– Do diabła! – syknęła Indra, burząc tym samym spokojny, choć smutny nastrój na pokładzie Juggernauta.
– Co się znowu stało? – zapytał Dolg łagodnie.
– No bo nic nie można zrobić! Przynajmniej nic rozsądnego, tylko tak siedzieć i gapić się w tę metalową skrzynkę!
– Uważaj, żeby cię Tich nie usłyszał, zranisz go do żywego. A poza tym coś jednak robimy. Stanowimy moralne wsparcie dla Oka Nocy i jego grupy!
– Tylko że oni nic o tym nie wiedzą – mruknęła Indra niechętnie.
– Zapewniam cię, że jeśli nawet nie wiedzą, to odczuwają naszą obecność. Armas przesłał im przecież wiadomość. Myśl o tym, że jesteśmy tutaj i czekamy, z pewnością dodaje im sił.
– Chyba masz rację – bąknęła Indra trochę bardziej zgodna. – Ale ja bym chciała coś przedsięwziąć, działać. Na przykład złapać jakąś procę i powystrzelać te czerwonookie potworki.
Dolg roześmiał się na to dobrotliwie i poszedł sobie. Natomiast do Indry podeszła Siska. Blada, wzburzona Siska o niespokojnym spojrzeniu.
– Indra, muszę z tobą porozmawiać!
– Bardzo proszę – zgodziła się Indra, uradowana, że coś się w końcu dzieje. – Tutaj?
– Nie. Przejdźmy do izby chorych.
Siska starannie i długo zamykała drzwi.
– Co się stało, że zrobiłaś się taka tajemnicza?
– No właśnie, usiądź, Indro. Jesteśmy w drodze już od wielu dni, prawda…
– Uff, przestałam liczyć gdzieś w Dolinie Róż.
– Ja także. Ale jest faktem, że liczymy naszą podróż już nie na dni, lecz na tygodnie.
– Od dawna.
– Tak, no i właśnie… Nie wiem, jak mam to powiedzieć…
– Po prostu powiedz.
– Masz rację. Indro, ja myślę… Nie pojawiło się to, co powinno było. A rano ostatnio nie czuję się najlepiej…
Mało brakowało, a Indra wykrzyknęłaby: „Niech to diabli!”, na szczęście zdążyła się opanować i uśmiechnęła się do Siski szeroko.
– Zapowiada się maleństwo! Oczywiście! Ale to przecież wspaniale!
– Byłoby wspaniale – jęknęła Siska z rozpromienionym mimo wszystko wzrokiem. – Byłoby wspaniale, gdybyśmy znajdowali się w Królestwie Światła! Albo gdybyśmy przynajmniej wiedzieli, że wrócimy niedługo do domu! Gdyby Tsi był zdrowy, gdybym w ogóle mogła mieć nadzieję, że on przeżyje! Och, Indra, tak się boję!
I masz powody, pomyślała Indra, głośno jednak pocieszała:
– Bądź spokojna, kochanie. Wszystko się ułoży i wrócimy do domu w porę.
– Tak myślisz? – bąknęła Siska bezradnie. – A czy ty wiesz, ile czasu trzeba, żeby przyszło na świat dziecko leśnego elfa, czy, ściślej biorąc, istoty ziemi?
– Nie wiem. Ale pamiętaj, że Tsi jest półkrwi Lemuryjczykiem! A ciąża u kobiet Lemuryjczyków trwa dokładnie tak długo jak ciąża kobiet. Może parę tygodni dłużej. Ram tak powiedział.
Siska popatrzyła na nią bez słowa. Uśmiechnęła się tylko zagadkowo. Indra odpowiedziała chichotem.
– Rozmawiałaś już z Tsi? – zapytała po chwili poważnie.
– Jak i kiedy miałam to zrobić? W tych krótkich chwilach, kiedy odzyskuje przytomność, powinien mieć spokój.
– Masz rację – zgodziła się Indra. – Wiadomość, że ma zostać ojcem, dla każdego mężczyzny jest dość szokująca. Ktoś, kto na dodatek jest ciężko chory, nie powinien być na to narażany.
Twarz Siski skurczyła się boleśnie.
– Indra, czy ty wierzysz, że on przeżyje?
– Oczywiście – odparła przyjaciółka chyba trochę zbyt pospiesznie. – Niech no tylko Oko Nocy wróci z jasną wodą, to… – Objęła Siskę i przytuliła mocno. – Pamiętaj, że masz przy sobie życzliwe istoty! Ja będę cię wspierać do ostatniej kropli krwi i nie wątpię, że wszyscy pozostali na pokładzie tego pojazdu uczynią tak samo. Ram, Faron, Dolg i Cień, i Tich. A nawet Freki. Wilki są bardzo wrażliwe, jeśli chodzi o takie sprawy. Wszystko pójdzie dobrze, zobaczysz!
– Och, żebyśmy tak już byli w domu – westchnęła Siska. – Wiesz, ja się całkiem poważnie zastanawiałam, czy ze względu na dziecko nie zabrać się z J1, ale nie mogłam zostawić Tsi tutaj samego. No, po prostu nie byłam w stanie.
– Rozumiem twoją rozterkę. Myślę jednak, że Faron chce ponownie poprosić Cienia, żeby się dowiedział, co z naszymi wysłannikami. Nie ma ich już naprawdę dość długo.
– Zbyt długo – przytaknęła Siska. – Minęło kilka dni, prawda?
– Owszem, ale pamiętaj, że Shira spędziła w grotach wiele czasu. Powinniśmy polegać na Marcu. Shira i Mar też budzą zaufanie, oni nie zawiodą Oka Nocy.
– Nie, ale ostatni kawałek musi przecież pokonać sam.
Och, nie poddawaj się czarnym myślom, chciała zawołać Indra, ale milczała. Sama też się martwiła, tamci przebywają w górach już naprawdę bardzo długo.
Siska położyła swoją delikatną dłoń na silnym nadgarstku Indry.
– Indra… Nie mów nic pozostałym! Jeszcze nie teraz. Najpierw chciałabym porozmawiać z Tsi.
– Naturalnie! Rozumiem cię, będę trzymać ząb na zębie… ech, co ja gadam, język na języku… Uff, jak to się mówi?
– Język za zębami – uśmiechnęła się Siska.
– Jasne! Ale o co tak dokładnie w tym chodzi, jakby to miało być?
Spróbowała. Zacisnęła zęby i starała się poruszać językiem.
– Aha – bąknęła po chwili. – To rzeczywiście niełatwe! Mądrze wymyślili ci starodawni twórcy przysłów i powiedzonek.
Wróciły do reszty towarzystwa. Siska wyglądała przez zabrudzone okna, daleko ku złowieszczym górom, tam, dokąd poszła czwórka wysłanników.
– Wróćcie jak najprędzej – powtarzała cichutko. – Wróćcie z jasną wodą i uratujcie mojego Tsi! Pospieszcie się, bo on już długo nie wytrzyma.
Ciemność na zewnątrz była gęsta. Tylko szczyty rysowały się mgliście na tle odrobinę jaśniejszego nieba.
Do wnętrza pojazdu nie docierał stamtąd najlżejszy nawet odgłos.
Żadna żałosna skarga baśniowych postaci pojmanych do niewoli. Wszystkie stworzenia zniknęły, jedynym przedstawicielem świata zwierzęcego był teraz w Górach Czarnych Freki, wilk.
Poczuła na policzku miękki dotyk futra. Freki, jakby czytał w jej myślach, zbliżył się i stanął obok Siski. Był naprawdę ogromny, dotykał jej twarzy piersią.
I, oczywiście, czytał w jej myślach! Zresztą przesyłał jej też swoje:
„Wiem, jak się czujesz, ale niczego się nie bój. Będę się tobą opiekował”.
„Wilki są bardzo wrażliwe, jeśli chodzi o takie sprawy" – powiedziała Indra.
– Dziękuję – szepnęła Siska. – Wiem, że będę bezpieczna.
Nieoczekiwanie zatrzymał się przy niej Faron. Teraz wszyscy troje wpatrywali się w odległe góry, po których błądziła czwórka wybranych.
– Jaki dziwny spokój wszędzie – szepnęła Siska wylękniona.
– Tak – potwierdził Faron. – Obawiam się, że wróg koncentruje całą uwagę na Oku Nocy i jego towarzyszach.
– Myślisz, że nasi przeciwnicy ich odkryli?
– Na to wygląda.
Pogrążona w myślach delikatnie drapała wilka za uchem.
– Faron – powiedziała po chwili w zamyśleniu. – Tyle czasu spędzałam ostatnio przy łóżku Tsi, że niezbyt dokładnie, niestety, śledziłam wszystkie wydarzenia. Ale kiedy wyzwoleni niewolnicy wyruszyli w drogę na pokładzie J1, przyszła mi do głowy pewna myśl…
– Tak? Co, mianowicie?
– Wśród nich znajdowali się pewnie i tacy, którzy dawniej mieszkali w Królestwie Światła?
Faron milczał.
– Chodzi mi o to – ciągnęła niepewnie. – Widzisz, wy opowiadaliście o dawniejszych wyprawach do Gór Czarnych. Które nigdy nie powróciły do domu…
Usłyszała, że Obcy głęboko wciąga powietrze.
Podczas dłuższej chwili milczenia Freki „powiedział” niemal bezczelnie:
– Bardzo miło jest być drapanym za uchem, Sisko, ale nie traktuj mnie jak pokojowego pieska!
– Przepraszam – szepnęła, cofając rękę.
– Nie szkodzi. Doceniam twoją dobrą wolę.
Faron tego nie słuchał.
– Sisko – rzekł. – Mam wrażenie, jakbyś zapaliła pochodnię.
Odwrócił się natychmiast i zawołał Rama, żeby mu przedstawić teorię Siski.
Ram też przez chwilę słuchał oniemiały.
– Ale to się przecież działo bardzo dawno temu – westchnął na koniec.
– A czy to ma jakieś znaczenie? – zapytała Siska.
– Myśleliśmy, że dawni wędrowcy wymarli – wyjaśnił Faron.
– Obcy i Lemuryjczycy nie umierają przecież tak szybko, prawda?
– A może, przynajmniej niektórzy, przeszli na stronę zła – zastanawiał się Ram. – Jak Hannagar…
– Hannagar miał słaby charakter – mówiła dalej Siska. – Czy w ogóle próbowaliście szukać jakichś śladów, kiedy już tu dotarliśmy?
– Muszę ze wstydem przyznać, że nie przyszło mi to do głowy – westchnął Faron. – Musiałem ich po prostu skreślić.
– Ja też się nad tym nie zastanawiałem – przyznał Ram. – Było przecież tyle innych spraw!
– To prawda – skinęła Siska. – A teraz nie ma tu już żadnych niewolników.
– Nic na ten temat nie wiemy – rzekł Faron cicho. – Freki, ty jeden znasz panujące tutaj stosunki. Powiedz, czy mogą być jeszcze niewolnicy lub więźniowie w Górach Czarnych?
– Niewolnicy to nie – odparł wilk. – Więźniowie chyba też…
Nie dokończona myśl jakby zastygła w przestrzeni.
Pozostali czekali w napięciu, potem Siska zwróciła się do mężczyzn:
– Ilu mogło ich tu przybyć?
– Oj – mruknął Faron niepewnie. – Jak myślisz, Ram?
– Cóż… ekspedycje wyruszały w ciągu setek lat, wprawdzie bardzo rzadko, ale… Zresztą to wszystko działo się przeważnie w czasach, kiedy mnie jeszcze nie było w Królestwie Światła.
– Ja chyba powinienem pamiętać lepiej.
Po dłuższej dyskusji ustalili, że nie powróciło co najmniej siedem ekspedycji. W niektórych uczestniczyło jedynie paru śmiałków, inne były liczniejsze. Za zaginioną musieli też uznać ekspedycję, która dotarła do Doliny Róż. Jej sygnały ustały już bardzo dawno temu, na długo przedtem, zanim oni sami znaleźli się w Górach Czarnych. No i grupa Hannagara, której się nie powiodło, ona też poniosła całkowitą klęskę.
Kiedy zliczyli uczestników tych i poprzednich wypraw, okazało się, że było ich nie mniej niż dwudziestu pięciu. Ekspedycja Farona była zatem największa ze wszystkich.
– No dobrze, Freki – rzekł Faron łagodnie. – Co chciałeś nam powiedzieć?
Myśli wilka dotarły do ich świadomości wyraźne jak głośno wypowiadane słowa:
– Słyszałem kiedyś takie pogłoski… O tajemnym miejscu dla więźniów. Najbardziej strzeżonym ze wszystkich. Może to nie było więzienie, ale coś w rodzaju obozu.
– Gdzie?
Wilk zastanawiał się. Siska czuła na ramieniu jego ciężki oddech.
– Gdzieś w jakiejś niedostępnej, odległej dolinie. Zdaje mi się, że mógłbym określić przynajmniej w przybliżeniu jej położenie.
Faron słuchał podniecony, ale Siska westchnęła ze smutkiem. Znowu trzeba będzie wysłać na niepewne ekspedycję ratunkową? Kiedy w takim razie uda nam się wrócić do domu?
– Ram, przejmiesz dowodzenie tutaj – zdecydował Faron. – Freki, my obaj potrafimy poruszać się znacznie szybciej niż inni, może z wyjątkiem Cienia, ale on będzie tu potrzebny. W takim razie my dwaj, Freki, wybierzemy się do doliny, o której mówisz. Ale potrzebowałbym jeszcze kogoś. Kogoś, kto tutaj, na pokładzie Juggernauta, nie ma specjalnych obowiązków. Nie może to być Tich, bo on pilnuje całej maszynerii. Nie Tsi ani Siska, nie Dolg… W takim razie musi to być…
Ram pobladł.
– Faron, nie możesz jej narażać na takie niebezpieczeństwo!
– Niebezpieczeństwo? Z nami Indra będzie bezpieczniejsza niż tutaj. Usiądzie na grzbiecie Frekiego, a Tsi z pewnością ma jeszcze trzy ziarna, więc będziemy mogli przez jakiś czas pozostać niewidzialni.
Siska potwierdziła, że ziarna, owszem, są, ale używane i być może nie najwyższej jakości.
Wkrótce potem załoga J2 zmniejszyła się. Faron, Indra i Freki po prostu zniknęli. Musieli przecież wyminąć blokadę na zewnątrz, dobrze więc, że mogli się stać niewidoczni.
Ram, wciąż blady, patrzył bez słowa na ukrytą w mroku dolinę. Bardzo mu się nie podobało, że sprawy przybrały właśnie taki obrót.
Faron utrzymywał szybkie tempo Obcych, ale Freki nadążał za nim z łatwością. Indra wczepiła się kurczowo w wilcze futro i czuła, jak wiatr rozwiewa jej włosy.
Posuwali się teraz zupełnie inną drogą, oddalali się od Góry Zła, podążali w odwrotnym kierunku. Freki zastrzegał, że nie jest absolutnie pewien, czy tak właśnie należy, po prostu biegł na wyczucie, ale Faron przyjmował jego decyzje z zadowoleniem.
Indra zapytała, do czego potrzebna mu będzie jej pomoc, a on odpowiedział:
– Widzisz, wilk nie potrafi, na przykład, otworzyć zamka ani przytrzymać niczego, gdyby się to okazało konieczne. Trudno jest samotnemu w sytuacji kryzysowej, gdyby, powiedzmy, potrzebował czterech rąk.
– No jasne, rozumiem – przyznała Indra.
Gdyby coś takiego wydarzyło się na początku wyprawy, pękałaby z dumy, że Faron wybrał właśnie ją, i starałaby się ze wszystkich sił wypełnić swoje zadanie jak najlepiej. Teraz nabrała już rutyny i robiła co mogła bez zastanawiania się, czy ją za to pochwalą.
Widocznie dorosłam w czasie tej podróży, pomyślała z goryczą.
Szybko pokonali spaloną dolinę i posuwali się ku płaskowyżowi. Faron po prostu unosił się w powietrzu, jakby potrafił się poruszać na sposób elfów, a Freki gnał bezszelestnie u jego boku. Od czasu do czasu tylko informował, co teraz należy zrobić. Faron stosował się do jego wskazówek.
Indra zastanawiała się nad sytuacją Siski. Wiedziała, że niebawem trzeba będzie poinformować wszystkich o nowinie, gdyby mieli nadal tkwić w tych Górach Czarnych. Na razie jednak chciała dotrzymać obietnicy i milczeć.
Wiadomość wywoła zamieszanie, wszystko jedno, czy się ją ujawni tutaj, czy w Królestwie Światła, jeśli kiedykolwiek tam wrócą. Związek kobiety i bastarda, urodzonego z Lemuryjczyka i istoty ziemi… Kim się może okazać takie dziecko?
Życzyła Sisce i Tsi-Tsundze wszystkiego najlepszego. Byli tak szczerze w sobie zakochani, więc pewnie wszystko pójdzie dobrze, niezależnie od tego, co się stanie. Indra w każdym razie gotowa jest ich wspierać w dobrym i w złym.
Znajdowali się teraz wysoko na grzbietach długich wzniesień. Kilometrami ciągnęły się przed nimi te grzbiety i ginęły daleko w mroku.
Freki rozejrzał się.
– Trudno powiedzieć coś pewnego – rzekł. – Wszystkie doliny są do siebie podobne. Wydaje mi się jednak, że to będzie druga za tamtą.
– W takim razie to nie tak strasznie daleko – stwierdził Faron. – Ruszajmy, szkoda czasu!
Znowu wiatr gwizdał w uszach Indry. Znowu musiała wybierać, czy lepiej zasłaniać je rękami, czy raczej trzymać się wilczej sierści.
Zdecydowała się na to drugie i wkrótce poczuła, że uszy ma kompletnie przemarznięte.