Klinika dla Kobiet św. Agaty znajdowała się w Sylmar na północnym końcu San Fernando Valley. Była głęboka noc, więc dość szybko pokonywali autostradę 170. Bosch siedział za kierownicą swojego mustanga, spoglądając jednym okiem na wskazówkę poziomu paliwa. Wiedział, że przed powrotem do miasta będzie musiał zatankować. Obok niego siedział Brenner. Zdecydowano – ściślej mówiąc, zdecydował Brenner – że Walling zostanie z Alicią Kent, by dalej ją przesłuchiwać i uspokajać. Walling nie wydawała się uszczęśliwiona tym zadaniem, lecz Brenner, chcąc zaznaczyć, kto z dwojga partnerów jest starszy rangą, uciął wszelkie dyskusje na ten temat.
Przez większą część drogi Brenner odbierał telefony i dzwonił do swoich przełożonych oraz innych agentów. Z tego, Boschowi udało się usłyszeć, jasno wynikało, że wielka federalna machina szykuje się do bitwy. Zarządzono alarm wyższego stopnia. Wysłany do Stanleya Kenta e-mail nadał śledztwu konkretny kierunek, a sprawa, która dotychczas mogła jedynie wzbudzać zaciekawienie federalnych, przybrała zupełnie nieoczekiwany wymiar.
Gdy Brenner wreszcie zamknął komórkę i wsunął ją do kieszeni marynarki, zmienił pozycję na siedzeniu, by spojrzeć na Boscha.
– Wysłałem do Świętej Agaty zespół OR – powiedział. – Żeby sprawdzili sejf z materiałami promieniotwórczymi.
– Zespół OR?
– Ochrony radiologicznej.
– Kiedy tam przyjadą?
– Nie pytałem, ale mogą być przed nami. Mają śmigłowiec.
Bosch był pod wrażeniem. Oznaczało to, że gdzieś w środku nocy dyżuruje grupa szybkiego reagowania. Pomyślał, jak sam czuwał tej nocy, czekając na telefon. Członkowie zespołu ochrony radiologicznej czekają na wezwanie, mając zapewne nadzieję, że nigdy go nie otrzymają. Przypomniał sobie o ćwiczeniach z taktyki operacji w terenie miejskim, na które wysłano funkcjonariuszy policyjnego BBK. Ciekawe, czy kapitan Hadley też miał swój zespół OR.
– Kroi się operacja totalna – ciągnął Brenner. – Z Waszyngtonu akcję będzie nadzorować Departament Bezpieczeństwa Krajowego. O dziewiątej rano na wschodnim i zachodnim wybrzeżu odbędą się spotkania, żeby skoordynować działania wszystkich służb.
– Wszystkich, czyli kogo?
– Mamy protokół. Włączamy Bezpieczeństwo Krajowe, JTTF i tak dalej. Zrobi się z tego alfabetyczny bigos. NRC, DOE, RAP… kto wie, zanim opanujemy sytuację, może nawet rozłoży obóz FEMA [3]. To będzie federalne pandemonium.
Bosch nie wiedział, co oznaczają niektóre skróty, ale nie musiał wiedzieć. Pod każdym z nich kryło się jedno słowo: „federalni".
– Kto będzie kierował akcją?
Brenner spojrzał na Boscha.
– Wszyscy i nikt. Mówię ci, pandemonium. Jeżeli po otwarciu sejfu u Świętej Agaty okaże się, że cez zniknął, trzeba będzie zrobić wszystko, żeby go odnaleźć i odzyskać, zanim o dziewiątej rozpęta się piekło. Wtedy Waszyngton weźmie nas pod lupę i zwiąże nam ręce.
Bosch skinął głową. Przyszło mu na myśl, że być może źle osądzał Brennera. Wydawało się, że agent nie zamierza grzęznąć w biurokratycznym bagnie, ale naprawdę chce działać.
– A jaką rolę w tej operacji totalnej będzie miała policja?
– Już ci mówiłem, policja zostaje w grze. Tu nic się nie zmienia. Ty też zostajesz w grze, Harry. Przypuszczam, że już przerzuca się mosty między naszymi i waszymi ludźmi. Wiem, że policja ma własne biuro bezpieczeństwa krajowego, które na pewno zostanie włączone do śledztwa. Do tej akcji trzeba wezwać wszystkich na pokład.
Bosch zerknął na niego. Brenner miał poważną minę.
– Pracowałeś kiedyś z naszym BBK? – spytał Bosch.
– Współpracuję od czasu do czasu. Wymienialiśmy się informacjami przy paru sprawach.
Bosch skinął głową, odnosił jednak wrażenie, że Brenner jest nieszczery albo zupełnie naiwny, nie zdając sobie sprawy, jak głęboka przepaść dzieli gliniarzy i federalnych. Ale jego uwadze nie umknął fakt, że Brenner zwrócił się do niego po imieniu. Zastanawiał się, czy to właśnie jeden ze wspomnianych przez agenta mostów.
– Mówiłeś, że mnie sprawdzałeś. Gdzie sprawdzałeś?
– Harry, dobrze się nam współpracuje, po co to psuć? Jeżeli popełniłem błąd, przepraszam.
– W porządku. Gdzie mnie sprawdzałeś?
– Słuchaj, powiem ci tylko tyle, że spytałem agentki Walling, kto prowadzi sprawę z ramienia policji i podała mi twoje nazwisko. Jadąc do domu Kentów, zadzwoniłem do paru miejsc. Powiedziano mi, że jesteś bardzo kompetentnym detektywem. Że masz na koncie ponad trzydzieści lat służby, kilka lat temu poszedłeś na emeryturę, nie bardzo ci się podobało i wróciłeś do firmy badać stare sprawy. Sprawa Echo Park trochę wymknęła ci się spod kontroli – mówię o tej historii, w którą wciągnąłeś agentkę Walling. Nie pracowałeś przez parę miesięcy, kiedy, hm, wyjaśniano szczegóły, ale już wróciłeś i zostałeś przeniesiony do specjalnej sekcji zabójstw.
– Co jeszcze?
– Harry…
– Co jeszcze?
– No dobra. Doszły mnie słuchy, że bywasz trudnym partnerem, zwłaszcza jeżeli chodzi o współpracę ze służbami federalnymi. Ale muszę przyznać, że jak dotąd niczego takiego nie zauważyłem.
Bosch domyślał się, że większość tych informacji pochodzi od Rachel – widział, jak rozmawia przez telefon. Powiedziała mu wtedy, że rozmawiała ze swoim partnerem. Rozczarowała go, jeśli rzeczywiście mówiła o nim takie rzeczy. Wiedział też, że Brenner prawdopodobnie nie wyjawił mu większości z nich. W rzeczywistości tyle razy ścierał się z federalnymi -jeszcze zanim poznał Rachel Walling – że prawdopodobnie miał u nich teczkę grubą jak księga morderstwa.
Po mniej więcej minucie ciszy Bosch postanowił zmienić temat.
– Opowiedz mi coś o cezie – rzekł.
– Co mówiła ci Walling?
– Niewiele.
– To produkt uboczny. Powstaje przy rozszczepieniu uranu i plutonu. Po katastrofie w Czarnobylu do atmosfery przedostał się właśnie cez. Występuje w postaci proszku albo srebrzystego metalu. Kiedy przeprowadzano próby nuklearne na południowym Pacyfiku…
– Nie pytam o szczegóły naukowe. Szczegóły naukowe mnie nie obchodzą. Powiedz mi, z czym tu mamy do czynienia.
Brenner zastanowił się przez chwilę.
– Dobra – powiedział. – Materiał, o który nam chodzi, jest w kawałkach wielkości gumki do ołówka. Umieszcza się go w szczelnych tulejach ze stali nierdzewnej wielkości nabojów kalibru czterdzieści pięć. W leczeniu nowotworów ginekologicznych wprowadza się go na dokładnie obliczony czas do ciała kobiety – do macicy – żeby napromieniować guz. Krótkie dawki są podobno bardzo skuteczne. A zadanie takich ludzi jak Stanley Kent polega na ustaleniu okresu napromieniowania – na podstawie obliczeń fizycznych określają wymaganą dawkę. Potem pobierają cez ze szpitalnego sejfu i osobiście dostarczają onkologowi na salę operacyjną. Ten system jest po to, żeby lekarz miał jak najkrótszy kontakt z materiałem promieniotwórczym. Chirurg podczas zabiegu nie może nosić żadnej odzieży ochronnej, więc musi ograniczyć do minimum czas ekspozycji, rozumiesz, co mam na myśli?
Bosch przytaknął.
– Te tuleje chronią człowieka, który ma z nimi kontakt?
– Nie, jedynym zabezpieczeniem przed promieniowaniem gamma jest ołów. Sejf, w którym trzymają pojemniki z cezem, jest wyłożony ołowiem. Urządzenie do transportu tulei też jest z ołowiu.
– No dobra. Jak niebezpieczny może być ten materiał, gdyby wydostał się na zewnątrz?
Brenner odpowiedział po krótkim namyśle.
– Gdyby wydostał się na zewnątrz, wszystko zależy od ilości, dyspersji i lokalizacji. To są zmienne czynniki. Okres połowicznego rozpadu cezu wynosi trzydzieści lat. Na ogół przyjmuje się margines bezpieczeństwa równy dziesięciu okresom połowicznego rozpadu.
– Zaraz, bo się gubię. Jaki z tego wniosek?
– Taki, że zagrożenie promieniowaniem zmniejsza się o połowę co trzydzieści lat. Gdyby rozproszyć dużą ilość tego materiału w zamkniętej przestrzeni – na przykład na stacji metra albo w biurowcu – wtedy obiekt zostałby wyłączony z użytku na trzysta lat.
Słysząc to, Bosch osłupiał.
– A ludzie? – zapytał.
– To też zależy od dyspersji i jej opanowania. Promieniowanie o wysokim natężeniu mogłoby zabić człowieka w ciągu paru godzin. Ale gdyby izotop został rozproszony za pomocą bomby na stacji metra, przypuszczam, że ofiar takiego ataku byłoby niewiele. Nie chodzi tu jednak o liczbę ofiar śmiertelnych. Tym ludziom zależy na czynniku strachu. Do eksplozji dochodzi w jednym miejscu, ale fala strachu zalewa cały kraj. Pomyśl o takim Los Angeles. Nigdy nie byłoby już tym samym miastem co dawniej.
Bosch skinął tylko głową. Nie było tu nic więcej do powiedzenia.