Postaw sobie za punkt honoru, aby każdego dnia trochę się rozciągnąć i urosnąć.
Jak wieść idealne życie
Byron obserwował kątem oka, jak Amy kręci się na siedzeniu, gdy jechał wąskimi uliczkami, szukając miejsca do zaparkowania. Denerwowała się od chwili, gdy wszedł tego ranka do kuchni przebrany za Lance'a i powiedział jej, że gotów jest zabrać ją na zakupy zgodnie z poleceniem Gaspara.
– Nie mogę uwierzyć, że się na to zgodziłam – powiedziała co najmniej dziesiąty raz tego dnia.
– Nie rozumiem.
Znalazł miejsce parkingowe w cieniu drzewa pośród masy skuterów. Spuszczony dach pozwalał, aby owiewała ich bryza, która szeleściła też liśćmi nad ich głowami. Szybko przyjrzał się tłumowi pieszych, szukając kogoś, kto mógłby go rozpoznać mimo przebrania. St. Barts przyciągało wiele hollywoodzkich typów – nie wziął tego pod uwagę, gdy wybrał to miejsce na kryjówkę. Nieraz musiał odwracać głowę albo chować się do sklepu. Teren wydawał się czysty, więc zwrócił się do Amy.
– Masz szansę zrobić coś, o czym marzy większość kobiet. Spędzisz cały dzień na zakupach na koszt bardzo bogatego mężczyzny.
– Cały dzień? – Uniosła brwi. – Nie mogę poświęcić na to całego dnia. Muszę wrócić, żeby przygotować panu Gasparowi lunch.
– Tym się nie martw.
Machnął ręką na jej troski. Nie mógł się już doczekać, kiedy zaczną swoją wyprawę. Nie mógł się doczekać, kiedy zobaczy Amy ubraną w coś, co podkreśli zalety jej figury i doda jej pewności siebie.
– Ten dzień jest dla ciebie. Rano zrobimy zakupy, a potem zabiorę cię na bajeczny lunch. Po południu pójdziemy do salonu.
– Salonu fryzjerskiego? – Zakryła głowę. – Nie obetnę włosów!
– Zobaczymy, co powie stylista. – Przyjrzał się, jak sczesywała włosy, zasłaniając uszy i boki twarzy. Nawet zaplecenie ich we francuski warkocz sporo by pomogło. – Może wystarczy tylko podciąć końce i nałożyć odżywkę. Umówiłem cię też u kosmetyczki na maseczkę, masaż i pedicure w salonie odnowy.
– Naprawdę? – Ten pomysł ją zaintrygował. – Salon odnowy? -Zaśmiała się, jakby sama idea była niemądra. – Nigdy nie byłam w takim miejscu.
– Non? – Zmarszczył brwi. Większość kobiet, które znał, bywała w takim salonie niemal co tydzień. – Poczujesz się naprawdę jak rozpieszczana księżniczka.
– Z pewnością. – Wyglądała na rozdartą między podnieceniem i niedowierzaniem. -Ale to nie może potrwać zbyt długo. Muszę zajrzeć dziś po południu do kafejki internetowej i skontaktować się z kobietą, która opiekuje się moją babcią. Poza tym każdego dnia e-mailujemy do siebie z przyjaciółkami około czwartej po południu czasu teksańskiego. Będą się martwić, jeśli się nie odezwę.
– Zamierzasz chodzić do miasta każdego dnia, żeby e-mailować do przyjaciółek?
– Skoro nie mam swojego laptopa, będę musiała.
– Myślałem, że chodzenie do miasta cię przeraża.
Przechyliła głowę.
– Skąd wiesz?
Świetnie, Byron, zdradź się od razu.
– Hmm, Gaspar wspomniał o tym. Powiedział mi o twoim zakładzie i że boisz się zgubić. Mam ci pomóc poruszać się po wyspie.
– Naprawdę? – Spojrzała z wdzięcznością.
– Z największą przyjemnością.
Zdał sobie sprawę, że powiedział to szczerze. Po miesiącach rozkoszowania się odosobnieniem, myśl o tym, żeby pojechać do miasta i poruszać się wśród ludzi już go nie irytowała tak jak kiedyś. Sięgnął do klamki.
– Jesteś gotowa kupić nową garderobę?
– O rety!. – Zakryła twarz obiema rękami. – Chyba powinnam cię ostrzec, że nie cierpię kupowania ubrań. Naprawdę szczerze, z całego serca tego nienawidzę.
Zdumiony zatrzymał się i nie wysiadł.
– Większość kobiet uwielbia takie zakupy.
– Masz na myśli kobiety z idealną figurą, które we wszystkim świetnie wyglądają. – Skrzywiła się. – Dla mnie to upokarzające zło konieczne. Dzisiaj pewnie będzie gorzej niż zwykle.
– Dlaczego?
– Zakupy z mężczyzną? – Wzruszyła ramionami. – Nie każesz mi chyba we wszystkim się pokazywać, prawda?
– A skąd będę wiedział, czy dana rzecz pasuje?
– Mógłbyś zaufać mi, że ci powiem – zasugerowała z nadzieją. Spojrzał znacząco na jej pasiasty T-shirt.
– Pardonnez moi, ale nie mam zaufania do twojej oceny. Idziemy?
– Czekaj.
Znowu przysiadł i poczekał. Zagryzła usta.
– Kłopot w tym, że potrzebuję nie tylko ubrań.
– Bielizny też? – Uniósł brew na myśl, że ma pomóc jej wybrać bieliznę. – Zaczniemy od tego.
– Ale ty poczekasz na zewnątrz – uparła się, a jej surowe spojrzenie było bardziej urocze niż onieśmielające. – Nie pozwolę ci patrzeć, jaką bieliznę kupuję.
– Zbyt seksowna dla moich oczu? – Poruszył znacząco brwiami.
– Przeciwnie. – Skrzywiła się. – Nie robi się seksownej bielizny w moim rozmiarze.
– Chyba żartujesz.
Nagle w jego głowie pojawił się obraz Amy wyciągniętej kusząco na łóżku w samej czerwonej koronce zakrywającej jej ponętne kształty oraz myśl o gładkiej, jedwabistej skórze proszącej się o dotyk. Prrr! Skreśl to – nakazał mózgowi, co w niczym nie pomogło. Przesunął nogi, aby ukryć reakcję ciała.
– Ma chere, robi się seksowną bieliznę we wszystkich rozmiarach.
– Ale ja będę wyglądała w niej idiotycznie. To takie niesprawiedliwe – narzekała. – Przechodziłam to raptem dwa tygodnie temu. Christine wzięła mnie na zakupy tuż przed wyjazdem i pomogła mi wybrać odpowiednie ubrania na rejs. Przetrwałam ten dzień, bo była przy mnie i pomogła mi przebrnąć przez to ze śmiechem, nawet kiedy kłóciłyśmy się przy każdym zakupie.
– Dlaczego się kłóciłyście?
– One z Maddy zawsze próbują mnie namówić na bardziej dopasowane ubrania. – Zmarszczyła nos. -Ale ja lubię luźne. Dzięki nim czuję się szczuplejsza.
– Hmm, jak by to ująć delikatnie. Niestety nie wyglądasz w nich szczuplej. – Skrzywił się, patrząc na okropny T-shirt. – Ta koszulka, którą masz na sobie, pasowałaby na dwie takie dziewczyny jak ty. W odpowiednich ubraniach każda kobieta jest piękna.
– Mówisz jak prawdziwy Francuz. – Uśmiechnęła się do niego nieśmiało.
Zaskoczyło go, jak poruszyła go ta odpowiedź. Kiedy ostatni raz zareagował na coś tak niewinnego, jak nieśmiały uśmiech? Nigdy. Dziś wyglądało, że Amy czuje się przy nim swobodniej, więc odważył się trochę z nią podrażnić.
– Myślę, że będziesz wyglądać bardzo seksownie, gdy przestaniesz się chować.
Przewróciła oczami.
– Może względnie atrakcyjnie, ale daleko mi do seksownego wyglądu. I nie potrzebuję tego. Nie staram się przyciągać uwagi.
Coś w głosie Amy sprawiło, że przyjrzał jej się uważniej i przypomniał sobie to, co powiedziała i zrobiła wczoraj. I jak spanikowała, kiedy zaczął z nią flirtować. Nagle go olśniło.
– Boisz się być ładna.
– Co za bzdura. – Zaśmiała się nerwowo. – Nie „boję się" być ładna.
Zauważył, jak obejmowała rękoma plażową torbę, którą nosiła jako torebkę, i jak chowała się za nią.
– Nosisz zdecydowanie za duże ubrania. Myślę, że nawet nie wiesz, jaki jest twój rozmiar.
– Mówisz jak moje przyjaciółki. – Zmarszczyła brwi. – Mówią, że cały czas widzę siebie taką, jaką byłam, a już nie jestem. Może mają rację. Przez ostatnie dwa lata sporo schudłam.
– Ile?
– Dużo.
Przyjrzał się tym częściom, które mógł zobaczyć – jej twarzy, szyi, ramionom i nogom. Niezależnie od tego, ile wcześniej ważyła, ciężko pracowała, żeby wrócić do zdrowszych rozmiarów. Widział kobiety, które latami zmagały się z dietą, więc wiedział, że to wielkie osiągnięcie.
– Myślę, że nadszedł czas pochwalić się nowym ciałem. Chodź, idziemy na zakupy.
– Muszę? – jęknęła, co go rozbawiło, bo nie zauważył, żeby była szczególnie marudna.
– Obiecałem Gasparowi, że dobrze wydam jego pieniądze. – Uniósł brew i rzucił groźne spojrzenie godne tego, kim naprawdę jest. Albo raczej był. Zresztą nieważne. – Nie chcesz, żeby się na mnie wściekł, prawda?
– Nie.
Westchnęła, a on zdał sobie sprawę, że trafił w słaby punkt Amy, dzięki czemu mógł nią kierować – mówiąc, że pomoże w ten sposób komuś innemu.
Niemal zaśmiał się z zadziwienia, gdy wysiadał z samochodu. Zwykle musiał zaspokajać ludzką chciwość, aby dostać to, czego chciał. W wypadku Amy jej słabym punktem była szczodrość.
Amy nigdy nie zrozumiała, jakim cudem dzień może być jednocześnie zabawny i przerażający. Właściwie wcale nie rozpoczął się zabawnie. Zaczęło się od tych samych walk, jakie stoczyła z Christine w czasie zakupów. Po wyjściu ze sklepu z bielizną, gdzie na szczęście Lance pozwolił jej zrobić zakupy samodzielnie, od razu przypuścił atak.
– Ten top jest zdecydowanie za duży – oznajmił. – Przymierz ten rozmiar.
– Mówiłam ci, lubię luźne ubrania – sprzeciwiła się. – Nie cierpię rzeczy, które się opinają, ściskają mnie i przecinają na pół.
Ludzie, którzy nie musieli walczyć z nadwagą, nie rozumieli, jak wielką rolę odgrywa to każdego dnia. Kiedy brzuch przelewał jej się nad paskiem za każdym razem, gdy usiadła, od razu przypominało jej się, jaka jest gruba.
Zamiast poddać się, jak Christine, on obstawał przy swoim. Nawet więcej. Wcisnął jej do ręki kilka wieszaków z rzeczami – w tym top bez rękawów – i zmusił do przymierzenia. Bez rękawów? Oszalał? Ma pokazać światu te tłuste ramiona?
Reszta ubrań nie była taka zła. W przymierzalni odkryła bladożółte rybaczki, które pasowały do topu i luźnej bluzki z szerokim dekoltem, która byłaby świetna, gdyby tylko nie okazała się prześwitująca. Jak ma ukryć te wszystkie wałeczki? Ale przynajmniej jest ładna, pomyślała, podziwiając drobniutkie muszelki naszyte jak paciorki na kremowej gazie.
Włożyła ubrania zdziwiona, że wszystko okazało się bardzo wygodne, ale nie mogła się zmusić, żeby spojrzeć w lustro w przymierzalni.
Wzdragała się przed wyjściem, ale tylko pokazując się, mogła udowodnić Lance'owi, że lepiej wie, co dobrze wygląda na sylwetce jej typu. Poprawiając szeroki dekolt bluzki, która cały czas zsuwała jej się z ramion, wyszła z przymierzalni gotowa powiedzieć: „Widzisz? Mówiłam, że będę w tym okropnie wyglądać".
Ale kiedy odwrócił się i zobaczył ją, wyraz jego twarzy powstrzymał jej słowa. Gapił się. Dosłownie pożerał wzrokiem. A potem na jego przystojną twarz wypłynął uśmiech.
Żołądek dziwnie jej się zacisnął.
– Exactement – powiedział, podchodząc. – To jest twój styl.
– Żartujesz, nie?
– Sama zobacz.
Ujął ją ciepłą dłonią i pociągnął w kierunku trzyczęściowego lustra. Ten zwykły dotyk sprawił, że puls jej przyspieszył. Odwróciła głowę, wiedząc, że się zaczerwieniła.
– Popatrz – powiedział.
– Muszę?
– Oui.
Pociągnął za rękaw i szeroki dekolt zsunął jej się z ramienia. Wszystko w niej zapłonęło, gdy położył obie dłonie na jej ramionach – jedno z nich było teraz nagie – i obrócił ją twarzą do lustra.
– Widzisz?
Otworzyła oczy, gotowa wytknąć wszystkie mankamenty stroju. Ale widok w lustrze odebrał jej mowę. Wyglądała… elegancko. Bluzka przesłaniała jej kształty na tyle, aby zatuszować wszelkie niedoskonałości, ale pokazywała też, że Amy ma figurę.
Kiedy jej talia stała się tak wcięta? Czy te wszystkie godziny ćwiczeń Pilates w końcu dały efekty? Ale od kiedy? Oszołomiona zdała sobie sprawę, że rzadko patrzyła na siebie w lustrze, dopóki nie włożyła ubrania. Workowatego ubrania. Maddy i Christine miały rację -nadal widziała siebie jako znacznie grubszą, niż była.
– Potrzebujemy czegoś jeszcze – powiedział Lance, przyglądając jej się i przechylając głowę.
Ten ruch przyciągnął jej spojrzenie do jego odbicia w lustrze. Stał za nią: wysoki, o szerokich ramionach, w kolejnej tropikalnej koszuli – Bogu dzięki zapiętej. W porównaniu z nim nadal wydawała się niska, ale nie tak przysadzista.
Odwrócił się do sprzedawczyni kręcącej się w pobliżu i powiedział coś po francusku. Kobieta podeszła do gablotki i wzięła kilka drobiazgów z biżuterii.
To wyrwało Amy z transu.
– Biżuteria? – Pokręciła głową. – Lance, nie, musisz pamiętać, że to nie ja płacę, tylko pan Gaspar. Musimy wybierać proste rzeczy.
– Nic nie mów – odparł i wybrał ciężki naszyjnik z białych muszelek i jasnobrązowych paciorków.
Założył go Amy. Poczuła jego place, gdy zapinał naszyjnik, i przebiegł jej po kręgosłupie dreszczyk. Do naszyjnika doszły bransoletki od kompletu. Ponieważ nigdy nie nosiła żadnej biżuterii, nie licząc kilku eleganckich drobiazgów, pokręciła nadgarstkiem nieprzyzwyczajona do bransoletek. Ciężar i odgłos wydały jej się przyjemne. Na tyle odwróciły jej uwagę, że nie zauważyła, kiedy Lance zdjął gumkę z jej włosów.
– Nie, przestań – aż jej dech zaparło. – Co ty wyprawiasz? Jego szybkie palce rozplotły ciasny warkocz, nim zdążyła go powstrzymać. Ku jej przerażeniu wsunął dłonie w jej włosy i zebrał je w masę loków. Chociaż próbowała się uchylić, poczuła jego dłonie na skórze głowy. Przeszedł ją dreszcz na całym ciele i mocniej się zaczerwieniła – bardziej z powodu dotyku niż myśli, że zamienił jej fryzurę w katastrofę.
Tak wiele kobiet marzy o długich lokach, ale nie muszą żyć z kręconą szopą, którą zwykłe szczotkowanie zamienia w wielkie, przerażające afro.
– Nie ruszaj się – powiedział, unosząc jej włosy. Sprzedawczyni podała mu spinkę, którą wykorzystał, żeby spiąć masę loków w roztrzepany kok wysoko z tyłu głowy Amy. Potem wyciągnął kilka pasemek wokół jej twarzy.
– Voila! Zerknęła w lustro, bojąc się tego, co zobaczy. Potem się zagapiła. Czy to ona? Przypomniała sobie ten wieczór sprzed kilku miesięcy, gdy szła na wernisaż i pozwoliła Christine i Maddy upiąć sobie włosy. Zostawiły większość rozpuszczoną, żeby układały się w pukle, a boki podpięły do góry i do tyłu. Podobała jej się ta fryzura, ale nie pomyślała, żeby czesać się tak na co dzień. Kiedy była mała, babcia zawsze splatała jej włosy w warkocz. Ponieważ była to wygodna fryzura, Amy czesała się tak przez resztę życia.
Teraz zastanawiała się dlaczego.
Nowa fryzura całkowicie zmieniła wyraz jej twarzy. Oczy wydawały się egzotyczne, policzki mniej pucołowate, a usta kuszące. Czy coś tak prostego, jak podpięcie wysoko włosów, mogło tyle zmienić? Ich masa równoważyła jej sylwetkę, sprawiając, że wyglądała na wyższą i szczuplejszą.
Dziwne uczucie zagnieździło się w jej żołądku, po części zadziwienie, po części panika. Osoba patrząca na nią z lustra była niewątpliwie ładna. Kobieta, którą mężczyźni by dostrzegli.
Boisz się być ładna – powrócił echem w jej głowie głos Lance'a. Ta myśl wydawała się absurdalna. Wszystkie kobiety pragną być ładne, prawda?
Serce biło jej tak szybko, że to aż bolało.
Lance z aprobatą pokiwał głową.
– Potrzebujemy więcej strojów w tym guście, ale kolorowych. Coś jasnego, non?
– Niezbyt – powiedziała szybko.
– Nie lubisz kolorów?
– Uwielbiam, ale nie na sobie. Jak mówiła moja babcia: „Kobieta, której twarz jest największym atutem, nie powinna odciągać od niej uwagi".
Odchylił głowę, jakby go uderzyła.
– Twoja grandmere tak cię obrażała?
– Trzeba ją znać. – Zaśmiała się, widząc wyraz jego twarzy. -W ten sposób mówiła, że mam ładną buzię.
– Mon Dieu. – Przewrócił oczami. – Skoro słyszałaś takie komplementy, to dziwię się, że nie stałaś się nieznośnie próżna.
– Po prostu doradzała mi, bo o mnie dbała.
– Pozwól, że zapytam. Czy to ona mówiła ci, że w workowatych ubraniach wyglądasz szczupłej?
– Ujmowała to zwięźlej. – Amy zmarszczyła brwi. – Po prostu nie ględziła tak na temat mojej wagi, kiedy nosiłam luźne rzeczy. Jak na ironię, im bardziej ględzi, tym więcej jem. Po części z tego powodu dwa lata temu wyprowadziłam się z domu i zamiast ciągłe przybierać na wadze, wreszcie zaczęłam chudnąć.
Ściągnęła twarz i odwróciła się do niego.
– Nie rozumiem tylko, dlaczego jestem jedyną grubą osobą w mojej rodzinie. Wszystkie kuzynki są olśniewające, a ja przez całe życie byłam Grubą Amy. Po prostu dziecko z grządki kapusty. Ale to Meme zawsze faszerowała mnie słodyczami. Przysięgam – uniosła rękę – że nie przesadzam: kiedy dorastałam, mówiła: „Amy, kochanie, musisz przejść na dietę. Zjedz ciasteczko". Więc jeśli luźne ubrania oszczędziły mi tego, nie wahałam się.
Przyglądał jej się przez chwilę, a potem z powrotem położył ręce na jej ramionach i odwrócił do lustra. Przysunął usta blisko jej ucha i szepnął:
– Amy, twojej grand-mere tu nie ma. Możesz ubierać się, jak zechcesz.
Serce zabiło jej jeszcze szybciej.
Boisz się być ładna.
Może się bała. Me czy nie o to chodziło w wyzwaniu? Żeby stawić czoło rzeczom, które ją przerażały? Rzeczom, które ją hamowały?
Gdy to sobie przypomniała, panika zmalała i zastąpiła ją radość, która wylała się w postaci śmiechu.
– Dobrze, już dobrze. – Złożyła dłonie jak do modlitwy, aby powstrzymać ich drżenie. Spojrzała w oczy odbiciu Lance'a. – Może odrobinę więcej koloru.
Uśmiech, który pojawił się na jego twarzy, był pełen aprobaty. Jakimś cudem wiedział, naprawdę wiedział, jak wielki to krok. I podziwiał jej odwagę.
Przez resztę dnia, kiedy Lance dobierał jej garderobę, Amy wahała się między obawą a podnieceniem. Kupili zwiewne sukienki, cudowne jedwabne spódnice, które trzepotały przy każdym ruchu, rybaczki w kilku kolorach i tyle bluzek, aby pasowały i można było je różnie łączyć. Oraz biżuterię. Kupili tyle zabawnej i odważnej biżuterii, że Amy próbowała protestować.
– Proszę, Lance, już nic więcej. Wydajemy nie moje pieniądze.
– Rzeczywiście, więc nie masz nic do powiedzenia.
– Nie chcę wykorzystywać hojności pana Gaspara.
– Nie wykorzystujesz. Większość kobiet wydałaby o wiele więcej, gdyby dać im wolną rękę. – Spojrzał na nią dziwnie. – Dlaczego ty tak nie robisz?
– Bo to nie w porządku. I sam spójrz na wszystko, co dziś kupiliśmy. Dobry Boże! Za wiele tego.
– Kobieta nigdy nie ma za wiele biżuterii – oświadczył.
Po lunchu, w czasie którego rozmawiali już z wielką swobodą, podrzucił ją do salonu i gabinetu odnowy. To było dopiero przeżycie. Czuła się jak Dorotka z Czarnoksiężnika z krainy Oz. Styliście, ekstrawaganckiemu gejowi, aż dech zaparło, gdy usłyszał sugestię, że mógłby ściąć jej włosy bardziej niż „tylko odrobinkę, żeby pozbyć się suchych końców".
Pouczył ją też na temat zbyt dużej ilości szamponu i wytłumaczył, jak ma dbać o mocno kręcone włosy. Według niego powinna myć głowę tylko raz w tygodniu i przez resztę czasu do czyszczenia włosów wykorzystywać odżywką. Amy miała wątpliwości, ale obiecała wypróbować jego radę. Upierał się, że efekt będzie „przecudny, po prostu przecudny!".
Powiedział to tak, że zaczęła się śmiać. Lubiła gejów. Byli najlepsi z obu światów… i kompletnie niezagrażający.
Potem przyszedł czas na masaż. Bogu dzięki wykonywany przez kobietę. Jednak i tak fakt, że ktoś dotykał jej ciała, wprawił ją w zakłopotanie. Potem pedicure – lakier na paznokciach miała jasnoróżowy i była nim po prostu zachwycona. Na końcu lekcja makijażu, której wysłuchała bardzo skrupulatnie. Tak skrupulatnie, że nawet nie ogarnęła całokształtu przemiany, dopóki nie wszedł Lance. Zamarł.
– Dobrze wyglądam? – zapytała niespokojnie, nagle czując się odrobinę zbyt wypucowana i upiększona. – Przesadzili?
– Nie. Po prostu… – Pokręcił głową, jakby mu zabrakło słów. -Wyglądasz oszałamiająco.
Rumieniąc się, odwróciła się do lustra i poczuła ten sam dreszczyk, który powracał przez cały ten dzień. Czy to naprawdę ona, ta kobieta w lustrze? Nathan upiął jej włosy wysoko do tyłu, bardzo podobnie jak wcześniej Lance. Tylko tym razem doszło kilka blond pasemek, a włosy mocno zwilżono i zyskały na połysku.
Lance rzucił kilka niespokojnych spojrzeń w jej kierunku, kiedy poszedł płacić. Wyglądał jak zahipnotyzowany jej przemianą. Właściwie sama czuła się tym przytłoczona. Patrzyła na siebie w każdej odbijającej powierzchni, a potem czerwieniła się, bo to takie próżne. Ale mimo to nie mogła się powstrzymać.
Znowu zerknęła na swoje odbicie, gdy Lance płacił rachunek. Tym razem jednak spojrzała poza szklaną powierzchnię na wystawę z łańcuszkami na kostkę. Wisiały na obracającym się wieszaku na ladzie, a srebrne wisiorki połyskiwały w lampach salonu. Skupiła wzrok na łańcuszku z motylkiem i uśmiechnęła się.
Przypomniał jej o wielkim sekrecie, rzeczy, o której wiedziało bardzo niewiele osób: miała na pośladku tatuaż – motylka.
– Chcesz taki? – zapytał Lance, wskazując na łańcuszki.
Chciała? O tak!
– To zależy – powiedziała, kryjąc radość. – A ile kosztują?
– Czy to ważne?
Otworzył szklane drzwiczki, obrócił stojak. Łańcuszki się zakołysały.
– Tak, to ważne. Wydaliśmy dziś dość pieniędzy pana Gaspara. Sama go kupię.
– Nie ma takiej potrzeby. Który chcesz?
– Z motylkiem.
Wzięła łańcuszek, sprawdziła cenę i z ulgą stwierdziła, że nie jest za wysoka.
– Sama go kupię.
– Ale…
– Nawet nie waż się kłócić ze mną na ten temat. – Uciszyła go swoim najgroźniejszym spojrzeniem. – Przez cały dzień pozwalałam ci postawić na swoim, ale to kupię sama.
Położyła łańcuszek na ladzie i powiedziała kobiecie, aby policzyła go osobno, bez stosu kosmetyków do twarzy i włosów, które dobrał jej Nathan.
Gdy tylko łańcuszek był jej, położyła go na dłoni i uśmiechnęła się. Po raz pierwszy od czasów college'u poczuła, że kokon, który ją otaczał, zaczyna się otwierać.