ROZDZIAŁ XXXIII

Alexander Thurston nadal wpatrywał się w ekran taktyczny, gdy zaznaczone na pomarańczowo „krążowniki liniowe” obróciły się o dziewięćdziesiąt stopni, zwracając się ku jego okrętom burtami. Kiedy lżejsze jednostki osłony rozprysnęły się na boki i przestały je zasłaniać, sensory pokazały mu, z czym naprawdę ma do czynienia.

Mimo to nadal siedział sparaliżowany, dopiero teraz zdając sobie sprawę, w jaką pułapkę dał się wciągnąć. Grupa Wydzielona 14.1 zaczęła się rozwijać zgodnie z wcześniejszym planem, a on prawie spokojnie doszedł do wniosku, że nie ma sensu go zmieniać w ostatniej chwili. Wynik i tak był przesądzony, a jeśli spróbuje wydać nowe rozkazy, wprowadzi jedynie dodatkowe zamieszanie. Dlatego też spokojnie i bezczynnie obserwował, jak pancerniki Meredith Chavez odwracają się burtami do przeciwnika, rozpoczynając swój ostatni bój. Tyle że nikt na ich pokładach jeszcze nie zdawał sobie z tego sprawy. Wszystkie bowiem doktryny i szkoły twierdziły, że bój spotkaniowy pancerników z superdreadnaughtami jest samobójstwem dla tych pierwszych… tak samo jak takie starcie krążowników liniowych z pancernikami dla krążowników.

— Towarzyszu admirale? — Preznikov przyglądał mu się z napięciem, próbując zrozumieć, dlaczego admirał Thurston tak nagle się postarzał.

A w następnej sekundzie superdreadnoughty, którym tenże pozwolił zbliżyć się na odległość skutecznego zasięgu rakiet, odpaliły salwę burtową ze wszystkich wyrzutni.


Graysońskie krążowniki liniowe mogły holować po dwa zasobniki, nie tracąc zbytnio na przyspieszeniu. Ale superdreadnoughty były na tyle duże, że mogły utrzymać zasobniki przy pomocy promieni ściągających wewnątrz ekranów, dzięki czemu ich obecność nie miała najmniejszego wpływu na wielkość osiąganych przez okręty przyspieszeń. Teraz każdy z nich wydłużył promienie ściągające tak, by zasobniki znalazły się za rufą, tworząc coś w rodzaju ogona. Każdy okręt liniowy miał ich na holu co najmniej dziesięć — były brzydkie, delikatne i utrudniające manewrowanie — każdy miał jednak także dziesięć wyrzutni rakiet większych i silniejszych niż wystrzeliwane przez superdreadnoughty.

Odległość między obiema flotami spadła do dziewięciu milionów kilometrów, gdy Pierwsza Eskadra Liniowa Marynarki Graysona oddała pierwszą w swej historii ostrą salwę rakietową do przeciwnika.


— O kurwa! — westchnęła Shannon Foraker.

Komandor Caslet omal nie powtórzył tego za nią, patrząc z otępieniem na tysiąc czterysta rakiet wystrzelonych właśnie przez nieprzyjacielskie „krążowniki liniowe”. Pancerniki Ludowej Marynarki odpowiedziały natychmiast, ale ledwie siedmiuset pociskami i to na dodatek rozproszonymi na dwadzieścia pięć celów. Rakiety zostały bowiem zaprogramowane tak, by obrały za cel wszystkie „krążowniki liniowe” obrońców. Ci zaś skupili ogień na dwunastu pancernikach i na dokładkę całkowicie zaskoczyli obsługę broni przeciwrakietowych.

Dla Casleta obserwującego to z tępą fascynacją jedynym pocieszeniem była świadomość, że nie tracili amunicji na byle lekki krążownik.


Honor przyglądała się ekranowi taktycznemu, śledząc przebieg walki. Pozwoliła Yu prowadzić atak, ale plan był jej i ani Yu, ani nikt inny nie miał czasu na zmiany czy improwizację, jeżeli coś zrobiła źle.

Jednostki obu flot zbliżały się burtami do siebie z prędkością łączną nieco mniejszą niż czterdzieści tysięcy kilometrów na sekundę, a wystrzeliwane przez nie rakiety mknęły z przyspieszeniem osiemdziesiąt pięć tysięcy g. Jeżeli to tempo zostanie utrzymane, to do momentu wzajemnego przeniknięcia pozostało dwieście dwadzieścia sześć sekund. Przeniknięcia, a nie minięcia, gdyż celowo tak obliczyła kurs, by doprowadzić swe okręty jak najbliżej jednostek przeciwnika. Dzięki temu działa energetyczne będą miały cele w zasięgu przez dwanaście sekund. Rakiety pokonywały dzielącą obie strony odległość w nieco więcej niż półtorej minuty, a w każdej salwie pełno było pocisków z głowicami radioelektronicznymi, by umożliwić pozostałym jak najskuteczniejsze przedarcie się przez obronę antyrakietową. Oznaczało to, że większość rakiet przetrwa ogień antyrakiet i znacznie istotniejsze będą boje, zagłuszacze i wabiki, czyli obrona pasywna ogłupiająca nadlatujące pociski. Bo nie było co liczyć na to, że ze wszystkimi, które się przedrą, poradzą sobie sprzężone działka laserowe.


Umysł Thurstona działał niczym precyzyjny chronometr, skutecznie panując nad paniką i szokiem. Przeciwnik skoncentrował ogień na środkowej części jego szyku — doskonale rozumiał, dlaczego tak właśnie postąpił: dowodzący obrońcami admirał Królewskiej Marynarki, bo wbrew jego wcześniejszemu osądowi to musiał być oficer RMN, znał standardową doktrynę Ludowej Marynarki wymagającą, by dowódca znajdował się w środkowej części szyku, gdyż zmniejszało to opóźnienia w łączności ze wszystkimi okrętami. Na dodatek centrum szyku dzięki zachodzącym na siebie polom ostrzału obrony antyrakietowej było najbezpieczniejsze. Ale nie przy ostrzale na taką skalę z tak małej odległości.

— Zmienić priorytet celów — polecił prawie spokojnie, mając świadomość, że jest to jego ostatni rozkaz. — Zignorować krążowniki liniowe, skoncentrować się na superdreadnaughtach!


Pierwsza Eskadra Liniowa i okręty jej osłony po pierwszej salwie przeszły na maksymalną szybkość ognia. Superdreadnoughty miały oryginalne wyrzutnie pozwalające strzelać co dwadzieścia sekund, lżejsze jednostki wyposażono w wyrzutnie model 7b, produkowane w Królestwie Manticore, a krążowniki liniowe w model 17. Obie mogły odpalać rakiety co siedemnaście sekund.

Mając dwieście dwadzieścia sześć sekund, superdreadnoughty były w stanie oddać jedenaście salw, pozostałe okręty trzynaście i to bez możliwości uaktualniania celów między kolejnymi salwami. Dlatego pierwsze wystrzelone zostały według tego samego, zakodowanego w komputerach planu ogniowego.


Pierwsza salwa obrońców okazała się przerażająco skuteczna. Była najmocniejsza i najbardziej skoncentrowana ze wszystkich, a oficerowie ogniowi skalkulowali dobór celów nader dokładnie i uaktualniali parametry w miarę zbliżania się do siebie obu flot. Pomimo krótkiego czasu dolotu obrona antyrakietowa Ludowej Marynarki zdołała zniszczyć prawie trzydzieści procent rakiet i ogłupić kolejne dziesięć procent, zbijając je z kursu. Wbrew rozkazowi kapitanowie porzucali szyk, ustawiając okręty ekranami do rakiet w rozpaczliwych, ostatnich próbach ratunku. Takie manewry doprowadziły do zbytniego zbliżenia się pancerników Theban Warior i Saracen, w wyniku czego ich ekrany zderzyły się ze sobą. Spowodowało to wybuch pierścienia napędu alfa u jednego i beta u drugiego i całkowitego zniszczenia po połowie z każdego okrętu. Pozostałe pancerniki zdołały jednakże przechwycić kolejne dwadzieścia dwa procent rakiet swymi ekranami.

Mimo ich wysiłków ponad trzydzieści osiem procent rakiet dotarło do dwunastu celów. Pięćset trzydzieści dwie impulsowe głowice laserowe o mocy, jaką mogą mieć jedynie rakiety wystrzelone z okrętów liniowych lub zasobników holowanych Royal Manticoran Navy, eksplodowały prawie równocześnie i tysiące wiązek laserowych uderzyło w osłony burtowe, a około dwadzieścia procent w nie osłonięte nimi rufy i dzioby.

Żaden pancerz nie był w stanie wytrzymać takiej lawiny ognia. Ani żadna osłona. Kadłuby zmieniały się w roztopioną masę, generatory osłon przeładowane eksplodowały jedne po drugich na wyścigi z węzłami napędu, a wszędzie pełno było szczątków i skrystalizowanej atmosfery z rozhermetyzowanych kadłubów. Stanowiska uzbrojenia wybuchały efektowniej, ale i tak przyćmiewały je mini-supernowe powstałe w wyniku wybuchów reaktorów.

Nikt nigdy nie zdołał zrekonstruować dokładnego przebiegu trafień, ale pięć sekund po eksplozji pierwszej głowicy jedenaście pancerników Ludowej Marynarki (w tym Conquistador) przestało istnieć, a dwunasty był rozbebeszonym wrakiem unoszącym się bezwładnie w przestrzeni. Pierwsza salwa pancerników, gdyby cele rzeczywiście były krążownikami liniowymi, byłaby nader skuteczna, bo obejmowała wszystkie, angażując tym samym całą obronę przeciwrakietową. W efekcie część rakiet musiała się przedrzeć, co oznaczało dużą szansę trafienia każdego z dwudziestu pięciu celów. Honor przewidziała to i dlatego krążowniki liniowe dostały rozkaz niezależnego manewrowania unikowego, tak jak i pozostałe okręty eskorty. Oznaczało to w praktyce, że każda eskadra czy flotylla mogła działać i bronić się jako niezależna całość, nie mając obowiązku ochrony w pierwszej kolejności okrętów liniowych. W połączeniu ze skuteczniejszymi zagłuszaczami i wabikami w poważnym stopniu zredukowało to zagrożenie stwarzane przez nieprzyjacielskie rakiety.

Dlatego „tylko” pięć z jej dziewiętnastu krążowników liniowych zostało zniszczonych wraz z załogami — piętnaście tysięcy ludzi zginęło od pierwszej salwy.

Z kamienną twarzą obserwowała kolejne kule ognia, w których ginęli ludzie i okręty, i to, że straty były tak niskie, nie miało dla niej znaczenia. A potem przez okręt przebiegło drżenie, gdy wiązki laserów jednej z rakiet przedarły się przez jego osłonę burtową. Pomost flagowy nie miał bezpośredniego połączenia z kontrolą uszkodzeń, toteż panowały na nim cisza i spokój — nie słychać było nawet wycia alarmów uszkodzeniowych, nie mówiąc o wyciu rannych, ale Honor słyszała takie odgłosy wielokrotnie i wiedziała, jak wyglądają rozprute przez nieprzyjacielski ogień przedziały. Teraz mogła tylko siedzieć i czekać na informacje o uszkodzeniach oraz obserwować dalszy przebieg bitwy.

Jak zwykle pierwsze wymienione przez obie strony salwy były najsilniejsze, natomiast w przypadku tego starcia spowodowały także największe zniszczenia. Zwykle ogień staje się skuteczniejszy z każda kolejną salwą, gdy oficerowie ogniowi i taktyczni uaktualniają parametry programów wojny radioelektronicznej, poznając środki ECM przeciwnika, i koncentrują się na łatwiejszych celach. Tym razem na takie poprawki nie było po prostu czasu — między odpaleniem pierwszej salwy a jej dotarciem do celu każda ze stron wystrzeliła cztery kolejne. A potem okręty Ludowej Marynarki straciły dodatkowe trzydzieści jeden sekund na zmianę celów. W tym czasie jedna trzecia rakiet wystrzelonych przez Pierwszą Eskadrę Liniową nie znalazła celów, bo te zostały już zniszczone, za to reszta przebiła się przez obronę antyrakietową, niszcząc kolejne pancerniki, a na innych siejąc śmierć i zniszczenie.

A potem nadleciała kolejna salwa wystrzelona przez napastników już po zmianie priorytetu — pancerniki skoncentrowały ogień na superdreadnaughtach, ignorując krążowniki liniowe i ciężkie. Rakiet było zbyt dużo, by mogła sobie z nimi poradzić obrona antyrakietową sześciu superdreadnaughtów nawet centralnie sterowana jako jedna całość. Terrible zatrząsł się od kolejnych trafień, które zniszczyły trzy węzły beta i czwartą część lewoburtowych wyrzutni. To ostatnie było dziełem zaledwie dwóch promieni laserowych z tej samej głowicy, ale wyrzutnie były rozmieszczone zbyt blisko siebie. Równoczesne trafienie w zestaw anten sensorów grawitacyjnych na śródokręciu i graser numer 9 spowodowały takie przepięcie systemu, że nawet potężne bezpieczniki awaryjne nie poradziły sobie i reaktor fuzyjny numer 2 ukryty wewnątrz pancernego kadłuba musiał zostać awaryjnie wyłączony. Udało się tego dokonać dosłownie w ostatnim momencie. Poziom energii zafalował i wyrównał się, gdy obciążenia przejęły pozostałe reaktory, i okręt nie wypadł z szyku, cały czas kontynuując ostrzał i zmniejszając dzielącą go od przeciwnika odległość.

Glorious miał mniej szczęścia. Razem z Manticores Gift znajdował się w centrum formacji, a tam właśnie przeciwnik skoncentrował najsilniejszy ogień, zakładając, że tak jak w Ludowej Marynarce, okręt flagowy zajmuje centralną pozycję. Nie wiadomo było, ile laserów w niego trafiło w odstępie paru sekund, ale w jednym momencie superdreadnaught mający osiem i pół miliona ton leciał spokojnie w szyku, a w następnym zamiast okrętu Marynarki Graysona Glorious pojawiła się oślepiająca kula ognia. Gdy się rozwiała, po okręcie i po sześciu tysiącach członków załogi nie pozostał ślad.

Honor zacisnęła dłonie na poręczach fotela, aż jej palce zbielały, spoglądając na to szalejące przez prawie cztery minuty piekło, którym kierowały komputery zgodnie z wcześniej ustalonym programem. Od ponad siedemdziesięciu lat standardowych spotkania flot jak galaktyka długa i szeroka cechował formalizm i okręty liniowe nie brały udziału w rzezi na tak małą odległość. Przegrywający wiedział, kiedy należy zaprzestać walki i rozpocząć odwrót, a żaden z admirałów nie obierał kursu, który nie pozwoliłby mu na wykonanie podobnego manewru. W tym przypadku było inaczej: Thurston był przekonany, że nie napotka okrętów liniowych, a Honor nie miała innego wyboru. I teraz, po wystrzeleniu ostatniej salwy jej pięć superdreadnaughtów znalazło się w zasięgu broni energetycznej przeciwnika.

Z pojedynku rakietowego ocalało tylko siedem pancerników, w tym tylko jeden nie uszkodzony, a ich załogi zdawały sobie doskonale sprawę, że pojedynku artyleryjskiego z superdreadnaughtami nie przeżyją. Nie istniał jednak żaden sposób, by zdołały go uniknąć. Ich szyk przestał istnieć, dowódca był martwy, a każdy okręt manewrował i walczył samodzielnie, desperacko kręcąc się w unikach i próbując ustawiać ekranem do największego zagrożenia. Z myślą o takiej właśnie sytuacji Honor ustawiła swe okręty w ścianę w pionie, nie w poziomie. Zapewniało to bowiem przynajmniej jednemu superdreadnaughtowi możliwość trafienia w osłonę burtową, nie w ekran każdego pancernika, obojętne jak by się on nie ustawił i jakiego rozpaczliwego manewru by nie próbował. Na rozdział celów z okrętu flagowego nie było już czasu, z czego także wcześniej zdała sobie sprawę i dlatego komputer taktyczny każdego superdreadnoughta otrzymał kryteria doboru celów i od nich zależał wybór konkretnych okrętów do ostrzelania.

Pięć okrętów liniowych Marynarki Graysona odpaliło burtowe salwy działowe prawie równocześnie, co przypominało materializację gniewu bożego. Przy odległości rzędu trzech tysięcy kilometrów pancerniki nie miały cienia szansy i pięć z nich oraz dwa krążowniki liniowe przestały istnieć, rozerwane na strzępy. Szósty stracił napęd i połowę kadłuba, licząc od rufy. Kapsuły ratunkowe, kutry, pinasy i inne małe jednostki rozprysnęły się po paru sekundach we wszystkie strony od podziurawionego wraku, w którym zdesperowane grupy awaryjne walczyły z materią, by uwolnić jak najwięcej ludzi z odciętych pomieszczeń, póki jeszcze był na to czas.

Siódmy i ostatni pancernik Grupy Wydzielonej 14.1 Vindicator jakimś cudem przedarł się przez szyk Marynarki Graysona nie uszkodzony i zaczął się oddalać z maksymalną prędkością czterdziestu tysięcy kilometrów na sekundę Poleciało za nim kilka rakiet, ale z niewielkimi szansami trafienia.

Pierwsza Eskadra Liniowa także nie wyszła ze starcia nietknięta. Manticores Gift wypadł z szyku: jego dziobowy pierścień napędu i osłony obu burt od grodzi osiemdziesiątej piątej przestały istnieć. A na pomost flagowy zaczęły spływać informacje o stratach i uszkodzeniach. Honor słuchała ich ze ściśniętym sercem. Jeden superdreadnaught i sześć krążowników liniowych (łącznie ponad trzynaście milionów ton) zostało zniszczonych. Manticores Gift był poważnie uszkodzony, podobnie jak okręt flagowy Waltera Brentwortha Magnificent, choć zachował on większość napędu w odróżnieniu od poprzednika, na którym zginął także admirał Trailman, gdyż pomost flagowy został bezpośrednio trafiony. Magnificent stracił natomiast wszystkie anteny i całą sekcję łączności. Furious stracił prawie połowę uzbrojenia, tak że jedynie Terrible i Courageous pod dowództwem Yanakova zachowały zdolność bojową, co nie znaczyło, że nie odniosły uszkodzeń — każdy wymagał miesięcy napraw, by odzyskać pełną zdolność bojową.

W niczym nie zmieniało to faktu, iż zgodnie z oficjalnymi statystykami pięć z sześciu okrętów liniowych, którymi dowodziła, przetrwało pierwszą bitwę. Stanowiło to dobrej, solidnej budowy i dobrych projektów, a nie umiejętności tej, która dowodziła nimi w trakcie tej rzezi, tracąc dwadzieścia tysięcy ludzi. Niewielką pociechę stanowił dla niej fakt, że Ludowa Marynarka straciła ponad sto milionów ton, a o stratach w ludziach wolała nawet nie myśleć. W mniej niż pięć minut — tyle bowiem trwała wymiana ognia — zniszczyła więcej okrętów niż miała niejedna flota systemowa. Resztki grupy Alfa uciekały z maksymalną prędkością, a grupa Zulu zmierzała do granicy wejścia w nadprzestrzeń. Obie nie były więc groźne, bo powinny kontynuować ucieczkę aż do całkowitego opuszczenia systemu. W ten sposób czwarta bitwa o Yeltsin, bo tak na pewno nazwą ją historycy, przejdzie do annałów jako „wielkie i słynne zwycięstwo”, mówiąc słowami jakiegoś poety, którego dawno temu czytała… dlaczego więc czuła się jak masowy morderca, a nie jak zwycięska bohaterka?

Poczuła niezadowolenie Nimitza, który całą bitwę spędził na oparciu fotela, a uczucia wywołane i wzmocnione przez adrenalinę oraz ulga po zakończeniu walki emanująca z załogi na kilka minut przytłumiły łączącą ich więź. Teraz, choć emocje te jeszcze pobrzmiewały w tle, wyraźnie wyczuła jego energiczny sprzeciw wobec jej samopotępienia. Ta część jej umysłu, która jeszcze była zdolna do myślenia, przyznawała mu rację. Wiedziała, że z czasem będzie pamiętać odwagę załóg, doskonałe zgranie eskadr i wspaniałe dowodzenie poszczególnych kapitanów. Przyjdzie nawet taki czas, że będzie ten krwawy dzień wspominała z dumą… i ta świadomość, niezależnie od tego, jak bardzo jej ludzie zasłużyli na to, by o nich z dumą pamiętać, napawała ją niesmakiem do samej siebie.

Jeszcze raz przymknęła oczy i odetchnęła głęboko. Kiedy je otworzyła, zobaczyła, że spogląda na nią prawie cały jej sztab. Na twarzach jego członków widać było zmęczenie i napięcie. Wiedziała, że są podobnie jak ona zaskoczeni i przestraszeni tym, czego właśnie dokonali, więc zmusiła się do uśmiechu. I do wyglądania na jak zwykle pewną siebie i zdecydowaną.

Otworzyła usta, ale nie zdążyła się odezwać, bo ktoś był szybszy.

— Milady — odezwał się stłumionym głosem komandor Frederick Bagwell. — Grupa Zulu zmniejszyła przyspieszenie do zera… już nie ucieka ku granicy nadprzestrzeni.

Загрузка...