Rozdział 23

Teddy przyglądał się Dalliemu, gdy stali w McDonaldzie przy autostradzie. Też chciałby mieć taką koszulę w kratę, szeroki skórzany pas i dżinsy z naderwaną kieszenią. Mama zawsze wyrzuca jego dżinsy, kiedy się przetrąna kolanach. I takie buty kowbojskie! Musi poprosić o nie świętego Mikołaja!

Dallie niósł tacę z jedzeniem na tył restauracji. Teddy biegł za nim, przebierając szybko nogami. Na początku, kiedy wyjechali z Manhattanu, pytał go, czy ma konie i czy widział rodeo, ale Dallie nie był zbyt rozmowny, więc Teddy w końcu umilkł, choć miał jeszcze mnóstwo pytań.

Holly Grace zawsze mu opowiadała o Dallasie Beaudinie -jak się poznali w Wynette, jak Dallie uciekł z domu i poznał Skeeta Coopera, jak przemierzali kraj wzdłuż i wszerz, grając w golfa z bogaczami. Gdy Teddy przeniósł się z mamą do Nowego Jorku, błagał ją, by pozwoliła mu poznać Dalliego, ale zawsze znajdowała jakąś wymówkę. I proszę! Teddy wiedział, że oto nastąpił najwspanialszy dzień jego życia.

Tylko że najbardziej na świecie chciał wracać do domu, bo wcale nie było tak, jak sobie wymarzył.

Dallie go chyba nie lubił. Wydawał mu się ponury i milczący. Teddy wolałby, żeby klepnął go w ramię i powiedział: „Ej, bracie, mam nadzieję, że wyruszysz ze mną i Skeetem w drogę".

Teddy sięgnął po colę i udał, że z zainteresowaniem ogląda plakaty reklamujące śniadanie w McDonaldzie. Dziwne, że Dallie zabiera go na spotkanie z mamą – nie wiedział nawet, że oni się znają. Ale jeśli Holly Grace uznała, że tak jest w porządku, nie ma nic przeciwko temu.

Dallie odezwał się nieoczekiwanie.

– Zawsze nosisz te okulary?

– Nie zawsze. – Zdjął je, złożył starannie i schował do kieszeni. Plakaty straciły na ostrości. – Mama mówi, że ważne jest to, jaki człowiek jest w środku, a nie na zewnątrz.

Dallie prychnął i spojrzał na jego hamburgera.

– Dlaczego nie jesz?

Teddy odepchnął kanapkę palcem.

– Jest z keczupem, a prosiłem bez niczego. Dallie spojrzał na niego z ukosa.

– A komu przeszkadza odrobina keczupu?

– Jestem uczulony – odparł Teddy.

Dallie znowu się żachnął i Teddy wywnioskował, że nie podobają mu się chłopcy, którzy nie lubią keczupu i mają alergię. Rozważał, czy i tak nie zjeść hamburgera, żeby udowodnić Dalliemu, że potrafi, ale było mu niedobrze, keczup kojarzył mu się z krwią i dostawał po nim wysypki na całym ciele.

Zastanawiał się, co powiedzieć, żeby Dallie go polubił. Zazwyczaj nie miał takich problemów z dorosłymi. Z innymi dzieciakami tak – to normalne, czasami się kogoś lubi, czasami nie.

– Mój iloraz inteligencji wynosi prawie sto siedemdziesiąt punktów – powiedział. Nie chciał się chwalić, uznał po prostu, że Dalliego to zainteresuje.

Kolejne prychnięcie i Teddy wiedział, że znowu nie trafił.

– Skąd takie imię? Teddy? – zapytał Dallie.

– Kiedy się urodziłem, mama czytała książkę o takim chłopcu, który miał na imię Teddy, napisał ją J.R. Salinger.


Dallie spochmurniał jeszcze bardziej.

– J.D. Salinger – poprawił.

Znowu ruszyli w drogę. Dallie był na siebie wściekły. Zachowywał się jak ostatni drań, tak, ale nie mógł się opanować. Wściekłość nie pozwalała mu logicznie myśleć. Miał wrażenie, że pozbawiono go części jego męskości. Ma trzydzieści siedem lat i czym się może pochwalić? Żałosną karierą? Był fatalnym mężem i niekompetentnym ojcem. A teraz jeszcze to.

Suka. Cholerna, zakłamana suka, rozpuszczona egoistka. Urodziła jego dziecko i nie puściła pary z ust. Przez tyle lat oszukiwała Holly Grace. A on w to wszystko uwierzył. Boże, zemściła się na nim, i to jak. Odebrała mu syna.

Zerknął na chłopczyka na sąsiednim siedzeniu. Jego ciało i krew, jak Danny. Francesca już pewnie wie, że zniknął. Ta myśl sprawiła mu ponurą satysfakcję. Niech cierpi.


W Wynette niewiele się zmieniło przez te lata, zauważyła Francesca. Patrzyła na miasteczko zza szyb wynajętego samochodu. Była tu już drugi dzień. Los spłatał jej figla – rzucił ją tam, gdzie to wszystko się zaczęło. To Holly Grace zasugerowała Wynette.

– Dallie zawsze tam wraca, kiedy cierpi – powiedziała znacząco i Francesca skuliła się, słysząc oskarżycielski ton jej głosu. Ich dziesięcioletnia przyjaźń zawisła na włosku. Nie dziwiła się Holly Grace, że tak źle zniosła prawdę o tym, kto jest ojcem Dalliego, ale liczyła, że przyjaciółka zrozumie jej argumenty. Nie zrozumiała.

– Wiesz co, Francie? – Holly Grace aż poczerwieniała ze złości. – Nie masz pojęcia, czym dla Dalliego jest rodzina. Przez całe życie jej szukał i budował z przygodnie napotkanych ludzi. Ma Skeeta, pannę Sybil, mnie, przybłędów. Ale to… To go zabije. Jeden syn nie żyje, drugiego przed nim ukryłaś.

Domek nadal witał lawendowymi ścianami, choć pomarańczowe króliki odświeżono ręką już nie tak wprawną, jak dawniej. Wysiadła z samochodu.

Загрузка...