Jak Sieńka rozczarował się do ludzi

Erast Pietrowicz powoli wyszedł na środek saloniku i uchylił nakrycia głowy (dzisiaj był w kraciastej sportowej czapce z podniesionymi klapkami na uszy).

– Proszę się nie obawiać, moja droga. Nie zrobię pani nic złego.

Śmierć nie odwróciła się; widziała nieproszonego gościa w lustrze. Pokręciła głową i przesunęła ręką po lustrzanej tafli. Potem dopiero obejrzała się przez ramię. Na jej twarzy malowało się zdziwienie.

Przybysz ukłonił się lekko.

– Nie, nie jestem zjawą ani halucynacją.

– No to idź do diabła! – rzuciła Śmierć i znowu odwróciła się do lustra. – Widzicie go, jaki bezczelny! Wystarczy, że powiem słowo, a rozszarpią cię na kawałki, kimkolwiek jesteś.

Erast Pietrowicz podszedł bliżej.

– Widzę, że ani trochę się pani nie przestraszyła. Naprawdę niezwykła z pani kobieta.

– Ach, więc dlatego drzwi skrzypnęły – powiedziała jakby sama do siebie. – A ja myślałam, że to przeciąg. Kim jesteś? Skąd się tu wziąłeś? Wyskoczyłeś z rury kanalizacyjnej, czy co?

Pan Nameless odparł na to surowo:

– Dla pani, mademoiselle, jestem wysłannikiem losu. A los wyskakuje, skąd chce, niekiedy z bardzo dziwnych miejsc.

Wtedy dopiero odwróciła się do niego całym ciałem. I popatrzyła już nie z niechęcią, lecz – jak się Sieńce wydawało – nawet z pewną nadzieją. Powtórzyła jego słowa:

– Wysłannikiem losu?

– A co, nie wyglądam?

Postąpiła parę kroków w jego stronę, uniosła głowę i spojrzała mu w twarz.

– Nie wiem… Może i tak.

Sieńka chrząknął niezadowolony. Fatalnie się ustawili – wysoki Nameless zupełnie zasłaniał Śmierć, a w dodatku sam stał tyłem.

– Doskonale – powiedział Erast Pietrowicz. – A zatem będę się wysławiał w podniosłym stylu, jak przystoi wysłannikowi losu. Moja droga, nad tą częścią Moskwy, gdzie się teraz znajdujemy, wisi gęsta chmura zła, co chwila zraszając ziemię krwawym d-deszczem. Tej mrocznej, czarnej chmury nie rozwiewa wiatr, ona nie odpływa, nie rozprasza się – jakby ją tu przyciągał jakiś magnes. I podejrzewam, że tym magnesem jest pani.

– Ja?! – wykrzyknęła trwożnie Śmierć i odstąpiła na bok. Teraz było ją dobrze widać. Na jej twarzy malowały się zmieszanie i niepewność. Kobieta wyglądała inaczej niż zwykle.

Erast Pietrowicz też się przesunął, jakby chciał zachować między sobą a Śmiercią bezpieczną odległość.

– Piękny obrus – zauważył. – Nigdy nie widziałem takiego niezwykłego wzoru. Kto to haftował? Pani? Jeśli tak, to ma pani prawdziwy t-talent.

– Niech pan nie zmienia tematu – przerwała mu. – Skąd panu przyszło na myśl, że krew się leje z mojego powodu?

– A stąd, moja droga, że skupiła pani wokół siebie najniebezpieczniejszych przestępców w całym m-mieście. Mordercę i groźnego bandytę Księcia, którego jest pani utrzymanką. Degenerata zwanego Oczko, który dostarcza pani kokainę. Szantażystę i łajdaka Wampira, który też jest pani do czegoś potrzebny. Po co ten gabinet osobliwości, ta kolekcja potworów?

Śmierć długo milczała. Sieńka myślał już, że w ogóle nie odpowie. Jednak odezwała się:

– Widocznie jej potrzebuję.

– Kim pani jest?! – wykrzyknął gniewnie Nameless. – Nienasyconą ciułaczką bogactw?! Kobietą, która ma ambicję zostać królową złoczyńców?! A może nienawidzi pani ludzi? Albo jest pani chora psychicznie?

– Jestem Śmierć – oświadczyła cicho, lecz dumnie.

Mężczyzna mruknął ledwie dosłyszalnie:

– Pani też? Czy to nie za dużo na jedno miasto?

– O czym pan mówi?

Wtedy podszedł do niej bardzo blisko i powiedział ostro, z naciskiem:

– Co pani wiadomo o zabójstwie Siniuchinów i Samszytowów? Te zbrodnie noszą piętno jakiegoś satanicznego bałwochwalstwa – to wykłuwanie oczu, unicestwianie każdego przejawu życia, choćby była nim papuga w klatce. Prawdziwa orgia śmierci.

Kobieta wzruszyła ramionami.

– Nic o tym nie wiem. Kim pan jest, policjantem? – Spojrzała mu w oczy. – Nie, w policji takich nie ma.

Pokiwał głową, jakby zasmucony czy lekko zmieszany.

– P-proszę wybaczyć, zapomniałem się przedstawić. Erast Pietrowicz Nameless, inżynier.

– Inżynier? Więc czemu się pan interesuje zabójstwami?

– Istnieją dwa zjawiska, które nigdy nie pozostawiają mnie obojętnym: nieukarany czyn przestępczy i t-tajemnica. Pierwszy budzi w mojej duszy gniew, który nie pozwala mi spocząć, dopóki sprawiedliwości nie stanie się zadość. Druga zaś odbiera sen i spokój. W tej historii mamy najwyraźniej do czynienia z oboma tymi zjawiskami: i z okrutnym, straszliwym przestępstwem, i z tajemnicą, którą stanowi pani. Muszę tę tajemnicę rozwikłać.

Śmierć uśmiechnęła się drwiąco.

– I jak się pan do tego weźmie? Tak jak to robią jasnowidze?

– To dopiero zobaczymy – odparł po chwili milczenia. – Ale ma pani rację, straszny tu przeciąg.

Odwrócił się i ruszył w kierunku Sieńki, zamknął drzwi ubikacji i jeszcze zastawił je krzesłem. Teraz Skorik nic nie widział i prawie nic nie słyszał z tego, co działo się w pokoju.

Wcale jednak nie miał na to ochoty. Ponury, wylazł przez okienko. Można nawet powiedzieć: ze złamanym sercem.

Czuł w tej chwili głębokie rozczarowanie do ludzi. Weźmy choćby takiego Erasta Pietrowicza – niby poważny gość, który jest naprawdę kimś, a tymczasem taki sam z niego pies na baby jak inni. Gdzie jego honor? I komu tu wierzyć na tym świecie, kto naprawdę jest godny szacunku?

Teraz pan Nameless, ma się rozumieć, raz-dwa odkryje jej tajemnicę. Kto by przegapił taką okazję? Chyba tylko ostatni dureń, taki jak on sam.

A to ździra, wściekał się Sieńka. Och, kobiety! Szmaty, zdrajczynie. Jedna tylko potrafi dochować wierności – Taszka. Chociaż jest mamzelką, uczciwa z niej dziewczyna. A może to dlatego, że jest jeszcze młoda? Na pewno, kiedy dorośnie, stanie się taka jak wszystkie.

Загрузка...