29

Następnego ranka streściłam Ryanowi moją rozmowę z J.S. Minął tydzień. I nic.

Było cały czas upalnie. W ciągu dnia pracowałam nad kośćmi. Szczątki znalezione w pojemniku do oczyszczania ścieków w Cancun okazały się być turystą zaginionym dziewięć lat wcześniej. Kości wygrzebane przez psy, przed zabójstwem popełnionym tępym narzędziem, były nastoletnią dziewczyną. Ze zwłok znalezionych w pojemniku (odcięte ręce, twarz okaleczona nie do poznania) dało się wywnioskować, że jest to ciało białego mężczyzny między trzydziestym piątym a czterdziestym rokiem życia.

Nocami chodziłam na festiwal jazzowy i wałęsałam się po zatłoczonych Ste. Catherine i Jeanne-Mance. Słyszałam Peruwiańczyków, ich muzyka była mieszaniną drewnianych instrumentów i lasów deszczowych. Włóczyłam się między Place des Arts a Complexe Desjardins, ciesząc się dźwiękami saksofonów, gitar i letnimi nocami. Dixieland. Fusion. R amp;B. Calypso. Postanowiłam nie szukać Gabby. Stwierdziłam, że nie mogę brać na siebie cudzych strachów. Słuchałam muzyki z Senegalu, Cape Verde, Rio i Nowego Jorku i, na chwilę, zapomniałam. O tych pięciu.

Potem, w czwartek, dostałam telefon. LaManche. Spotkanie we wtorek. Ważne. Proszę przyjść.

Zjawiłam się, nie wiedząc, czego się spodziewać, a na pewno nie spodziewałam się tego, co zastałam. Koło LaManche'a siedzieli Ryan, Bertrand, Claudel, Charbonneau i dwóch detektywów z St. Lambert. Kierownik laboratorium, Stefan Patineau, siedział na końcu stołu, a prokurator po jego prawej stronie.

Kiedy weszłam, wstali jak jeden mąż, sprawiając, że o mało co nie zasłabłam z niepokoju. Uścisnęłam rękę Patineau i prokuratorowi. Inni skinęli mi głową, zachowując neutralny wyraz twarzy. Chciałam wyczytać coś z oczu Ryana, ale nie patrzył na mnie. Kiedy usiadłam na jedynym wolnym krześle, ręce miałam wilgotne, a w brzuchu czułam znajomą słabość. Czy to spotkanie zostało zwołane, żeby dyskutować na mój temat? Żeby przyjrzeć się oskarżeniom wysuniętym przez Claudela?

Patineau nie tracił czasu. Specjalna brygada jest w trakcie organizacji Możliwość, że mamy do czynienia z seryjnym mordercą, będzie rozpatrywana ze wszystkich możliwych stron, we wszystkich podejrzanych sprawach będzie prowadzone dochodzenie, każda poszlaka bezwzględnie sprawdzana. Znani policji przestępcy seksualni będą zatrzymani i przesłuchani. Sześciu obecnych tu detektywów będzie zajmować się tylko i wyłącznie tą sprawą, Ryan będzie koordynatorem. Ja będę nadal zajmować się swoją pracą, ale będę również niejako z urzędu członkiem zespołu. Na dole wygospodarowano miejsce, dokumenty i wszystkie potrzebne materiały są już tam przenoszone. Branych pod uwagę jest siedem spraw. Pierwsze zebranie brygady specjalnej odbędzie się dziś po południu. Będziemy informować monsieur Gauvreau i prokuraturę o wszelkich postępach w śledztwie.

Tak po prostu. I tyle. Wróciłam do swojego gabinetu bardziej zadziwiona, niż podniesiona na duchu. Dlaczego? Kto? Przez prawie miesiąc starałam się wszystkich przekonać, że mamy do czynienia z seryjnym mordercą. Cóż się takiego nagle wydarzyło, że przyjęto tę wersję? I siedem spraw? Jakie są te dwie pozostałe?

Po co się pytać, Brennan? I tak się dowiesz.

I rzeczywiście, dowiedziałam się. O wpół do drugiej weszłam do dużej sali na drugim piętrze. Na środku stały koło siebie cztery stoły, a wzdłuż jednej ze ścian znalazły się tablice z dykty i przenośne, szkolne tablice. Detektywi stali w grupce z tyłu sali, jak kupujący w budce na targach. Przyglądali się tablicy z dykty, na której wisiały znajome plany Montrealu i metra z wystającymi z nich kolorowymi pinezkami. Obok stało siedem tablic, a na górze każdej z nich wisiało nazwisko kobiety i zdjęcie. Pięć z nich znałam równie dobrze jak własną rodzinę, ale dwóch pozostałych nie.

Claudel zaszczycił mnie kontaktem wzrokowym przez jakieś pół sekundy, a inni powitali mnie serdecznie. Wymieniliśmy uwagi o pogodzie, po czym podeszliśmy do stołu. Ryan rozdał każdemu formularze, biorąc je ze stosu leżącego na środku stołu, po czym od razu przeszedł do rzeczy.

– Wszyscy wiecie, dlaczego tu jesteście i wszyscy znacie się na swojej pracy. Chcę tylko, żeby nie było wątpliwości w kilku sprawach.


Spojrzał po naszych twarzach, po czym wskazał gestem na stos skoroszytów.

– Chcę, żeby każdy przejrzał te dokumenty. Przerył się przez nie i strawił wszystko, co tam jest. Wprowadzamy dane do komputera, ale zajmuje to dużo czasu, więc jak na razie będziemy pracować tradycyjnie. Jeśli uważacie, że coś jest ważne w sprawie którejś z ofiar, cokolwiek, powinno się to znaleźć na tablicy.

Kiwanie głowami.

– Dzisiaj dostaniemy zaktualizowaną listę zboczeńców. Podzielcie ją między siebie, przyciśnijcie tych gości, zobaczcie, co porabiali.

– Przeważnie kiszą się we własnym sosie. – To był Charbonneau.

– Może właśnie ktoś ma już dosyć tej nudy i chce się rozerwać w niekonwencjonalny sposób.

Ryan spojrzał na nas po kolei.

– Jest absolutnie niezbędne, żebyśmy pracowali jako zespół. Żadnych jednostek. Żadnych bohaterów. Rozmawiać. Wymieniać informacje. Wymieniać pomysły. W ten sposób namierzymy tego sukinsyna.

– Jeśli jest jeden. – To Claudel.

– Jeśli nie, Luc, oczyścimy całe miasto i złapiemy całą zgraję sukinsynów. Wyjdzie to tylko na zdrowie.

Claudel spuścił kąciki ust i szybkimi ruchami narysował na swojej podkładce kilka krótkich linii.

– Bardzo ważną sprawą jest też bezpieczeństwo – ciągnął Ryan. – Żadnych przecieków.

– Patineau ogłosi powstanie naszego kółka? – Charbonneau.

– Nie. W pewnym sensie pracujemy tajnie.

– Jak ludzie usłyszą o seryjnym mordercy, to padnie im na mózg. Dziwne, że jeszcze się nie dowiedzieli. – Znowu Charbonneau.

– Jak widać prasa nie zauważyła związku między morderstwami. Nie pytajcie mnie, dlaczego. Patineau chce, żeby na razie zostało tak, jak jest. Potem może się to zmienić.

– Prasa ma pamięć komara. – Bertrand.

– Eee, mówisz o poziomie inteligencji.

– Co ty, komarom by nie dorównali.

– No dobra, dobra. Zaczynamy. Oto na czym stoimy.

Ryan streścił każdą sprawę. Słuchałam w milczeniu, jak przedstawia moje pomysły, czasami nawet używając tych sformułowań, co ja, a reszta notuje na formularzach. Pojawiły się nawet niektóre uwagi Dobzhanskyego, ale przekazane przez mnie.

Okaleczenie. Penetracja narządów płciowych. Ogłoszenia o sprzedaży i nieruchomości. Stacje metra. Więc jednak ktoś słuchał. Co więcej, ktoś to nawet sprawdzał. Sklep mięsny, w którym pracowała kiedyś Grace Damas, był bardzo blisko St. Laurent. Blisko mieszkania St. Jacquesa. Blisko stacji metra Berri-UQAM. Pasowało. Czyli zgadza się w czterech przypadkach na pięć. To to przeważyło szalę. To i J.S.

Po naszej rozmowie Ryan przekonał Patineau, żeby wysłać oficjalne zlecenie do Quantico. J.S. zgodził się uznać przypadki z Montrealu za sprawa pierwszorzędnej wagi. Niezliczona ilość faksów dostarczyła mu danych, których potrzebował, i Patinaeu otrzymał psychologiczny profil mordercy trzy dni później. Zadziałało. Patineau zdecydował się działać. Voila. Brygada specjalna.

Ulżyło mi, ale czułam się też zlekceważona. Wykorzystali moją pracę, ale, pozwolili mi się niepokoić. Kiedy wchodziłam na tamto zebranie, obawiałam się krytyki swojej osoby, a nie milczącej aprobaty dla dobrze wykonanej roboty. I tak dobrze się stało. Uspokoiłam głos, żeby zamaskować gniew.

– I czego każe nam szukać Quantico?

Ryan wyjął ze stosu cienki skoroszyt, otworzył go i zaczął czytać.

– Mężczyzna. Biały. Francuskojęzyczny. Prawdopodobnie wykształcenie nie wyższe niż średnie. Prawdopodobnie ma na koncie NPSy…

C'est quoi, fa? – Bertrand.

– Nieprzyjemne przestępstwa seksualne. Podglądactwo. Obsceniczne telefony. Obnażanie się.

– Drobne przyjemnostki. – Claudel.

– Lalkarz. – Bertrand.

Claudel i Charbonneau żachnęli się.

– Cholera. – Claudel.

– Mój pacjent. – Charbonneau.

– Kto to jest lalkarz? – Kettiering z St. Lambert,

– To płaz, który włamuje się do mieszkań po to, żeby wypchać kobiecą piżamę, zrobić z niej lalkę czy kukłę i ją potem pociąć. Rozpracowuję gościa już od pięciu lat.

Ryan ciągnął dalej, wybierając niektóre sformułowania z raportu.

– Drobiazgowo planuje zbrodnie. Prawdopodobnie ucieka się do podstepu, żeby zbliżyć się do ofiary. Być może temu służą nieruchomości. Prawdopodobnie żonaty…

Pourquoi? – Rosseau z St. Lambert.

– Chodziło o kryjówkę. Nie może sprowadzać ofiar do żoneczki.

– Albo mamusi. – Claudel.


Ciąg dalszy raportu.

– Prawdopodobnie najpierw wybiera i przygotowuje odosobnione miejsca.

– Ta nora? – Kettiering, St. Lambert.

– Ee, Gilbert spryskał ją całą Lummolem. Gdyby była tam jakaś krew, wszystko by się wydało. – Charbonneau.

Raport.

– Przesadna przemoc i okrucieństwo sugerują skrajną agresję. Możliwe, że chodzi o zemstę. Możliwe, że ma sadystyczne fantazje związane z dominacją, upokorzeniem, bólem. Możliwe tło religijne.

Pourquoi, ca? – Rousseau.

– Figurka, porzucanie ciał. Trottier i Damas zostawiono na terenach kościelnych.

Przez czas jakiś nikt się nie odzywał. Ścienny zegar bzyczał cicho. Z korytarza dobiegł stukot zbliżających się wysokich obcasów, ale po chwili się oddalił. Pióro Claudela przesuwało się krótkimi, nerwowymi ruchami.

Beaucoup de “możliwe" et “prawdopodobnie". – Claudel.

Uparta negacja teorii, że zabójca jest jeden, rozdrażniła mnie.

– Jest też możliwe i prawdopodobne, że wkrótce będziemy mieli następne morderstwo – wypaliłam.

Twarz Claudela przybrała swój normalny, nieprzenikniony wyraz. Spuścił oczy na podkładkę, na której miał formularz. Bruzdy między brwiami pogłębiły się, ale nic nie powiedział.

Bzyczenie.

– Czy doktor Dobzhansky przedstawia jakąś długoterminową prognozę? – spytałam, już trochę spokojniejsza.

– Krótkoterminową. – To powiedział Ryan grobowym głosem i wrócił do raportu. – Przesłanki wskazują na utratę kontroli. Robi się coraz śmielszy. Odstępy między zbrodniami są coraz krótsze. – Zamknął skoroszyt i położył go na środku stołu. – Zabije znowu.

Znowu cisza.

W końcu Ryan spojrzał na zegarek. Wszyscy zrobiliśmy to samo, jak roboty na linii produkcyjnej.

– No. To zabieramy się do tych dokumentów. Jak macie coś, czego w nich nie ma, to dodać. Luc, Michel, sprawa Gautier była prowadzona przez CUM, więc możecie mieć coś więcej na jej temat.

Charbonneau i Claudel przytaknęli.

– Pitre była w gestii SQ. Sprawdzę ją dokładnie. Inne są świeższe, więc dokumenty powinny być raczej kompletne.

Jako że pięć ostatnich przypadków znałam aż za dobrze, zabrałam się za Pitre i Gautier. Ich sprawy toczą się od 88 i 89 roku.

Na wpół nagie, mocno rozłożone ciało Constance Pitre znaleziono w opuszczonymi domu w Khanawake, indiańskim rezerwacie leżącym w górę rzeki od Montrealu. Marie-Claude Gautier znaleziono za stacją metra Vendome, gdzie można się przesiąść na pociągi jeżdżące na zachodnie przedmieścia miasta. Obie kobiety zostały bestialsko pobite i poderżnięto im gardła. Gautier miała dwadzieścia osiem lat, a Pitre trzydzieści dwa. Obie były pannami. Obie mieszkały same. Przesłuchiwano zwyczajnych podejrzanych, prowadzono standardowe dochodzenie. W obu przypadkach śledztwo utknęło w martwym punkcie.

Trzy godziny studiowałam dokumenty, które, w porównaniu z tymi, jakimi zajmowałam się ostatnio, były raczej skąpe. Obie kobiety były prostytutkami. Czy to z tego powodu szybko umorzono śledztwo? Wykorzystywane za życia, ignorowane po śmierci? Baba z wozu, koniom lżej? Nie pozwoliłam sobie rozwodzić się nad tym.

Obejrzałam zdjęcia obu ofiar. Miały inne twarze, ale w jakiś niepokojący sposób podobne. Niesłychanie blade, obfity makijaż, zimne, tępe spojrzenie. Wyraz ich twarzy przypomniał mi noc spędzoną w Main, gdzie z bliska miałam okazję przyjrzeć się nocnej klienteli. Rezygnacja. Desperacja. Tam widziałam to na żywo. Teraz patrzyłam na martwą naturę.

Rozłożyłam na stole zdjęcia z miejsc zbrodni i tak wiedząc, czego się spodziewać. Pitre: ogródek, sypialnia, ciało. Gautier: stacja, krzaki, ciało. Głowa Pitre była prawie odcięta. Gardło Gautier też było poderżnięte, a jej prawe oko zostało zamienione w spęczniała miazgę. Skrajne bestialstwo tych zbrodni sprawiło, że zostały wciągnięte do naszego śledztwa.

Przeczytałam raporty z autopsji, toksykologiczny i policyjne. Przeczytałam uważnie zapis z każdego przesłuchania i streszczenia prowadzących śledztwo. Dowiedziałam się najdrobniejszych szczegółów dotyczących życia i śmierci ofiar.

Wszystkie dane, które wyciągałam z dokumentów, wnosiłam do sporządzonej naprędce tabeli. Niewiele jednak tego było.

Słyszałam innych, kręcących się wokół mnie, szuranie krzeseł, wymieniane żarciki, ale nie zwracałam na to wszystko uwagi.

Kiedy w końcu zamknęłam skoroszyty, było już po piątej. Został tylko Ryan. Podniosłam wzrok i zobaczyłam, że mi się przygląda.

– Chcesz zobaczyć The Gypsies?

– Słucham?

– Słyszałem, że lubisz jazz.


– Tak, ale festiwal już się skończył, Ryan. – Od kogo to słyszałeś? Skąd? Czy to zaproszenie na randkę?

– Festiwal tak. Ale miasto bawi się dalej. Les Gitantes dają koncert w Old Port. Świetny zespół.

– Wiesz co, Ryan, chyba nie – odparłam, ale poważnie zastanawiałam się nad jego propozycją. Myślałam już od jakiegoś czasu. Dlatego odmówiłam. Nie teraz. Jak się skończy śledztwo. Jak zwierzę znajdzie się w klatce.

– Trudno. – Elektryzujące oczy. – Ale jeść musisz…

To prawda. Kolejny plastikowy obiad, jedzony samotnie, nie był kuszącą perspektywą. Nie. Nie możesz dać Claudelowi nawet podstaw do zarzutów o niewłaściwe zachowanie.

– To chyba nie jest najle…

– Możemy przedyskutować twoje spostrzeżenia na temat morderstw, kiedy będziemy połykać pizzę.

– Czyli spotkanie służbowe.

Certainement.

Bzyczenie.

Czy ja chciałam rozmawiać o morderstwach? Oczywiście, że tak. Coś mi nie pasowało z tymi dwoma nowymi. Co więcej, bardzo mnie interesowała brygada specjalna. Ryan przedstawił nam wersję oficjalną, ale jak to naprawdę było? Może powinnam wiedzieć, kto pociąga za sznurki? Kogo unikać? Bzyczenie. Czy inni jeszcze by się zastanawiali? Oczywiście, że nie.

– Dobrze, Ryan. Gdzie chcesz iść?

Wzruszył ramionami.

– Do Angela?

Blisko mojego mieszkania. Przypomniał mi się telefon o czwartej rano w zeszłym miesiącu, gdy był z “przyjaciółką". Odbija ci, Brennan. Facet chce jeść pizzę. Wie, że możesz zaparkować samochód w domu.

– A tobie tam odpowiada?

– Jest po drodze.

Dokąd. Nie spytałam.

– Okej. No to spotkamy się tam za – spojrzałam na zegarek – pół godziny, co?


Wstąpiłam do domu, dałam jeść Birdiemu i unikałam luster. Nie uczesałam się. Nie upudrowałam. Spotkanie służbowe.

Piętnaście po szóstej Ryan popijał zimne piwo, a ja dietetyczną colę, kiedy czekaliśmy na veggie supreme. Bez koziego sera na jego połowie.

– Robisz błąd.

– Nie lubię go.

– Bardzo poważny błąd.

– Nie przekonasz mnie.

Przez chwilę gawędziliśmy o tym i owym, a potem zmieniłam temat.

– Powiedz mi coś o tych dwóch sprawach. Dlaczego Pitre i Gautier?

– Patineau polecił mi wyciągnąć wszystkie nie rozwiązane sprawy prowadzone przez SQ, które są w jakiś sposób podobne do naszych. Do 85 roku. Właściwie to chodziło o zbieżności w metodzie popełniania zbrodni, na które zwracałaś uwagę. Kobiety, bestialstwo, okaleczanie. Claudel przeszukał sprawy prowadzone przez CUM. Miejscowe komisariaty poproszono o to samo. Jak na razie, mamy te dwa.

– Szukamy tylko w granicach prowincji?

– Niezupełnie…

Musieliśmy przewrać, bo przyszła kelnerka. Pokroiła i podała nam pizze. Ryan zamówił jeszcze jedno piwo. Ja nic, trochę z żalem. Twoja wina, Brennan.

– Nawet nie waż się myśleć o spróbowaniu mojej połowy.

– Nie lubię tego sera. – Napił się. – Wiesz, co jedzą kozy?

Wiedziałam, ale siedziałam cicho.

– Co masz na myśli mówiąc “niezupełnie"?

– Na początku Patineau zlecił wyszukanie spraw z samego Montrealu i okolic. Kiedy przyszedł profil z Quantico, rozesłał opis naszych spraw do Kanadyjskiej Królewskiej Policji Konnej, żeby sprawdzić, czy mają podobne przypadki w swoich kartotekach.

– I?

– Zero. Wygląda na to, że nasz miejscowy klient.

Przez chwilę jedliśmy w milczeniu. W końcu spytał:

– A co ty o tym myślisz?

Zastanawiałam się przez chwilę.

– Przeglądałam te nowe dokumenty tylko przez trzy godziny, ale wydaje mi się, że te kobiety jakoś nie pasują.

– Bo są dziwkami?

– To też, ale coś jeszcze. Morderstwa były brutalne, nie ma dwóch zdań, ale są zbyt…

Przez całe popołudnie starałam się znaleźć słowo odpowiadające moim odczuciom, ale nie udało mi się.


Upuściłam kawałek pizzy na talerz i przyglądałam się, jak pomidor i karczoch spływają z wilgotnego ciasta.

– …niechlujne.

– Niechlujne?

– Niechlujne.

– Jezu, Brennan, czego ty chcesz? Widziałaś mieszkanie Adkins? Albo Morisette-Champoux? Wyglądało w nich tak, jak po bitwie pod Wounded Tree.

– Knee.

– Co?

– Knee. To było Wounded Knee.

– Ta z Indianami?

Kiwnęłam głową.

– Nie chodzi mi o krew. Miejsca, gdzie zamordowano Pitre i Gautier wyglądały, jak… – Znowu szukałam odpowiedniego słowa. – Jakoś chaotycznie. Jakby niczego nie planowano. W innych przypadkach ma się wrażenie, że gościu dokładnie wiedział, co robi. Wszedł do ich mieszkań. Przyniósł własną broń. Zabrał ją ze sobą. Nigdzie nie znaleziono narzędzia zbrodni, prawda?

Pokiwał głową.

– W przypadku Gautier znaleźli nóż.

– Ale żadnych odcisków. To może sugerować planowanie.

– Była zima. Facet pewnie miał rękawiczki.

Zakręciłam colą w szklance.

– Ciała wyglądają tak, jakby je po prostu porzucono. W pośpiechu. Gautier leżała twarzą do ziemi. Pitre leżała na boku, jej ubrania były porwane, spodnie na kostkach. Zerknij jeszcze raz na zdjęcia Morisette-Champoux i Adkins. Ciała wyglądają prawie tak, jakby pozowały. Obie leżały na plecach z rozłożonymi nogami i ułożonymi rękoma. Jak lalki. Albo baleriny. Chryste, Adkins wyglądała, jakby ją ścięto z nóg, kiedy robiła piruet. Ich ubrania nie były porwane, tylko starannie rozpięte. Tak jakby chciał pokazać, co im zrobił…

Ryan milczał.

Zjawiła się kelnerka, chcąc usłyszeć, że nam smakowało. Coś jeszcze? Tylko rachunek.

– Po prostu jakoś mi te dwie sprawy nie pasują do innych. Oczywiście mogę się śmiertelnie mylić.

– Tego właśnie mamy się dowiedzieć.

Ryan wziął rachunek, podnosząc rękę w geście “nie dyskutuj".

– Ja płacę. Ty postawisz następnym razem.

Uciszył moje protesty wyciągając rękę. Dotknął mojej górnej wargi. Potem powoli powiódł palcem wskazującym wokół kącika moich ust i pogroził mi nim.

– Uparta kozo – powiedział.

Czerwone mrówki nie zdołałyby tak rozpalić mojej twarzy.


Wróciłam do pustego mieszkania. Nie zdziwiłam się. Ale zaczynałam się martwić o Gabby i miałam nadzieję, że się pojawi. Przede wszystkim po to, żeby usłyszeć ode mnie, że ma się spakować.

Położyłam się na kanapie i włączyłam grę Expos. Martinez właśnie trafił piłką w uderzającego. Sprawozdawca szalał. Następcy trafionego zrzedła mina.

Oglądałam tak długo, aż głos sprawozdawcy stał się tylko szumem, który zagłuszyły kłębiące się w mojej głowie myśli. Czy Pitre i Gautier mają cos wspólnego z pozostałymi morderstwami? Co znaczy Khanawake? Pitre była Indianką z plemienia Mohawków. Wszystkie inne były białe. Cztery lata temu Indianie zablokowali Mercier Bridge, zamieniając życie dojeżdżających do pracy w piekło. Relacje między rezerwatem a jego sąsiadami ochłodziły się. Czy ma to jakieś znaczenie?

Gautier i Pitre były prostytutkami. Pitre była zatrzymywana kilkakrotnie Żadna z innych ofiar nie była notowana. Czy to coś znaczy? Jeśli ofiary wybierano na chybił trafił, jakie byłoby prawdopodobieństwo, że dwie z nich są prostytutkami?

Czy miejsca, w których zamordowano Morisette-Champoux i Adkins, zdradzały ślady świadczące o premedytacji? Może staranne ułożenie ciał tak naprawdę tylko wytwór mojej wyobraźni? Może to był czysty przypadek?

Czy było też tło religijne? Akurat nad tym w ogóle się nie zastanawiałam Jeśli tak, jakie to ma znaczenie?

W końcu pogrążyłam się w niespokojnym śnie.

Byłam w Main. Gabby przywoływała mnie gestem z górnego okna jakiegoś opuszczonego hotelu. Pokój za nią był słabo oświetlony i widziałam ruszające się w nim sylwetki. Chciałam przejść przez ulicę i pójść do niej, ale kiedy się tylko ruszałam, kobiety stojące przed hotelem rzucały we mnie kamieniami. Były wściekłe. Koło twarzy Gabby pojawiła się jakaś inna, podświetlona od tyłu. Była to Constance Pitre. Starała się założyć coś na głowę Gabby, swego rodzaju szlafrok. Gabby opierała się i zaczęła gwałtowniej do mnie gestykulować.


Dostałam kamieniem w brzuch, co natychmiast sprowadziło mnie do teraźniejszości. Birdie stał na moim brzuchu, ogon miał w pozycji do lądowania. a oczy wlepione w moją twarz.

– Dzięki.

Zepchnęłam go i usiadłam.

– Co to miało znaczyć, Bird?

Moje sny nie są specjalnie wymyślne. Moja podświadomość karmi się wydarzeniami ostatnich dni i zwraca mi je, czasami w formie łamigłówek. Niekiedy czuję się jak Król Artur, sfrustrowany tajemniczymi odpowiedziami Merlina. Po prostu mi powiedz! Pomyśl, Arturze. Pomyśl!

Rzucanie kamieniami. Oczywiste: Piłka Martineza. Gabby. Oczywiste: Często o niej myślę. Main. Prostytutki. Pitre. Pitre usiłująca ubrać Gabby. Gabby przywołująca mnie na pomoc… Poczułam narastający strach.

Prostytutki. Pitre i Gautier były prostytutkami. Pitre i Gautier nie żyją. Gabby pracuje z prostytutkami. Gabby naprzykrzał się jakiś facet. Gabby zniknęła. Może tu jest jakiś związek? Może jest w tarapatach?

Nie. Ona ciebie wykorzystała, Brennan. Często to robi. Zawsze dajesz się nabrać.

Strach nie malał.

A co z facetem, który jej depcze po piętach? Wyglądała na szczerze przerażoną.

Zniknęła. Nawet nie zostawiła kartki. Dzięki. Muszę iść. A tu nic.

To chyba przesada, nawet w przypadku Gabby? Strach narastał.

– No dobrze, doktor Macaulay, sprawdźmy to.

Poszłam do pokoju gościnnego i rozejrzałam się. Od czego zacząć? Już wcześniej zebrałam jej rzeczy i rzuciłam je na stos na dnie szafy. Odrzucało mnie od szperania w nich.

Śmieci. To wydawało się mniej naruszać jej prywatność. Postawiłam kosz na papiery na biurku. Chusteczki. Papierki od cukierków. Folia aluminiowa. Paragon z Limite. Wydruk z bankomatu. Trzy kulki zgniecionego papieru.

Rozprostowałam żółtą kulkę. Pismo Gabby na papierze w linie. “Przykro mi, ale nie mogę się tym zająć. Nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdyby…"

Urywało się w tym miejscu. Czy to wiadomość dla mnie?

Rozprostowałam drugą żółtą kulkę:

“Nie ugnę się napastowaniu. Jesteś jak natręt i musisz…"

Znowu przerwała. Albo przerwano jej. Co starała się napisać? Do kogo?

Trzecia kulka była biała i większa. Kiedy ją rozprostowałam, sparaliżował mnie strach i natychmiast zniknęły wszystkie negatywne myśli o Gabby,, których ostatnio nie unikałam. Trzymałam kartkę w drżących rękach i wpatrywałam się w nią.

Zobaczyłam rysunek wykonany ołówkiem, główną postacią była wyraźnie kobieta, jej piersi i płeć były odwzorowane w najdrobniejszych szczegółach. Tułów, ramiona i nogi były dość koślawo zarysowane, a twarz była tylko owalem z ledwo zarysowanymi szczegółami. Brzuch kobiety był otwarty, wychodziły z niego organy wewnętrzne otaczające kobiecą sylwetkę. W lewym, dolnym rogu ktoś napisał nieznanym mi charakterem pisma:

“Znam każdy twój ruch. Każdy twój krok. Nie tnij mnie".

Загрузка...