszedł z nimi, i cały orszak skierował się ku górze, która Oku Nocy majaczyła w oddali przed tym doniosłym spotkaniem.
Tam duchy wskazały mu wejście, życzyły powodzenia, po czym się pożegnały.
Wokół Oka Nocy robiło się coraz ciemniej, im dłużej szedł krętą drogą, tym było gorzej. Jak ja tu znajdę to źródło, zastanawiał się z niepokojem. W tych ciemnościach?
Ledwo jednak zdążył pomyśleć, a mrok zaczął się rozjaśniać. Najpierw pojawił się mdły blask tuż nad podłogą skalnego korytarza, w miarę upływu czasu światło stawało się coraz bardziej intensywne. Gdzieś w pobliżu słychać było szum wodospadu.
Serce Oka Nocy zaczęło bić mocniej. Jakby do tej pory nie zdawał sobie sprawy z tego, czego dokonał, ani że znajduje się u celu. Właściwie chyba nigdy tak naprawdę w siebie nie wierzył, ani w to, że kiedykolwiek zobaczy źródło.
No i oto jest tutaj. Zaraz się wszystko rozstrzygnie.
Ostatnie duchy zapewniały go, że nie musi się obawiać picia wody ze źródła, bo nie ma już żadnych zadań do spełnienia tak, jak to było w przypadku Shiry. A przecież Mar kusił ją, żeby się mimo wszystko napiła i przez to nie mogła wypełnić drugiego wyznaczonego jej zadania, mianowicie zniszczenia naczynia Tengela Złego, zawierającego wodę zła. Bo jasna woda uczyniłaby ją za bardzo ludzką.
Oko Nocy zawsze uważał, że ta historia jest okropnie skomplikowana i brak w niej konsekwencji, ale jeśli patrzeć na sprawę w pełnym kontekście, to wszystko się zgadzało.
Tak sądził.
Korytarz zakręcał.
I oto… Oko Nocy, wstrzymując oddech, stanął przed małym źródełkiem, wytryskującym ze skały. Prawie niewidoczne światło rozjaśniało całą tę podziemną sklepioną nawę, w której Indianin się znajdował.
Światło mieniło się fantastycznymi barwami niczym tysiące drobniutkich kropelek wody. Falowało, tańczyło, oświetlało podziemne pomieszczenie, oślepiało Oko Nocy, który patrzył z uroczystą miną i czuł pod powiekami łzy wzruszenia.
Ale w tym pomieszczeniu było coś jeszcze; jakaś niewielka rzeczka, nie mająca połączenia ani ze źródłem, ani z wytryskującą z niego wodą, ginącą w przypominającym misę zagłębieniu w skale.
Źródlana woda była krystalicznie czysta, woda w rzeczce bardziej mętna. Oko Nocy zdjął z siebie ubranie, zostawiając jedynie krótkie szorty, i ułożył wszystko na brzegu rzeczki. Tam też złożył całe swoje wyposażenie z wyjątkiem pojemników na wodę. Potem zaczął je po kolei napełniać. Pozwalał im się powiększać do takich rozmiarów, by mógł je potem udźwignąć. Na koniec napełnił butelkę duchów i zatkał ją korkiem.
Był bardzo spragniony i głodny. Wahał się przez moment, potem jednak pochylił głowę i nabrał pełne usta wody.
Oko Nocy wiedział, że to może sprawiać ból, czytał o tym w opowieściach o Shirze i o Tengelu Złym. Nie przypuszczał jednak, że mogłoby to być takie potworne.
Nie przewidział też tego, co będzie potem.
Kiedy ból ustał na tyle, że Oko Nocy mógł się wyprostować, przeżył bardzo intensywną wizję, Najpierw widział piękną twarz Berengarii, która jednak zaraz się rozpłynęła, a na jej miejsce ukazała się twarz Małego Ptaszka i wtedy poczuł, że kocha tę dziewczynę czystą i prawdziwą miłością. Że tęskni za nią, by móc jej jak najprędzej powiedzieć, że nigdy nie będzie miała powodu wątpić weń i że jest mu droga bardziej niż własne życie. Było to gwałtowne, wszechogarniające uczucie i cudowna, wyzwalająca pewność.
Potem zarzucił sobie napełnione bukłaki na plecy, zanurzył się w lodowatej wodzie rzeczki, zabierając ze sobą ubranie i wszystko, co miał.
Jeszcze raz się odwrócił, żeby na zawsze utrwalić w pamięci obraz groty i źródełka. Jest przecież jedynym człowiekiem, jaki je kiedykolwiek widział.
Oko Nocy starał się nie czuć lodowatego uścisku wody, od którego zesztywniał. Poruszał się z najwyższym trudem. Pozwolił się więc unosić prądowi, nie stawiał oporu.