Rozdział IX

Na wiosnę Warownia Tillek wyglądała najpiękniej. Żywy błękit nieba rozjaśniał granitowe skały, a słońce odbijało się od ich powierzchni, nadając im srebrzysty kolor. Z najwyższego poziomu Warowni rozciągał się widok na północ i południe. W słoneczne dni, jak dzisiaj, wzrok sięgał aż do wybrzeża na południu, gdzie wzgórza, na których była położona Warownia, opadały wprost do morza. Dziś w każdym oknie powiewały flagi, ich jaskrawe kolory kontrastowały z szarym kamieniem.

Poniżej Warowni znajdowała się naturalna głęboka zatoka; mniejsze warownie i przysiółki rozmieszczone na tarasach, tworzące wielkie osiedle Tillek, były także udekorowane chorągwiami, proporczykami i girlandami wiosennych kwiatów. Dziś miano przetestować najnowsze usprawnienia wprowadzone w porcie przez Ranrela. Na zebranie i święto zatwierdzenia nowego Lorda Warowni mnóstwo ludzi przybywało drogą morską, żeglując wzdłuż zachodniego wybrzeża, ale port był tak ogromny, że bez trudu mieścił nawet taką masę statków.

Ku zaskoczeniu Jaxoma, Ruth wyszedł z pomiędzy ponad wodami zatoki, dzięki czemu on i Sharra mieli doskonały widok na to, co działo się pod nimi. Zdawało się, że do dowożenia gości ze statków na nabrzeże użyto wszystkich łódek, nawet tych najstarszych, byle jeszcze utrzymywały się na wodzie. Wesoło przystrojone z okazji święta, ustawiały się w kolejce przy nabrzeżu, czekając na możliwość wyładowania pasażerów.

Jaxom rozejrzał się i zrozumiał, dlaczego Ruth wyszedł z pomiędzy już nad wodą. Nad samą Warownią latało tyle smoków, że nawet Ruth, słynący ze zręczności, z jaką unikał zderzeń, miałby tym razem kłopoty.

— Jax, powinniśmy byli zabrać Jarrola i Shawana na święto — krzyknęła mu Sharra do ucha. — Spodobałyby im się te kolory i podniecenie ludzi.

Jaxom wzruszył ramionami. Właściwie cieszył się, że udało mu się odwieść Sharrę od tego pomysłu. Dzień będzie wystarczająco pełen zajęć bez martwienia się o to, co wyrabia dwóch pełnych życia i pomysłów malców. Poza tym przynajmniej raz chciał mieć Sharrę tylko dla siebie.

— Będą inne inwestytury, kochanie. A wtedy oni dorosną już na tyle, by zrozumieć je lepiej — odkrzyknął.

Ruth obniżył lot, poruszając się ostrożniej niż zwykle, tak aby ciężkie, uroczyste szaty Sharry się nie rozwiewały.

— Niespodziewane niebezpieczeństwa lotu na smoku — mruknęła Sharra, zbierając poły materiału, podczas gdy Ruth krążył powoli w poszukiwaniu miejsca do lądowania na zatłoczonym podwórcu. Potem, powracając do rozmowy, którą przerwało im wejście w pomiędzy, dodała: — Czy naprawdę mam pojutrze udać się z tobą na „Yokohamę”?

— Tak, naprawdę. — Jaxom ucieszył się słysząc nutę podniecenia w jej głosie. — Siwsp mówi, że musimy zainstalować na pokładzie urządzenia do odzyskiwania tlenu, żeby móc spędzać czas użytecznie, nawet tylko w tych paru miejscach, w których pracujemy. Po to, by stworzyć nadającą się do oddychania atmosferę w ładowni i sali silników zużyjemy mnóstwo tlenu, a nie możemy ciągle wymieniać zbiorników. Ty i Mirrim sobie z tym poradzicie. Znacie na pamięć programy i instrukcje dotyczące hodowli alg. Słyszałem, jak mruczałaś je przez sen. — Uśmiechnął się do żony, ciesząc się, że będzie mógł dzielić z nią niewiarygodne doświadczenie oglądania Pernu z przestrzeni kosmicznej i zadowolony, że ona też bierze udział w programie, który absorbował go tak bardzo — przyznał lekko się tego wstydząc — że na nic innego nie miał czasu. — Poza tym Siwsp mówił, że program jest zupełnie prosty, ale jednak komputer musi kontrolować wymianę dwutlenku węgla na tlen produkowany przez algi. Gdy hodowla zacznie już działać, trzeba regularnie przeprowadzać badania składu powietrza. Kiedy ty i Mirrim zrozumiecie dokładnie, o co chodzi, nauczycie tego również jeźdźców zielonych smoków. A dzięki Path i Mirrim oraz tobie i Ruthowi, zapewniony zostanie właściwy nadzór. Zielone będą sprowadzały pojemniki z tlenem do czasu, kiedy system osiągnie pełną wydajność.

— Ruth zabierze każdego, jeśli go o to poprosisz — przypomniała mu. Ogromnie pragnęła dołączyć do męża na „Yokohamie”, ale była też świadoma, że misja może być niebezpieczna. A przecież miała dwoje dzieci, o których musiała myśleć. Nie mogła sobie pozwolić na swobodne zaspokajanie wszystkich swoich pragnień.

Ale ja wolę latać z tobą, Sharro, wtrącił Ruth. Maynooth mówi, że teraz moja kolej na lądowanie. Macie zsiąść tak szybko jak możecie, dodał. Jeździec Maynootha jest przerażony na samą myśl, że podczas jego dyżuru mogłaby się zdarzyć kolizja. Ruth parsknął z pogardą.

Jaxom pomógł Sharrze odpiąć uprząż i zsiąść uważając, by jej nowiutka suknia nie zaplątała się lub nie pogniotła. Była ona niezwykłego żywego koloru, zmieszanego błękitu i zieleni, a materiał skrojono według wzoru znalezionego przez Mistrza Tkacza Zurga w bankach pamięci Siwspa. Jaxom, którego znów, już po raz nie wiadomo który, zachwyciła subtelna piękność Sharry, był rozdarty pomiędzy dumą ze swojej ukochanej a niepokojem, że inni mogą pragnąć z nią tańczyć. Z uśmiechem pomógł jej zsunąć dopasowany żakiecik ze skóry ufarbowanej na nieco ciemniejszy odcień niż suknia, podszyty futrem i zbyt ciepły, żeby go nosić przy dzisiejszej pogodzie. Potem podał jej ramię, pozostawiając Rutha, by znalazł dla siebie miejsce na rozgrzanych przez słońce wzgórzach. Wysoka, przystojna para skierowała się przez zatłoczony podwórzec do wejścia Warowni, uśmiechając się i pozdrawiając przyjaciół i znajomych.

Sharra zachichotała cicho.

— Widzę, że wszyscy, którzy mogli sobie na to pozwolić, wypełnili markami kufry Mistrza Tkacza.

— Mistrz Zurg wydawał się niezwykle zadowolony, kiedy go widzieliśmy.

— Powinien być. Wszyscy, nawet ten dandys Blesserel, noszą nowe ubrania, albo uszyte przez dobrego Mistrza Zurga albo zrobione z materiałów utkanych przez niego. Oprócz ciebie — zarzuciła mu Sharra. — Uszycie nowego stroju nie zabrałoby tak wiele czasu.

— O co ci chodzi? Przecież moje ubranie nie jest podarte ani spłowiałe — odparł Jaxom. Lubił swój ubiór w kolorach rudym i ciemnego brązu, a na dodatek pasował do niebieskiej sukni Sharry. — I wcale nie jest takie stare. Miałem je na sobie podczas ostatniego Zebrania Lordów.

Sharra ponownie prychnęła.

— Pół Obrotu temu. Ubierasz się byle jak, zależy ci tylko na wygodzie. Tylko spójrz na różnorodność stylów i odcieni, które inni noszą.

— Ty wyglądasz wspaniale. Jesteś elegancka za nas oboje — powiedział Jaxom, ściskając jej rękę.

Sharra rzuciła mu spojrzenie z ukosa.

— Gdybyś kiedyś znalazł czas na ubranie się w to, co ja chciałabym, żebyś nosił, przewyższylibyśmy wszystkich, kochanie. — Westchnęła z rezygnacją. — Żałuję, że Mistrzowie Cechów nie mogą głosować w sprawach sukcesji.

— A powinni — odparł Jaxom. — Są tak samo niezbędni dla sprawnego zarządzania Pernem jak Lordowie Warowni.

— Cii… — powiedziała Sharra, a jej oczy zabłyszczały, gdy usłyszała tę herezję. — Nawet bez proponowania takich innowacji, bez przerwy denerwujesz Lordów.

— To nadejdzie, zobaczysz — oświadczył Jaxom. — Trzeba tylko pozbyć się konserwatywnych elementów.

— A jeśli Ranrel nie zostanie wybrany? Brand mówił, że będą protesty, gdyż korzysta z projektów „Obrzydliwości”.

Jaxom parsknął.

— Prawie wszyscy to robią. Poza tym Ranrel jest jedynym z potomków Oterela, który kiedykolwiek pracował. I usprawnił urządzenia Warowni. To działa na jego korzyść.

— Tak, ale jest też czeladnikiem. Ludzie tacy jak Nessel czy Gorman uznają to za przyznanie, że sam zdaje sobie sprawę, iż nie nadaje się na Lorda.

— A Blesserel i Terentel, z ich miękkimi dłońmi i wysokimi długami, są odpowiedni? Węzeł Czeladnika Cechu Rybaków przynajmniej świadczy o tym, że człowiek zdobył umiejętności, jest odpowiedzialny i wytrwały. Ranrel od dawna potrafi kierować pracą ludzi. Natomiast ta nie nadająca się do niczego dwójka nigdy się czymś takim nie zhańbiła — odparł Jaxom.

— Brand wspomniał, że Blesserel starał się o poparcie Cormana z Keroonu, Sangela i Begamona, a nawet odwiedził Torika.

— Cóż, jeśli obiecał pomóc Torikowi rozprawić się z rebeliantami Denola na Wielkiej Wyspie, działał przeciw własnym interesom — odparł Jaxom z pogardą.

— Nie byłabym tego taka pewna, Jax — powiedziała Sharra, marszcząc brwi. — Mój brat jest bardzo przebiegły, ale czasami postępuje uczciwie. — Uśmiechnęła się widząc Toronasa i jego żonę zmierzających w ich stronę.

— Cztery głosy i tak nie wystarczą — mruknął Jaxom z pewnością, jakiej naprawdę nie odczuwał, zanim młoda para lordowska z Warowni Benden dołączyła do nich.

Robinton pragnął przybyć wcześnie do Tilleku, aby przejść się wśród zgromadzonych i ocenić ich nastrój. Jednak Lytol w jakiś sposób zdołał opóźnić ich wyjazd, tak, że T’gellan dotarł tu z nimi tuż przed rozpoczęciem zebrania. Lytol znalazł dla niego wielki kielich bendeńskiego wina i nalegał, żeby harfiarz usiadł na jednej z nielicznych ław na podwórcu, i stamtąd przyglądał się wszystkiemu. Co prawda przyglądał się, ale wolałby zmieszać się z tłumem i wyczuć ogólny nastrój.

— Za bardzo się mną zajmujesz, Lytolu! — powiedział Robinton kłótliwie.

— Będziesz miał dość podniet…

— Tam są ludzie, z którymi chcę porozmawiać!

— Nie możesz zmienić wyniku zebrania na pół godziny przed jego rozpoczęciem, Robintonie — perswadował Lytol.

— Ale ty możesz! — Robinton wiedział, że zachowuje się okropnie wobec przyjaciela.

— Zrobię to, czego wymaga zdrowy rozsądek, Mistrzu Harfiarzu, i kiedy przyniesie to największy efekt. — Lytol zauważył Blesserela, pierworodnego syna Oterela, odzianego w strój w niezwykłych jak na niego ciemnych kolorach i o tradycyjnym kroju. — Tak jakby ciuchy miały pozwolić zapomnieć o latach bałaganiarskiego życia! — mruknął pogardliwie.

— Nie widzę Ranrela — narzekał Robinton.

— Na prawo, na drugim podeście, rozmawia z Sigomalem — wskazał Lytol.

— Tak, to dobrze. Nie boi się chwalić swoimi dokonaniami — stwierdził Robinton po krótkiej obserwacji. Najmłodszy z pretendujących synów Oterela ubrany był w kolory Cechu Rybaków i nosił węzeł czeladnika przy sznurze Tilleku. — Ista i Dalekie Rubieże docenią ten gest. A także Mistrz Idarolan.

— Jakie to ma znaczenie?

— Nie ma żadnego. Ale gdyby rzemieślnicy mogli głosować… — powiedział Robinton, częściowo drażniąc się z Lytolem, częściowo wypowiadając życzenie. Lytol tylko coś mruknął, co było dość niespodziewaną reakcją, gdyż uprzednio był zupełnie przeciwny takim nowinkom. Czyżby to był wpływ Jaxoma, zastanawiał się Robinton.

— Idarolan jest rozsądnym człowiekiem i na ogół panuje nad swoimi rybakami — rozprawiał dalej Lytol. — Ale ludzie z głębi kraju nie poprą jego opinii.

— O Sangelu z Boli nie można powiedzieć, że jest z głębi kraju — zaprotestował Robinton.

— To jeszcze nie znaczy, że potrafi myśleć — żachnął się Lytol. — A właśnie niezdecydowanych Lordów trzeba przeciągnąć na jedną lub drugą stronę. Sigomala, Nessela i Decktera.

— Deckter doceni przebudowę portu dokonaną przez Ranrela. W takich sprawach myśli jak kupiec. A Blesserel i Terentel nie zrobili nic dla Warowni Tillek.

— Sigomal poprze Blesserela, choćby po to, żeby odzyskać długi, które chłopak u niego zaciągnął, gdy brakowało mu pieniędzy na pokrycie przegranych przy hazardowych grach. Przecież wiesz, że głównym przedmiotem zainteresowania B itry są marki.

W wielkich drzwiach Warowni pojawił się trębacz i zagrał sygnał mówiący, że do rozpoczęcia zebrania pozostało jeszcze dziesięć minut. Tłum na chwilę przycichł, a potem głosy znów się nasiliły, gdy piętnastu Lordów Warowni ruszyło w stronę schodów. Lytol rozglądał się za Jaxomem z Sharrą. Gdy wyszli z tłumu, nieznacznie skinął na wychowanka. Widząc Robintona obok swojego dawnego opiekuna, Jaxom radośnie się uśmiechnął.

— Moja droga Pani Warowni, twoja piękność jest jaśniejsza niż słońce — powiedział Robinton, unosząc się, by ująć dłoń Sharry. — Czyżby wszyscy tu obecni wzbogacili Zurga swoimi markami?

Sharra roześmiała się słysząc jego komplement. Chociaż była wysoka, musiała wspiąć się na palce, żeby pocałować go w policzek.

— Nawet Mistrz Norist — wyszeptała mu do ucha i, chichocząc, wskazała głową Mistrza Szklarza wyraźnie odbijającego od tłumu swą szatą we wspaniałych kolorach czerwieni i żółci. — Czy ktokolwiek odważył się wyjawić mu, jak bardzo Cech Zurga wzbogacił się dzięki wiedzy zmagazynowanej w „Obrzydliwości”?

Robinton ryknął śmiechem. Już nie był aż tak wściekły na Lytola. Sharra z podziwem wzięła w palce rąbek szerokiego rękawa szaty Robintona, w kolorze głębokiego błękitu.

— Widzę, że wytrzymałeś wszystkie przymiarki.

— Udało mi się ich uniknąć — odrzekł Robinton wyniośle. — Mistrz Zurg miał moją miarę i ofiarował mi te śliczne szmatki jako oznakę wdzięczności jego Cechu za czas spędzony z Siwspem.

Sharra udała zgorszoną.

— O, a ja myślałam, że jesteś najbardziej uczciwym człowiekiem na Pernie.

— Nawet Lytol czasami daje się przekupić. — Robinton wskazał byłego Lorda Opiekuna Ruathy, który właśnie wchodził z Jaxomem do Wielkiej Sali Tilleku. — Ale Lytol, jako były tkacz, zawsze zwracał uwagę na ubiór.

— Szkoda, że nie nauczył tego Jaxoma — prychnęła Sharra. — Wybrałam taki bogaty materiał, jeden z nowych brokatów przepięknego ciemnego niebiesko-zielonego koloru, a jemu nie udało się przyjść na choćby jedną przymiarkę.

— Pewnie udają mu się inne rzeczy — zażartował Robinton.

— Och, ty zbereźniku! — Sharra przewróciła oczami i roześmiała się. Pięknie się śmieje, pomyślał Robinton, odpowiadając uśmiechem.

Zair, usadowiony na ramieniu harfiarza, przytaknął ćwierknięciem. Właśnie wtedy zarządca Tilleku zamknął wielkie drzwi Warowni. Dźwięk odbił się echem na podwórcu. Harfiarz i Sharra byli dość blisko, by usłyszeć szczęknięcie zamykanego zamka. Rozmowy przycichły na chwilę, ale zaraz otworzono drzwi kuchni. Służba wynosiła dzbany klahu i chłodnych soków owocowych oraz przekąski, aby ulżyć nudzie oczekiwania.


Szczęk zamka dał znak Lordom Warowni zebranym w Wielkiej Sali, że czas zająć miejsca wokół okrągłego stołu. Przed nimi stały wybornej roboty kielichy, dzbany z klahem i winem oraz misy soczystych owoców.

Poprzedniej nocy Jaxom został wezwany na specjalne spotkanie przez Przywódców Weyru Benden, Lytola, Mistrza Robintona, D’rama i Sebella. Omawiano tam jego własne położenie. Był najmłodszym Lordem Warowni i chociaż nie ustępował pod żadnym względem starszym Lordom, a może nawet ich przewyższał, wielu nie mogło wybaczyć mu młodego wieku.

— Zwłaszcza — mówił Sebell, spoglądając przepraszająco na Jaxoma — że tak blisko współpracujesz z Siwspem.

— To jasne — powiedział Jaxom z głęboką pogardą. — A właściwie, ilu z tych starszych nazywa Siwspa „Obrzydliwością”?

Sebell uśmiechnął się słysząc to przezwisko i mrugnął do Jaxoma.

— Ci, po których należałoby się tego spodziewać: Corman, Sangel, Nessel, Sigomal i Begamon.

— Czyli pięciu — stwierdził Jaxom. — To znaczy, że Ranrel w pierwszym głosowaniu nie przejdzie, a ja utknę na cały dzień na Radzie?

— I nie pozwolą ci mówić — dodał ponuro Lytol.

Jaxom zerwał się z krzesła i zaczął przemierzać pokój.

— Jak długo jeszcze mam odgrywać idiotę bez własnych poglądów, zanim zaczną się liczyć z moim zdaniem?

— Tym razem ważniejsze będzie to, co przemilczysz — pouczył go surowo Lytol.

— Lytolu! — ostrzegł go Robinton unosząc brwi. — Jego czyny mają większą wymowę niż słowa…

— Ściągnę na siebie jeszcze większe kłopoty w stosunkach z tymi zatwardziałymi konserwatystami — mówił dalej Jaxom gorzko. — Dobrze, już dobrze. — Rozłożył ręce, by ich udobruchać, zanim zrobią mu kolejny wykład. — Rozumiem sytuację. Zadowolę się głosowaniem według własnego uznania. Będę uprzejmy, kiedy będą atakować Siwspa i to co robimy, ale na Pierwsze Jajo, wiem o zarządzaniu Warownią i procedurach więcej niż oni.

Chociaż nie wspomniał o tym spotkaniu Sharrze, nie mógł przestać o nim myśleć, tym bardziej że nastroje wobec Siwspa i jego samego ciągle się zmieniały.

Z odpowiednią do okoliczności pełną godności powściągliwością, Jaxom zasiadł pomiędzy Lordem Groghem z Warowni Fort a Asgenarem z Lemos. Obrażanie się lub obnoszenie z niezadowoleniem nie leżało w jego charakterze, więc rozbawiło go, że ci o których było wiadomo, iż popierają Ranrela, siedzą razem. Poplecznicy Blesserela i Terentela także usiedli razem, chociaż nie był pewien, który popiera którego syna Oterela.

Skinął uprzejmie głową siedzącym naprzeciwko: Sangelowi z Boli, Nesselowi z Cromu, Laudey’owi z Igen, Sigomalowi z Bitry i Warbretowi z Isty. Mówiło się, że są za Blesserelem, najstarszym synem Oterela. Begamon z Neratu, Corman z Keroonu i niespodziewanie, Torik z Południowej Warowni mieli popierać Terentela. Torik prawdopodobnie robił na złość, gdyż nie znał żadnego z synów Oterela na tyle dobrze, żeby wybierać ze znajomością rzeczy. Torikowi wystarczyło, że mąż jego siostry, a także Benden, Nerat, Telgar i Lemos popierali Ranrela, by postąpić inaczej.

Jaxom nabrał głęboko powietrza, zdecydowany okazać najlepsze maniery bez względu na to, jak bardzo korciło go, żeby wyjaśnić sprawy tym starym idiotom. Uniósł dzbanek klahu i uprzejmie zaproponował Groghemu napełnienie jego kielicha, co Groghe odrzucił potrząsając głową. Lord Fortu z wyższością zasznurował usta i rozglądał się wokół stołu, choć jego spojrzenie, jak zauważył Jaxom, raz po raz wracało do Torika.

Torik, z opaloną twarzą i rozjaśnionymi przez słońce Południowego prawie na biało włosami, bardzo różnił się od starszych Lordów siedzących po obu jego stronach. W porównaniu z nim, Sangel wyglądał na jeszcze bardziej wysuszonego niż zwykle, a Nessel na całkiem wyschłego. Laudey z Igen, zajmujący miejsce obok Nessela, z twarzą tak samo mocno opaloną jak twarz Torika, wydawał się najzdrowszy w grupie starszych Lordów.

— Jak myślisz, czy Torik poprze Ranrela? — zapytał Groghe Jaxoma osłaniając usta.

Jaxom leciutko zaprzeczył głową i odparł równie dyskretnie.

— Torik złości się od chwili, gdy Denol dwa Obroty temu przywłaszczył sobie Wielką Wyspę. Poza tym Ranrel używa materiałów Hamiana, a Torik gniewa się na mnie. Jest także wściekły najeźdźców smoków, gdyż nie udzielili mu pomocy przy przegnaniu Denola z Wielkiej Wyspy. Tak więc, skoro nie ukrywałem, że wolę Ranrela, a na dodatek jestem jeźdźcem, Torik będzie protestował publicznie.

— Robi wielkie halo ze sprawy Denola — prychnął gniewnie Groghe.

— Poucz go w tej materii, Lordzie Groghe. Jeśli dobrze rozumiem tradycję Warowni, nie straci wyspy niezależnie od tego, kto ją unowocześnia. Nadal pozostanie częścią jego Warowni. Nikt nie może uzurpować sobie prawa do niej. A już zwłaszcza nikt taki jak Denol.

Groghe gwałtownie się odwrócił i spojrzał na Jaxoma z zaskoczeniem.

— Jesteś pewien? To znaczy, jeśli chodzi o prawa Warowni?

— Oczywiście, że tak. — Jaxom uśmiechnął się nieśmiało. — Karta osadników wymienia ten rodzaj nieodwołalnego nadania. I choć to dziwne, Pern nadal stosuje się do zasad i ograniczeń zawartych w Karcie, nawet jeżeli ludzie na ogół nie zdają sobie z tego sprawy. To, co zostało raz nadane, nie może być odebrane. Nie może nawet zostać przekazane poza Ród nadającego. Kiedy umrze ostatni z Rodu, o tym, kto zostanie nowym Lordem Warowni decyduje w zasadzie walka.

Groghe uśmiechnął się ponuro na wspomnienie o rym jak F’lar i Fax pojedynkowali się, aby uczynić Jaxoma dziedzicem Warowni Ruatha.

— Torik otrzymał określone tereny na Południowym jako zadośćuczynienie za to, że zarządzał nimi w okresie, gdy panoszyli się tam jeźdźcy z przeszłości — tłumaczył Jaxom. — Być może pamiętasz, że Wielka Wyspa leży w granicach nadania, tak więc żadne działania Denola nie mogą pozbawić Torika prawa do wyspy.

— Nawet jeśli Torik nie umieścił tam własnych ludzi?

Jaxom uśmiechnął się.

— Denol, przybywając na Południe, zgodził się zarządzać w imieniu Torika. Nie może temu zaprzeczyć. Na pewno myślał, że skoro inni otrzymali prawo zarządzania we własnym imieniu, może po pro stu przepłynąć na wyspę i wziąć ją we władanie. Jednak mylił się. — Jaxom ucieszył się zauważając szacunek w oczach Groghe’a, gdy wyjaśniał mu te zawiłości. Na szczęście zawsze cieszył się dobrą opinią Lorda Fortu, ale czuł, że dziś ją umocnił. Cenił aprobatę Groghe’a bardziej niż innych, więc ta rozmowa przywróciła mu poczucie dumy z tego, że jest Lordem Warowni. — Tymczasem Denol zagospodarowywał wyspę budując domy i obsiewając pola. Właściwie — uzupełnił Jaxom, uśmiechając się złośliwie — jeśli Torik zawarł umowę z Idarolanem, towary Denola mogą być sprzedawane na Północy, a zysk oddany Torikowi!

— To z pewnością rozwiązałoby problem.

— Tak, ale Torik z całą pewnością nie czyta żadnych wiadomości z Lądowiska — powiedział Jaxom ze smutkiem.

— No tak. — Groghe w zamyśleniu stukał się po pełnej dolnej wardze. — A więc, na Pierwsze Jajo, będzie musiał posłuchać tego, co ja mu mam do powiedzenia! Gdy się starzejesz, najlepsze jest to, że masz autorytet i ludzie cię słuchają.

Jaxom nie uśmiechnął się, ani nie dodał, że starzy ludzie nie zawsze są na tyle mądrzy, by warto było ich słuchać. Ale Groghe przyjmował niektóre nowe idee o wiele lepiej, niż większość jego rówieśników, i Jaxom był mu za to wdzięczny.

— Słyszałem, że wczoraj znów byłeś na „Yokohamie” — zagaił Groghe, zmieniając temat. — Co robiłeś tym razem?

— Zamykałem drzwi — powiedział Jaxom i obojętnie wzruszył ramionami. Spędził też dużo czasu z Ruthem, podziwiając piękno Pernu oglądanego z przestrzeni kosmicznej. Nawet Piemur, mimo całych swoich harfiarskich umiejętności, nie był w stanie opisać tego widoku ani opowiedzieć, jak głębokie wrażenie na nim wywiera. Jaxom też tego nie umiał, chociaż starał się przekazać Sharrze coś ze splendoru, jaki widział, i swój zachwyt. Panorama Pernu nie opuszczała jakiejś oszołomionej części jego umysłu. Gdyby tylko więcej Lordów Warowni mogło to zobaczyć, pomyślał, przestaliby się sprzeczać o głupstwa.

— Zamykałeś drzwi? To wszystko? — zdziwił się Groghe.

— Mamy bardzo wiele do zrobienia na „Yokohamie”, a tam jest niebezpiecznie — odparł Jaxom. Było w tym nieco przesady, ale Siwsp ciągle powtarzał, że przestrzeń kosmiczna jest nieprzyjaznym środowiskiem i ludzie muszą nauczyć się ostrożności, żeby zapobiec wypadkom. — Kiedy przetestujemy wszystkie środki bezpieczeństwa, ja i Ruth z przyjemnością zabierzemy cię na górę.

Groghe, zaskoczony, jąkał się nerwowo:

— Zobaczymy, chłopcze, zobaczymy.

Jaxom tylko skinął głową i spytał uprzejmie:

— Sądzisz, że to zebranie zabierze cały ranek?

— Prawdopodobnie. — Groghe parsknął i przykrył usta tak, że tylko Jaxom mógł słyszeć jego następne słowa. — Sigomal chce, by zatwierdzono Blesserela, bo inaczej nigdy nie odzyska swoich pieniędzy. Ten chłopak grał zastawiając przyszłe dziedzictwo, a miał do dyspozycji kufry Warowni wypełnione markami.

Jaxom już od dawna podejrzewał, że najstarszy syn Oterela jest poważnie zadłużony u Lorda Bitry.

— A czy Terentel może liczyć na czyjeś poparcie? — Jaxomowi trudno było wierzyć, że ktoś może głosować na średniego syna Oterela. Niektórzy ludzie są urodzonymi przegrywającymi, i Terental był właśnie takim pechowcem.

— Chyba Begamon będzie na niego głosował — wyjaśnił Groghe, unosząc brwi. — Corman też, ale chyba tylko dlatego, że nie cierpi Blesserela i nie podoba mu się zainteresowanie Lądowiskiem. Ale jeszcze nie jest całkiem zdecydowany.

— Nikt z Warowni Keroon nie interesuje się Lądowiskiem, ale przebywa tam sporo ludzi z mniejszych Warowni, tak że nikt nie martwi się zbytnio jego sprzeciwem — odparł Jaxom. — Tak czy owak, Keroon jest rolniczą Warownią.

— A Corman jest upartym starym głupcem — dodał Groghe, przyglądając się Jaxomowi krytycznie.

Jaxom zadowolił się uśmiechem. Asgenar dotknął jego ramienia, więc odwrócił się do drugiego sąsiada przy stole.

— Larad mówi, że po naszej stronie oprócz Toronasa jest również Deckter z Nabolu, który pochwala przebudowę portu dokonaną przez Ranrela — powiedział Lord Lemos. — Jak będzie głosował Lytol?

Jaxom wzruszył ramionami.

— Tak jak każe mu sumienie.

— Więc za Ranrelem — stwierdził Asgenar. — Uważamy, że Bargen z Dalekich Rubieży także jest z nami.

— Naprawdę? Myślałem, że będzie głosować tak, jak inni, eh… starsi Lordowie.

— Siwsp zrobił na nim wrażenie. Jest trochę dziwny, ale nie poparłby rozrzutności Blesserela ani bierności Terentela.

— To daje Ranrelowi osiem głosów w pierwszym głosowaniu. Nieźle. Może jednak zebranie nie będzie trwało zbyt długo.

— Jak poszło wczoraj?

— Dość łatwo — odparł Jaxom. — Musiałem tylko zamknąć drzwi ładowni.

— Drzwi? — Asgenar pochylił się bliżej i zaczął szeptać. — Jaxomie, jak się czułeś sprowadzając Sallah Telgar z powrotem na Pern?

Jaxom zesztywniał z zaskoczenia. Nie spodziewał się, że Asgenar może mieć tak makabryczne upodobania.

— Nieraz wysyłano mnie z dziwnymi zadaniami, Asgenarze, ale to było najbardziej niezwykłe.

— Siwsp powiedział, że zamarzła w pozycji, w jakiej umarła. Czy widziałeś jej twarz? Jak wyglądała?

— Nic nie widzieliśmy — skłamał Jaxom. Nawet gdyby to pytanie zadał Larad, potomek Sallah, też nie chciałby zaspokoić takiej ciekawości. — Przód hełmu był zbyt oszroniony.

— Zastanawiałem się tylko czy wyglądała jak my — powiedział rozczarowany Asgenar.

— Oczywiście, że tak — żachnął się Jaxom. — Wszyscy osadnicy byli ludźmi, takimi, jak my. Czego się spodziewałeś?

— Nie wiem, ale…

Jaxom ucieszył się, że właśnie wtedy Lytol poprosił o spokój. Jako były Lord Opiekun Ruathy, Lytol został wybrany na arbitra spotkania. Nadal miał prawo głosu na znak szacunku dla jego uczciwości i prawości charakteru, którymi odznaczył się wychowując dziedzica Ruathy aż do jego pełnoletności.

— Wszyscy wiemy, po co się tu zebraliśmy. Trzej prawowici synowie zmarłego Lorda Oterela, najstarszy Blesserel, oraz dwaj młodsi, Terentel i Ranrel, kandydują do sukcesji.

— Dalej, Lytolu. — Groghe niecierpliwie popędzał Lorda Opiekuna. — Głosujmy! Zobaczymy, jak wygląda sytuacja.

Lytol przez chwilę mierzył Groghe’a spojrzeniem.

— Istnieją odpowiednie procedury, a my będziemy ich przestrzegać.

— Myślałem, że przejąłeś nowe obyczaje — powiedział sarkastycznie Sangel.

Lytol spojrzał ostro na Lorda Warowni Boll. Twarz miał pozbawioną wyrazu. Sangel poruszył się niespokojnie i spojrzeniem poprosił Nessela o poparcie. Z lekkim uśmiechem Nessel zwrócił się do swego sąsiada z prawej strony, Laudeya i mruknął coś pod nosem.

Nieporuszony, Lytol mówił dalej.

— Zauważcie, że sposób w jaki Rada zajmuje się tą sprawą, nie zmienił się odkąd został ustalony dwa i pół tysiąca Obrotów temu. Zatwierdzona wówczas Karta przewiduje wszelkie okoliczności. Postąpimy jak zwykle.

Zaskoczony Warbret z Isty pochylił się w stronę Laudeya, aby przekazać mu na ucho swoje zdanie. Na twarzy Laudeya malowała się dezaprobata.

— Jeśli nie ma dalszych uwag — kontynuował Lytol, prześlizgując się wzrokiem po twarzach zebranych — głosujemy po raz pierwszy. Chyba nie muszę przypominać, że do zatwierdzenia kandydata potrzeba co najmniej dwanaście głosów. Oznaczcie swoje karty następująco: 1 dla Blesserela, 2 dla Terentela, 3 dla Ranrela.

Usiadł, ujął pióro i osłaniając notatnik dłonią, wpisał swój wybór, po czym złożył kartkę i wyrwał ją z notatnika.

Jaxom zauważył, że wszyscy przy stole uczynili podobnie i zastanawiał się, czy ktoś z nich zdawał sobie sprawę, że używali nowych materiałów do dokonywania starożytnej czynności.

Podano Lytolowi kartki. Pomieszał je, by kolejność nie zdradziła tożsamości głosujących. Następnie odczytał głosy, dzieląc je na trzy porządnie ułożone stosiki. Jeden z nich był dużo grubszy niż dwa pozostałe. Lytol uważnie policzył kartki z każdego stosu i ogłosił wynik.

— Blesserel: pięć głosów; Terentel: trzy głosy; Ranrel: siedem. Nie ma większości.

Jaxom odetchnął głęboko. Głosowanie odbyło się tak, jak się tego spodziewał, ale nawet teraz, siedem głosów w pierwszym głosowaniu stanowiło już drobny triumf dla Ranrela. Lytol zgniótł papierki z głosami, włożył do piecyka, i patrzył jak płonęły, po czym znów powstał.

— Kto przemówi za Blesserelem, najstarszym synem? — spytał zgodnie z procedurą.

Jaxom opadł na ciężkie krzesło, zadowolony, że poduszki zapewniały nieco wygody. Nienawidził tej nudnej części. Starsi Lordowie nigdy nie skończą, jeśli tylko da im się okazję do gadania. Potem przypomniał sobie swoją tajną misję.

Ruth, proszę powiedz Mistrzowi Robintonowi, że Ranrel dostał siedem głosów, Blesserel pięć, a Terentel trzy, i jestem prawie pewny, że Torik głosował na Terentela. On tego nie traktuje poważnie, ale może być uciążliwy, przekazał Jaxom smokowi.

Powiedziałem harfiarzowi, spodziewał się tego.

Obaj się spodziewaliśmy, ale to będzie długi dzień. Dobrze ci na słońcu?

Tak! Mamy piękny dzień.

Dla ciebie.

Później będziesz miał czas na zabawę i taniec. Teraz musisz być Lordem Warowni.

Jaxom gwałtownie się rozkaszlał, żeby ukryć niepowstrzymany śmiech. Sięgnął po kielich, odpowiadając niewinnym spojrzeniem, gdy pozostali potępiająco marszczyli brwi. Kiwnął głową Sangelowi, przepraszając go za przerwanie jego wyważonych uwag popierających Blesserela. Potem powstał Begamon i serią niepowiązanych ze sobą zdań usiłował pozyskać głosy dla Terentela. W głębi duszy Jaxom uważał, że ktoś inny umiałby poprzeć Terentela lepiej niż Lord Neratu.

Przy drugim głosowaniu Terentel stracił dwa głosy na korzyść Blesserela. Najstarszy syn zdobył sześć głosów, a Ranrel osiem. Jak przedtem, Lytol spalił kartki. Bardzo niewielka przewaga. Jaxom usiłował powstrzymać nerwowe drgania nogi.

Groghe dał znak, że pragnie mówić. Lytol udzielił mu głosu.

— Nie jestem tu najstarszy, ale zarządzam Fortem dłużej niż którykolwiek z was zarządza swoimi Warowniami, oprócz Sangela. — Groghe ukłonił się i uśmiechnął do Lorda Warowni Boli. — Tillek był trzecią Warownią utworzoną…

— Cytujesz „Obrzydliwość”? — spytał Sangel podstępnie.

— Siwsp widział i zarejestrował Kroniki wszystkich Warowni, co z trudem mógłbym nazwać obrzydliwym zajęciem, chociaż mogło być nudne, jeśli twoi przodkowie wypisywali tak wiele bzdur jak moi…

— Bez dygresji, Groghe — napomniał go niecierpliwie Lytol.

— Chodzi o to, że James Tillek, który założył tę Warownię, był człowiekiem spoglądającym w przyszłość. Wykonał mapy wybrzeży i zorganizował pierwszy Cech Rybaków. Tillek zawsze był najbezpieczniejszym portem na zachodnim wybrzeżu, z największą flotą i największą liczbą Mistrzów Żeglarzy. Jego Lordowie zawsze pomagali rybakom i popierali ich. Ranrel tak szanuje swoje dziedzictwo, że zdobył węzeł Mistrza w Cechu Rybaków…

— Zrobił to, bo Oterel wyrzucił go z Warowni — odparował Sangel.

— Spokój! — głos Lytola zagrzmiał z niezwykłą siłą, a Sangel zamilkł.

— Jakkolwiek było — ciągnął Lord Groghe — jest jedynym synem Oterela, który ciężko pracował! Uważam, że zasługuje na Warownię. Fort udziela mu pełnego poparcia jako Lordowi Tilleku.

Pomruki „dobrze powiedziane” sprawiły, że Groghe, siadając, zaczerwienił się z zadowolenia.

Larad poprosił o głos i mówił zwięźle, dodając, że podczas ostatnich miesięcy życia Oterel był zbyt chory, żeby zajmować się sprawami Warowni i jedynym synem, który go zastępował, był Ranrel. Jeśli jednak Blesserel lub Terentel uczynili coś dla Warowni w czasie choroby ojca, chciałby o tym usłyszeć.

— Sprytnie — mruknął Jaxom do Asgenara.

Sigomal poprosił o głos.

— Blesserel musiał się opiekować chorym ojcem — powiedział — i robił to z poświęceniem. Jest człowiekiem prawego charakteru…

— Spłacał hazardowe długi — wyszeptał Asgenar do Jaxoma — bo uzyskał dostęp do sakiewki Oterela.

— …czterech dorodnych synów i piękną kobietę jako Panią Warowni…

— Żona Ranrela jest nie tylko Mistrzynią Tkactwa, ale także jest znacznie łatwiejsza we współżyciu niż Pani Esrella — uzupełnił spokojnie Asgenar.

— Uwaga warta marki, Asgenarze — powiedział Jaxom.

— Dlaczego sam nie przemówisz?

— Całkowicie zniszczyłbym szansę Ranrela — Jaxom usiłował zachować obojętność.

Asgenar kiwnął głową rozumiejąc, co Jaxom miał na myśli: ponieważ był najmłodszym z Lordów Warowni, inni nie cenili jego zdania.

W tym czasie Sigomal zakończył swoją prezentację i usiadł, patrząc złym wzrokiem na Jaxoma. Z kolei powstał Asgenar, żeby poprzeć Ranrela.

— Należy szanować mężczyznę, który nie oczekuje zaszczytów, lecz pracuje i zdobywa tytuł Mistrza Cechu. Takie umiejętności są potrzebne mądremu Lordowi. Dzięki nim Tillek rozkwitnie. Nie ma człowieka z lepszymi kwalifikacjami niż Ranrel.

— Słyszałem — zaczął Torik, wstając bez pozwolenia Lytola — że Ranrel pokłócił się z Oterelem, który rozkazał mu nie pokazywać się już nigdy w Tilleku. Czy życzenie ojca może być całkowicie zignorowane przez Radę?

Bargen zerwał się na równe nogi, za późno spoglądając na Lytola z prośbą o pozwolenie na zabranie głosu.

— Oterel cofnął ten zakaz w mojej obecności, dwa siedmiodni przed śmiercią — oświadczył, gdy Lytol skinął mu głową. — Ranrel jest jedynym prawowitym męskim potomkiem, który zdobył sobie szacunek ludzi dzięki własnej inteligencji i pracy. Oterel w końcu był z niego dumny, dlatego w pełni popieram Ranrela.

— Ale nie uczynił go swoim spadkobiercą, prawda? — ciągnął Torik z tajemniczym półuśmiechem na twarzy.

— Wątpisz w moje słowo? — zapytał Bargen, patrząc spode łba na Lorda Południowej Warowni.

— Nie chodzi o wątpliwości, Bargenie. Mówię o faktach.

— I dlatego mamy walkę o sukcesję — oświadczył Lytol. — A prawo pozwala na rywalizację o sukcesję, każdemu męskiemu potomkowi, bez względu na to, jak złe były jego stosunki z ojcem.

Groghe pochylił się przez stół w stronę Torika i powiedział spokojnie:

— Lord Torik wie, że między ojcami i synami często zdarzają się konflikty.

Torik wpatrzył się w Lorda Fortu tak twardym wzrokiem, pomyślał Jaxom, że jego spojrzenie mogło wypalić dziurę. Groghe wzruszył ramionami. Skąd Groghe wiedział, że Torik opuścił w gniewie rodzinną osadę rybacką na Iście? Ten fakt nie był powszechnie znany, a Sharra nie byłaby na tyle nielojalna wobec brata, żeby o tym rozpowiadać.

— Ale, jak słusznie powiedział Lord Torik — poparł go Sigomal zacierając nerwowo ręce i udając żal — Oterel wydziedziczył Ranrela i powinno to zostać wzięte pod uwagę. Należy wykreślić jego kandydaturę.

— Blesserel musiał zaciągnąć ogromny dług u Sigomala — mruknął Asgenar do Jaxoma z beznamiętnym wyrazem twarzy.

— Czy ktokolwiek popiera Terentela? — spytał Lytol po chwili. Gdy Begamon nie odpowiedział, dodał: — Więc głosujmy na dwóch pozostałych kandydatów: Blesserela i Ranrela.

Tym razem poparcie dla Ranrela wzrosło do dziesięciu głosów, ale Blesserel uzyskał pięć. Znów nie osiągnięto wymaganej większości.

— Ogłaszam krótką przerwę na prywatne dyskusje — powiedział Lytol, po czym wstał i odszedł od stołu.

Inni poszli za jego przykładem.

— Potrzebujemy jeszcze dwóch głosów — mruknął Groghe do Jaxoma, Asgenara i Larada podchodząc do stołu z jedzeniem.

— Torik miał być jednym z trzech głosujących na Terentela. Wiem, że popierają go również Corman i Begamon — powiedział Larad. — Czy Torik liczy na to, że ten szalony Terentel da mu żołnierzy na zbrojny napad, który chce przeprowadzić na Wielkiej Wyspie?

— Chyba tak, ale mam wiadomość, przeznaczoną tylko dla niego — odrzekł Groghe mrugając do Jaxoma i uśmiechając się szeroko.

— Chodźmy, Asgenarze — Larad pociągnął go lekko za sobą. — Pomożemy ci, Groghe.

Jaxom nałożył na talerz ciasteczka z przyprawami, które Lytol szczególnie lubił, i podał je swemu staremu Opiekunowi, przez cały czas obserwując po kryjomu trójkę konferującą z Torikiem. Odwrócił szybko wzrok, gdy Torik obrócił się nagle w jego stronę z nieodgadnionym wyrazem na szerokiej, opalonej twarzy. Zastanawiał się, czy Groghe rozpoznał źródło swoich informacji. Torik zapytał o coś Larada ostrym głosem. Groghe odpowiedział, a Larad dodał parę słów, Asgenar kiwnął głową, a koniuszki jego ust nieco się uniosły.

— Właśnie zdobyliśmy jeszcze jeden głos dla Ranrela — mruknął Jaxom do Lytola, utrzymując obojętną minę. Larad i Asgenar dalej rozmawiali z Torikiem, podczas gdy Groghe powrócił do Lordów Ruathy.

— To nie było zbyt trudne, Jaxomie. Jesteś sprytny. Nie sądzę, by ryzykował napad na Wielką Wyspę, skoro się dowiedział, że nic na tym nie zyska. Kogo jeszcze spróbujemy przekabacić?

— Ja nie powinienem nikomu się narzucać. Jestem zbyt blisko związany z „Obrzydliwością” — Jaxom był zdegustowany. — Nie zamierzam rujnować szans Ranrela przez niewczesne rozmowy.

— Krzywdzisz sam siebie, chłopcze — powiedział Groghe uprzejmie.

— Raczej nie chcę skrzywdzić Ranrela, Lordzie Groghe.

Gdy Groghe odszedł, Jaxom wykorzystał sposobność, by poinformować Rutha o przebiegu zebrania i poprosił go o przekazanie tego Sharrze.

Mistrz Robinton oczekiwał, że tak się stanie, odparł Ruth. Pyta, czy powiadomiłeś Torika. Nie powiedział, o czym.

Groghe go powiadomił, a sekundowali mu Larad i Asgenar, odparł Jaxom. To oczywiście da Torikowi do myślenia. Tak jest o wiele lepiej, niż gdybym ja z nim rozmawiał. Mamy teraz przerwę. Grupa z zachodniego wybrzeża potrzebuje więcej klahu, żeby obudzić się i uważnie słuchać. Będę was dalej informował.

Wkrótce potem Lytol przywołał Lordów Warowni do stołu i spytał, czy ktoś chciałby coś jeszcze dodać, lub przekazać Radzie jakieś do tej pory nieznane informacje.

— Przeprowadź następne głosowanie, Lytolu — powiedział Deckter. — Nie ma nic więcej do przedyskutowania.

Jaxom zauważył przedtem, jak Deckter poważnie rozmawiał z Warbretem i miał nadzieję, że osiągnął sukces. Dwa głosy były wszystkim, czego potrzebowali; chyba że Torik postanowi sprawiać więcej trudności niż zwykle.

Tym razem wszyscy liczyli, gdy Lytol sortował kartki, więc już przed formalnym ogłoszeniem wyników wiedzieli, że Ranrel wygrał. Sigomal był wściekły, patrzył spode łba na Torika i Warbreta, którzy porzucili jego sprawę.

— Ranrel osiągnął wymaganą większość dwunastu głosów i został tym samym wybrany na sukcesora zaszczytnego tytułu swego ojca, Lorda Warowni Tillek. — Lytol spojrzał ostrzegawczo na Jaxoma, ale on i tak wiedział, że nie wolno mu przedwcześnie ogłaszać wyniku za pośrednictwem Rutha.

— Mamy jeszcze dwie inne ważne sprawy do przedyskutowania. Wzywam Lorda Jaxoma z Ruathy, aby poinformował nas o postępach poczynionych w działaniach zmierzających do zniszczenia Nici. — Lytol skłonił uprzejmie głowę w stronę swojego byłego wychowanka i usiadł.

Jaxom zerwał się gwałtownie, przyciągając uwagę wszystkich zebranych. Wypowiedział całe swoje przemówienie nie przerywając nawet wtedy, gdy ktoś rzucał niecenzuralne wyrażenia o moralnym zepsuciu powodowanym przez „Obrzydliwość”.

— Po tym, jak Siwsp nas starannie przeszkolił, Czeladnik Harfiarz Piemur i ja polecieliśmy na Ruthu pomiędzy i wylądowaliśmy na mostku „Yokohamy”. Zaprogramowaliśmy teleskop tak, by Siwsp mógł z niego korzystać posługując się urządzeniami Lądowiska i zaczęliśmy sporządzać raport o uszkodzeniach statku kosmicznego. Sprowadziliśmy na Pern zwłoki Sallah Telgar, która została później pochowana w Warowni Telgar — skłonił się nisko Laradowi. — Następnego dnia Ruth przeniósł mnie z powrotem na mostek. Stamtąd udałem się do ładowni, żeby zamknąć zewnętrzne drzwi, które pozostały otwarte z powodu usterki w programie zdalnego sterowania. Po zamknięciu drzwi ładowni wróciłem na mostek, a stamtąd na Lądowisko. Będzie trzeba odbyć jeszcze wiele lotów na „Yokohamę”. Musimy udoskonalić podstawowy system przeżycia, to znaczy, umieścić w odpowiednich miejscach zbiorniki z algami i doglądać ich hodowli. Trzeba też przeszkolić dodatkowy personel, by umiał się poruszać w warunkach stanu nieważkości. Utworzymy także zespoły zielonych smoków i ich jeźdźców, których zadaniem będzie takie ustawienie teleskopu, by można było go lepiej wykorzystywać.

— Przetłumacz to na normalny język, bo nic nie rozumiem — zażądał Corman.

— „Yokohama” może zostać użyta jako baza, z której zaatakujemy Nici w przestrzeni kosmicznej, Lordzie Cormanie.

— Więc wszystkie smoki polecana statek i zaatakują Nici w pewnej odległości od planety? — Ta sarkastyczna uwaga musiała wydać się żałosna nawet jemu, tak samo jak innym, gdyż zaczerwienił się i odwrócił wzrok od Jaxoma.

— Nie, Lordzie Cormanie, nie zamierzamy tak postąpić. Nasz Plan polega na takiej zmianie orbity Czerwonej Gwiazdy, by Nici już nigdy nie mogły spadać na powierzchnię Pernu.

— Ile czasu zajmą przygotowania? — spytał Laudey tonem o wiele mniej pogardliwym niż ton Cormana.

— Do chwili osiągnięcia naszego celu pozostają dwa Obroty, pięć miesięcy i siedem dni, Lordzie Laudeyu.

— I przypuszczam, że chcesz poprosić nas, byśmy ci pozwolili zawlec do ciebie jeszcze więcej czeladników z naszych Cechów i więcej służby z Warowni?

— Nie, panie, nie zamierzamy nikogo „przywlekać” — odparł Jaxom. Nie mógł powstrzymać uśmiechu, bo problemem było odsyłanie z Lądowiska ludzi, którzy nie nadawali się do tej pracy, tak, by ich nie obrażać.

— Czyżbyś był niezadowolony, że twoje Niższe Jaskinie zostały opróżnione z żebraków i włóczęgów? — spytał Groghe znacząco.

— Czy pozostaną użytecznie zatrudnieni przez dwa Obroty, pięć miesięcy i ileś tam dni? — dopytywał się Laudey.

— Lordzie Laudeyu, Lordzie Cormanie, chcecie się pozbyć Nici? — zapytał ostro Jaxom. — To prawda, że za dwieście pięćdziesiąt Obrotów nie będzie was obchodziło czy nam się uda czy nie. Ale waszych potomków będzie to nadal obchodziło.

— Czy mówisz jako Lord Warowni, czy jeździec smoka, Jaxomie? — spytał Nessel złośliwie.

— Zarówno jako Lord Warowni, jak i jeździec smoka, Lordzie Nesselu!

— Jeżeli wam się uda, nie będziemy już potrzebowali jeźdźców! — ryknął Sigomal. — I co wtedy zrobicie, wy, jeźdźcy?

Jaxom uśmiechnął się.

— Lordzie Sigomalu, na pewno okaże się, że zawsze będziesz chciał mieć jeźdźców smoków na Pernie.

— A skąd ci to przyszło do głowy? — zapytał Sigomal.

— Robią o wiele więcej dla ciebie i wszystkich tu obecnych, niż tylko bronienie planety przed Nićmi. Pomyśl o tym, Lordzie Sigomalu. — Jaxom uśmiechnął się zagadkowo. Niech im się zagotują mózgi. — Jestem pewien, że Lord Torik wie, o co mi chodzi.

Zaskoczony Torik zwrócił przeszywające spojrzenie na męża swojej siostry i zmarszczył brwi.

— Nie rozumiem o czym mówisz, młodzieńcze — odezwał się zdenerwowany Sigomal.

— Mój Lordzie Sigomalu, myślałbym, że to zbyt oczywiste, aby trzeba było wyjaśniać. Mogą mówić, Lordzie Lytolu? Kiedy otrzymał zgodę, ciągnął dalej. — Chcę też powiedzieć, że Harfiarz Piemur i ja widzieliśmy nasz piękny świat obracający się w przestrzeni kosmicznej, widzieliśmy, jak noc przechodzi w dzień. Jest to niewiarygodny widok!

Wiedział, że głos mu nieco drży, ale nie wstydził się.

— Kiedy upewnimy się, że system podtrzymywania życia — tlen i ogrzewanie — pozostają na stałym poziomie, ja i Ruth zobowiązujemy się do zabrania na „Yokohamę” każdego Lorda Warowni, który sobie tego będzie życzył, aby sam zobaczył, jaki wspaniały świat zamieszkujemy i jak niezbędne jest pozbycie się Nici na zawsze.

Jaxom czekał, by ktoś odpowiedział na jego ofertę. Jednak jedyną reakcją zaskoczonych ludzi było nerwowe odchrząkiwanie i szuranie nogami. Wtedy rzucił im wyzywające spojrzenie.

— Ja chciałbym tam się udać — powiedział Larad cicho, a Asgenar także uniósł dłoń.

— I ja — dodał Lytol.

— Z mostka „Yokohamy” nie widać zbyt wiele Pomocnego Kontynentu — przyznał Jaxom — ale Siwsp ma nadzieję, że uda się naprawić uszkodzone okna na lewej burcie, co otworzy widok na część wschodniego wybrzeża. — Spojrzał znacząco na Toronasa który, po widocznym wahaniu, uniósł dłoń.

— Ile można zobaczyć z Południowego Kontynentu? — spytał Torik chrapliwie.

— Więcej, jeśli naprawimy okna na prawej burcie — odparł Jaxom zachwycony, że Torik zareagował.

— Nie rozumiem co dobrego nam to da — zaczął Begamon kłótliwie. — Będziecie ryzykować życiem dla szalonych marzeń o zniszczeniu Nici. Były z nami przez setki Obrotów. I powtarzam, jeśli starożytni wiedzieli tak dużo, dlaczego sami się ich nie pozbyli? Dlaczego?

— Siwsp odpowiedział na to pytanie, i jego odpowiedź mnie całkowicie zadowala — wyjaśnił stanowczo Lytol. — I nie zapominajcie, że każde zadanie, którego się podjęliśmy od czasu jego odkrycia, było korzystne dla wszystkich mieszkańców Pernu.

— Doprawdy? Na przykład, co? — zadrwił Begamon.

Lytol uniósł w górę wieczne pióro i notes, kartkę z prognozą pogody, które Siwsp sporządzał od dwóch Obrotów ku uldze i radości Lordów, wielkich i drobnych; potem wskazał ozdobny zegar na ścianie, odmierzający minuty spotkania i nowe ubrania, w które odziany był Begamon, zrobione z najnowszych delikatnych materiałów Mistrza Zurga. — Słyszałem także, że masz nową metodę nawadniania pól i przenośne piece do ogrzania sadów podczas mrozów — dodał. — Nie wspominając faktu, że twoja najmłodsza wnuczka zawdzięcza życie Mistrzowi Oldive’owi i jego nowym medycznym umiejętnościom.

— Ale to są rzeczy, których możemy używać tu, na co dzień, Lytolu. — Begamon machnął ręką nad głową. — Nie coś poza naszym zasięgiem i możliwościami.

— Więc pozwól, by rzeczy, których używasz, widzisz i dotykasz przekonały cię, że możemy się nauczyć, odkryć i zrozumieć o wiele więcej, aby polepszyć nasze życie i uczynić je bezpieczniejszym — powiedział Jaxom z takim zapałem, że nawet najstarsi, najbardziej konserwatywni Lordowie słuchali go z czymś podobnym do szacunku.

— Dziękuję za raport, Lordzie Jaxomie — powiedziała Lytol, zręcznie przerywając długą chwilę ciszy. — A teraz zajmijmy się sprawą… — słysząc pomruki niezadowolenia, uniósł dłoń. — Będziecie mieli mnóstwo czasu, żeby porozmawiać z Lordem Jaxomem po Radzie. Następną sprawą, którą musimy się zająć, jest nota od Mistrzów Cechów Pernu.

— Nie wszystkich Mistrzów — sprzeciwił się Corman, wysuwając wojowniczo brodę do przodu.

Lytol spojrzał na niego, a jego spojrzenie sprawiło, że Corman poczuł się surowo skarcony.

— Mistrzowie Cechów Pernu, z jednym wyjątkiem, Mistrza Norista z Cechu Szklarzy, zawiadamiają Radę o zamiarze utworzenia dwóch dodatkowych Cechów. Pierwszym ma być Cech Drukarzy, luźno powiązany z Cechem Harfiarzy, ale niezależny, z trzema głównymi siedzibami: główną na Lądowisku, i mniejszymi w Ruathcie, która obecnie nie ma żadnego Cechu, i w Lemos. Będzie współpracował z przemysłem papierniczym Mistrza Cieśli Bendarka. Drugi nowy Cech to Cech Techników, luźno powiązany z Cechem Kowali. Zajmie się projektowaniem i wytwarzaniem nowych urządzeń…

— Sprzeciwiam się temu ostatniemu — Sigomal zerwał się na równe nogi. — To służy „Obrzydliwości”…

— Przy tym stole nie będziemy używać wulgarnych epitetów, Lordzie Sigomalu — powiedział Lytol surowo. — Nie muszę też powtarzać, że Mistrzowie Cechów nie potrzebują twojego pozwolenia. Możesz nie kupować materiałów wytwarzanych przez Cech, który ci nie odpowiada. Skoro jednak, jak słyszę, niektóre z twoich przedsięwzięć zyskały dzięki nowym urządzeniom, których jedynym źródłem mógł być Siwsp, będzie lepiej, jeśli powstrzymasz się od takiej hipokryzji i nie będziesz wygłaszał tego rodzaju uwag podczas Rady.

Sigomal z otwartymi ustami opadł na krzesło.

Jaxom z trudem zachował powagę widząc zmieszanie Lorda Bitry. Jeden z mężczyzn, którzy próbowali zaatakować Siwspa był Bitraninem, ale to nie było wystarczającym dowodem na to, że Lord Warowni miał coś wspólnego z atakiem. Bitranie wynajmowali się każdemu, kto zapłacił im stosowną cenę. Jednak był to pierwszy raz, kiedy Sigomal publicznie nazwał Siwspa „Obrzydliwością”.

— Zostaniemy poinformowani o wyborze nowych Mistrzów Rzemieślników i o zakresie ich obowiązków. Przypomnę także Lordom, że takie rozszerzenie Cechów nie wymaga ratyfikowania przez Radę, gdyż Cechy, zwyczajowo, są autonomiczne.

— To też jest w Karcie, Lytolu? — spytał Sangel złośliwie.

— Nie — odparł Lytol, nieporuszony. — System Cechów został zorganizowany na krótko przed końcem Pierwszego Przejścia przez Warownie Fort, Ruathę i Benden, w celu zachowania umiejętności i kształcenia młodzieży w różnych użytecznych rzemiosłach. Pierwotnie — dodał Lytol uśmiechając się lekko i spoglądając w stronę Cormana — Ruatha gościła Mistrza Hodowli i Mistrza Rolnika. Potem odkryto rozległe równiny Keroonu, które zostały uznane za bardziej odpowiednie do hodowli zwierząt.

Larad powstał, by zwrócić się do Rady:

— Warto zauważyć, że Mistrz Kowal Fandarel i Mistrz Harfiarz Sebell mają prawo tworzyć dodatkowe, osobne Cechy, nawet bez konsultacji z innymi Mistrzami Cechów. Ale skonsultowali się z nimi i uzyskali poparcie…

— Nie można mówić o pełnym poparciu, jeśli jeden Mistrz nie wyraził zgody! — rozżalił się Nessel.

— Mistrz Norist nie przybył na zebranie, chociaż został powiadomiony — powiedział Larad. — Oba Cechy: Drukarzy i Techników, będą prowadziły szkolenie niedostępne gdzie indziej. Wszyscy zyskaliśmy dzięki nowym maszynom, zwłaszcza wyraźnie wydrukowanym podręcznikom i Kronikom. Musimy wyuczyć dodatkowych rzemieślników, żeby więcej ludzi mogło korzystać z tych dobrodziejstw.

— Dlaczego drukarze nie mogą pracować z mistrzem Sebellem, a technicy z Mistrzem Fandarelem? — dopytywał się Corman. — Komu jest potrzebne to całe zamieszanie z tworzeniem nowych Cechów?

— Mistrz Fandarel już pracuje dzień i noc, wypełniając zamówienia na nowe urządzenia — wyjaśnił mu Larad. — Nie ma czasu ani ludzi do nadzorowania nowego Cechu.

— Drukowaniem mógłby się zająć twój Mistrz Cieśla, Asgenarze — zauważył Corman. — On się nie przemęcza.

Asgenar roześmiał się.

— On uwija się jak może, a i tak nie daje rady sprostać zapotrzebowaniu Cechów i Warowni na najróżniejsze rodzaje papieru, którego nagle potrzebujecie. — Potrząsnął głową. — Mistrz Bendarek ma w tej chwili mnóstwo uczniów, ale tylko dwóch czeladników, i jak dotąd, żadnego mistrza. Potrzebuje każdej pary rąk jaką może zatrudnić, ale nie może równocześnie zajmować się drukiem. Wytwarzanie papieru pochłania go całkowicie.

— Mistrz Fandarel pragnął, abym wyjaśnił, że wyspecjalizowani technicy będą potrzebni do utrzymania wszystkich nowych maszyn w ruchu — mówił dalej Larad. — Obecnie niewiele osób potrafi jednocześnie obsługiwać je i naprawiać. W końcu będziemy mieli ludzi potrafiących i jedno, i drugie, ale na to trzeba czasu.

— Więc dlaczego nie robicie wszystkiego po kolei? — prychnął Corman. — Wiem z doświadczenia, że nie można wystawić rocznego biegusa do wyścigów, ani zmuszać zbyt młodego zwierzęcia do dawania potomstwa lub mleka.

Jaxom chciał wstać, ale Groghe ostrzegawczo położył dłoń na jego ramieniu. Musiał użyć całej siły woli, żeby posłuchać cichego rozkazu. Pragnął gorąco sam przemówić, ale rozumiał, że starsi Lordowie nie potraktują go poważnie. Czy kiedy naprawdę pomoże w zniszczeniu Nici, uznają go za równego sobie, czy też nadal będzie uważany za Lorda Warowni z przypadku?

— Maszyny są nieco inne, Cormanie — odparł Groghe, uśmiechając się pobłażliwe do Lorda Keroonu. — Kiedy maszyna jest zbudowana, robi to do czego ją zaprojektowano. Kiedy się psuje, wymieniasz uszkodzone części. W hodowli takie postępowanie nie jest możliwe.

— To prawda. Uszkodzone zwierzęta zabija się i zjada. A co robisz z zużytymi częściami maszyny? Zanim się obejrzysz, w każdej Warowni i Cechu będziemy mieć stos rdzewiejących śmieci, i pewnie też w Weyrach, skoro to wszystko ich wina.

— Lordzie Cormanie! — Drżąc z gniewu, Jaxom wyswobodził ramię z uchwytu Groghe’a i z zaciśniętymi pięściami zerwał się na równe nogi. — Nie będziesz obrażał Weyrów w mojej obecności!

Był ledwo świadom, że Lord Groghe stanął obok niego i schwycił go obiema dłońmi za ramię, a Asgenar, także zerwawszy się z miejsca, powstrzymywał go z drugiej strony. Głośno protestowali Larad, Toronas, Deckter, Warbret, Bargen i, ku wielkiemu zdumieniu Jaxoma, Torik.

— Lordzie Cormanie, w tej chwili przeprosisz Radę za tę uwagę! — ryknął Lytol.

Mając przeciwko sobie dziesięciu Lordów, Corman nie mógł zrobić nic innego jak tylko przeprosić. Kiedy mamrotał coś pod nosem, Lytol lodowatym głosem zażądał, żeby Corman mówił na tyle głośno, by można go było usłyszeć. Potem zmusił spojrzeniem stojących wciąż Lordów do ponownego zajęcia miejsc.

— Po to, by pozbyć się groźby Nici, musimy mieć wyposażenie, które sami możemy wykonać, obsługiwać i naprawiać. Unicestwienie Nici było najwyższym celem każdego Weyru od czasów, kiedy Fort został założony jako pierwszy. Był to cel, dla którego pracowały każda Warownia i każdy Cech. Jeśli zniszczenie Nici sprawi, że zmieni się nasza hierarchia wartości i znikną bezużyteczne lub przestarzałe tradycje, i tak cena, jaką przyjdzie nam zapłacić za niebo wolne od Nici nie będzie zbyt duża! — Lytol zamilkł na chwilę, jak gdyby zaskoczony gwałtownością własnych słów. — Po zakończeniu Rady nie będziemy więcej wspominać o tym incydencie.

— A teraz — ciągnął dalej — okażmy jednomyślność i poprzyjmy dwa nowe Cechy. Co na to powiecie, Lordowie? Głosujcie „tak” lub „nie”.

Corman siedział skulony patrząc złowrogo i do niego należała, zapewne, jedyna pusta kartka podana Lytolowi. Na dwóch napisano zdecydowaną ręką „nie”, ale „tak” oznaczały aprobatę, o której zostaną powiadomieni dwaj zainteresowani Mistrzowie Cechów.

— Kto decyduje o wyborze Mistrzów i zapłaci za założenie tych Cechów? — spytał Nessel.

— Mistrzowie nie zostali jeszcze wybrani, ale są odpowiedni kandydaci, a na potrzeby nowych Cechów przystosowano już puste budynki na Lądowisku — wyjaśnił Lytol, zaglądając do notatek. — Kandydaci na uczniów wybudują też dodatkowe pomieszczenia. Jeśli ktoś będzie chciał przenieść się do Cechu Drukarzy czy Techników, będzie musiał uzyskać pozwolenie swojego Mistrza i Mistrza swojej obecnej siedziby.

— A co z tymi, którzy pracują bez pozwolenia swojego Mistrza Cechu? — rzucił Sangel pogardliwie. Wszyscy wiedzieli, że ma na myśli Moriltona.

— To jest wewnętrzna sprawa Cechu — powiedział Lytol — i zostanie rozsądzona przez zainteresowane strony, nie przez naszą Radę.

— Ale co się stanie, jeśli nie będziemy mogli otrzymywać szkła?

— Szkła nie brakuje — przerwał Groghe. — Kupujemy wszystko, czego potrzebujemy, i od kogo chcemy. Po prostu! A wielu z nas kupuje w jednej siedzibie Cechu, woląc ją od innych. Zawsze tak było i zawsze tak będzie.

Mistrz Robinton chce wiedzieć, co opóźnia ogłoszenie wyników, przekazał Ruth Jaxomowi.

Gadanie. Wybrano już nowego Lorda, ale Lytol obedrze mnie ze skóry, jeśli sam powiadomię was o wyniku. — Głos Rutha ukoił Jaxoma, który pienił się słysząc te subtelne i mniej subtelne docinki. Ale przynajmniej wiedział teraz, których Lordów miał obserwować: Cormana, Nessela, Sangela i Begamona. Corman był na tyle śmiały, że mówił wprost, ale inni pielęgnowali urazy i niezadowolenia, a to nie prowadziło do niczego dobrego. Czy ich niechęć pochodziła ze strachu przed Siwspem, czy raczej z oporu przeciw zmianom?

— Czy są inne sprawy do omówienia na Radzie? — spytał Lytol zgodnie z procedurą.

— Mam pytanie — powiedział Torik wstając.

— Słucham, Lordzie Toriku.

— Kto będzie Lordem Lądowiska?

Tym razem nawet Lytol stracił spokój i w zaskoczeniu wpatrywał się w Lorda Południowej Warowni.

Torik uśmiechnął się z satysfakcją.

— Miejsce tak ważne jak Lądowisko nie może być pozostawione bez nadzoru. — To, co mówił brzmiało rozsądnie, ale Jaxom prawie zakrztusił się na widok zaszokowanych twarzy niektórych Lordów, gdyż wyraźnie było widać, że wyczuwają znaczenie Lądowiska. Jednak inne twarze pozostały nie zmienione, potwierdzając przypuszczenia Jaxoma. Sangel, Nessel, Sigomal, Corman, Begamon i Laudey nie byli zbyt poruszeni, chociaż Lord Igenu wydawał się raczej onieśmielony niż przeciwny.

— Do tej pory nigdy nie zajmowałeś się takimi drobiazgami — Jaxom usłyszał sam siebie przeciągającego zabawnie słowa. — Lord Opiekun Lytol, Mistrz Harfiarz Robinton i D’ram, jeździec Tirotha, wspólnie zarządzają Lądowiskiem i reprezentują interesy Warowni, Cechów i Weyrów. I takie zespołowe zarządzenie okazało się bardzo dobre. Zawsze byłeś mile widziany na Lądowisku, Lordzie Toriku.

— Kiedy odkryliśmy Siwspa — powiedział Lytol, stanowczo przejmując prowadzenie zebrania — zwołano tam konferencję. Ośmiu Lordów Warowni, ośmiu Mistrzów Cechów i siedmiu Przywódców Weyrów jednogłośnie zadecydowało, że ze względu na historyczne znaczenie i rolę, jaką będzie spełniało w kształceniu ludzi, obszar Lądowiska pozostaje miejscem nie przypisanym nikomu w szczególności.

Corman mruknął coś z irytacją do Nessela, ale kiedy Lytol skinął na niego by przemówił, milczał ponuro.

— Jak duży jest ten obszar? — Torik prawie rzucił się na Lytola zadając pytanie.

Lytol spoglądał na niego przez chwilę z subtelną naganą, zanim odpowiedział:

— Taki sam, jak to zaznaczono na mapie osadników.

Torik skrzywił się i usiadł. Rzucał zagadkowe spojrzenia na zebranych, jakby chciał wysondować ich opinię… Jaxom obserwował go nieznacznie, ale nie potrafił odgadnąć, jakie myśli mogły kłębić się w pożądliwym umyśle Południowca. Z pewnością zdawał on sobie sprawę z tego, że kolejne zdobycze terytorialne spotkają się z oporem Cechów, Warowni i Weyrów, a już zwłaszcza tych ostatnich. Jaxom zaczął żałować, że podał Torikowi rozwiązanie problemu Wielkiej Wyspy, bo właśnie te kłopoty przez ponad dwa Obroty powstrzymywały Torika od spoglądania na wschód. Jaxom westchnął. Czasem jeden rozwiązany problem przysparza wielu innych.

Poczuł wielką ulgę, kiedy bez dalszych dyskusji Lytol zamknął obrady. Niektórzy protestowali, ale Lytol zignorował ich, co było jego prawem. Chociaż Jaxom bardzo już chciał wyjść z Wielkiej Sali, musiał jeszcze znieść ostatnią ceremonię.

Skończyliśmy, przekazał Ruthowi.

Lytol stanął na czele procesji, Jaxom zręcznie zajął miejsce między Cormanem a Asgenarem, a przed Lordem Fortu, uśmiechając się do niego przepraszająco. Lytol, zgodnie z tradycją, trzykrotnie uderzył pięścią w drzwi, które natychmiast zostały otwarte przez głównego Zarządcę Warowni Tillek. W głębi ducha Jaxom był zdania, że wszyscy Zarządcy mieli jakiś tajemniczy instynkt, który pozwalał im wyczuć zakończenie spotkania. Lytol schylił głowę, a mężczyźni stojący po obu stronach obrócili koło zamka i odciągnęli skrzydła wielkich drzwi otwierając je na oścież. Świecące jasno słońce było niemal tak oślepiające jak świetne stroje ludzi tłoczących się na stopniach. Najbliżej znajdowali się trzej kandydaci: Blesserel stojący w samym środku i wyglądający na wielce zadowolonego z siebie, Terentel, nieco z boku z idiotycznym wyrazem twarzy, i Ranrel, stojący spokojnie dalej na prawo. Za nimi ustawili się Mistrz Robinton, Sharra, Sebell, Menolly i Przywódcy Weyru Benden.

Jaxom uniósł koniuszki ust w ledwo dostrzegalnym uśmiechu i dojrzał wyraz ulgi malujący się na ich twarzach w chwili, gdy Lytol rozpoczął formalne ogłoszenie wyników.

— Podczas trzeciego głosowania osiągnięto większość dwunastu głosów — oświadczył, gdy szmer głosów przycichł na tyle, żeby jego głos był słyszalny. — Rada wybrała nowego Lorda Warowni. Lordzie Ranrelu, jako pierwszy chciałbym ci pogratulować tego zaszczytu.

Od granitowych ścian Tilleku odbiły się echem radosne okrzyki. Ranrel wydawał się zaszokowany i niezbyt pewny, czy może uwierzyć własnym uszom. Blesserel wyglądał tak, jakby gotował się do morderstwa, a Terentel tylko wzruszył ramionami, obrócił się na pięcie i przepchnął przez tłum do najbliższej beczki z winem. Ze szczytów wzgórz smoki ryknęły swoje gratulacje, a nad głowami zebranych radośnie fruwały jaszczurki ogniste, dołączając swoje wysokie głosy do ryku smoków.

Lord Ranrel został natychmiast otoczony przez przyjaciół klepiących go w plecy, ściskających za ramiona i wykrzykujących gratulacje. Do Blesserela podeszli Sigomal, Sangel, Nessel i Begamon. Jaxom nie trudził się obserwowaniem reakcji Blesserela. Twarz Sigomala ściągnęła się z niezadowolenia i malowała się na niej przebiegłość, która nie wróżyła nic dobrego nikomu, kto wyszedłby mu dziś w drogę.

— Było bardzo ciężko? — spytała Sharra obejmując Jaxoma. — Ruth mówił, że jesteś zły i zdenerwowany, ale nie wiedział dlaczego.

— Byłem i jestem. Daj mi swój kielich — odrzekł, potrzebując kojącego trunku. — Chodźmy do Sebella i Mistrza Robintona. Też powinni usłyszeć o niektórych rzeczach. Twój brat chciał wiedzieć, kto zostanie Lordem Lądowiska.

Sharra przewróciła oczami ze zdumienia.

— Nigdy się nie nauczy, prawda? Co mu powiedzieliście?

— Prawdę — odrzekł Jaxom. — Pamiętasz, jak zaprosiliśmy Breide’a, żeby upewnić się, że Torik dowie się, jak ważnym odkryciem jest Siwsp?

Sharra zmarszczyła nos. Jaxom uważał ten jej nawyk za czarujący.

— Był tak wściekły na Denola, który zajął jego wyspę, że nie mógł myśleć o niczym innym. — Rzuciła uważne spojrzenie na męża. — Powiedziałeś mu o nieodwołalności nadania?

— Groghe mu powiedział. Potrzebowaliśmy jego głosu dla Ranrela.

— Chyba by nie głosował na Blesserela! — Sharra była przerażona.

— To co dzieje się podczas Rady, nie powinno być podane do publicznej wiadomości — drażnił się z nią Jaxom, uśmiechając się do niej szczerze.

— A odkąd to twoja żona jest publicznością?

Utorowali sobie drogę przez tłum w spokojniejsze miejsce, gdzie już czekali Robinton i inni.

— Moi harfiarze także poinformowali mnie o niechęci tych Lordów — rzekł Sebell, kiedy Jaxom skończył streszczać obrady. — Powiedziałem o tym rano Mistrzowi Robintonowi i Lytolowi. I kazałem każdemu uczniowi z głową na karku trzymać dzisiaj oczy i uszy otwarte.

— Odczuwam niemal ulgę, gdy już wiem, kto jest przeciw nam — stwierdził Mistrz Robinton.

— Naprawdę? — spytał Jaxom sceptycznie. — Był przygnębiony. Mieli tyle nadziei na przyszłość. I ta nadzieja się spełni, jeśli przezwyciężą zasadzki i błahe intrygi teraźniejszości.

Wyczuwając jego nastrój, Sharra przytuliła się do swego wysokiego męża, a on pozwolił jej pocieszać się. Mimo całej opozycji, udało im się przegłosować wybór Ranrela. Przeciwnicy byli nieliczni i starzy.

Загрузка...