33

Do dziesiątej wieczorem Dolarhyde osiągnął stan niemal zupełnego wyczerpania: podnosił ciężary, oglądał swoje filmy i próbował zyskać uspokojenie. Wciąż jednak był niespokojny.

Ilekroć zaczynał myśleć o Rebie McClane, podniecenie kołatało w jego piersi niczym jakiś zimny medalion. Powinien wybić ją sobie z głowy.

Wyciągnięty na leżance, spocony i zaczerwieniony od ćwiczeń, oglądał dziennik telewizyjny, by przekonać się, jak też policja radzi sobie ze sprawą Freddy'ego Loundsa.

Na pogrzebie był Will Graham. Stał obok trumny na tle zawodzącego chóru. Był szczupły. Łatwo byłoby mu złamać kręgosłup. To lepsze niż zabicie go. Złamać mu kręgosłup i jeszcze przekręcić w bok, tak dla pewności. Na następne śledztwo mogliby go przywieźć w wózku.

Nie ma pośpiechu. Niech Graham zasmakuje strachu.

Dolarhyde'a przepełniało teraz spokojne poczucie własnej mocy.

Policja miejska Chicago narobiła szumu na konferencji prasowej. Ale cała ta wrzawa i pokrzykiwanie o tym, jak to ciężko pracują, zdradzały jedno: w sprawie Freddy'ego brak postępów. Jack Crawford był w grupie siedzącej za mikrofonami. Dolarhyde rozpoznał go dzięki zdjęciu w „Tattlerze".

Rzecznik prasowy „Tattlera", otoczony przez goryli, oświadczył: „Ten zwyrodniały, bezsensowny czyn sprawi, że głos „Tattlera” będzie odtąd rozbrzmiewał znacznie głośniej".

Dolarhyde parsknął śmiechem. Może i tak. Ale na razie sprawił tylko, że Freddy zamknął się na dobre.

Spikerzy telewizyjni nazywali go teraz „Smokiem". A jego wyczyny określali mianem „bestialstw, jak to niegdyś mawiała policja «Szczerbatej Lali»".

Znaczny postęp.

Zostały już tylko wiadomości lokalne. Jakiś gbur z końską szczęką relacjonował coś z zoo. Jak nic wysyłają go gdziekolwiek, byle dalej od studia.

Dolarhyde sięgał już po pilota, gdy nagle ujrzał na ekranie człowieka, z którym rozmawiał przez telefon kilka godzin wcześniej: dyrektora zoo, doktora Franka Warfielda, który tak się ucieszył z zaproponowanego mu filmu.

Doktor Warfield i dentysta zajmowali się tygrysem, który złamał ząb. Dolarhyde też chciał zobaczyć tygrysa, ale zasłaniał go reporter. Wreszcie dziennikarzyna usunął się.

Rozparty na leżance, patrząc na ekran wzdłuż swego potężnego torsu, Dolarhyde ujrzał w końcu wielką bestię, uśpioną i rozciągniętą na stole zabiegowym.

Dziś usuwali tylko ząb; za kilka dni założą mu koronę – relacjonował osioł.

Dolarhyde przyglądał się, jak dentysta spokojnie manipuluje pomiędzy szczękami straszliwego, pręgowanego łba.

Czy mogę dotknąć twojej twarzy? – spytała panna Reba McClane.

Chciał coś powiedzieć Rebie. Chciał, żeby miała choć słabe przeczucie tego, co niemal zrobiła. Chciał, żeby przez mgnienie oka była świadkiem jego chwały. Ale nie mogła dostąpić tego, a jednocześnie pozostać przy życiu. A ona musi żyć – widziano go w jej towarzystwie, no i mieszkała zbyt blisko.

Próbował dzielić się swymi wrażeniami z Lecterem, a on go zdradził.

Chciałby się jednak z kimś podzielić. Chciałby podzielić się choć trochę z Rebą, w taki sposób, żeby mogła przeżyć.

Загрузка...