Rozdział 26

Przed domem Coldrenów stały cztery wozy policyjne. Myron podszedł do drzwi i zapukał. Otworzyła mu nieznajoma Murzynka około pięćdziesiątki, w dobrze skrojonym kostiumie.

Obrzuciła spojrzeniem jego baseballówkę.

– Ładna czapka – powiedziała bez śladu ironii. – Proszę wejść.

Jej kawowa cera była chropawa i podniszczona, a senny wyraz twarzy i półprzymknięte oczy sprawiały, że wyglądała na wiecznie znudzoną.

– Victoria Wilson – przedstawiła się.

– Myron Bolitar.

– Wiem.

Głos też miała znudzony.

– W domu jest ktoś jeszcze?

– Tylko Linda.

– Mogę się z nią zobaczyć?

Victoria Wilson wolno skinęła głową. Prawie się spodziewał, że stłumi ziewnięcie.

– Przedtem porozmawiajmy – zaproponowała.

– Pani jest z policji? – spytał.

– Przeciwnie. Jestem adwokatką pani Coldren.

– Co za tempo.

– Powiem wprost – odparła zrezygnowanym tonem kelnerki, recytującej klientowi dania dnia pod koniec podwójnej zmiany. – Policja sądzi, że pani Coldren zabiła męża. Podejrzewają, że i pan maczał w tym palce.

– Żartuje pani.

– Wyglądam na kawalarkę, panie Bolitar? – spytała z tą samą senną miną.

Pytanie było retoryczne.

– Linda nie ma dobrego alibi na zeszłą noc – dodała wypranym z emocji tonem. – A pan?

– Nie bardzo.

– Wobec tego przekażę panu, co wie policja. – Victoria Wilson podniosła obojętną rzeczowość do poziomu sztuki. – Po pierwsze – w uniesienie palca włożyła ogromny wysiłek – mają świadka, dozorcę, który widział, jak Jack Coldren wchodzi na teren klubu około pierwszej w nocy. Ten sam świadek widział, jak pół godziny później wchodzi tam Linda Coldren. Według niego wkrótce potem Linda opuściła Merion. Jacka już nie zobaczył.

– To nie znaczy…

– Po drugie – uciszyła Myrona Victoria, unosząc drugi palec – policji doniesiono, że około drugiej w nocy pański samochód stał na Golf House Road. Zechcą usłyszeć, dlaczego parkował pan w tak dziwnym miejscu o tak dziwnej porze.

– Skąd pani to wszystko wie?

– Mam odpowiednie koneksje – odparła ze znudzoną miną. – Mogę kontynuować?

– Proszę.

– Po trzecie – uniosła następny palec – Jack Coldren odwiedzał adwokata od rozwodów. Ściślej, zamierzał złożyć pozew.

– Linda wiedziała o tym?

– Nie. Ale jeden z jego zarzutów dotyczył jej niedawnej zdrady.

Myron przyłożył dłonie do piersi.

– Niech pani na mnie nie patrzy – powiedział.

– Panie Bolitar.

– Słucham?

– Ja tylko stwierdzam fakty. Byłabym wdzięczna, gdyby pan mi nie przerywał. Po czwarte – uniosła najmniejszy palec – w sobotę na turnieju golfa w Merion kilku świadków oceniło, że jest pan w nader dobrej komitywie z panią Coldren.

Zaczekał, lecz Victoria Wilson opuściła rękę i nie pokazała kciuka.

– To wszystko? – spytał.

– To wszystko, co musimy teraz omówić.

– Lindę poznałem w piątek.

– Ma pan na to dowód?

– Poświadczy to Bucky. Przedstawił nas sobie. Victoria głęboko westchnęła.

– Ojciec Lindy. Co za idealny, bezstronny świadek.

– Mieszkam w Nowym Jorku.

– Niecałe dwie godziny pociągiem od Filadelfii. Proszę dalej.

– Mam dziewczynę. Mieszkam z nią. To Jessica Culver.

– A to ci wyznanie. Mężczyźni przecież nigdy nie zdradzają kobiet.

Pokręcił głową.

– Sugeruje pani…

– Niczego nie sugeruję – weszła mu w słowo monotonnym głosem. – Przekazuję tylko, co sądzi policja. A sądzi, że Linda zabiła Jacka. Dom jest otoczony przez tylu policjantów, bo chcą mieć pewność, że nie usuniemy stąd niczego przed wydaniem nakazu rewizji. Dali jasno do zrozumienia, że w tej sprawie nie będzie żadnych Kardashianów.

Kardashian. Nazwisko ze sprawy OJ. Simpsona. Człowiek, który na zawsze odmienił leksykon prawa.

– Ale… – Myron urwał. – Przecież to niedorzeczne. Gdzie jest Linda?

– Na górze. Powiedziałam policji, że w tej chwili jest zbyt przygnębiona, żeby z nimi rozmawiać.

– Pani nic nie rozumie. Jak w ogóle można ją podejrzewać? Sama pani zobaczy, gdy wszystko pani opowie.

Victoria Wilson o mały włos nie ziewnęła.

– Wszystko mi powiedziała – odparła.

– Nawet o…

– Porwaniu – dokończyła za niego.

– Czy to oczyszcza ją poniekąd z podejrzeń?

– Nie.

Myron zmieszał się.

– Policja wie o porwaniu Chada? – spytał.

– Skądże. Na razie o tym milczymy. Skrzywił się.

– Ale przecież jeżeli się dowiedzą, że Linda nie ma nic wspólnego z morderstwem, skupią się na nim.

Victoria Wilson odwróciła się.

– Wejdźmy na górę – zaproponowała.

– Pani się z tym nie zgadza?

Nie raczyła odpowiedzieć. Zaczęli wchodzić po schodach.

– Jest pan prawnikiem.

– Nie praktykuję w zawodzie – odparł, choć jej słowa nie zabrzmiały jak pytanie.

– Ale przyjęto pana do palestry.

– W Nowym Jorku.

– To dobrze. Chcę, żeby pan był drugim adwokatem w tej sprawie. Zaraz załatwię panu pozwolenie.

– Nie zajmuję się prawem karnym.

– To bez znaczenia. Będzie pan adwokatem posiłkowym pani Coldren.

Myron skinął głową.

– W związku z czym nie będę mógł zeznawać. Bo wszystko, co usłyszę, staje się poufne.

– Jest pan inteligentny – skomplementowała go znudzonym tonem, zatrzymała się przy drzwiach i oparła o ścianę. – Niech pan wejdzie. Zaczekam tutaj.

Zapukał. Linda Coldren zaprosiła go do środka. Otworzył drzwi. Stała przy oknie w głębi, patrząc na podwórze.

– Lindo?

Nie odwróciła się.

– Mam zły tydzień, Myron.

Zaśmiała się niewesoło.

– Dobrze się czujesz?

– Ja? Nigdy nie czułam się lepiej. Dzięki, że pytasz.

Podszedł do niej, nie wiedząc, od czego zacząć.

– Czy porywacze zadzwonili w sprawie okupu? – spytał.

– Wczoraj wieczorem. Rozmawiał z nimi Jack.

– Co powiedzieli?

– Nie wiem. Wypadł z domu zaraz po ich telefonie. Nic nie powiedział.

Myron spróbował wyobrazić sobie tę scenę. Dzwoni telefon. Jack odbiera go i wybiega z domu bez słowa. Brakło w tym logiki.

– Odezwali się znowu?

– Jeszcze nie.

Nie patrzyła na niego, ale skinął głową.

– Co zrobiłaś?

– Co zrobiłaś? – powtórzyła

– W nocy. Po tym, jak Jack wypadł z domu.

Linda Coldren splotła ręce na piersi.

– Odczekałam kilka minut, aż ochłonie. Ponieważ nie wracał, poszłam go szukać.

– Do Merion.

– Tak. Lubił się tam przechadzać. Rozmyślać w samotności.

– Widziałaś go tam?

– Nie. Rozejrzałam się. Po jakimś czasie wróciłam. I wpadłam na ciebie.

– Jack nie wrócił.

Stojąc plecami do niego, pokręciła przecząco głową.

– Co cię tu sprowadziło, Myron? – spytała. – Trup w tym kamienistym dole?

– Chęć pomocy.

Obróciła się w jego stronę. Mimo czerwonych oczu i ściągniętej twarzy, była niewiarygodnie piękna.

– Muszę się przed kimś wywnętrzyć. – Wzruszyła ramionami, spróbowała się uśmiechnąć. – A ty jesteś pod ręką.

Myron zapragnął podejść bliżej, lecz się powstrzymał.

– Byłaś całą noc na nogach? – spytał. Skinęła głową.

– Stałam tu, czekając na powrót Jacka. Gdy do drzwi zapukała policja, pomyślałam, że chodzi o Chada. Pewnie zabrzmi to strasznie, ale kiedy powiedzieli o Jacku, niemal mi ulżyło.

Zadzwonił telefon.

Obróciła się z prędkością zdolną stworzyć tunel aerodynamiczny. Wymienili spojrzenia.

– Pewnie media – wysunął domysł. Pokręciła głową.

– Na ten numer nie zadzwonią.

Nacisnęła guzik zapalający diodę i podniosła słuchawkę.

– Halo.

Kiedy usłyszała głos, zachłysnęła się powietrzem i zdusiła okrzyk. Jej dłoń pofrunęła do ust. Z oczu puściły się łzy. Do sypialni przez raptownie otwarte drzwi wpadła, niczym niedźwiedzica wyrwana z mocnej drzemki, Victoria Wilson.

Linda spojrzała na nich.

– To Chad – powiedziała. – Uwolnili go.

Загрузка...