Koloratura

Stoi pod peruczką drzewa,

na wieczne rozsypanie śpiewa

zgłoski po włosku, po srebrzystym

i cienkim jak pajęcza wydzielina.

Człowieka przez wysokie C

kocha i zawsze kochać chce,

dla niego w gardle ma lusterka,

trzykrotnie słówek ćwiartki ćwierka

i drobiąc grzanki do śmietanki

karmi baranki z filiżanki

filutka z filigranu.

Ale czy dobrze słyszę? Biada!

Czarny się fagot do niej skrada.

Ciężka muzyka na kruczych brwiach

porywa, łamie ją w pół ach –

Basso Profondo, zmiłuj się,

doremi mane thekel fares!

Chcesz, żeby zmilkła? Uwieść ją

w zimne kulisy świata? W krainę

chronicznej chrypki? W Tartar kataru?

Gdzie wiekuiste pochrząkiwanie?

Gdzie poruszają się pyszczki rybie

dusz nieszczęśliwych? Tam?

O nie! O nie! W godzinie złej

nie trzeba spadać z miny swej!

Na włosie przesłyszanym w głos

tylko się chwilkę chwieje los,

tyle, by mogła oddech wziąć

i echem się pod sufit wspiąć,

gdzie wraca w kryształ vox humana

i brzmi jak światłem zasiał.

Загрузка...