Drzwi otworzyła Victoria.
– W sypialni – powiedziała. – Proszę za mną.
– Jak się czuje?
– Dużo spała. Ale aż tak bardzo nie cierpi. Czuwa nad nią pielęgniarka, a w pogotowiu jest kroplówka z morfiny.
Wystrój wnętrza okazał się skromniejszy, nie tak bogaty, jak się Myron spodziewał. Meble i poduszki w jednolitym kolorze. Białe ściany bez nadmiaru ozdób. Sosnowe szafki z wytworami rękodzieła przywiezionymi z wakacji w Azji i Afryce. Od Victorii wiedział, że Cissy Lockwood uwielbiała podróże.
Zatrzymali się w drzwiach. Myron zajrzał do środka. Matka Wina leżała w łóżku. Znać było po niej wyczerpanie. Nie była w stanie unieść głowy spoczywającej ciężko na poduszce. Do ręki miała podłączoną kroplówkę. Na jego widok zdobyła się na łagodny uśmiech. Też uśmiechnął się w odpowiedzi. Kątem oka zobaczył, że Victoria daje znak pielęgniarce. Pielęgniarka wstała, wyminęła go. Wszedł do środka, drzwi się zamknęły.
Zbliżył się do łóżka. Cissy oddychała z trudem, płytko, jakby powoli się dusiła. Nie wiedział, od czego zacząć. Widział już umierających, ale ich śmierć – odmienna od tej – była gwałtowna i szybka, gaśli od jednego, potężnego podmuchu. Patrzył na umierającą. Życie wyciekało z niej kroplami jak z tego woreczka z kroplówką, światło w oczach przygasało niepostrzeżenie, a ścięgna i organy chrzęściły, zżerane przez bezwzględną, obłąkaną, agresywną bestię, która nią zawładnęła. Cissy położyła dłoń na jego dłoni. Uścisk miała zaskakująco mocny. Nie była wychudzona ani blada. Mięśnie wciąż pracowały, a letnia opalenizna zbladła tylko trochę.
– Już wiesz – powiedziała. Skinął głową. Uśmiechnęła się.
– Skąd?
– Na podstawie różnych drobiazgów. Niechęci Victorii do mojego grzebania w przeszłości. Dawnych grzeszków Jacka. Pani uwadze, rzuconej niby od niechcenia, że tamtego dnia Win miał grać w golfa z Jackiem. Przede wszystkim jednak od pani syna. Gdy usłyszał o naszej rozmowie, odparł, że teraz już wiem, dlaczego nie chce mieć nic wspólnego z matką i Jackiem. Dlaczego z panią, mogłem zrozumieć. Ale z Jackiem?
Jej pierś lekko zafalowała. Zamknęła na chwilę oczy.
– Jack zrujnował mi życie – zaczęła. – Dobrze wiem, że był tylko psotnym nastolatkiem. Gorąco mnie przeprosił. Przysiągł, że nie wiedział, iż mój mąż jest w rezydencji. Był pewien, że usłyszę nadchodzącego Wina i ukryję się. „To był żart” – powiedział. Zwykły żart. Nie zmniejsza to jego winy. Przez niego straciłam syna. Musiał ponieść konsekwencje.
Myron skinął głową.
– Zapłaciła pani Lloydowi Rennartowi, żeby przeszkodził Jackowi wygrać tamten turniej.
– Tak. To i tak zbyt mała kara za rozbicie naszej rodziny, ale nic więcej nie mogłam zrobić.
Otworzyły się drzwi i do pokoju wszedł Win. Myron poczuł, że Cissy Lockwood puszcza jego dłoń. Załkała. Nie zawahał się ani chwili. Odwrócił się bez słowa i wyszedł.
Umarła trzy dni później. Win siedział przy niej do końca. Dopiero gdy wydała ostatnie słabe tchnienie, gdy jej piersi przestały wreszcie wznosić się i opadać, a twarz zastygła w maskę – ostateczną, bezkrwistą maskę śmierci – wyszedł na korytarz.
Win spojrzał na czekającego tam Myrona. Twarz miał spokojną i beztroską.
– Nie chciałem, żeby umarła samotnie – powiedział. Myron próbował opanować drżenie.
– Przejdę się.
– Mogę coś dla ciebie zrobić, Win?
Win zatrzymał się.
– Prawdę mówiąc, tak.
– Powiedz co.
Tego dnia zaliczyli w Merion trzydzieści sześć dołków. Tyle samo następnego. A trzeciego dnia Myron zaczął wreszcie załapywać, o co chodzi w tej śmiesznej grze.