18

Samochód szarpnął gwałtownie, gdy Walling wyjechała z alejki i skręciła na południe, włączając się do ruchu na Cahuenga.

– Zabieram cię do „Queen of Angels", żeby doktor Garner mogła cię obejrzeć – powiedziała. – Trzymaj się, zrób to dla mnie, Bosch.

Wiedział, że czułe nazywanie po nazwisku niebawem się skończy. Wskazał pas lewego skrętu prowadzący na Barham Boulevard.

– Daj spokój ze szpitalem – powiedział. – Zawieź mnie do domu Kentów.

– Co?

– Później pojadę się zbadać. Jedź do domu Kentów. Skręć tu. Jedź!

Wjechała na pas lewego skrętu.

– Co się dzieje?

– Nic mi nie jest. Wszystko w porządku.

– To znaczy, że to zasłabnięcie przed chwilą było…

– Musiałem cię stamtąd zabrać, musiałem cię zabrać od Brennera, żeby to sprawdzić i z tobą pogadać. Bez świadków.

– Co sprawdzić? O czym pogadać? Zdajesz sobie sprawę, co zrobiłeś? Myślałam, że ratuję ci życie. Teraz Brenner albo ktoś inny zapisze sobie na koncie odzyskanie cezu. Wielkie dzięki, gnojku. To było moje miejsce zdarzenia.

Rozpiął marynarkę i wyciągnął zrolowany i złożony plakat.

– Nie przejmuj się tym – powiedział. – Ty będziesz mogła zapisać sobie na koncie aresztowania. Tylko może nie będziesz chciała.

Rozłożył plakat, zaginając górną część i kładąc ją na kolanach. Interesowała go dolna część.

– Dhanurasana – powiedział.

Walling zerknęła na niego, a potem na plakat.

– Zaczniesz wreszcie mówić, o co tu chodzi?

– Alicia Kent ćwiczy jogę. W jej pokoju do ćwiczeń widziałem maty.

– Ja też. Co z tego?

– Widziałaś odbarwienie od słońca na ścianie po jakimś obrazie, kalendarzu albo plakacie?

– Tak, widziałam.

Bosch uniósł plakat.

– Idę o zakład, że ten będzie pasował jak ulał. To jest plakat, który Gonzalves znalazł razem z cezem.

– I co to oznacza? Jeżeli plakat faktycznie będzie pasował?

– Że to była zbrodnia prawie doskonała. Alicia Kent ukartowała zabójstwo męża i gdyby Digoberto Gonzalves przypadkiem nie znalazł wyrzuconych dowodów, uszłoby to jej na sucho.

Walling lekceważąco pokręciła głową.

– Daj spokój, Harry. Twierdzisz, że weszła w zmowę z międzynarodowymi terrorystami, żeby zabili jej męża w zamian za cez? Nie wierzę, że w ogóle to robię. Muszę wracać na miejsce zdarzenia.

Spojrzała w lusterka, przygotowując się do manewru zawracania. Jechali Lake Hollywood Drive i od domu Kentów dzieliły ich dwie minuty.

– Nie, jedź dalej. Jesteśmy prawie na miejscu. Alicia Kent weszła w zmowę, ale nie z żadnym terrorystą. Dowodem jest cez w śmieciach. Sama mówiłaś, że Moby i El-Fayed nie mogli ukraść cezu, żeby go wyrzucić. Jaki z tego wniosek? To nie była kradzież. To naprawdę było morderstwo. Cez był fałszywym tropem. Tak jak Ramin Samir. A Moby i El-Fayed? Też mieli nas zmylić. Ten plakat pomoże to udowodnić.

– Jak?

– Dhanurasana, łuk.

Przysunął plakat bliżej, żeby mogła zobaczyć pozycję jogi w dolnym rogu. Ilustracja przedstawiała leżącą na brzuchu kobietę, z rękami z tyłu, trzymając się za kostki w taki sposób, że jej tułów był wygięty w łuk. Wyglądała, jak gdyby ją związano.

Walling zerknęła na zakręt przed sobą, po czym jeszcze raz przyjrzała się pozycji na plakacie.

– Wejdziemy do domu i sprawdzimy, czy plakat pasuje do plamy na ścianie – rzekł Bosch. – Jeżeli tak, to znaczy, że ona i morderca zdjęli go, bo nie chcieli ryzykować, że zobaczymy go i skojarzymy z tym, co ją spotkało.

– To naciągane, Harry. I to mocno.

– Wcale nie, jeżeli popatrzymy na to w szerszym kontekście.

– A ty oczywiście potrafisz go przedstawić.

– Jak tylko wejdziemy do domu.

– Mam nadzieję, że nie pozbyłeś się klucza.

– Jasne, że nie.

Walling skręciła w Arrowhead Drive i wcisnęła gaz. Ale po chwili zwolniła i znów z niedowierzaniem pokręciła głową.

– To niedorzeczne. Przecież podała nam imię „Moby". Nie mogła wiedzieć, że jest w kraju. Poza tym twój świadek twierdzi, że w punkcie widokowym morderca nacisnął spust, wzywając Allaha. Jak…

– Najpierw spróbujmy przyłożyć plakat do ściany. Jeżeli pasuje, wszystko ci dokładnie wytłumaczę. Obiecuję. Jeżeli nie pasuje, to ręczę słowem – przestanę ci zawracać głowę.

Ustąpiła i przez ostatni odcinek drogi nie odezwała się ani słowem. Przed domem Kentów nie było już wozu FBI. Bosch przypuszczał, że wszyscy jak jeden mąż ruszyli do miejsca odnalezienia cezu.

– Dzięki Bogu, że nie muszę jeszcze raz spotykać się z Maxwellem – powiedział.

Walling nawet się nie uśmiechnęła.

Bosch wysiadł, niosąc plakat oraz teczkę ze zdjęciami, które technicy zrobili w domu Kentów. Kluczami Stanleya Kenta otworzył drzwi i od razu skierowali się do pokoju ćwiczeń. Stanęli po obu stronach prostokątnego odbarwienia na ścianie, a Bosch rozwinął plakat. Trzymając go za górne rogi, przyłożyli plakat do rogów plamy. Bosch przesunął drugą ręką przez środek plakatu, wygładzając go na ścianie. Plakat pasował idealnie. Co więcej, ślady po taśmie na ścianie pasowały do śladów i resztek taśmy na plakacie. Bosch nie miał najmniejszych wątpliwości. Plakat znaleziony przez Digoberta Gonzalvesa w kontenerze przy Cahuenga z pewnością pochodził z domowego studia jogi Alicii Kent.

Rachel puściła swoją stronę plakatu i wyszła z pokoju.

– Będę w salonie. Nie mogę się doczekać twoich wyjaśnień.

Bosch zrolował plakat i poszedł za nią. Walling usiadła na tym samym fotelu, na którym przed kilkoma godzinami posadził Maxwella. Bosch stanął przed nią.

– Bali się, że plakat ich zdradzi – powiedział. – Jakiś sprytny agent czy detektyw mógłby zobaczyć pozycję łuku i zacząć się zastanawiać. Kobieta ćwiczy jogę, może mogłaby wytrzymać związana na łóżku, może to był jej pomysł, może zrobiła to, żeby pomóc wprowadzić nas w błąd. Woleli więc nie ryzykować. Plakat musiał zniknąć. Trafił do kontenera na śmieci razem z cezem, bronią i wszystkim, czego użyli. Z wyjątkiem kominiarek i lipnej mapy, które podrzucili razem z samochodem pod domem Samira.

– Jest mistrzynią przestępstwa – powiedziała Walling z drwiną w głosie.

Bosch ciągnął, niezrażony jej sarkazmem, wiedział, że ją przekona.

– Jeżeli każesz swoim ludziom przeszukać tamten szereg kontenerów, znajdziesz resztę – tłumik z butelki po coli, rękawiczki, pierwszy zestaw opasek, którymi ją związano, wszystkie…

– Pierwszy zestaw opasek?

– Zgadza się. Zaraz do tego dojdę.

Na Walling nie zrobiło to żadnego wrażenia.

– Lepiej dojdź do wszystkiego po kolei. Bo w tej historii jest mnóstwo dziur. Co z imieniem „Moby"? Co z wzywaniem Allaha przez mordercę? Co…

Bosch podniósł rękę.

– Zaczekaj – powiedział. – Muszę się napić wody. Wyschło mi w gardle od tego gadania.

Poszedł do kuchni, pamiętając, że rozglądając się tam wcześniej, widział w lodówce butelki schłodzonej wody.

– Chcesz coś? – zawołał.

– Nie – odkrzyknęła Walling. – Nie jesteśmy u siebie, zapomniałeś?

Bosch otworzył lodówkę, wyciągnął butelkę wody i wypił połowę, stojąc przed otwartymi drzwiami. Zimne powietrze też dobrze mu zrobiło. Zamknął lodówkę, lecz natychmiast otworzył ją ponownie. Coś zauważył. Na górnej półce stała plastikowa butelka z sokiem winogronowym. Wyciągnął ją i obejrzał, przypomniawszy sobie, że gdy przeglądał śmieci w garażu, znalazł papierowe ręczniki ze śladami soku winogronowego.

Kolejny kawałek układanki trafił na właściwe miejsce. Bosch odstawił butelkę na miejsce, po czym wrócił do salonu, gdzie Rachel czekała na dalszy ciąg. Nadal nie zamierzał siadać.

– Dobra, kiedy złapaliście na wideo w porcie terrorystę znanego jako Moby?

– Co to ma współ…

– Proszę cię, odpowiedz na pytanie.

– Dwunastego sierpnia zeszłego roku.

– Dobra, dwunastego sierpnia. A potem co, ogłoszono jakiś alarm w FBI i Departamencie Bezpieczeństwa Krajowego?

Skinęła głową.

– Ale nie od razu – powiedziała. – Dopiero po dwóch miesiącach analizy wideo potwierdzono, że to byli Nassar i El-Fayed. Napisałam komunikat. Wyszedł dziewiątego października i zawierał informację o tym, że widziano ich obu w kraju.

– Dlaczego nie ogłosiliście tego publicznie? Pytam z czystej ciekawości.

– Bo mieliśmy… właściwie nie mogę ci powiedzieć.

– Właśnie powiedziałaś. Pewnie obserwowaliście jakąś osobę czy miejsce i liczyliście na to, że się tam pojawią. Gdybyście to podali do publicznej wiadomości, mogliby zejść do podziemia i już nigdy by się nie pokazali.

– Możemy wrócić do tematu?

– Jasne. A więc komunikat wychodzi dziewiątego października. Tego dnia zrodził się plan zamordowania Stanleya Kenta.

Walling skrzyżowała ręce na piersi i patrzyła na niego. Bosch pomyślał, że być może zaczyna rozumieć, do czego zmierza, i nie jest zachwycona.

– Najlepiej zacząć od końca i cofnąć się do początku – powiedział Bosch. – Alicia Kent podała wam imię Moby'ego. Skąd mogła je znać?

– Usłyszała, jak jeden zwracał się tak do drugiego.

Bosch przecząco pokręcił głową.

– Nie, powiedziała ci, że usłyszała. Ale jeżeli kłamała, skąd wiedziałaby, jakie imię ma podać? Czyżby to był zbieg okoliczności, że podała pseudonim faceta, który pół roku wcześniej był widziany w kraju – i to akurat w okręgu Los Angeles? Nie sądzę, Rachel, ty chyba też nie. Takiego prawdopodobieństwa nie da się obliczyć.

– No dobrze, więc twierdzisz, że imię podał jej ktoś z biura albo innej agencji, do której trafił mój komunikat.

Bosch skinął głową i wycelował w nią palec.

– Zgadza się. Podał jej imię, żeby mogła z nim wyskoczyć, kiedy będzie ją przesłuchiwał ten mistrz z FBI. Imię razem z planem podrzucenia samochodu przed domem Ramina Samira miało zmylić trop, żeby FBI i reszta zaczęli szukać terrorystów, którzy nie mieli z tym nic wspólnego.

– „Podał"? On?

– Właśnie do tego zmierzam. Masz rację, imię mógł jej przekazać każdy, kto widział komunikat. Przypuszczam, że w grę wchodziłoby sporo osób. Sporo w samym Los Angeles. Jak więc zawęzić tę grupę do jednego człowieka?

– Ty mi powiedz.

Bosch otworzył butelkę i wypił resztę wody. Trzymając w ręce pustą butelkę, kontynuował:

– Spróbujmy ją zawęzić, cofając się jeszcze dalej. Gdzie mogły się przeciąć drogi Alicii Kent i jednej z osób, które wiedziały o Mobym?

Walling zmarszczyła brwi i pokręciła głową.

– Przy takich parametrach, gdziekolwiek. W kolejce w supermarkecie albo gdy kupowała nawóz do róż. Gdziekolwiek.

Bosch naprowadził ją dokładnie tam, gdzie zamierzał.

– Wobec tego należy zawęzić parametry – ciągnął. – Gdzie mogłaby spotkać kogoś, kto wiedział o Mobym, a jednocześnie wiedział, że jej mąż ma dostęp do materiałów radioaktywnych, które mogłyby interesować Moby'ego?

Walling lekceważąco potrząsnęła głową.

– Nigdzie. Musiałoby dojść do nadzwyczajnego zbiegu okoliczności, żeby…

Urwała, kiedy wreszcie do niej dotarło. Doznała olśnienia. I szoku, gdy zrozumiała, co Bosch ma na myśli.

– Mój partner i ja na początku zeszłego roku odwiedziliśmy Kentów, żeby ich ostrzec. Chyba chcesz mi dać do zrozumienia, że jestem podejrzana.

Bosch pokręcił głową.

– Mówiłem o podejrzanym w rodzaju męskim, pamiętasz? Nie przyjechałaś tu sama.

Gdy pojęła sugestię, w jej oczach zamigotała złość.

– To absurd. Wykluczone. Nie wierzę, że mógłbyś…

Nie dokończyła, jak gdyby odnalazła w pamięci jakiś szczegół, który mógł podważyć jej zaufanie i lojalność wobec partnera. Bosch wychwycił ten sygnał i podszedł bliżej.

– Co? – spytał.

– Nic.

– Co?

– Słuchaj, dobrze ci radzę – powiedziała stanowczo – lepiej nie mów nikomu o swojej teorii. Masz szczęście, że ja pierwsza ją usłyszałam. Bo gadasz jak jakiś pomyleniec, któremu zależy tylko na wendecie. Nie masz dowodów, nie masz motywu, nie masz żadnych obciążających zeznań, nic. Tylko chorą hipotezę opartą na… plakacie z pozycjami jogi.

– Nie ma innego wyjaśnienia, które pokrywa się z faktami. Mówię o faktach sprawy. Nie o fakcie, że FBI, Departament Bezpieczeństwa i reszta rządu federalnego byliby zachwyceni, gdyby to był zamach terrorystyczny, bo dzięki temu udowodniliby, że są potrzebni i odwrócili uwagę krytyków od swoich wpadek. Wbrew temu, co myślisz, są dowody i są obciążające zeznania. Gdybyśmy podłączyli Alicii Kent wykrywacz kłamstw, przekonałabyś się, że wszystko, co powiedziała mnie, tobie i temu mistrzowi przesłuchiwania to łgarstwo. Prawdziwym mistrzem była Alicia Kent. Mistrzynią manipulacji.

Walling pochyliła się i spuściła wzrok na podłogę.

– Dziękuję, Harry. Tak się składa, że tym mistrzem przesłuchiwania, z którego tak sobie szydzisz, jestem ja.

Bosch na moment otworzył usta.

– Och… tak… to przepraszam… ale to nie ma znaczenia. Ważne, że Alicia Kent jest mistrzynią kłamstwa. Nakłamała nam, ale skoro już wiemy, jak było naprawdę, łatwo ją będzie zdemaskować.

Walling wstała z fotela i podeszła do okna panoramicznego. Pionowe żaluzje były zasłonięte, ale rozchyliła je palcami i wyjrzała na ulicę. Bosch widział, że rozmyśla nad jego teorią, analizując wszystkie szczegóły.

– A świadek? – spytała, nie odwracając się. – Słyszał, jak morderca krzyknął „Allah". Też należał do spisku? A może przypadkiem wiedzieli, że tam jest, i krzyknęli „Allah" w ramach swojej mistrzowskiej manipulacji?

Bosch delikatnie odchrząknął. Gardło go piekło i coraz trudniej było mu mówić.

– Nie, to akurat lekcja na temat słyszenia tego, co chce się usłyszeć. Przyznaję się, że kiepski ze mnie mistrz przesłuchiwania. Chłopak powiedział mi, że morderca krzyknął, naciskając spust. Mówił, że nie jest pewien, ale brzmiało to jak „Allah", co oczywiście zgadzało się z tym, co wtedy myślałem. Usłyszałem to, co chciałem usłyszeć.

Walling odsunęła się od okna, usiadła i znów założyła ręce. Bosch w końcu także usiadł na fotelu naprzeciw niej.

– Ale skąd świadek mógł wiedzieć, że krzyczał morderca, a nie ofiara? – ciągnął. – Siedział ponad pięćdziesiąt metrów od nich. Było ciemno. Skąd mógł wiedzieć, że to nie Stanley Kent wykrzyczał ostatnie słowo przed egzekucją? Imię kobiety, którą kochał, bo miał umrzeć, nie wiedząc nawet, że go zdradziła.

– Alicia.

– Otóż to. „Alicia" zagłuszona przez strzał zmieniła się w „Allaha".

Walling opuściła ręce i wychyliła się do przodu. To był dobry znak. Z języka jej ciała Bosch odczytał, że powoli osiąga cel.

– Mówiłeś wcześniej o pierwszym zestawie opasek-powiedziała. – Co miałeś na myśli?

Bosch skinął głową i podał jej teczkę z fotografiami z miejsca zdarzenia. Najlepsze zostawił na koniec.

– Przyjrzyj się tym zdjęciom – rzekł. – Co widzisz? Otworzyła teczkę i zaczęła oglądać fotografie. Przedstawiały różne ujęcia sypialni Kentów.

– Sypialnie – odparła. – Czegoś nie zauważyłam?

– Otóż to. – Co?

– Chodzi o to, czego nie widzisz. Na zdjęciu nie ma ubrania. Alicia powiedziała nam, że kazali jej usiąść na łóżku i się rozebrać. Mamy uwierzyć, że zanim ją związali, pozwolili jej schować ubranie? Włożyć do kosza na brudną bieliznę? Popatrz na ostatnie zdjęcie. Jest z e-maila, którego wysłali do Stanleya Kenta.

Walling przerzuciła dokumenty w teczce i znalazła wydruk zdjęcia z e-maila. Oglądała je w skupieniu. Bosch dostrzegł w jej oczach błysk zrozumienia.

– Co teraz widzisz?

– Szlafrok – odrzekła z przejęciem. – Kiedy pozwoliliśmy się jej ubrać, poszła po szlafrok do garderoby. Na fotelu nie było szlafroka!

Bosch przytaknął i zaczęli wspólnie uzupełniać brakujące elementy historii.

– Co nam to mówi? – zapytał. – Że terroryści byli tak uprzejmi, że kiedy zrobili zdjęcie, powiesili szlafrok w garderobie?

– A może pani Kent została związana dwa razy, a szlafrok zniknął między jednym a drugim?

– Popatrz jeszcze raz na to zdjęcie. Zegar na nocnej szafce jest wyłączony.

– Dlaczego?

– Nie wiem, może się bali, żeby na fotografii nie znalazł się żaden ślad wskazujący na godzinę. Może pierwszego zdjęcia w ogóle nie zrobiono wczoraj tylko podczas próby generalnej dwa dni albo dwa tygodnie temu.

Rachel skinęła głową, a Bosch widział, że już mu wierzy.

– Pierwszy raz została związana do zdjęcia, a potem przed naszym przyjazdem – powiedziała.

– Tak jest. Dzięki temu mogła pomóc w realizacji planu na punkcie widokowym. Nie zabiła męża, ale siedziała w drugim samochodzie. Gdy Stanley już nie żył, cez trafił do śmieci, a samochód podrzucono Samirowi, wróciła ze swoim wspólnikiem do domu i dała się związać.

– Kiedy przyjechaliśmy, wcale nie zemdlała. Grała zgodnie z planem. A zmoczyła łóżko tylko po to, żeby lepiej sprzedać nam numer.

– Zapach moczu zamaskował też zapach soku winogronowego.

– O czym ty mówisz?

– O sinych śladach na jej kostkach i przegubach. Teraz wiemy, że nie leżała związana przez parę godzin. Mimo to miała sińce. W lodówce stoi otwarta butelka soku winogronowego, a w kuble na śmieci leżą papierowe ręczniki z granatowymi plamami. Zrobiła sobie sińce sokiem.

– O Boże, nie mogę w to uwierzyć.

– W co?

– Byłam z nią w taktycznym, w małym pokoiku. Zdawało mi się, że czuję zapach soku winogronowego. Myślałam, że ktoś tam był przed nami i pił sok. Czułam go!

– Sama widzisz.

Nie było już wątpliwości. Bosch zdołał ją przekonać. Nagle jednak przez twarz Walling niczym chmura przemknął cień niepokoju i zwątpienia.

– Ale co z motywem? – spytała. – Mówimy o agencie federalnym. Żeby go oskarżyć, musimy mieć wszystko, nawet motyw. Nie można niczego pozostawiać przypadkowi.

Bosch był przygotowany na to pytanie.

– Sama widziałaś motyw. Alicia Kent to piękna kobieta. Jack Brenner jej pragnął, a na drodze stał mu Stanley Kent.

Walling w szoku otworzyła szeroko oczy. Bosch dowodził dalej.

– To właśnie motyw, Rachel. Sama…

– Ale przecież…

– Daj mi skończyć. Wyglądało to tak. Ty i twój partner zjawiliście się tu w zeszłym roku, żeby ostrzec Kentów przed zagrożeniem związanym z jego pracą. Między Alicią i Jackiem coś zaiskrzyło. Zainteresowała go, on zainteresował ją. Zaczynają się potajemnie umawiać na kawę, na drinka, wszystko jedno. Sprawa rozwija się krok po kroku. Nawiązują romans i angażują się coraz bardziej, aż wreszcie dochodzą do wniosku, że trzeba coś zrobić. Ona musi zostawić męża. Albo muszą się go pozbyć, bo stawką jest ubezpieczenie i połowa firmy. To wystarczający motyw, Rachel, i o to chodzi w tej sprawie. Nie o cez ani terroryzm. Mamy podstawową formułę: seks plus pieniądze równa się morderstwo. To wszystko.

Pokręciła głową, marszcząc brwi.

– Nie wiesz, o czym mówisz. Jack Brenner jest żonaty, ma troje dzieci. Jest spokojnym, nudnym facetem i nie interesują go skoki w bok. Nie był…

– Każdego faceta interesują skoki w bok. Nieważne, czy jest żonaty ani ile ma dzieci.

– Pozwolisz mi skończyć? – spytała cicho. – Mylisz się co do Brennera. Poznał Alicię Kent dopiero dzisiaj. Kiedy tu przyjechałam w zeszłym roku, nie był moim partnerem. Ani razu nie mówiłam ci, że to był on.

Wiadomość wstrząsnęła Boschem. Od początku zakładał, że jej obecny partner współpracował z nią też w zeszłym roku. Przedstawiając jej swoją wersję wypadków, cały czas miał w głowie obraz Brennera.

– Na początku roku we wszystkich zespołach w taktycznym były przetasowania. W ramach promowania lepszej koncepcji współpracy. Z Jackiem pracuję od stycznia.

– Kto był twoim partnerem w zeszłym roku, Rachel?

Przez dłuższą chwilę patrzyła mu w oczy.

– Cliff Maxwell.

Загрузка...