Muzeum

Są talerze, ale nie ma apetytu.

Są obrączki, ale nie ma wzajemności

od co najmniej trzystu lat.

Jest wachlarz – gdzie rumieńce?

Są miecze – gdzie gniew?

I lutnia ani brzęknie o szarej godzinie.

Z braku wieczności zgromadzono

dziesięć tysięcy starych rzeczy.

Omszały woźny drzemie słodko

zwiesiwszy wąsy nad gablotką.

Metale, glina, piórko ptasie

cichutko tryumfują w czasie.

Chichocze tylko szpilka po śmieszce z Egiptu.

Korona przeczekała głowę.

Przegrała dłoń do rękawicy.

Zwyciężył prawy but nad nogą.

Co do mnie, żyję, proszę wierzyć.

Mój wyścig z suknią nadal trwa.

A jaki ona upór ma!

A jak by ona chciała przeżyć!

Chwila w Troi

Małe dziewczynki

chude i bez wiary,

że piegi znikną z policzków,

nie zwracające niczyjej uwagi,

chodzące po powiekach świata,

podobne do tatusia albo do mamusi,

szczerze tym przerażone,

znad talerza,

znad książki,

sprzed lustra

porywane bywają do Troi.

W wielkich szatniach okamgnienia

przeobrażają się w piękne Heleny.

Wstępują po królewskich schodach

w szumie podziwu i długiego trenu.

Czują się lekkie. Wiedzą, że

piękność to wypoczynek,

że mowa sensu ust nabiera,

a gesty rzeźbią się same

w odniechceniu natchnionym.

Twarzyczki ich

warte odprawy posłów

dumnie sterczą na szyjach

godnych oblężenia.

Bruneci z filmów,

bracia koleżanek,

nauczyciel rysunków,

ach, polegną wszyscy.

Małe dziewczynki

z wieży uśmiechu

patrzą na katastrofę.

Małe dziewczynki

ręce załamują

w upajającym obrzędzie obłudy.

Małe dziewczynki

na tle spustoszenia

w diademie płonącego miasta

z kolczykami lamentu powszechnego w uszach.

Blade i bez jednej łzy.

Syte widoku. Tryumfalne.

Zasmucone tym tylko,

że trzeba powrócić.

Małe dziewczynki

powracające.

Загрузка...