Jak Sieńka przeprowadzał dedukcję

Sieńka i Masa siedzieli cicho w gabinecie. Obserwowali, jak Erast Pietrowicz, pobrzękując paciorkami różańca, spaceruje po pokoju. Skorik wiedział już, że w takich chwilach trzeba milczeć i cierpliwie czekać.

Nagle inżynier przystanął na środku pokoju, schował zielone paciorki do kieszeni i żywo klasnął w dłonie trzy razy, jakby raptem niezmiernie czymś uradowany.

Ale sensei położył palec na ustach: siedź cicho, ostrzegał Sieńkę, to jeszcze nie koniec.

Wkrótce jednak pan Nameless przestał spacerować po dywanie, usiadł w fotelu i zaczął mówić w zamyśleniu, jakby sam do siebie:

– A więc tak. Dokonano trzech okrutnych zabójstw – pierwszego i trzeciego na Chitrowce, drugiego o pięć minut drogi od niej, ale również na terenie podległym trzeciemu cyrkułowi miasnickiemu policji miejskiej. W sumie przestępca pozbawił życia osiem osób – dwóch mężczyzn, trzy kobiety i troje dzieci, a także papugę i psa. Za każdym razem jedna z ofiar była przed śmiercią bestialsko torturowana, gdyż morderca chciał wydobyć z niej jakieś potrzebne m-mu informacje. Ani dowodów, ani świadków nie ma. Oto jak pokrótce wygląda sytuacja. Co jest naszym zadaniem, wiadomo. Trzeba znaleźć bandytę i przekazać go w ręce sprawiedliwości.

– A jeśri nie uda się go ująć żywcem, to chociażby martwego – szybko dodał Masa.

– Jeżeli podczas próby ujęcia przestępca będzie s-stawiał opór, wówczas, po wyczerpaniu dozwolonych prawem środków obrony koniecznej – tu inżynier podniósł palec i popatrzył znacząco na swego kamerdynera – być może nie uda się uniknąć wspomnianego przez ciebie rozwiązania.

– Trzeba dopaść sukinsyna i urwać mu łeb – dorzucił Sieńka.

– Nie ł-łeb, tylko głowę. Ale, tak czy owak, najpierw musimy go znaleźć. – Erast Pietrowicz omiótł spojrzeniem uczestników narady. – Czy są jakieś pytania? Jeśli nie, przejdziemy do dedukcji i omówienia p-planu działania.

Sieńka nie wiedział, o co pytać, za to Japończyk, przesunąwszy ręką po ostrzyżonych na krótkiego jeżyka włosach, zapragnął się dowiedzieć:

– Taak. Drącego „psestępca”, a nie „psestępcy”, prosę pana?

Erast Pietrowicz skinął głową, uznając zasadność pytania.

– Przecież bardzo przekonująco odtworzyłeś sposób działania przestępcy w zaułku Chochłowskim. Do czego byłby mu potrzebny wspólnik?

– To nie arugument – zaprotestował Masa.

– Zgoda. Powinienem był to sformułować inaczej: do czego byłby mu tym razem potrzebny wspólnik, skoro przedtem doskonale poradził sobie sam? Sienię w piwnicach zaatakował jeden napastnik – to raz. – Pan Nameless znów wyjął z kieszeni różaniec i przesunął jeden paciorek. – W sklepie jubilera również działał w pojedynkę, co zostało ustalone przez policję – to dwa. – Zagrzechotał drugi paciorek. – W noclegowni Jeroszenki przestępca także doskonale potrafił się obejść bez cudzej pomocy. Jak na pewno pamiętasz, z relacji Sieni wynikało, że Siniuchin, mając na myśli przestępcę, mówił „on”. Prawda, Siemionie?

– Tak – potwierdził Skorik. – Siniuchin nazwał go „łajdakiem”.

Było mu trochę wstyd, że nie powiedział wówczas Erastowi Pietrowiczowi całej prawdy – przemilczał sprawę kryjówki. Inżynier jakby czytał w jego myślach.

– No, a teraz, skoro nie ma więcej pytań, przejdziemy do rzeczy najważniejszej – ustalimy plan działania. I tu sprawą kluczową jest miejsce ukrycia skarbu.

Skorik wzdrygnął się i zamrugał oczami, ale sensei bynajmniej się nie zdziwił, tylko pokiwał głową.

– Tak, tak, skarbu.

– Sposób postępowania mordercy, wszystkie jego niezrozumiałe działania przestaną się wydawać bezsensowne, jeżeli naniżemy je na jedną nić. – Pan Nameless w skupieniu popatrzył na różaniec. – Oto jak przedstawia się logiczny ciąg wydarzeń. Pisarz zamieszkujący w podziemiach noclegowni Jeroszenki znalazł dawno ukryty skarb. – Szczęknął paciorek różańca. – Dowiedział się o tym przyszły zabójca. – Znowu szczęknięcie. – Usiłował wydobyć z Siniuchina potrzebną informację, ale mu się nie udało. – Trzecie szczęknięcie. – Za to przed śmiercią pisarz zdradził swój sekret Sieni. – Zagrzechotał czwarty paciorek. Skorik skulił się i chyba nawet zaczerwienił, bo policzki go paliły, ale Erast Pietrowicz na niego nie patrzył. Mówił z takim przekonaniem, jakby i tak wszystko wiedział; potwierdzenie Sieńki nie było mu potrzebne. – Idźmy d-dalej. Zabójca w jakiś – nieznany nam na razie – sposób dowiedział się, że Sienia zna miejsce, gdzie ukryto skarb. – Paciorek szczęknął piąty raz. – To znaczy, nie wiemy, w jaki sposób przestępca się o tym dowiedział, ale za to jest oczywiste skąd. Ślad, po którym nasz poszukiwacz skarbu dotarł do Sieni, prowadził od sklepu jubilera. – Szóste szczęknięcie. – Myślę, że Samszytow powiedział zabójcy i o tobie, i o tym, gdzie cię można znaleźć. Potwierdzeniem tego przypuszczenia jest wizyta w pensjonacie madame Borisenko. – Szczęknął siódmy paciorek.

Skorik zamrugał – jaka znów wizyta? Inżynier i Japończyk wymienili spojrzenia, po czym Erast Pietrowicz powiedział:

– Tak, Sienia, tak. Uratowało cię tylko to, że zdążyłeś się tamtego wieczoru wynieść, nie zostawiając adresu, a my po paru zaledwie godzinach zabraliśmy cię do siebie. Następnego dnia madame Borisenko powiedziała Masie, że w nocy w twoim pokoju ktoś był. Otworzył drzwi, niczego nie ruszył i poszedł sobie. Nie mówiliśmy ci o tym, bo i bez tego byłeś porządnie wystraszony.

Sieńka podparł brodę pięścią, niby to w zamyśleniu, ale naprawdę – żeby nie szczękać głośno zębami. O Matko Przenajświętsza, Boża Rodzicielko, leżałby i on przywiązany do łóżka jak Taszka, gdyby został wtedy na noc w pensjonacie, uznawszy, że ranek na pewno przyniesie lepszą radę.

– Kiedy z-zniknąłeś, zabójca na kilka dni zgubił twój ślad. Ale potem pojawiłeś się na Chitrowce, a on od razu się o tym dowiedział – nie wiem, czy przypadkiem, czy nie. Skądś zdobył informację, że wszedłeś do noclegowni Jeroszenki, i urządził zasadzkę w pobliżu wyjścia. Twoja nieostrożność omal nie kosztowała cię życia. – Szczęknął ósmy paciorek.

– E tam, gołymi rękami nikt mi nic nie zrobi – pochwalił się Skorik. – Chciał zabić, ale wywinąłem się, jeszcze walnąłem go po łbie. Popamięta mnie.

– Gdyby chciał cię zabić, z pewnością by to zrobił. Zabiłby cię na miejscu – ostudził go inżynier. – Doskonale to potrafi, zarówno nożem, jak i gołymi rękami. Ale ty, Sienia, byłeś mu potrzebny żywy. Zmusiłby cię, żebyś zdradził miejsce ukrycia skarbu, a dopiero potem by się z tobą rozprawił.

Sieńka znów musiał podeprzeć podbródek, tyle że tym razem obiema pięściami.

– Zabójca, zgubiwszy po zamordowaniu jubilera twój ślad, postanowił pójść inną drogą. Na Chitrowce wielu wiedziało o waszej przyjaźni z mademoiselle Taszką. Wiedział o niej również twój wielbiciel. – Znów szczęknięcie. Już dziewiąte. – Najpierw prawdopodobnie usiłował wyciągnąć od niej jakąś informację, nie uciekając się do ostateczności. O tym właśnie ci napomknęła, kiedy się przypadkiem spotkaliście, bo chciała cię uprzedzić o grożącym niebezpieczeństwie. Najwidoczniej przestępca nachodził ją również po nieudanej napaści w podziemiach noclegowni. Nie darmo Taszka postawiła w oknie trzy narcyzy. Jeśli dobrze pamiętam, w mowie kwiatów znaczy to: „Uciekaj, uciekaj, uciekaj”.

Rzeczywiście, przypomniał sobie Skorik. Taszka mówiła kiedyś o narcyzach i o tym, że jeden sygnał, powtórzony dwukrotnie lub trzykrotnie, wzmacnia siłę ostrzeżenia niby wykrzyknik.

– W końcu – inżynier spojrzał na różaniec, ale nie przesunął kolejnego kamyka – łajdak postanowił wziąć się do dziewczyny na dobre.

– A ona mnie nie wydała… – Sieńka nie wytrzymał dłużej i zatkał w głos. – Niech szlag trafi tę cholerną kryjówkę! Lepiej by było, gdyby Taszka mu powiedziała, że obiecałem ją odwiedzić, może by wtedy zostawił dziewczynę w spokoju. A ja bym mu wszystko oddał, niechby się padalec udławił tym srebrem! To Książę, tak? Czy może Oczko? – zapytał, ocierając rękawem łzy. – Na pewno pan już wydedukował?

– Nie – rozczarował Sieńkę pan Nameless. – Mam zbyt m-mało informacji. Nieboszczyk Siniuchin za bardzo lubił wypić i dlatego pewnie nie potrafił trzymać języka za zębami. Jeżeli o znalezionym skarbie usłyszał ktoś z szajki Księcia, mogli się dowiedzieć i inni.

Zapadło milczenie. Skorik ze wszystkich sił starał się zwalczyć słabość organizmu – powstrzymać szczękanie zębami, drżenie kolan, płynące z oczu łzy. Erast Pietrowicz, zgodnie ze swoim idiotycznym przyzwyczajeniem, ni z tego, ni z owego zaczął coś mazać po papierze. Umoczył pędzelek w naczynku z tuszem i wyrysował na kartce jakieś zawiłe esy-floresy. Masa uważnie obserwował poruszenia pędzla. W końcu pokiwał głową.

– Niedobze.

– Sam o tym wiem – mruknął inżynier i zaczął rysować znowu, tym razem szybciej. – A tak?

– Repiej.

Naprawdę, jak dzieci! Boże drogi, chodzi o takie poważne sprawy, a oni się zabawiają rysunkami!

– Co to za pieprzone bzdury! – nie wytrzymał Sieńka. – Mieliśmy obmyślić plan działania.

– Nie „co to za pieprzone bzdury”, tylko „dlaczego zajmujecie się głupstwami” – to raz. – Erast Pietrowicz pochylił głowę, przyglądając się z zadowoleniem swoim esom-floresom. – Nie zajmuję się głupstwami, lecz koncentruję umysł dzięki sztuce kaligrafii – to dwa. Bezbłędnie napisany znak „sprawiedliwość” pomógł mi przejść od dedukcji do projekcji – to trzy.

Skorik po chwili milczenia zapytał:

– Jak, jak?

Pan Nameless westchnął.

– Jeżeli czegoś nie zrozumiałeś lub nie dosłyszałeś, należy powiedzieć: „Przepraszam, co takiego?” albo „Proszę powtórzyć”. Projekcja oznacza w tym wypadku przejście od etapu konstrukcji myślowych do konkretnych działań. A więc tak. Dzięki wytrzymałości i uporowi mademoiselle Taszki zabójca niczego się nie dowiedział. Nie ma pojęcia, gdzie i jak cię szukać. Z jednej strony to dobrze, z drugiej – źle.

– Niby dlaczego źle? – zdziwił się Sieńka.

– Przestępca (proponuję nazwać go tymczasem Poszukiwaczem Skarbu) nie może działać, a więc niczym się nie zdradzi, będzie siedział cicho. – Erast Pietrewicz popatrzył na Skorika krytycznie. – Można, oczywiście, próbować go złowić na żywca, czyli z rozmysłem podsuwając mu ciebie jako przynętę, ale metody, które stosuje, są zanadto brutalne. Ten pomysł wydaje się zbyt ryzykowny.

Sieńka nie sprzeciwiał się. Widywał nieraz, jak się łowi na żywca, biorąc na przynętę uklejkę czy inną małą rybkę. Szczupak najpierw chwyta ją ostrymi zębami, łamiąc jej kręgosłup, a dopiero potem wyciąga się drapieżnika z wody.

– A nie można by go jakoś schwytać bez żywej przynęty? – zasugerował ostrożnie.

– Można – odparł sensei. - Nie na żywą, tyrko na taką z martwą ksywą. Tak, panie? Zgadrem?

Erast Pietrowicz zasępił się.

– Tak, zgadłeś. Ale ile razy ci już mówiłem: daj spokój z tymi kalamburami. Jeszcze nie dość dobrze władasz rosyjskim.

Sieńka zmarszczył czoło. O co tu chodzi? Wszyscy wiedzą, tylko on nie?

– Z jaką martwą ksywą?

– Masa ma na myśli damę zwaną Śmierć – wyjaśnił inżynier. – W jakiś niezrozumiały jeszcze dla nas sposób wszystkie przestępstwa, popełnione na Chitrowce w ciągu ostatniego miesiąca, związane są właśnie z nią. Podobnie jak wszystkie najważniejsze dramatis personae - Książę, Oczko i pozostali koryfeusze przestępczego światka, no i ponad miarę bystry prystaw oraz główny cel naszego Poszukiwacza Skarbu również.

To o mnie mowa, domyślił się Skorik.

– Chce pan najpierw zwinąć Śmierć? Uważa pan, że jest w zmowie z tym bandytą? – zapytał z niedowierzaniem.

– Nie, nie uważam. Przeciwnie, Śmierć zgodziła się mi pomóc.

A to ci nowina! Wygląda na to, że kiedy rozczarowany do ludzi Sieńka wylazł przez lufcik, ci dwoje chyba się ze sobą dogadali. A raczej o n ją ugadał, pomyślał z bólem Skorik. I nie mogąc się powstrzymać, rzucił niby to od niechcenia:

– A co, przekabacił ją pan? No jasne, nietrudno było. – Ale głos Sieńki drgnął, zdradzając jego prawdziwe uczucia.

Inżynier dał chłopakowi lekkiego prztyczka w czoło.

– Po pierwsze, Sienia, podobnych pytań się nie zadaje, a już w żadnym razie się na nie nie odpowiada. Po drugie, o kobietach w ogóle nie wypada mówić takim tonem. Po trzecie, jako że wszyscy, z nią włącznie, będziemy działać ręka w rękę, wspólnie, odpowiem, by uniknąć wszelkich niejasności: nie „przekabaciłem” jej i nawet nie próbowałem tego uczynić.

Uwierzyć mu czy nie? A może poprosić, żeby przysiągł na imię boże?

Skorik popatrzył badawczo na pana Namelessa i uznał, że ktoś taki chyba nie kłamie. Od razu kamień spadł mu z serca.

– A jak Śmierć może nam pomóc? – spytał rzeczowo. – Gdyby coś wiedziała o Poszukiwaczu Skarbu, na pewno by powiedziała. Nie znosi wszelkiego okrucieństwa.

Masa chrząknął znacząco, co miało znaczyć: skupcie się, zaraz powiem to, co najważniejsze. Sieńka odwrócił się do Japończyka, który odezwał się niezrozumiałymi słowy:

Tajfu-no me.

Ale inżynier pojął, o co chodzi.

– No właśnie. Bardzo trafna przenośnia. Oko tajfunu. Wiesz, Sienia, co to takiego? – Kiedy Skorik przecząco pokręcił głową, zaczął wyjaśniać: – Tajfun to straszliwy huragan, który szaleje nad ziemią i morzem, siejąc spustoszenie i śmierć. W samym jednak środku tego niszczącego wiru znajduje się jądro niczym niezakłóconej ciszy. Wewnątrz, w oku tajfunu, panuje spokój, ale bez tego nieruchomego centrum nie wytworzyłaby się niosąca zagładę trąba powietrzna. Śmierć nie robi nic złego, nikogo nie zabija, po prostu siedzi sobie przy oknie i haftuje na płótnie fantastyczne wzory. Ale najokrutniejsi, najbardziej bezwzględni złoczyńcy milionowego miasta roją się i krążą wokół niej niczym pszczoły wokół królowej matki.

– Także dobre porównanie – pochwalił Masa. – Ale moje repse.

– W każdym razie bardziej romantyczne. W ostatnich dniach odwiedziłem parę razy dom przy bulwarze Jauzańskim i miałem okazję poznać bliżej jego panią.

Ach, więc to tak? Sieńka znowu się naburmuszył. Szybki pan jest, Eraście Pietrowiczu, wszędzie zdąży pan zajrzeć. „Poznać bliżej” – czyli jak?

– Kiedyśmy się ostatnio widzieli – ciągnął pan Nameless, najwyraźniej nie zauważając Sieńkinej udręki – powiedziała, że czuje, iż jest śledzona, choć nie wie, kto konkretnie ją śledzi. Gdy wyszedłem na bulwar, kątem oka dostrzegłem jakiś cień, który zaraz skrył się za węgłem domu. To daje nam pewną nadzieję. Mademoiselle Śmierć jest w tej chwili naszą jedyną szansą. Poszukiwacz Skarbu, zabijając Taszkę, własnymi rękami zerwał nić prowadzącą do ciebie, Sienia. Teraz, kiedy stoi nad rozbitym korytem…

– Jak, jak? To znaczy, przepraszam, kto? Nad jakim korytem? – zapytał Skorik, słuchający w napięciu wywodów inżyniera.

Erast Pietrowicz ni z tego, ni z owego rozzłościł się.

– Kazałem ci przecież kupić Puszkina i przeczytać przynajmniej bajki!

– Kupiłem – odparł urażonym tonem Sieńka. – Było tam mnóstwo Puszkinów. Wybrałem tego.

I na dowód, że mówi prawdę, wyjął z kieszeni książkę, którą dwa dni temu nabył na starzyźnie. Zaciekawiła go, były w niej nawet obrazki.

Zakazany Puszkin. Wiersze i poematy, dawniej krążące w odpisach – odczytał tytuł inżynier, nachmurzył się i zaczął przerzucać stronice.

– I bajki też przeczytałem – zapewnił jeszcze bardziej dotknięty tym brakiem zaufania Skorik. – O archaniele i Maryi Dziewicy, a potem o carze Nikicie i jego czterdziestu córkach. Nie wierzy pan? Mogę opowiedzieć.

– Nie trzeba – powstrzymał go Erast Pietrowicz, zamykając książkę. – To dopiero łajdak.

– Puszkin? – zdziwił się Sieńka.

– Nie Puszkin, tylko wydawca. Nie wolno publikować tego, czego autor nie przeznaczył do druku. W ten sposób można przekroczyć wszelkie granice. Wspomnicie moje słowa: wkrótce panowie wydawcy dojdą do tego, że zaczną publikować prywatną k-korespondencję! – Rozzłoszczony, z impetem cisnął książkę na stół, – A propos, właśnie na temat korespondencji miałem zamiar, Sienia, z tobą pomówić. Skoro ktoś śledzi Śmierć, nie można się u niej więcej pokazywać. Wziąć domu pod stałą obserwację także raczej się nie uda – kogoś obcego od razu zauważą. A więc będziemy się porozumiewać na dystans.

– Jak to na dystans?

– Epistolograficznie.

– To znaczy co, urządzimy zasadzkę i zaczaimy się z pistoletami? – Pomysł przypadł Sieńce do gustu. – Mnie też da pan pistolet?

Erast Pietrowicz spojrzał na niego zdumiony.

– Co mają do tego p-pistolety? Będziemy się porozumiewać listownie. Nie będę więcej składał wizyt mademoiselle Śmierci. Masa również – zbytnio rzuca się w oczy. Sieńka Skorik też nie ma tam nic do roboty. Prawda?

– Ano prawda.

– Pozostaje więc kontakt listowny. Umówiłem się ze Śmiercią w następujący sposób. Ona codziennie będzie chodzić do Świętego Mikołaja na mszę. Ty usiądziesz w kruchcie, przebrany za żebraka. Razem z jałmużną mademoiselle Śmierć będzie ci przekazywać korespondencję. Jestem prawie pewien, że Poszukiwacz Skarbu się objawi. Z pewnością słyszał o tym, jak przyprawiłeś Księciu rogi.

– Kto, ja?! – żachnął się Sieńka.

– No tak. Cała Chitrowka o tym mówi. Ta wiadomość przez informatorów dotarła nawet na policję, pokazał mi ją w formie pisemnej znajomy urzędnik. „Ścigany listem gończym bandyta Dron Wiesiołow (pseudonim «Książę») grozi, że odnajdzie i zabije kochanka swojej przyjaciółki, niepełnoletniego Skorika, którego prawdziwe nazwisko oraz miejsce pobytu pozostają nieznane”. Tak że, Sienia, jesteś teraz w mniemaniu wszystkich kochankiem Śmierci.

Загрузка...