15

Bosch miał nadzieję, że dotrze do budynku federalnego przed wiadomością o szturmie nad dom Ramina Samira. Próbował się dodzwonić do Rachel Walling, ale bezskutecznie. Wiedział, że Rachel może być w wydziale wywiadu taktycznego, nie miał jednak pojęcia, gdzie to jest. Wiedział tylko, gdzie jest budynek federalny i liczył na to, że ze względu na rosnącą wagę i rozmiary śledztwa, nie będzie nim kierowało żadne tajne biuro, lecz centrala.

Wszedł do budynku służbowym wejściem i poinformował szeryfa federalnego, który go wylegitymował, że idzie do FBI. Wjechał windą na czternaste piętro i gdy otworzyły się drzwi, powitał go Brenner. Najwyraźniej błyskawicznie przekazano na górę sygnał, że Bosch jest w budynku.

– Myślałem, że dostałeś wiadomość – powiedział Brenner.

– Jaką wiadomość?

– O odwołaniu zebrania.

– Powinienem to chyba wiedzieć, kiedy się tylko pojawiliście. W ogóle nie zamierzaliście organizować żadnego zebrania, co?

Brenner puścił pytanie mimo uszu.

– Czego chcesz, Bosch?

– Chcę się zobaczyć z agentką Walling.

– Jestem jej parterem. Wszystko, co chcesz jej powiedzieć, możesz powiedzieć mnie.

– Nie. Chcę rozmawiać tylko z nią.

Brenner przyglądał mu się przez chwilę.

– Chodź – rzekł w końcu.

Nie czekając na odpowiedź, otworzył kartą magnetyczną drzwi i wszedł, a Bosch ruszył za nim. Gdy szli długim korytarzem, Brenner cały czas rzucał pytania przez ramię.

– Gdzie twój partner?

– Na miejscu zdarzenia – odparł Bosch.

Nie kłamał. Nie powiedział tylko, o które miejsce zdarzenia chodzi.

– Poza tym – dodał – uznałem, że tam będzie bezpieczniejszy. Nie chcę, żebyście próbowali go naciskać i przez niego dobrać się do mnie.

Brenner nagle się zatrzymał, obrócił i natarł na Boscha.

– Bosch, zdajesz sobie sprawę z tego, co robisz? Przeszkadzasz w śledztwie, które może mieć dalekosiężne konsekwencje. Gdzie jest świadek?

Bosch wzruszył ramionami, jak gdyby to było pytanie retoryczne.

– Gdzie jest Alicia Kent?

Brenner pokręcił głową, ale nie odpowiedział.

– Zaczekaj tu – rzekł. – Pójdę po agentkę Walling.

Brenner otworzył drzwi oznaczone numerem 1411 i przepuścił go przodem. Bosch stanął w progu i zobaczył mały, pozbawiony okien pokój przesłuchań, podobny do tego, w którym spędził część dzisiejszego poranka z Jessem Mitfordem. Nagle został wepchnięty do środka, a gdy się odwrócił, zdążył dojrzeć Brennera, który został w korytarzu. -Ej!

Bosch złapał za klamkę, ale było już za późno. Zostały zamknięty od zewnątrz. Załomotał dwa razy w drzwi, lecz wiedział, że Brenner ich nie otworzy. Odwrócił się, by zlustrować ciasną przestrzeń, w której został uwięziony. Tak jak w policyjnych pokojach przesłuchań, stały tu tylko trzy meble. Niewielki kwadratowy stół i dwa krzesła. Przypuszczając, że jest tu gdzieś zainstalowana kamera, Bosch wyciągnął rękę i uniósł środkowy palec. Dla wzmocnienia efektu potrząsnął dłonią.

Bosch wysunął krzesło i usiadł na nim przodem do oparcia, gotów to przeczekać. Wyciągnął komórkę i otworzył. Wiedział, że jeśli go obserwują, nie pozwolą, by do kogoś dzwonił i informował o sytuacji -mogłoby to postawić biuro w niezręcznym położeniu. Gdy jednak spojrzał na wyświetlacz, nie było sygnału. To był bezpieczny pokój. Nikt wewnątrz nie mógł nadawać ani odbierać sygnałów radiowych. Na federalnych zawsze można liczyć, pomyślał Bosch. O wszystko zadbają.

Minęło dwadzieścia długich minut, po czym wreszcie otworzyły się drzwi. Weszła Rachel Walling. Zamknęła drzwi i bez słowa usiadła naprzeciw Boscha.

– Przepraszam, Harry, byłam w taktycznym.

– Cholera jasna, Rachel. Przetrzymujecie już gliniarzy wbrew ich woli?

Wyglądała na zaskoczoną.

– Co ty wygadujesz?

– Co ty wygadujesz? – powtórzył kpiąco Bosch. – Twój partner mnie tu zamknął.

– Kiedy weszłam, nie było zamknięte. Sam spróbuj.

Bosch zbył te bajeczki machnięciem ręki.

– Daj spokój. Nie mam czasu na komedie. Co się dzieje ze śledztwem?

Zacisnęła usta, jak gdyby zastanawiała się, jak odpowiedzieć.

– Przede wszystkim to, że ty i twój departament biegacie jak zgraja złodziei u jubilera i rozwalacie każdą gablotę w zasięgu ręki. Nie potraficie odróżnić szkiełek od brylantów.

Bosch skinął głową.

– Czyli już wiesz o Raminie Samirze.

– A kto nie wie? Mówili już w wiadomościach. Co tam się stało?

– Koncertowo spieprzyliśmy sprawę. Ktoś nas wrobił. Ktoś wrobił BBK.

– Zdaje się.

Bosch pochylił się nad stołem.

– Ale to coś znaczy, Rachel. Ludzie, którzy nasłali BBK na Samira, wiedzieli, kim jest i że będzie łatwym celem. Podstawili pod jego domem samochód Kentów, bo wiedzieli, że to łykniemy.

– Mogli też w ten sposób wziąć rewanż na Samirze.

– Jak to?

– Przez parę lat w CNN dolewał oliwy do ognia. Być może uważali, że szkodzi ich sprawie, bo daje wrogowi twarz, podsyca gniew Amerykanów i utwierdza ich w determinacji.

Bosch nie zrozumiał.

– Zdawało mi się, że celowo wywoływali poruszenie. Przecież uwielbiali tego faceta.

– Może. Trudno powiedzieć.

Bosch nie był pewien, co miała na myśli. Ale kiedy nachyliła się nad stołem, nagle zobaczył, jaka jest wściekła.

– Pogadajmy lepiej o tobie, o tym, jak sam koncertowo wszystko spieprzyłeś, zanim jeszcze znaleziono ten samochód.

– O czym tym mówisz? Staram się wyjaśnić sprawę zabójstwa. To mój…

– Tak, wyjaśnić sprawę zabójstwa kosztem narażenia na niebezpieczeństwo całego miasta, próbując z oślim, egoistycznym uporem…

– Przestań, Rachel, myślisz, że nie wiem, jakie zagrożenie wchodzi w grę?

Pokręciła głową.

– Chyba nie wiesz, skoro ukrywasz przed nami kluczowego świadka. Nie rozumiesz, co robisz? Nie masz pojęcia, dokąd prowadzi śledztwo, bo musisz melinować świadków i z zaskoczenia spuszczać manto agentom.

Bosch odsunął się, wyraźnie zdumiony.

– Tak powiedział Maxwell, że spuściłem mu manto z zaskoczenia?

– Nieważne, co powiedział. Próbujemy opanować sytuację, która może się skończyć katastrofą, i zupełnie nic nie rozumiem z tego, co wyprawiasz.

Bosch pokiwał głową.

– To logiczne – powiedział. – Jeżeli wyłączacie kogoś z jego własnego śledztwa, nic dziwnego, że nie wiecie, co robi.

Uniosła ręce, jak gdyby chciała zatrzymać pędzący pociąg.

– Dobra, skończmy z tym. Pogadajmy spokojnie, Harry. O co ci chodzi?

Bosch popatrzył na nią, po czym przeniósł spojrzenie na sufit. Obejrzał rogi pokoju i utkwił wzrok w jej oczach.

– Chcesz pogadać? To chodźmy się gdzieś przejść.

Nie wahała się ani chwili.

– W porządku – odrzekła. – Chodźmy na spacer. A potem dasz mi Mitforda.

Walling wstała i podeszła do drzwi. Bosch zauważył, jak rzuciła przelotne spojrzenie na kratkę przewodu wentylacyjnego na przeciwległej ścianie, co potwierdziło jego podejrzenia, że obserwowało ich oko kamery.

Otworzyła drzwi, a w korytarzu czekał Brenner w towarzystwie drugiego agenta.

– Idziemy na mały spacer – poinformowała go Walling. – Sami.

– Bawcie się dobrze – odparł Brenner. – My tymczasem będziemy próbowali znaleźć cez, może uratujemy życie paru osobom.

Walling i Bosch nie odpowiedzieli. Rachel poszła przodem przez korytarz. Kiedy stanęli przed drzwiami windy, Bosch usłyszał za plecami czyjś głos.

– Hej, kolego!

Odwrócił się i w tym momencie ramię Maxwella trafiło go w pierś. Agent przygwoździł go do ściany i unieruchomił.

– Tym razem mamy małą przewagę liczebną, co, Bosch?!

– Przestań! – krzyknęła Walling. – Cliff, przestań!

Bosch złapał go za głowę i zamierzał założyć mu chwyt, żeby sprowadzić go do parteru. Ale rozdzieliła ich Walling, która odciągnęła Maxwella na bok i pchnęła go w głąb korytarza.

– Zabieraj się stąd, Cliff! Wracaj do roboty!

Maxwell zaczął się wycofywać. Ponad ramieniem Walling wycelował palec w Boscha.

– Wypierdalaj z mojego budynku! I więcej się tu nie pokazuj! Walling wcisnęła go do pierwszego otwartego pokoju i zamknęła drzwi. Zamieszanie zwabiło już na korytarz kilku agentów.

– Koniec przedstawienia – oznajmiła Walling. – Wracajcie do pracy.

Wróciła do Boscha i wepchnęła go do windy.

– Nic ci nie jest?

– Boli tylko jak oddycham.

– Sukinsyn! Facet zaczyna się wymykać spod kontroli. Zjechali na poziom garażu i przez wjazd wyszli na Los Angeles Street. Walling skręciła w prawo, a Bosch po chwili się z nią zrównał. Oddalali się od zgiełku autostrady. Walling spojrzała na zegarek, po czym wskazała nowoczesny biurowiec.

– Mają tam niezłą kawę – powiedziała. – Ale nie mam za dużo czasu.

Był to nowy gmach Administracji Ubezpieczeń Społecznych.

– Jeszcze jeden budynek federalny – westchnął Bosch. – Agent Maxwell pewnie sądzi, że też należy do niego.

– Możesz już dać temu spokój?

Wzruszył ramionami.

– Po prostu dziwię się, że Maxwell w ogóle się przyznał, że byliśmy w domu Kentów.

– Dlaczego miałby się nie przyznawać?

– Pomyślałem sobie, że postawiono go przed domem, bo podpadł za jakieś partactwo. Po co miałby się przyznawać i jeszcze bardziej sobie przechlapać?

Walling pokręciła głową.

– Nic nie rozumiesz – powiedziała. – Po pierwsze, Maxwell jest ostatnio trochę podminowany, ale w taktycznym nie ma nikogo, kto by podpadł. To zbyt ważna praca, żeby mieć partaczy w zespole. Po drugie, nie obchodziło go, co kto pomyśli. Uważał, że będzie lepiej, jeżeli wszyscy się dowiedzą, jakimi wy jesteście partaczami.

Spróbował z innej strony.

– Powiedz mi, czy u was wiedzą o tobie i o mnie? Mam na myśli naszą dawną historię.

– Trudno, żeby po Echo Park nie wiedzieli. Ale mniejsza z tym, Harry. To dzisiaj nieważne. Co się z tobą dzieje? Szukamy ilości cezu, która by wystarczyła do zamknięcia lotniska, a ciebie jakby to guzik obchodziło. Patrzysz na to tylko jak na morderstwo. W porządku, zginął człowiek, ale nie o to tu chodzi. To był skok, Harry. Rozumiesz? Chcieli cez i go mają. Dlatego dobrze by było, gdybyśmy mogli porozmawiać z jedynym znanym świadkiem. No więc gdzie on jest?

– Jest bezpieczny. Gdzie jest Alicia Kent? I wspólnik jej męża?

– Są bezpieczni. Wspólnika właśnie przesłuchują, a żona zostanie w taktycznym, dopóki nie będziemy pewni, że wyciągnęliśmy z niej wszystko, co się dało.

– Nie będzie wam mogła pomóc. Nie potrafiła…

– Tu się właśnie mylisz. Już nam bardzo pomogła.

Bosch spojrzał na nią z nieukrywanym zdziwieniem.

– Jak to? Przecież powiedziała, że nie widziała nawet ich twarzy.

– Nie widziała. Ale słyszała imię. Kiedy ze sobą rozmawiali, usłyszała imię.

– Jakie imię? Przedtem nic o tym nie mówiła.

Walling skinęła głową.

– Dlatego właśnie powinieneś przekazać nam świadka. Mamy ludzi, którzy specjalizują się wyłącznie w przesłuchiwaniu świadków. Umiemy wyciągnąć z nich informacje, których wy nie potrafilibyście wyciągnąć. Jeżeli z nią się udało, z nim też się uda.

Bosch poczuł, że twarz oblewa mu się czerwienią.

– Jakie imię wyciągnął z niej ten mistrz przesłuchiwania?

Pokręciła głową.

– Nie będzie żadnej wymiany, Harry. W grę wchodzi bezpieczeństwo państwa. Jesteś z zewnątrz. I nawiasem mówiąc, to się nie zmieni, bez względu na to, do kogo zadzwoni twój komendant.

Bosch już wiedział, że spotkanie w Donut Hole na nic się nie zdało. Nawet komendant okazał się osobą postronną. Imię podane przez Alicię Kent musiało rozświetlić federalną tablicę wyników jak Times Square.

– Mam tylko świadka – rzekł. – Mówię serio, wymienię go na to imię.

– Po co ci imię? Przecież nie masz najmniejszej szansy znaleźć tego człowieka.

– Chcę wiedzieć.

Skrzyżowała ręce na piersi, zastanawiając się przez chwilę. Wreszcie spojrzała na niego.

– Ty pierwszy – powiedziała.

Bosch z wahaniem patrzył w jej oczy. Pół roku wcześniej byłby gotów powierzyć jej własne życie. Wszystko się jednak zmieniło. Bosch nie był już taki pewien.

– Zamelinowałem go u siebie – powiedział. – Chyba pamiętasz, gdzie to jest.

Z kieszeni marynarki wyciągnęła komórkę i otworzyła, zamierzając zadzwonić.

– Chwileczkę, agentko Walling – powstrzymał ją Bosch. – Jakie imię podała wam Alicia Kent?

– Przykro mi, Harry.

– Była umowa.

– Przykro mi, bezpieczeństwo państwa.

Zaczęła wstukiwać numer. Bosch pokiwał głową. Miał rację.

– Skłamałem – rzekł. – Nie ma go w moim domu.

Zatrzasnęła klapkę telefonu.

– Co z tobą? – spytała ze złością. W jej głosie zabrzmiał piskliwy ton. – Cez zaginął ponad czternaście godzin temu. Zdajesz sobie sprawę, że mogli już nafaszerować nim bombę? Mogli…

Bosch zrobił krok w jej stronę.

– Podaj mi to imię, a dostaniesz świadka.

– W porządku!

Odepchnęła go. Była wyraźnie zła, że dała się przyłapać na kłamstwie. Drugi raz w ciągu niecałych dwunastu godzin.

– Powiedziała, że słyszała imię „Moby". Z początku nie zwróciła na to szczególnej uwagi, bo się po prostu nie zorientowała, że to imię.

– Dobra, kto to jest Moby?

– Syryjski terrorysta Momar Azim Nassar. Podobno jest w kraju. Wśród przyjaciół i wspólników znany jako Moby. Nie wiemy dlaczego, ale rzeczywiście trochę przypomina Moby'ego, tego artystę.

– Kogo?

– Nieważne. Nie z twojego pokolenia.

– Ale jesteś pewna, że słyszała to imię?

– Tak. Sama je nam podała. A ja przekazałam tobie. No więc gdzie jest świadek?

– Zaczekaj. Już raz mnie okłamałaś.

Bosch wyciągnął telefon, chcąc zadzwonić do partnera, lecz przypomniał sobie, że Ferras prawdopodobnie nadal jest w Silver Lake i nie będzie mógł spełnić jego prośby. Otworzył spis telefonów, odnalazł numer Kiz Rider i wcisnął przycisk połączenia.

Rider odebrała natychmiast. Ekran wyświetlił numer Boscha.

– Cześć, Harry. Masz dzisiaj sporo roboty.

– Wiesz od komendanta?

– Mam parę swoich źródeł. Co jest?

Bosch rozmawiał z nią, patrząc na Walling i widząc, jak jej oczy ciemnieją z gniewu.

– Mam prośbę do dawnej partnerki. Ciągle nosisz do pracy laptopa?

– Oczywiście. Co to za prośba?

– Możesz z tego komputera wejść do archiwum „New York Timesa"?

– Mogę.

– Dobrze. Mam pewne nazwisko i chciałbym, żebyś sprawdziła, czy pojawiło się w jakichś artykułach.

– Zaczekaj. Muszę wejść do sieci.

Minęło kilka sekund. Rozległ się sygnał oznaczający drugą rozmowę, ale Bosch nie rozłączał się z Rider, która po chwili była gotowa.

– Jakie nazwisko?

Bosch zasłonił ręką telefon i poprosił Walling o pełne imię i nazwisko syryjskiego terrorysty. Następnie powtórzył je Rider i czekał.

– Tak, długa lista artykułów – powiedziała. – Najstarsze sprzed ośmiu lat.

– Streść mniej więcej.

Znów musiał zaczekać.

– Hm, głównie relacje z Bliskiego Wschodu. Jest podejrzany o udział w paru porwaniach, zamachach bombowych i tak dalej. Według źródeł federalnych ma związki z Al-Kaidą.

– O czym jest najnowszy artykuł?

– Zaraz… O ataku bombowym na autobus w Bejrucie. Szesnaście ofiar śmiertelnych. Artykuł jest z trzeciego stycznia dwa tysiące czwartego. Potem już nic.

– Wymienia się tam jakieś pseudonimy albo przydomki?

– Hm… nie. Niczego nie widzę.

– Dobra, dzięki. Zadzwonię później.

– Chwileczkę. Harry?

– Co? Muszę już kończyć.

– Słuchaj, chcę ci tylko powiedzieć, żebyś był ostrożny. Grasz w zupełnie innej lidze niż zwykle.

– Dobra, będę pamiętał – odrzekł Bosch. – Muszę kończyć.

Rozłączył się i spojrzał na Rachel.

– „New York Times" ani słowem nie wspomina, że ten facet jest w kraju.

– Bo nikt o tym nie wie. Dlatego sądzimy, że Alicia Kent nie kłamała.

– Jak to? Wierzycie jej na słowo, że gość jest w kraju, tylko dlatego, że usłyszała jakieś słowo, które może wcale nie było imieniem?

Walling założyła ręce na piersi. Traciła cierpliwość.

– Nie, Harry, po prostu wiemy, że jest w kraju. Mamy zapis wideo z kontroli paszportowej w Porcie Los Angeles z sierpnia zeszłego roku. Nie zdążyliśmy go zdjąć. Przypuszczamy, że był z nim inny bojownik Al-Kaidy, Muhammad El-Fayed. W jakiś sposób udało się im przeniknąć do kraju – cholera, mamy granice jak sito – i Bóg jeden wie, co planują.

– Myślisz, że to oni mają cez?

– Tego nie wiemy. Ale z informacji na temat El-Fayeda wynika, że pali tureckie papierosy bez filtra i…

– Popiół z toalety.

Przytaknęła.

– Zgadza się. Analiza jeszcze trwa, ale w biurze mamy osiem głosów do jednego, że to był turecki papieros.

Bosch skinął głową i nagle poczuł się okropnie głupio z powodu swoich posunięć i ukrywania istotnych informacji.

– Umieściliśmy świadka w hotelu Mark Twain na Wilcox – powiedział. – Pokój trzysta trzy, pod nazwiskiem Stephen King.

– Uroczo.

– Rachel?

– Co?

– Powiedział nam, że morderca, zanim nacisnął spust, wzywał imienia Allaha.

Obrzuciła go taksującym spojrzeniem, ponownie wyciągając telefon. Wcisnęła jeden klawisz i czekając na połączenie, powiedziała do Boscha:

– Módl się, żebyśmy dopadli tych ludzi, zanim…

Urwała, gdy ktoś odezwał się w słuchawce. Przekazała wiadomość, nie przedstawiając się ani nie witając z rozmówcą.

– Jest w hotelu Mark Twain na Wilcox. Pokój trzysta trzy. Jedźcie po niego.

Zamknęła telefon i popatrzyła na Boscha. Wahanie w jej oczach ustąpiło miejsca wyrazowi rozczarowania i lekceważenia.

– Muszę już iść – powiedziała. – Lepiej trzymać się z daleka od lotnisk, metra i centrów handlowych, dopóki nie znajdziemy cezu.

Odwróciła się i zostawiła go na środku ulicy. Bosch patrzył w ślad za nią, gdy nagle zadzwoniła jego komórka. Odebrał, nie odrywając wzroku od Rachel. To był Joe Felton, zastępca koronera.

– Harry, ciągle próbuję się do ciebie dodzwonić.

– Co jest, Joe?

– Właśnie przyjechaliśmy do „Queen of Angels" po ciało – jakiegoś gangstera, którego odłączyli od aparatury po wczorajszej strzelaninie w Hollywood.

Bosch przypomniał sobie sprawę, o której mówił Jerry Edgar.

– No i?

Bosch wiedział, że lekarz nie zadzwoniłby do niego, żeby zajmować mu czas. Musiał mieć powód.

– No więc wpadłem do bufetu na kawę i przypadkiem usłyszałem rozmowę ratowników o gościu, którego właśnie przywieźli. Mówili, że na izbie przyjęć rozpoznali u niego OCP, a mnie przyszło do głowy, że to może mieć związek z tamtym facetem w punkcie widokowym. Wiesz, bo nosił na palcach dawkomierze.

– Joe, co to jest OCP? – spytał cicho Bosch.

– Ostra choroba popromienna. Ratownicy mówili, że nie wiedzą z czym ten gość miał kontakt. Był poparzony i ciągle rzygał, a lekarz na izbie powiedział, że musiał dostać cholernie dużą dawkę, Harry. Teraz ratownicy muszą sprawdzić, czy sami nie są napromieniowani.

Bosch zaczął iść w kierunku Rachel Walling.

– Gdzie go znaleźli?

– Nie pytałem, ale skoro przywieźli go tutaj, to pewnie gdzieś w Hollywood.

Bosch przyspieszył kroku.

– Joe, zaczekaj tam na mnie i niech ktoś z ochrony szpitala przypilnuje tego faceta. Już jadę.

Bosch zatrzasnął klapkę telefonu i co sił w nogach ruszył biegiem za Rachel.

Загрузка...