Weszli do głównego holu kliniki św. Agaty i spytali recepcjonistkę o szefa ochrony. Oznajmiła im, że szef pracuje w ciągu dnia, ale postara się poszukać nocnego kierownika ochrony. Czekając na niego, usłyszeli helikopter lądujący na długim trawniku przed centrum medycznym, a po chwili do szpitala wkroczył czteroosobowy zespół radiologiczny. Każdy z jego członków miał na sobie ubranie ochronne i trzymał w ręku osłonę twarzy. Dowódca grupy – z plakietką z nazwiskiem KYLE REID – miał ręczny monitor promieniowania.
Wreszcie, po dwukrotnym ponagleniu kobiety w recepcji, w holu zjawił się mężczyzna, który wyglądał, jak gdyby właśnie ściągnięto go z łóżka. Powitał ich i przedstawił się jako Ed Romo. Nie potrafił oderwać wzroku od skafandrów przeciwpromiennych zespołu radiologicznego. Brenner mignął mu legitymacją i przejął dowodzenie. Bosch nie protestował. Wiedział, że znaleźli się na terytorium, na którym powinien pozwolić grać pierwsze skrzypce agentowi federalnemu, jeśli chciał, by śledztwo nie zwalniało tempa.
– Musimy sprawdzić, czy ilość materiału w gorącym laboratorium zgadza się ze spisem – powiedział Brenner. – Musimy też zobaczyć jakiś rejestr nazwisk czy danych kluczy magnetycznych, gdzie odnotowano, kto wchodził do laboratorium w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin.
Romo ani drgnął. Wahał się, jak gdyby próbując pojąć sens sceny rozgrywającej się przed jego oczami.
– O co chodzi? – spytał w końcu.
Brenner zrobił krok w jego stronę, stając tuż przed nim.
– Właśnie mówię – odparł. – Musimy wejść do laboratorium na onkologii. Jeżeli nie może nas pan tam zaprowadzić, proszę znaleźć kogoś innego, kto to zrobi. Natychmiast.
– Najpierw muszę zadzwonić – powiedział Romo.
– Dobrze. Niech pan dzwoni. Daję panu dwie minuty, ale potem będzie pan nam musiał zejść z drogi.
Wygłaszając tę groźbę, Brenner cały czas uśmiechał się i kiwał głową.
Romo wyciągnął telefon komórkowy i odsunął się od grupy, żeby zadzwonić. Brenner przepuścił go, spoglądając z gorzkim uśmiechem na Boscha.
– W zeszłym roku robiłem tu przegląd zabezpieczeń. Mieli zamykane laboratorium, sejf i to wszystko. Później wprowadzili lepszy system. Ale kiedy zbudujesz lepszą pułapkę na myszy, myszy stają się sprytniejsze.
Bosch skinął głową.
Po dziesięciu minutach Bosch, Brenner, Romo i członkowie zespołu radiologicznego wysiedli z windy w piwnicy kliniki. Szef Roma już jechał, lecz Brenner na niego nie czekał. Romo kartą magnetyczną otworzył drzwi laboratorium onkologicznego.
Pomieszczenie było puste. Przy wejściu Brenner znalazł listę inwentarzową oraz rejestr wejść i wyjść z laboratorium i zaczął czytać. Na biurku stał także monitor pokazujący obraz z kamery umieszczonej w sejfie.
– Był tu – powiedział Brenner.
– Kiedy? – zapytał Bosch.
– Z papierów wynika, że o siódmej.
Reid wskazał monitor.
– Rejestrujecie to? – spytał Roma. – Możemy zobaczyć, co Kent robił w środku?
Romo patrzył na monitor, jak gdyby zobaczył go pierwszy raz w życiu.
– Hm, nie, to tylko monitor – rzekł wreszcie. – Człowiek przy biurku ma widzieć, co się zabiera z sejfu.
Romo pokazał przeciwległy koniec laboratorium, gdzie znajdowały się duże stalowe drzwi. Na poziomie wzroku umieszczono trójlistny symbol ostrzegający przed promieniowaniem oraz tablicę:
UWAGA!
ZAGROŻENIE PROMIENIOTWÓRCZE
WSTĘP TYLKO W ODZIEŻY OCHRONNEJ
CIUDADO! PELIGRO DE RADIACIÓN
SE DEBE USAR EOUIPO DE PROTECTION
Bosch zauważył, że poza szczeliną na kartę magnetyczną drzwi są wyposażone w klawiaturę zamka cyfrowego.
– Tu jest napisane, że zabrał jedno źródło cezu – rzekł Brenner, nadal studiując rejestr. – Jedną tuleję. To przypadek poza tym szpitalem. Miał przetransportować cez do Centrum Medycznego Burbank na zabieg. Jest tu nazwisko pacjentki. Hanover. Według spisu w sejfie zostało trzydzieści jeden zasobników.
– To wszystko, czego potrzebujecie? – zapytał Romo.
– Nie – odrzekł Brenner. – Musimy osobiście skontrolować ilość materiału. Wejdziemy tam i otworzymy sejf. Jaki jest kod?
– Nie znam – powiedział Romo.
– A kto zna?
– Fizycy. Kierownik laboratorium. Szef ochrony.
– Gdzie jest szef ochrony?
– Mówiłem już. Zaraz przyjedzie.
– Dzwoń i przełącz na głośnik.
Brenner wskazał telefon na biurku. Romo usiadł. Włączył głośnik i z pamięci wstukał numer. Natychmiast odezwał się głos:
– Tu Richard Romo.
Ed Romo nachylił się nad telefonem, jakby zawstydzony odkryciem jawnego przypadku nepotyzmu.
– Ee, tato, mówi Ed. Ten człowiek z FBI…
– Pan Romo? – wtrącił Brenner. – Tu agent specjalny FBI John Brenner. Zdaje się, że przed rokiem rozmawialiśmy o szczegółach zabezpieczeń w klinice. Kiedy się pan tu zjawi?
– Za dwadzieścia, dwadzieścia pięć minut. Pamiętam…
– Za późno. Musimy zaraz otworzyć sejf w laboratorium, żeby ustalić jego zawartość.
– Nie może go pan otworzyć bez zgody szpitala. Nie obchodzi mnie, kto…
– Panie Romo, mamy powody przypuszczać, że zawartość sejfu dostała się w ręce ludzi, którzy nie przejmują się interesem ani bezpieczeństwem Amerykanów. Musimy otworzyć sejf, żeby dokładnie wiedzieć, co tam jest i czego brakuje. Nie będziemy czekać dwadzieścia minut. Proszę posłuchać, wylegitymowałem się pańskiemu synowi, a w laboratorium jest ze mną zespół ochrony radiologicznej. Musimy działać, proszę pana. Jak mam otworzyć sejf?
W głośniku na parę chwil zapadła cisza. Wreszcie Richard Romo ustąpił.
– Ed, dzwonisz z dyżurki w laboratorium, tak?
– Tak.
– Dobra, otwórz biurko i wysuń dolną szufladę po lewej.
Ed Romo odsunął krzesło i przyjrzał się biurku. Górna szuflada z lewej strony była zaopatrzona w zamek, który najwidoczniej zwalniał blokadę wszystkich trzech szuflad. w- Którym kluczem? – zapytał Ed.
– Chwileczkę.
W głośniku rozległ się brzęk kluczy.
– Spróbuj czternaście czternaście.
Ed Romo zdjął z pasa pęk kluczy i odnalazł klucz oznaczony numerem 1414. Następnie wsunął go do zamka szuflady i przekręcił. Dolna szuflada została odblokowana.
– Gotowe.
– W szufladzie jest segregator. Otwórz go i znajdź kartkę z listami kodów do sejfu. Kombinacja zmienia się co tydzień.
Trzymając segregator, Romo zaczął go otwierać pod takim kątem, by nikt poza nim nie mógł widzieć jego zawartości. Brenner wyciągnął rękę i bezceremonialnie odebrał mu segregator. Położył go przed sobą na biurku, otworzył i zaczął przerzucać protokoły bezpieczeństwa.
– Gdzie to jest? – rzucił niecierpliwie do telefonu.
– Powinno być z tyłu. U góry jest wyraźnie zaznaczone, że to lista kodów do laboratorium gorącego. Ale jest mały haczyk. Trzeba użyć zeszłotygodniowego kodu. Kombinacja z tego tygodnia nie pasuje. Niech pan użyje kodu z zeszłego.
Brenner znalazł właściwą stronę i przesunął palec po kolumnie cyfr, natrafiając na kod z poprzedniego tygodnia.
– Dobra, mam. A jak otworzę drzwi samego sejfu?
Richard Romo poinformował go z samochodu:
– Jeszcze raz użyje pan karty magnetycznej i innego kodu. Ten akurat znam, bo się nie zmienia. Sześć sześć sześć.
– Oryginalnie.
Brenner wyciągnął rękę do Eda Romo.
– Niech mi pan da swoją kartę.
Romo spełnił polecenie, a Brenner podał magnetyczny klucz Reidowi.
– Idź, Kyle – rozkazał Brenner. – Wstukaj kod pięć sześć jeden osiem cztery, a resztę słyszałeś.
Reid odwrócił się i wskazał jednego z mężczyzn w skafandrach ochronnych.
– Będzie ciasno. Wejdę tylko z Millerem.
Dowódca i wybrany przez niego członek zespołu nałożyli osłony na twarz i za pomocą karty oraz cyfrowego kodu otworzyli sejf. Miller wziął monitor promieniowania i obaj weszli do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi.
– Wie pan, ludzie, którzy tu wchodzą, nigdy nie zakładają skafandrów kosmicznych – odezwał się Ed Romo.
– Cieszę się – odparł Brenner. – Dzisiaj mamy jednak trochę inną sytuację, nie sądzi pan? Nie wiadomo, co czyha na nas za tymi drzwiami.
– Tak tylko mówię – bronił się Romo.
– W takim razie bądź łaskaw nic nie mówić, synu. Daj nam robić, co do nas należy.
Obserwując obraz na monitorze, Bosch szybko zauważył lukę w systemie zabezpieczeń. Kamera była zamontowana u góry, ale gdy Reid pochylił się, by wstukać kod na klawiaturze sejfu z materiałami, zasłonił ją ciałem przed obiektywem kamery. Jeśli nawet Kent był obserwowany przez dyżurującego ochroniarza, kiedy wszedł do laboratorium o siódmej poprzedniego wieczoru, bez trudu mógł ukryć to, co stamtąd wynosił.
Niecałą minutę po otwarciu sejfu dwaj mężczyźni w ubraniach przeciwpromiennych wyszli zza stalowych drzwi. Brenner wstał. Agenci zdjęli maski, a Reid popatrzył na Brennera. Pokręcił głową.
– Sejf jest pusty – powiedział.
Brenner wyciągnął z kieszeni telefon. Zanim jednak wybrał numer, Reid podszedł do niego, podając mu kartkę papieru wyrwaną z kołonotatnika.
– Zostało tylko to – dodał.
Bosch ponad ramieniem Brennera spojrzał na kartkę. Nagryzmolono na niej długopisem wiadomość, którą trudno było odcyfrować. Brenner odczytał ją na głos.
– „Siedzą mnie. Jeżeli tego nie zrobię, zabiją moją żonę. Trzydzieści dwa źródła cezu. Niech mi Bóg wybaczy. Nie mam wyboru".