Jaskinia

Na ścianach nic

i tylko wilgoć spływa.

Ciemno i zimno tu.

Ale ciemno i zimno

po wygasłym ogniu.

Nic – ale po bizonie

ochrą malowanym.

Nic – ale nic zaległe

po długim oporze

pochylonego łba.

A więc nic piękne.

Godne dużej litery.

Herezja wobec potocznej nicości,

nienawrócona i dumna z różnicy.

Nic – ale po nas,

którzyśmy tu byli

i serca swoje jedli,

i krew swoją pili.

Nic, czyli taniec nasz

niedotańczony.

Twoje pierwsze u płomienia

uda, ręce, karki, twarze.

Moje pierwsze święte brzuchy

z maleńkimi paskalami.

Cisza – ale po głosach.

Nie z rodu cisz gnuśnych.

Cisza, co kiedyś swoje gardła miała,

piszczałki i bębenki.

Szczepił ją tu jak dziczkę

skowyt, śmiech.

Cisza – ale w ciemnościach

wywyższonych powiekami.

Ciemności – ale w chłodzie

przez skórę, przez kość.

Chłód – ale śmierci.

Na ziemi może jednej

w niebie? może siódmym?

Wygłowiłeś się z pustki

i bardzo chcesz wiedzieć.

Загрузка...