Oskarżenie zostało uchylone nazajutrz przez ławę przysięgłych.
Gdy do tak piekielnej machinacji wciągnięty został akurat król frajerów, można być dla niego tylko bezgranicznie wspaniałomyślnym.
Moje uniewinnienie zbiegło się z końcem strajku i Brett uczynił wszystko, żebym mógł dostać miejsce w samolocie. Jednym słowem, dwa dni później znalazłem się w Juan-les-Pins. Była dziesiąta rano i Denise była już na plaży.
Leżała sama pod naszym parasolem. W ciągu tych kilku dni opaliła się na murzyna.
Rozpoznała mój cień, zanim sam stanąłem przed jej obliczem. Podniosła gwałtownie głowę.
– Kogo ja widzę. Ivanhoe powrócił! – westchnęła.
Rzuciłem się na gorący piasek obok niej. Rozglądałem się wokoło szukając siatkarzy, ale nawet siatka nie była naciągnięta.
– Szukasz Narcyza.
– Tak.
– Jeszcze nie przyszedł, ale możesz być spokojny: ja skłamałam, nic nie było między nami.
– Tak mówisz, bo…
– Mówię to, co jest prawdą. Pisząc ten list do ciebie, byłam po prostu wściekła. Jeżeli poświęca się życie jakiemuś draniowi, to od czasu do czasu wolno chyba mieć napad wściekłości, prawda?
– Ale to, co pisałaś o Marjórie i samo…
– Bujda. Ale przyznasz, że pomysł nie był taki zły, skoro wróciłeś. Bez niego jeszcze byś tam był.
– Trafiłaś w sedno – bez tego pomysłu byłbym jeszcze tam! – Wybuchnąłem śmiechem jak szalony. Denise, chcąc się mścić, uratowała mi życie!
– Dlaczego się tak śmiejesz?
– Bo jestem szczęśliwy!
– Powiedz mi…
– Co kochanie?
– Gdyby, no, gdyby między mną a Narcyzem wszystko było prawdą, co byś wówczas zrobił?
– Nie mam pojęcia.
– Zabiłbyś go?
– Być może…
– Nie byłbyś do tego zdolny.
Nie chciało mi się już śmiać. Doczołgałem się do parasola aż głowa znalazła się w cieniu. Dopiero nieco później odpowiedziałem chrapliwym głosem:
– A jednak tak!