42

Ciągle jest jeszcze wyrwa w mojej pamięci. Są w niej następne dwa dni, ale jakieś rozmyte i niezsynchronizowane; zamiast następujących po sobie wydarzeń, jest to niespójny kolaż obrazów i uczuć, które pojawiają się i znikają.

Zegar z cyframi, które zawsze były inne. Ból. Ręce szarpiące, sprawdzające, unoszące moje powieki. Głosy. Jasne okno. Ciemne okno.

Twarze. Claudel w ostrym świetle jarzeniowym. Jewel Tambeaux na tle białego, gorącego słońca. Ryan w żółtym świetle lampy, powoli przewracający strony. Drzemiący Charbonneau, niebieska, migocząca poświata telewizora na jego twarzy.

Miałam w sobie dosyć lekarstw, żeby uśpić armię iracką, więc trudno mi było odróżnić wywołany lekami sen od jawy. Sny i wspomnienia kręcą się i wirują jak cyklon wokół swojego oka. Bez względu na to, jak często usiłuję przypomnieć sobie, co się wtedy ze mną działo, nie mogę uporządkować obrazów.

Spójność wróciła w piątek.

Otworzyłam oczy i w oślepiającym słońcu zobaczyłam pielęgniarkę poprawiającą butelkę od kroplówki i wiedziałam, gdzie jestem. Ktoś po mojej prawej stronie wydawał ciche, przypominające cmokanie dźwięki. Odwróciłam głowę i przeszył ją ból. Rwanie w szyi wskazywało na to, że dalszy ruch nie jest dobrym pomysłem.

Ryan siedział na plastikowym krześle i wpisywał coś do kieszonkowego kalendarzyka.

– Będę żyła? – spytałam niewyraźnym głosem.

Mon dieu. – Uśmiechnął się.

Przełknęłam i powtórzyłam pytanie. Czułam, że mam sztywne i opuchnięte wargi.

Pielęgniarka sięgnęła do mojego nadgarstka, położyła na nim czubki palców i zaczęła patrzeć na zegarek.

– Tak mówią. – Ryan wsunął kalendarzyk do kieszeni, wstał i podszedł do łóżka. – Wstrząs, zmiażdżenie prawej strony szyi i okolicy gardła w połączeniu z utratą znacznej ilości krwi. Trzydzieści siedem szwów, każdy założony starannie przez renomowanego chirurga plastycznego. Prognoza: będzie żyła.

Pielęgniarka spojrzała na niego z dezaprobatą.

– Dziesięć minut – powiedziała i wyszła.

Pomimo tego, że byłam na środkach uspokajających, nagłe wspomnienie zasiało we mnie niepokój.

– A Katy?

– Wyluzuj się. Za chwilę tu przyjdzie. Była tutaj wcześniej, ale ty byłaś nieprzytomna.

Spojrzałam na niego pytająco.

– Zjawiła się z przyjaciółką tuż przed tym, nim zabrała cię karetka. To jakaś jej znajoma z McGilla. Tamtego popołudnia znalazła się w twoim mieszkaniu bez klucza, ale udało jej się przedostać za zewnętrzne drzwi. Wygląda na to, że twoi sąsiedzi niespecjalnie zwracają uwagę na bezpieczeństwo. – Wsunął kciuk za pasek. – Ale nie mogła dostać się do twojego mieszkania. Zadzwoniła do pracy, ale nie było cię tam. Więc zostawiła plecak, żebyś wiedziała, że jest w mieście, i poszła spotkać się z tą swoją znajomą. Sayonara, mamo. Miała zamiar wrócić na kolację, ale rozpętała się burza, więc we dwie twardo siedziały u Hurleya i popijały. Próbowała dzwonić, ale nie mogła się połączyć. Kiedy ją poznałem, była mocno rozhisteryzowana, ale udało mi się ją uspokoić. Ktoś z personelu cały czas ma z nią kontakt, żeby ją na bieżąco informować, co się z tobą dzieje. Kilkoro ludzi chciało ją wziąć do siebie do domu, ale wolała spać u przyjaciółki. Przychodziła tutaj codziennie i już nie może się doczekać spotkania z tobą.

Pomimo prób ich powstrzymania, pociekły mi łzy ulgi. Ryan podał mi chusteczkę i spojrzał na mnie z wyrozumieniem. Moja ręka wyglądała dziwnie na zielonym, szpitalnym kocu, jakby należała do kogoś innego. Na nadgarstku miałam plastikową bransoletę. Pod paznokciami widziałam małe plamki krwi.

Wspomnienia wracały. Błyskawice. Rączka noża.

– Fortier?

– Później.

– Teraz. – Ból w szyi wzmagał się. Wiedziałam, że nie będę miała ochoty długo rozmawiać. Poza tym, niedługo wróci przecież nasza Florence Nightingale.

– Stracił mnóstwo krwi, ale współczesna medycyna ocaliła sukinsynowi życie. Z tego co wiem, to ostrze przejechało po oczodole, ale potem ześliznęło się na kość sitową, nie uszkadzając czaszki. Stracił oko, ale zatoki oczne powinny być w porządku.

– Widzę, że humor ci dopisuje, Ryan.

– Dostał się do twojego budynku przez uszkodzone drzwi od garażu, po czym otworzył sobie twój zamek. Nikogo nie było w domu, więc zdezaktywował system alarmowy, wyłączył prąd i w końcu też telefon. Potem czekał. Pewnie był w mieszkaniu, kiedy Katy usiłowała się dostać do środka i zostawiła swój plecak.

Kolejny dreszcz niepokoju. Ciężka ręka. Dusząca obroża.

– Gdzie teraz jest?

– Jest tutaj.

Próbowałam usiąść, moje ciało też. Ryan łagodnie popchnął mnie z powrotem na łóżko.

– Jest pod silną strażą, Tempe. Nigdzie się nie wybiera.

– To St. Jacques? – spytałam drżącym głosem.

Chciałam zadać jeszcze tysiąc pytań, ale wiedziałam, że jest już za późno. Ponownie zaczęłam osuwać się w jamę, w której spędziłam ostatnie dwa dni.

Wróciła pielęgniarka i zmroziła Ryana wzrokiem. Nie pamiętam, kiedy wyszedł.


Kiedy obudziłam się następnym razem, Ryan i Claudel rozmawiali cicho koło okna. Na zewnątrz było ciemno. Chwilę wcześniej śniła mi się Jewel i Julie.

– Czy była tutaj Jewel Tambeaux?

Odwrócili się w moją stronę.

– Przyszła w czwartek. – To Ryan.

– Fortier?

– Już przenieśli go z R-ki na normalny oddział.

– Mówi?

– Tak.

– Czy to on jest St. Jacquesem?

– Tak.

– I?

– Może powinniśmy z tym zaczekać, aż nabierzesz trochę sił.

– Powiedzcie mi.

Spojrzeli po sobie i podeszli bliżej.

Claudel odchrząknął.

– Nazywa się Leo Fortier. Ma trzydzieści dwa lata. Mieszka poza wyspą z żoną i dwójką dzieci. Często zmienia pracę. Nie ma stałego zatrudnienia. On i Grace Damas mieli romans w 1991 roku. Poznali się w sklepie mięsnym, w którym oboje pracowali.

– La Boucherie St. Dominique.

– Oui. – Claudel spojrzał na mnie dziwnie. – Coś się jednak między nimi psuje. Damas grozi mu, że powie wszystko żonie, żąda od kochanka pieniędzy. On ma już tego dosyć, więc umawia się z nią w sklepie po godzinach, zabija ją i ćwiartuje jej ciało.

– Ryzykowne.

– Właściciel wtedy wyjechał z miasta, więc sklep był zamknięty przez dwa tygodnie. Wszystkie narzędzia były na miejscu. W każdym razie tnie ją na kawałki, wywozi ciało do St. Lambert i zakopuje na terenach klasztornych. Wygląda na to, że jego wujek jest stróżem. Albo staruszek dal mu klucz, albo Fortier sam sobie poradził.

– Emile Roy.

Oui.

Znowu to spojrzenie.

– To nie wszystko – wtrącił się Ryan. – Skorzystał z klasztoru, by załatwić też Trottier i Gagnon. Zabrał je tam, zabił i poćwiartował ich ciała w piwnicy. Posprzątał po sobie, żeby Roy niczego nie podejrzewał, ale kiedy Gilbert i chłopcy dzisiaj rano spryskali piwnicę Luminolem, nieźle świeciła.

– W ten sam sposób miał dostęp do Le Grand Seminaire – zauważyłam.

– Tak – przyznał Claudel. – Mówi, że przyszedł mu ten pomysł do głowy, kiedy śledził Chantale Trottier Apartament jej ojca jest tuż za rogiem, Roy ma w klasztorze tablicę, na której wisi dużo różnych kluczy kościelnych, starannie opisanych. Fortier po prostu wziął ten, który chciał.

– Aha. Gilbert ma dla ciebie piłę do mięsa. Mówi, że cała lśni… – To znowu Ryan. Musiał zobaczyć coś na mojej twarzy, bo dodał: – Kiedy poczujesz się lepiej, sama zobaczysz.

– Nie mogę się doczekać. – Próbowałam, ale mój posiniaczony mózg znowu zaczął usypiać.

Weszła pielęgniarka.

– Omawiamy sprawy policyjne – powiedział Claudel. Splotła ręce na piersiach i potrząsnęła głową.

Merde.

Szybko wyprowadziła ich z sali, ale po chwili wróciła. Teraz była z nią Kathy. Przeszła przez pokój bez słowa i ścisnęła moje ręce. Łzy wypełniły jej oczy.

– Kocham cię, mamo – powiedziała miękko.

Przez chwilę po prostu na nią patrzyłam i czułam mnóstwo kipiących we mnie emocji. Miłość. Wdzięczność. Bezradność. Kochałam to dziecko, jak żadne inne stworzenie na tym świecie. Bardzo zależało mi na jej szczęściu. Jej bezpieczeństwie. Czułam, że zupełnie nie jestem w stanie jej tego zapewnić. Czułam swoje łzy.


– Ja ciebie też kocham, skarbie.

Przystawiła krzesło i usiadła koło mojego łóżka, nie puszczając moich rąk. Jarzeniowe światło tworzyło jasne halo wokół jej głowy. Odchrząknęła.

– Mieszkam u Moniki. Dojeżdża na McGill na letnią szkołę i mieszka w domu. Jej rodzina bardzo się o mnie troszczy.

Zamilkła na chwilę, nie wiedząc, co powiedzieć, a czego nie.

– Birdie mieszka z nami.

Spojrzała w stronę okna, a potem znowu na mnie.

– Jedna policjantka rozmawia ze mną dwa razy dziennie i przywozi mnie tutaj, kiedy sobie zażyczę. – Pochyliła się do przodu i oparła przedramiona na łóżku. – Rzadko nie śpisz.

– Zamierzam się poprawić.

Nerwowy uśmiech.

– Codziennie dzwoni tata, żeby się spytać, czy niczego mi nie trzeba i żeby zapytać o ciebie.

Wina i poczucie straty dołączyły do kotłujących się we mnie emocji.

– Powiedz mu, że czuję się dobrze.

Niepostrzeżenie wróciła pielęgniarka i stanęła koło Katy, która zrozumiała, o co chodzi.

– Przyjdę jutro.


Był ranek, kiedy usłyszałam ciąg dalszy historii Fortiera.

– Od lat miał na koncie nieprzyjemne przestępstwa seksualne. Jego kartoteka sięga 1979 roku. Gdy miał piętnaście lat, przez półtora dnia trzymał jakąś dziewczynę pod kluczem, ale nie wytoczono mu sprawy. To jego babcia troszczyła się o to, żeby wyskoki wnuczka nie kończyły się sprawami sądowymi, żeby nie był aresztowany. Przeważnie wybierał jakąś kobietę, śledził ją i wiedział dokładnie, co ona robi. W końcu przyskrzynili go za pobicie w l988…

– Za babcię.

Claudel posłał mi kolejne spojrzenie. Zauważyłam, że bladofioletowy odcień jego jedwabnego krawata idealnie pasował do koloru koszuli.

Oui. Opinia wydana przez wyznaczonego przez sąd psychiatrę określała go jako paranoidalnego i kompulsywnego. – Odwrócił się do Ryana: – Co jeszcze napisał tamten psychiatra? Silna agresja, może być brutalny, szczególnie wobec kobiet…

– Więc dostał sześć miesięcy i wyszedł. Typowe – stwierdziłam.

Po tym Claudel po prostu zaczął się we mnie intensywnie wpatrywać. Zmrużył oczy i wrócił do swojej relacji.

– Oprócz tej dziewczyny i babci, do tamtej pory Fortier nie miał na sumieniu nic więcej, niż naprzykrzanie się. Ale kiedy zabija Grace Damas, naprawdę go to podnieca, więc postanawia zabrać się za poważniejsze rzeczy. Właśnie wtedy wynajmuje swoją pierwszą kryjówkę. Ta na Berger Street to była tylko jego ostatnia.

– Nie chciał dzielić się swoim hobby z żoną. – To Ryan.

– Skąd brał pieniądze na wynajem, skoro pracował tylko na pół etatu?

– Jego żona nieźle zarabia. Pewnie wyciągał kasę od niej, wymyślał jakieś kłamstwa. A może miał inne hobby, o którym nie wiemy. Na pewno to odkryjemy.

Claudel ciągnął dalej mówiąc tym swoim matowym, zdystansowanym głosem, którym omawia się policyjne przypadki.

– W następnym roku zabiera się za śledzenie na poważnie, zaczyna robić to systematycznie. Z tym metrem tak było naprawdę. Ma coś na punkcie szóstki. Najpierw jedzie sześć przystanków, a potem zaczyna śledzić kobietę, która mu odpowiada. Pierwsza ofiara wybrana na chybił trafił to Francine Morisette-Champoux. Nasz pacjent wsiada do metra na Berri-UQAM, wysiada na Georges-Vanier i idzie za nią do domu. Siedzi ją przez kilka tygodni, a potem zaczyna działać.

Przypomniałam sobie jej słowa i poczułam wzbierający we mnie gniew. Chciała się czuć bezpieczna. Nietykalna w swoim własnym domu. Największe kobiece marzenie.

Claudel mówił dalej.

– Ale samo śledzenie jest zbyt ryzykowne i nie zaspokaja jego potrzeby dominacji. Widząc przy domu Morisette-Champoux znak ogłaszający, że jest na sprzedaż, wpada na pomysł, żeby to wykorzystywać. Gwarantuje wejście do mieszkania…

– Stąd Trottier? – Było mi niedobrze.

– Trottier. Tym razem jedzie zieloną linią sześć stacji i wysiada na Atwater. Chodzi po okolicy, aż napotyka znak. Apartament jej ojca. Obserwuje, nie spieszy mu się, widzi, jak Chantale przychodzi i wychodzi. Mówi, że na jej mundurku zauważył logo Sacre Coeur, kilka razy nawet poszedł do szkoły. Potem zasadzka.

– Wtedy miał już też bezpieczniejsze miejsce do zabijania – dodał Ryan.

– Klasztor. Idealne miejsce. Jak udało mu się skłonić Chantale, żeby z nim poszła?


– Pewnego dnia czekał tak długo, aż się upewnił, że jest sama, po czym dzwoni do drzwi i mówi, że chciałby obejrzeć apartament. Jest potencjalnym kupcem i… Ale ona go nie wpuszcza. Kilka dni później zatrzymuje się koło niej, kiedy wychodzi ze szkoły. Cóż za zbieg okoliczności. Powiedział, że ma umówione spotkanie z jej ojcem, który się jednak nie pojawił. Chantale wie, jak bardzo zależy jej staruszkowi na sprzedaży tego apartamentu, więc zgadza się pójść tam z nim. Ciąg dalszy znamy…

Jarzeniówka nade mną bzyczała cicho.

Claudel kontynuował.

– Fortier nie chce ryzykować umieszczania następnego ciała na terenie klasztoru, więc jedzie z nią aż do St. Jerome. Ale tam też mu się nie podoba. Za długo się jedzie. Co by było, jeśli by został zatrzymany? Widział seminarium i pamięta, jaki to klucz. Następnym razem wymyśla nawet coś lepszego.

– Gagnon.

– Uczy się.

– Voila.

W tym momencie zjawiła się pielęgniarka, młodsza i delikatniejsza w porównaniu z tą, która zajmowała się mną w ciągu tygodnia. Przyjrzała się mojej karcie chorobowej, dotknęła mojej głowy i zmierzyła tętno. Pierwszy raz zauważyłam, że już nie mam wenflonu w ręce.

– Czuje się pani zmęczona?

– Nie. Dobrze się czuję.

– Może pani dostać jeszcze jedną tabletkę przeciwbólową, jeśli jej pani potrzebuje.

– Zobaczmy na razie, jak będzie bez tego – odparłam.

Uśmiechnęła się i wyszła.

– A co z Adkins?

– On jest mocno podkręcony, kiedy ma mówić o Adkins – odezwał się Ryan. – Nie chce mówić. Tak jakby był dumny ze swoich poprzednich osiągnięć, ale z tego nie.

Po korytarzu przejechał wózek z lekarstwami, jego gumowe kółka sunęły cicho po płytkach.

Dlaczego metoda zabicia Adkins różni się od innych?

Metaliczny glos ponaglał kogoś, żeby zadzwonić pod 237.

Dlaczego było tam tak brudno?

Otworzyły się drzwi od windy i po chwili zamknęły się z szumem.

– Pomyślcie o tym – powiedziałam. – Ma mieszkanie na Berger. Jego system działa. Znajduje swoją ofiarę, jadąc metrem i szukając znaków “na sprzedaż", potem śledzi ją, aż nadarzy się sprzyjająca okazja. Ma bezpieczne miejsce, gdzie może zabijać i bezpieczne miejsce do porzucania ciał. Może to wszystko działa zbyt dobrze. Może już go tak nie podnieca, więc musi podwyższyć sobie poprzeczkę. Postanawia pójść do domu ofiary, jak to zrobił z Morisette-Champoux…

Przypomniałam sobie zdjęcia. Rozdarty strój do gimnastyki. Ciemnoczerwona kałuża wokół ciała.

– Ale robi się nieuważny. Wiemy, że dzwonił wcześniej, żeby się umówić z Margaret Adkins. Nie przewidział tego, że w czasie jego odwiedzin zadzwoni do niej mąż. Musi zabić ją szybko. Musi ją szybko pociąć i okaleczyć czymś, co ma pod ręką. Robi to, ucieka, ale nie sprawia mu to satysfakcji. To nie on jest panem sytuacji.

Figurka. Odcięta pierś.

Ryan pokiwał głową.

– Brzmi sensownie – przyznał Claudel. – Zabijanie jest ostatnim etapem w jego fantazjach o dominacji. Mogę cię zabić i mogę dać ci żyć. Mogę ukryć twoje ciało i mogę je zostawić na widoku. Mogę zbrukać twoją kobiecość okaleczając twoją pierś albo pochwę. Mogę uczynić cię bezbronną odcinając twoje ręce. Ale wtedy dzwoni mąż, co grozi niemożnością osiągnięcia satysfakcji, o której marzył…

– Zepsuł zabawę. – To Ryan.

– Przed Adkins nigdy nie korzystał z kradzionych przedmiotów. Może potem użył jej karty kredytowej, żeby jednak czuć się panem sytuacji.

– A może miał problemy z kasą, chciał wciągnąć coś przez nos i nie miał na to pieniędzy. – Znowu Claudel.

– Dziwne. Kiedy mówi o innych, nie zamyka mu się gęba, ale przy Adkins milknie jak grób. – Ryan.

Przez chwilę nikt się nie odzywał.

– Pitre i Gautier? – spytałam, unikając tego, co naprawdę chciałam wiedzieć.

– Twierdzi, że to nie jego sprawka…

Ryan i Claudel zaczęli szeptać coś między sobą. Nie słyszałam, co. Poczułam zimny dreszcz rozlewający się po mojej klatce piersiowej i tworzące się pytanie. Zlały się, zastygły, ale po chwili jednak nastąpiła werbalizacja.

– A Gabby?

Claudel spuścił oczy.

Ryan odchrząknął.

– Ty miałaś…

– Co z Gabby? – powtórzyłam.


Pod powiekami czułam palące łzy.

Ryan pokiwał głową.

– Dlaczego?

Nikt się nie odzywał.

– Przeze mnie, prawda?

Starałam się mówić spokojnym głosem.

– Ten debil to świr – odparł Ryan. – Ma fioła na punkcie dominacji. Nie chce się otworzyć i mówić o dzieciństwie, ale jest w nim tyle nienawiści do babki, że trzeba ją zdrapywać z zębów, kiedy wychodzisz od niego z celi. Wini ją za wszystko. Cały czas mówi, że go zniszczyła. Z tego, co wiemy, była strasznie władczą kobietą i fanatycznie religijną. Jego poczucie niemocy pewnie bierze się z tego, co tam się między nimi działo.

– Co znaczy, że gościu naprawdę nie ma szczęścia do kobiet i wini za to staruszkę – dodał Claudel.

– Co to ma wspólnego z Gabby?

Było widać, że Ryan nie kwapi się do mówienia.

– Najpierw Portier zdobywał poczucie panowania nad sytuacją przez podglądanie. Może obserwować swoje ofiary, śledzić je, dowiedzieć się o nich wszystkiego, a one nawet nie wiedzą o jego istnieniu. Prowadzi notatnik, ma wycinki z gazet i fantazjuje sobie. Zaletą tego jest to, że nie ma niebezpieczeństwa bycia odrzuconym. Ale w końcu przestaje mu to wystarczać. Zabija Damas, zauważa, że mu się to podoba i decyduje się na więcej. Zaczyna. porywać i zabijać swoje ofiary. Władza absolutna. Życie i śmierć. To on jest panem sytuacji i nic nie może go powstrzymać.

Wpatrywałam się w płonące, niebieskie tęczówki.

– Wtedy pojawisz się ty i odkopujesz Isabelle Gagnon.

– Jestem dla niego zagrożeniem – powiedziałam, podejrzewając, do czego zmierza.

– Jego idealne modus operandi jest zagrożone, czuje to. A przyczyną jest doktor Brennan. Możesz zburzyć wszystkie jego fantazje, w których to on jest najważniejszym graczem.

Przebiegłam w myślach wydarzenia ostatnich sześciu tygodni.

– Wykopuję i identyfikuję Isabelle Gagnon na początku czerwca. Trzy tygodnie później Portier zabija Margaret Adkins i następnego dnia zjawiamy się na Berger Street. Trzy dni potem znajduję szkielet Grace Damas.

– Właśnie.

– Jest wściekły.

– Dokładnie. Łowy to dla niego sposób na rozładowanie pogardy wobec kobiet…

– Albo nienawiści do babci. – Claudel.

– Może. W każdym razie widzi, że wchodzisz mu w drogę.

– I jestem kobietą.

Ryan sięgnął po papierosa i przypomniał sobie, gdzie urwał.

– Poza tym popełnił błąd. Przy Adkins był nieostrożny. Korzystanie z jej karty kredytowej sprawiło, że był o krok od złapania.

– Więc musi na kogoś zwalić winę.

– Ten facet nie potrafi się przyznać, że coś spieprzył. I zdecydowanie nie może pogodzić się z tym, że naprzykrza mu się kobieta.

– Ale dlaczego Gabby? Dlaczego nie ja?

– Kto wie? Może były sprzyjające okoliczności? Dogodny czas? Może wyszła z mieszkania przed tobą.

– Nie sądzę – powiedziałam. – Nie ma wątpliwości, że śledził mnie od jakiegoś czasu. To on podrzucił czaszkę w moim ogrodzie?

Pokiwali głowami.

– Mógł poczekać i zrobić to, co z innymi.

– To jest chory skurwiel. – Claudel.

– Z Gabby nie było tak, jak z innymi. Nie była to wybrana na chybił trafił nieznajoma. Fortier wiedział, gdzie mieszkam. Wiedział, że u mnie wtedy przebywała…

Mówiłam bardziej do siebie, niż to Ryana i Claudela. Emocjonalny anewryzm, budowany przez ostatnie kilka tygodni i trzymany w ryzach tylko dzięki sile woli, groził wybuchem.

– Zrobił to celowo. Ten psychiczny fiut chciał, żebym wiedziała. To była wiadomość, tak jak czaszka.

Głos zaczął mi się łamać, ale nie mogłam tego powstrzymać. Przypomniałam sobie kopertę pod moimi drzwiami. Okrąg z cegieł. Spuchniętą twarz Gabby z tymi jej malutkimi srebrnymi bożkami. Zdjęcie mojej córki.

Cienka ściana mojego emocjonalnego balonu została przebita i trzy tygodnie tłamszonego żalu i napięcia natychmiast wydostało się przez otwór,

Moje gardło przeciął ostry ból, ale krzyknęłam:

– Nie! Nie! Nie! Ty pieprzony sukinsynu!

Słyszałam, jak Ryan mówi coś ostro do Claudela, poczułam jego ręce na ramionach, zobaczyłam pielęgniarkę, poczułam ukłucie.

Potem pustka.

Загрузка...