31

Była prawie trzecia, zanim dotarłam do swego mieszkania. Bolały mnie wszystkie sińce. Moje kolana, stopy i dolną część pleców przeszywał palący ból od szpilek, które nosiłam. Miałam ochotę na długi, gorący prysznic i sen. Może gdyby dopisało mi szczęście, udałoby mi się przespać pełne osiem godzin. Oczywiście nie postawiłabym na to złamanego grosza.

W jednym ręku miałam klucze, w drugim pistolet. Broń trzymałam przy boku, na wypadek gdyby któryś z sąsiadów niespodziewanie otworzył drzwi. Bez obawy, moi drodzy, to tylko ja, wasza mała animatorka z sąsiedztwa. Jasne.

Po raz pierwszy od długiego czasu drzwi były takie, jakimi je pozostawiłam, czyli zamknięte. Dzięki Ci, Boże, nie byłam w nastroju od świtu bawić się w policjantów i złodziei.

Tuż za progiem zrzuciłam buty i poczłapałam do sypialni. Na automatycznej sekretarce paliła się lampka, miałam wiadomość. Odłożyłam pistolet na łóżko, wcisnęłam klawisz odtwarzania i zaczęłam się rozbierać.

– Cześć, Anito, tu Ronnie. Mam na jutro umówione spotkanie z facetem z LPW. W moim gabinecie, o jedenastej. Jeśli pora ci nie odpowiada, zostaw wiadomość na mojej sekretarce, a ja do ciebie oddzwonię. Uważaj na siebie.

Kuknięcie, szum i z głośnika popłynął głos Edwarda.

– Zegar tyka, Anito. – Klik.

Cholera.

– Lubisz te swoje małe gierki, prawda, sukinsynu?

Miałam coraz gorszy humor i nie wiedziałam, co mam zrobić z Edwardem. Podobnie jak z Nikolaos, Zacharym, Valentinem czy Aubreyem. Wiedziałam, że chcę wziąć prysznic. Mogłam od tego zacząć. Może gdy będę zeskrobywać z ciała zaschniętą koźlą krew, coś mi przyjdzie do głowy. Coś błyskotliwego.

Zamknęłam drzwi do łazienki na klucz i położyłam pistolet na klapie sedesu. Zaczynałam popadać w lekką paranoję. A może powinnam raczej powiedzieć, że stawałam się realistką?

Odkręciłam wodę, aż pomieszczenie zaczęło wypełniać się parą, po czym weszłam do kabiny. Nie byłam bliższa rozwikłania zagadki zabójstw wampirów niż dwadzieścia cztery godziny temu.

Poza tym nawet gdybym rozwiązała tę sprawę i tak pozostawało jeszcze parę palących problemów. Aubrey i Valentine zamierzali mnie zabić, gdy tylko Nikolaos przestanie mnie ochraniać.

Pięknie. W sumie Nikolaos także mogła snuć w związku z moją osobą niecne plany. Zalazłam jej przecież za skórę. Zachary zabijał ludzi, aby nasycić swój amulet voo-doo. Słyszałam o amuletach wymagających ludzkich ofiar. O amuletach, które nie potrafiły jedynie uczynić cię nieśmiertelnym. Dawały jednak bardzo wiele: bogactwo, władzę, seks, to wszystko o czym ludzie marzą od zarania dziejów. Potrzebowały bardzo szczególnej krwi: dzieci, dziewic, nastoletnich chłopców lub małych, starych kobiet z niebieskimi włosami i jedną drewnianą nogą. W porządku, może nie aż tak szczególnej, ale musiał być w tym wszystkim jakiś wzorzec. Szereg zaginięć, w przypadku których ofiary miały jakieś cechy wspólne. Jeśli Zachary tak po prostu porzucał ciała, by zostały odnalezione, dziennikarze na pewno zajęli się już tą sprawą. Taką w każdym razie miałam nadzieję.

Należało go powstrzymać. Gdybym się dziś nie wmieszała, tak by się właśnie stało. Żaden dobry uczynek nie uchodzi bezkarnie.

Oparłam dłonie o wyłożoną kafelkami ścianę łazienki, pozwalając, by gorące strugi wody spływały po moich plecach. W porządku, musiałam zabić Valentine’a, zanim on załatwi mnie. Miałam wydany na niego wyrok śmierci. Nigdy go nie cofnięto. Tyle tylko, że musiałam go najpierw znaleźć.

Aubrey był niebezpieczny, ale przynajmniej na razie miałam go z głowy, dopóki Nikolaos nie wypuści go z trumny-pułapki.

Mogłam po prostu donieść na Zachary’ego na policję. Dolph wysłuchałby mnie, sęk w tym, że nie miałam przeciw niemu ani jednego dowodu. Poza tym nie znałam się na magii. Skoro ja sama nie miałam pojęcia, kim i czym był Zachary, jak miałabym wyjaśnić to policji?

Nikolaos. Czy pozwoli mi żyć, gdy rozwiążę tę sprawę? A może nie? Nie wiedziałam.

Jutro wieczorem Edward zapowiedział się u mnie z wizytą. Albo dam mu Nikolaos, albo gorzko tego pożałuję. Znając Edwarda, nie potraktowałby mnie ulgowo. Może mogłabym mimo wszystko jakoś się z nim dogadać. Sypnąć Nikolaos. Powiedzieć mu to, co chciał wiedzieć. Tyle tylko, że gdyby nie udało mu się jej zabić, Nikolaos przyszłaby po mnie, aby odpłacić mi za zdradę.

Jedyne, czego pragnęłam uniknąć, niemal najbardziej na świecie, to Nikolaos, która przyjdzie po mnie.

Wytarłam się ręcznikiem, przeczesałam szczotką włosy i postanowiłam coś przekąsić. Przez chwilę próbowałam wmówić sobie, że jestem zbyt zmęczona, aby jeść. Żołądek mi nie uwierzył.

Była prawie czwarta, zanim położyłam się do łóżka. Krzyżyk wciąż miałam na szyi. Pistolet spoczywał wsunięty do kabury za wezgłowiem łóżka. Czułam się w miarę bezpieczna. Dla świętego spokoju wsunęłam jeszcze nóż pomiędzy skrzynię łóżka a materac. Co prawda i tak, gdyby do czegoś doszło, nie zdążyłabym po niego sięgnąć, ale…

No wiecie…

Znów śniłam o Jean-Claudzie. Siedział przy stole i zajadał jeżyny.

– Wampiry nie jedzą pokarmów stałych – powiedziałam.

– No właśnie. – Uśmiechnął się i przesunął miskę z owocami w moją stronę.

– Nie cierpię jeżyn – warknęłam.

– A ja zawsze je uwielbiałem. Nie jadłem ich od wieków.

Na jego twarzy pojawił się wyraz smutku i tęsknoty.

Podniosłam miskę. Była chłodna, prawie zimna. Jeżyny pływały we krwi. Miska wypadła mi z rąk, spadała powoli, rozbryzgując krew po całym stole, posoki było więcej, aniżeli mogłoby się w niej zmieścić. Krew rozlała się po blacie, zaczęła ściekać na podłogę.

Jean-Claude spojrzał na mnie ponad okrwawionym stołem. Jego słowa napłynęły do mnie jak ciepły wiatr.

– Nikolaos zabije nas oboje. Musimy uderzyć pierwsi, ma petite.

– Co ma znaczyć to „my”? Jaki kit próbujesz mi wcisnąć tym razem?

Podłożył ułożone w miseczkę blade dłonie pod krwawy strumień i nabrawszy odrobinę, podsunął je w moją stronę. Krew wypływała spomiędzy jego palców.

– Pij. To uczyni cię silną.

Obudziłam się, wpatrując się w ciemność.

– Niech cię diabli, Jean-Claude – wyszeptałam. – Co ty ze mną zrobiłeś?

Pusty, ciemny pokój nie raczył odpowiedzieć. I dzięki Bogu. Budzik pokazywał szóstą trzy. Odwróciłam się na drugi bok i okutałam w koc. Szum klimatyzacji nie był w stanie zagłuszyć odgłosu wody puszczonej przez któregoś z moich sąsiadów. Włączyłam radio. Ciemny pokój wypełniły dźwięki koncertu fortepianowego e-moll Mozarta. Muzyka była zbyt skoczna, aby przy niej spać, ale potrzebowałam hałasu. I to hałasu, który ja wybiorę.

Nie wiem, czy sprawił to Mozart, czy byłam po prostu zbyt zmęczona, tak czy owak ponownie zasnęłam. Jeżeli coś mi się przyśniło, to nic z tego nie zapamiętałam.

Загрузка...