Następne dziesięć minut zdawały się trwać dziesięć godzin. Bosch kluczył między samochodami, aż wreszcie dotarł do zjazdu na Broadway. Skręcając, wyłączył syrenę i pomknął w dół zbocza. Od celu dzieliły ich trzy skrzyżowania.
Million Dollar Theater zbudowano w czasach, gdy przemysł filmowy chwalił się swoimi dziełami w kinach wytwornych jak pałace przy odcinku Broadwayu znajdującym się w centrum. Odkąd ostatni raz wyświetlono tu premierową produkcję, minęło jednak parę dziesiątków lat. Bogato zdobioną fasadę zasłaniał kiedyś podświetlany afisz, który zamiast filmów reklamował odrodzenie religijne. Dziś kino czekało puste na ratunek i remont, a nad nim wznosił się dwunastopiętrowy budynek, niegdyś uważany za okazały, gdzie dziś mieściły się biura średniej jakości oraz mieszkalne lofty.
– Niezłe miejsce na tajne biuro tajnej jednostki – powiedział Bosch, gdy gmach wyłonił się przed nimi. – Nikt by się nie domyślił.
Walling nie odpowiedziała. Znów próbowała się do kogoś dodzwonić. Po chwili ze złością zatrzasnęła klapkę telefonu.
– Nie mogę się połączyć nawet z sekretarką. Zawsze wychodzi na lunch dopiero po pierwszej, więc w biurze zawsze ktoś jest, gdy agenci wychodzą wcześniej.
– Gdzie dokładnie jest to biuro i w której części jest Alicia Kent?
– Mamy całe siódme piętro. Jest tam mały salonik z kanapą i telewizorem. Posadzili ją tam, żeby mogła oglądać telewizję.
– Ile osób pracuje w wydziale?
– Ośmioro agentów, sekretarka i kierowniczka biura. Kierowniczka właśnie poszła na urlop macierzyński, a sekretarka jest na lunchu.
Mam nadzieję. Ale nie mogli zostawić Alicii Kent samej. To wbrew przepisom. Ktoś musiał z nią zostać.
Bosch skręcił w prawo w Trzecią i natychmiast zatrzymał wóz przy krawężniku. Ignacio Ferras już na nich czekał, oparty o swoje volvo kombi. Przed nim stał zaparkowany jeszcze jeden samochód. Radiowóz federalny. Bosch i Walling wysiedli. Bosch podszedł do Ferrasa, a Walling zajrzała do radiowozu.
– Widziałeś Maxwella? – spytał partnera Bosch.
– Kogo?
– Agenta Maxwella. Faceta, którego rano rozłożyliśmy na łopatki w domu Kentów.
– Nie, nikogo nie widziałem. Co…
– To jego samochód – powiedziała Walling, podchodząc do nich.
– Ignacio, to jest agentka Walling.
– Iggy.
– Rachel.
Podali sobie ręce.
– Dobra, więc musi być na górze – powiedział Bosch. – Ile tu jest klatek schodowych?
– Trzy – odrzekła Walling. – Ale na pewno wszedł do tej najbliżej samochodu.
Wskazała podwójne stalowe drzwi niedaleko rogu budynku. Bosch podszedł tam sprawdzić, czy są zamknięte. Ferras i Walling ruszyli za nim.
– Co się dzieje? – spytał Ferras.
– Maxwell to nasz morderca – odparł krótko Bosch. – Poszedł na górę…
– Co?
Bosch sprawdził drzwi wyjściowe. Od zewnątrz nie było żadnych klamek ani uchwytów. Odwrócił się do Ferrasa.
– Słuchaj, mamy mało czasu. Uwierz mi, to Maxwell. Wszedł tu, żeby załatwić Alicię Kent. Wej…
– Co ona tu robi?
– FBI ma tu swoje biuro. Tam jest Alicia. Koniec pytań, zgoda? Po prostu słuchaj. Agentka Walling i ja wjedziemy windą na górę. Ty zaczekasz przy tych drzwiach. Jeżeli Maxwell wyjdzie, rozwalasz go. Rozumiesz? Rozwalasz go.
– Dobra.
– W porządku. Wezwij wsparcie. Idziemy.
Bosch poklepał Ferrasa po policzku.
– trzymaj fason.
Zostawili Ferrasa i skierowali się do głównego wejścia. W budynku nie było żadnego holu, tylko korytarz z windą. Drzwi otwierało się przyciskiem, a Walling za pomocą karty magnetycznej odblokowała przycisk z siódemką. Winda ruszyła w górę.
– Coś mi mówi, że nigdy nie będziesz go nazywał Iggy – powiedziała Walling.
Bosch zbył jej uwagę milczeniem, ale nagle coś mu przyszło do głowy.
– Czy kiedy winda dojeżdża na piętro, włącza się jakiś dzwonek czy brzęczyk?
– Nie pamię… chyba tak. Tak, na pewno.
– No to świetnie. Będzie nas miał jak na dłoni.
Bosch wyciągnął z kabury swojego kimbera i odbezpieczył. Walling zrobiła to samo ze swoją bronią. Bosch odsunął Walling na bok, sam przywierając do drugiej ściany windy. Uniósł pistolet. Winda wreszcie dotarła na siódme i w korytarzu rozległ się cichy dźwięk dzwonka. Drzwi zaczęły się rozsuwać, ukazując najpierw Boscha.
Nikogo nie było.
Kiedy wysiedli, Rachel wyciągnęła rękę w lewo, dając mu znak, że tam znajdują się biura. Bosch przyjął pozycję strzelecką i na lekko ugiętych nogach ruszył korytarzem, trzymając broń w pogotowiu.
Nadal nie było nikogo.
Szedł zwrócony w lewo, podczas gdy Rachel osłaniała go z prawej. Dotarli do obszernego pomieszczenia – biura wydziału – gdzie znajdowały się dwa rzędy boksów oraz trzy oddzielne gabinety w otwartym planie. Między boksami umieszczono duże stojaki ze sprzętem elektronicznym, a na każdym biurku stały dwa monitory komputerowe. Biuro sprawiało wrażenie, jak gdyby w każdej chwili można je było spakować i przenieść w inne miejsce.
Bosch wszedł dalej i przez okno jednego z gabinetów zobaczył mężczyznę, który siedział na krześle z odchyloną do tyłu głową i otwartymi oczami. Wyglądał, jakby miał na szyi czerwony śliniaczek. Ale Bosch wiedział, że to krew. Mężczyzna dostał strzał w pierś.
Pokazał go Rachel. Na jego widok szybko wciągnęła haust powietrza i wydała ciche westchnienie.
Drzwi do gabinetu były uchylone. Podeszli do nich i Bosch otworzył je, a Walling osłaniała ich z tyłu. Gdy Bosch znalazł się w gabinecie, zobaczył Alicię Kent siedzącą na podłodze, opartą plecami o ścianę.
Kucnął przy niej. Miała otwarte, lecz nieruchome oczy. Między jej stopami leżał pistolet, a ściana za nią była zbryzgana krwią i fragmentami mózgu.
Bosch odwrócił się i obejrzał pomieszczenie. Zrozumiał, na czym polegała inscenizacja. Miało to wyglądać tak, jak gdyby Alicia Kent wyrwała agentowi broń z kabury, zastrzeliła go, a potem usiadła na podłodze i odebrała sobie życie. Nie było żadnego listu z wyjaśnieniem, lecz Maxwell nie mógł wymyślić niczego lepszego, mając do dyspozycji niewiele czasu.
Bosch odwrócił się do Walling. Opuściła broń i stała, patrząc na martwego agenta.
– Rachel – powiedział. – On tu musi jeszcze być.
Wyprostował się i wyszedł, by przeszukać biuro. Zerkając przez szybę, dostrzegł jakiś ruch za stojakami ze sprzętem. Zatrzymał się, uniósł broń i za jednym ze stojaków zauważył człowieka zmierzającego w kierunku drzwi z tabliczką WYJŚCIE.
W tym momencie Maxwell wyskoczył z ukrycia i rzucił się do drzwi.
– Maxwell! – krzyknął Bosch. – Stój!
Maxwell błyskawicznie się obrócił i uniósł pistolet. W chwili, gdy dotknął plecami drzwi, zaczął strzelać. Szyba pękła, a odłamki szkła prysnęły na Boscha. Odpowiedział ogniem i posłał sześć kul w kierunku otwartych drzwi, ale Maxwella już nie było.
– Rachel? – zawołał, nie odrywając oczu od drzwi. – Jesteś cała?
– Tak.
Jej głos dobiegł z dołu. Gdy padły strzały, rzuciła się na podłogę.
– Dokąd prowadzą tamte drzwi?
Rachel wstała. Bosch ruszył do wyjścia, oglądając się na nią. Zobaczył kawałki szkła na jej ubraniu i rozcięcie na policzku.
– Na schody prosto do jego samochodu.
Bosch wybiegł z biura na klatkę schodową. Otworzył telefon i wcisnął przycisk szybkiego wybierania, dzwoniąc do partnera. Ferras odebrał, zanim rozległ się pierwszy sygnał.
– Schodzi!
Bosch rzucił telefon i biegiem ruszył po schodach. Słyszał tupot kroków Maxwella na stalowych stopniach i instynkt mówił mu, że agent jest już za daleko.