Rozdział IV

Przez większość dnia Jaxom był tak zajęty, jak tylko Piemur mógł sobie życzyć. On i Ruth przetransportowali pięć ładunków kartonów z jaskiń do budynku Siwspa, a potem, właśnie kiedy ostatni został rozładowany, Mistrz Fandarel pilnie potrzebował ich do przeniesienia Mistrza Cieśli Bendarka z powrotem do Lemos i siedziby jego Cechu. Mistrz Cieśla nie mógł się doczekać, kiedy Siwsp zacznie projektować nową maszynerię do wytwarzania papieru i poprawienia jakości produktu przez dodanie odrobiny szmat do miazgi drzewnej.

Kiedy Jaxom i Ruth powrócili na Lądowisko, Mistrz Terry potrzebował pomocy przy poszukiwaniu kabli i drutów, które wreszcie znaleziono w dotąd nie badanym zakątku jaskiń. Oczywiście Jaxom i Ruth uprzejmie przewieźli Mistrza Terry’ego i jego kable z powrotem do budynku Siwspa. Jaxom starał się nie przejmować tym, że zleca mu się tak podrzędne zadania, gdyż rozumiał, że pomaga w wykonywaniu bardzo ważnego przedsięwzięcia, chociaż jeszcze rano miał nieco inne wyobrażenie o tym, jak on i Ruth spędzą dzień.

Biały smok marzył o wygrzewaniu się w gorącym południowym słońcu. Zima na Północnym była chłodna i wilgotna, słońce świeciło rzadko. A Jaxom bardzo chciał pracować z Piemurem, Jancis i Benelkiem przy Siwspie.

Jednak wszyscy wiedzieli, że Jaxom z natury jest miły i uczynny. Było im znacznie łatwiej poprosić o przysługi jego niż pozostałych jeźdźców. Skoro Ruth nigdy nie miał nic przeciwko temu, Jaxom czuł się zobowiązany do pomocy. Według Sharry postępował w ten sposób dlatego, że za wszelką cenę chciał być inny niż jego despotyczny ojciec, Fax. Ale jej zdaniem Jaxom czasami posuwał się za daleko w tej pokucie. Zazwyczaj interweniowała, jeśli czuła, że nadużywano jego uprzejmości. Tylko że teraz była w Ruathcie, a jej interwencja bardzo by się przydała, gdyż Jaxom uważał, że dość już zrobił dla innych i własna uprzejmość zaczynała mu stawać kołkiem w gardle.

Zanim Terry rozładował swoje zwoje kabli, Jaxom uświadomił sobie, że burczy mu w brzuchu. Nie było w tym nic nadzwyczajnego, skoro od rana, kiedy to razem z Menolly i Sebellem zjadł paszteciki z mięsem i wypił kubek klahu, nie miał niczego w ustach. Żona zawsze martwiła się, że nie znajduje czasu na posiłki, i Jaxom usiłował pamiętać o jej wskazaniach. Żałował, że z powodu ciąży Sharra nie może mu tutaj towarzyszyć, ale w takim stanie nie wolno ryzykować wejścia w pomiędzy. Poszedł więc do budynku kuchennego, nieświadom, że F’lar zwołał nadzwyczajne zebranie, gdyż inaczej byłby tam, aby go poprzeć. W kuchni musiał się sam obsłużyć, bo kucharze byli zajęci uczniem, który poważnie poparzył sobie rękę o gorący ruszt. To przypomniało mu, że obiecał sprowadzić na Lądowisko Mistrza Oldive’a. Zajmie się tym, kiedy tylko się posili, i być może potem on i Ruth będą mogli wreszcie robić to, co chcą.

Jaxom i Ruth wyszli z pomiędzy nad wielkim podwórcem połączonych Cechów Harfiarzy i Uzdrowicieli w Warowni Fort. Rutha natychmiast otoczyły ćwierkające jaszczurki ogniste, wykonujące swój zwyczajowy powietrzny taniec radości, ale w ich głosach brzmiało ostrzeżenie.

— Ruth, o co im chodzi? — spytał Jaxom.

Mistrz Oldive nie chce, byśmy lądowali na podwórcu, odparł Ruth. Mówi, że wszyscy harfiarze zaczną cię wypytywać i nigdy się stąd nie wydostaniemy. W tonie Rutha zabrzmiało zdziwienie, ale Jaxom się roześmiał.

— Sam powinienem był o tym pomyśleć. Więc gdzie Mistrz Oldive chce, byśmy lądowali?

Nie wiem. Jaszczurki powiadomią go o naszym przybyciu.

Ruth poleciał w odległy zakątek wielkiej siedziby Cechu Harfiarzy, gdzie nie byli aż tak widoczni.

Idzie, powiedział po chwili, gdy znów otoczyły ich jaszczurki, tym razem radośnie świergocząc. Zobaczono nas z Warowni, dodał, bo zaczęły się nad nimi gromadzić kolejne stadka jaszczurek, które niecierpliwie popiskiwały. Nie, mamy ważniejsze rzeczy do zrobienia niż zatrzymywanie się w Warowni w tej chwili, oznajmił im Ruth, popierając to ostrzegawczym ryknięciem, które odesłało nowo przybyłe z powrotem. Piszczały, przerażone jego reprymendą.

— Lord Groghe jest na Lądowisku — powiedział Jaxom, próbując nie czuć się winnym zignorowania prośby. — Gdy wróci, opowie im wszystko co jego zdaniem powinni wiedzieć.

Jego królowa jaszczurka ognista bez przerwy latała z wiadomościami do Warowni, więc tu już wiedzą wszystko to, co potrzebują wiedzieć o tym Siwspie, mruknął Ruth z delikatnym wyrzutem.

Jaxom serdecznie poklepał swojego białego smoka po karku.

— Nie zmieściłbyś się w pokoju, drogi przyjacielu. A poza tym Piemur powiedział, że jego Farli zasnęła, zupełnie nie zainteresowana Siwspem.

Ruth, niezadowolony, jeszcze chwilę pomarudził, ale zaraz wrócił do swoich obowiązków.

Nadchodzi Mistrz Uzdrowiciel. Zakręcił ostro i zanurkował pod takim kątem, że Jaxom odruchowo chwycił lejce i wygiął się do tyłu.

— Mógłbyś mnie ostrzec — skarcił łagodnie smoka. Ruth miał kłopotliwy zwyczaj sprawdzania instynktu swojego jeźdźca za pomocą nieoczekiwanych manewrów. Biały smok mruknął z satysfakcją widząc, że jego podstęp się udał, odchylił skrzydła i wylądował miękko na długość smoka od Mistrza Oldive’a, który powlókł się do nich zdumiewająco szybko jak na człowieka z nogami nierównej długości i garbatymi plecami. Na prostym ramieniu niósł ogromny tornister, ale mimo tych utrudnień pomachał im na powitanie i radośnie się uśmiechnął.

— Witaj, Jaxomie! Obawiałem się, że w całym tym zamieszaniu zapomniałeś o mnie. — Przez chwilę opierał się o Rutha, by złapać oddech. — Nie jestem tak sprawny, jak mi się wydaje. — Obaj usłyszeli okrzyki i zobaczyli ludzi w harfiarskim błękicie wypadających z bramy podwórca. — Szybko. Jeśli nas złapią, nigdy stąd nie wylecimy.

Ruth przykucnął na tylnych nogach i ugiął lewą przednią łapę, tworząc schodek dla Mistrza Uzdrowiciela. Jaxom pochylił się, chwytając pomocnym gestem Oldive’a za ramię a ten, chociaż stary, mocno się przytrzymał, wciągnął na grzbiet Rutha i usadowił za Jaxomem.

Ruth natychmiast skoczył w górę, jego białe skrzydła wykonały pierwsze, najważniejsze uderzenie w dół i w górę. Po chwili nie słyszeli już z dołu okrzyków rozczarowania.

— Ruth, leć, gdy tylko będziesz gotów — rozkazał Jaxom, wyobrażając sobie budynek Siwspa i bardzo uważnie wskazując cienie rzucane przez hałdy popiołu, żeby Ruth wylądował w odpowiednim kiedy. Odkąd zaczęto wykopki, odsłonięte wystarczająco dużą powierzchnię, żeby mogło tam lądować kilka smoków.

Zimno pomiędzy wyssało ciepło z ich ciał, a potem znaleźli się nagle w jasnym, gorącym, popołudniowym słońcu Południowego Kontynentu. Na powitanie Rutha podleciało natychmiast spore stadko jaszczurek ognistych, bo był ich szczególnym ulubieńcem. Jak zwykle na Południowym, było tam równie wiele dzikich, jak i tych z szyjami pomalowanymi barwami ludzi, którzy je Naznaczyli.

— Na pierwsze Jajo, nie rozpoznałbym tego miejsca — powiedział Oldive z przejęciem, gdy Ruth szybował do lądowania.

— Nie jestem pewien, czy ja je rozpoznaję. — Jaxom uśmiechnął się przez ramię do Oldive’a. — Mistrz Esselin już postawił jedną przybudówkę. Wskazał grupę mężczyzn pracujących z zapałem przy wznoszeniu ściany po prawej stronie budynku Siwspa.

— Och, używacie części starego budynku! — wykrzyknął Oldive.

— F’lar to zaproponował. No i dobrze, po co ściągać materiały budowlane, kiedy mamy do dyspozycji te wszystkie puste budynki.

— Tak, tak, to prawda. — Jednak Oldive nie w pełni aprobował takie rozwiązanie.

— Bierzemy materiały tylko z mniejszych budynków, segmentów rodzinnych, jak nazwał je Siwsp. Jest ich parę tysięcy — mówił pocieszająco Jaxom. Podczas poszukiwania kabli w Jaskini;… Katarzyny, Terry zdał Jaxomowi raport z porannej sesji z Siwspem i opowiedział o planowanych renowacjach.

— Czyżby przylecieli tu wszyscy Przywódcy Weyrów? — dopytywał się Oldive, bo nagle uświadomił sobie, że patrzy na długą linię smoków wygrzewających się na wzgórzach za budynkami.

Jaxom roześmiał się.

— Skoro Siwsp obiecuje pomoc w zlikwidowaniu Nici, czekają na jego każde słowo. — Podtrzymał Oldive’a, który pospiesznie zsiadał z grzbietu Rutha.

— Jak chce to osiągnąć? — Stary człowiek zachwiał się ze zdumienia. Jaxom objął go i złapał tornister, który pod wpływem gwałtownych ruchów Oldive’a kołysał się tak, że jego właściciel stracił równowagę.

— Nie wiem. — Jaxom wzruszył ramionami, doświadczając kolejnego przypływu niezadowolenia z powodu odsunięcia od wydarzeń tego dnia. — Miałem nadzieję, że dowiem się czegoś więcej dziś rano, ale byłem ciągle zajęty.

Oldive ze współczuciem położył dłoń na ramieniu Jaxoma i uśmiechnął się przepraszająco.

— Przenosząc ciekawskich do nowego cudu?

— Och, nic nie szkodzi — Jaxom zbył swoje zmartwienia ruchem ręki, bo chciał poprosić Mistrza Uzdrowiciela o przysługę. — Czy zechciałbyś zapytać Siwspa, jak leczyć tych dwóch pacjentów, o których Sharra tak bardzo się martwi?

— Zrobię to w pierwszej kolejności. Sharra to wspaniała kobieta, zawsze taka energiczna i bezinteresowna, jak ty sam!

Jaxom odwrócił wzrok. Był zakłopotany, bo przecież wolałby spędzić ranek ucząc się nowych rzeczy. Ale w końcu się tu znalazł, i z zaciekawieniem oczekiwał reakcji Mistrza Oldive’a na Siwspa.

W budynku rzemieślnicy Esselina robili potworny hałas. Wszędzie było pełno kurzu. Jaxom zdumiał się, że już tak wiele osiągnięto. Ściany zostały umyte i ukazały się jasne, wesołe barwy. Przez krótką chwilę zastanawiał się, w jaki sposób impregnowano kolory, gdyż nie przypominało to żadnej pomalowanej powierzchni, jaką kiedykolwiek widział. Z lewej strony słyszał ożywioną rozmowę. Rozpoznał głosy F’lara, T’gellana i R’marta. Poprowadził Mistrza Oldive’a w przeciwnym kierunku i, gdy stanęli na wprost zamkniętych drzwi do pomieszczenia Siwspa, jeszcze raz przeżył dreszcz odkrycia z poprzedniego dnia.

Jaxom zapukał, grzecznie zapowiadając swoje nadejście, i wszedł. Zobaczył ludzi bez reszty zajętych pracą, co jeszcze bardziej wzmocniło w nim poczucie niechęci. Piemur, Jancis i Benelek siedzący za stołem zrobionym z kartonowych pudeł, pochylali się nad urządzeniami, które pomógł sprowadzić z Jaskiń Katarzyny. I, rozżalił się Jaxom, te skorupiaste przedmioty już działały. Trójka jego przyjaciół pracowicie stukała w klawiatury. Jaxom głęboko zaczerpnął powietrza, aby pozbyć się uczucia żalu; nie powinien reagować tak niegodnie.

Piemur wyciągnął szyję, żeby zobaczyć, kto wszedł.

— Dzień dobry, Mistrzu Oldive. Witamy w siedzibie Siwspa. Jaxomie, gdzie się podziewałeś przez cały dzień?

— Widzę, że wy nie marnowaliście czasu — odparł Jaxom, próbując bez skutku uwolnić się od zazdrości. Napotkał ukośne spojrzenie Oldive’a i zmusił się do uśmiechu. — Ale już tu jestem, i możecie mnie wszystkiego nauczyć.

— Nie licz na to — odparł Piemur ze swoją zwykłą bezczelnością. — Musisz zacząć od tego samego, co my. To polecenie Siwspa.

— Bardzo chętnie — zgodził się Jaxom, usiłując zobaczyć napisy na ekranie Jancis, który był najbliżej.

Jancis oderwała się od swojego zajęcia, powitała Mistrza Oldive’a, z którym od dawna była zaprzyjaźniona, a potem ostro ofuknęła Piemura:

— Czasami posuwasz się za daleko. — Zwróciła się następnie do Jaxoma: — Części składowe znajdują się w pokoju obok, Jaxomie. Pomogę ci, nawet jeśli on tego sobie nie życzy.

— Musi sam przez to przebrnąć, Jancis, inaczej się nie nauczy — przypomniał jej twardo Benelek, nie podnosząc głowy znad pracy.

Jancis przewróciła oczami. Benelek zawsze był taki zasadniczy.

— Och, oczywiście, że będzie musiał uczyć się wszystkiego od początku, ale równie dobrze mogę mu pomóc. Poza tym wolałabym przenieść się do innego pokoju. Nie znoszę, kiedy Mistrz Oldive wdaje się w te wszystkie krwawe szczegóły. A to właśnie ma tu robić ze Siwspem. — Mrugnęła do uzdrowiciela. — Przypuszczam, że każde rzemiosło ma swoje nieprzyjemne strony.

— Och, tak, z pewnością powinniśmy zapewnić mu trochę prywatności — zgodził się Piemur, wstając ze stołka.

— Ciągle jakieś przeszkody — mruczał kwaśno Benelek. Ale też wstał i ostrożnie zaczął się przenosić.

— Słyszałem Przywódców Weyrów w drugim końcu korytarza — odezwał się Jaxom, chcąc przypomnieć Siwspowi swój głos. — Czy mam sprowadzić jednego z nich?

— To nie będzie potrzebne — wyjaśnił mu Piemur. — Siwsp już zarejestrował specjalne złagodzenie początkowych rygorów. Po prostu przedstaw Mistrza Oldive’a.

Jaxom czym prędzej to uczynił, niezmiernie wdzięczny, że nie czekają go dalsze opóźnienia w doganianiu przyjaciół.

— Z prawdziwą przyjemnością poznaję człowieka tak bardzo przez wszystkich cenionego — powiedział Siwsp.

Głęboki, pełen ludzkiego wyrazu głos sprawił, że Mistrz Oldive w milczeniu wpatrywał się w maszynę, nie mogąc wykrztusić słowa.

— Siwsp znajduje się, że tak powiem, wszędzie w tym pokoju — tłumaczył Jaxom kiedy zobaczył, jak zażenowany jest uzdrowiciel. Rzeczywiście, z początku trochę trudno się do niego przyzwyczaić. W pierwszej chwili przeraził nas wszystkich.

Piemur, zajęty rozbieraniem prowizorycznego stołu, rzucił Mistrzowi Oldive pobłażliwy uśmiech.

— Szybko przywykniesz do tego bezcielesnego głosu. Siwsp wyraża się tak rozsądnie.

— Młody Piemurze, sam się naucz przemawiać rozsądnie — powiedział Siwsp żartobliwym tonem, który zaskoczył wszystkich.

— Tak jest, Mistrzu Siwspie, tak jest, panie — dowcipkował Piemur. Złożył kilka pokornych ukłonów i wyszedł z pokoju, potykając się w progu, gdyż kartonowy stół zasłaniał mu widok.

Jancis, podążając za Piemurem i Benelkiem, zamknęła za sobą drzwi.

— Rozgość się, proszę, Mistrzu Oldive — zaproponował Siwsp. — Czy przyniosłeś ostatnie Kroniki twojego Cechu? Wprowadziłem już Kroniki Cechu Harfiarzy oraz Mistrza Kowala i Cieśli, ale dla właściwej oceny osiągnięć waszego społeczeństwa potrzebowałbym Kronik z każdego Cechu, Warowni i Weyru.

Mistrz Oldive, ciągle jeszcze nie mogąc dojść do siebie, z roztargnieniem usadowił się na stołku, a jego wypchany notatkami tornister zaczął mu się zsuwać z ramienia. Złapał za pasek i, potrząsając głową, wreszcie się opanował.

— Lord Groghe mówił, że… — Mistrz Oldive zawahał się przez chwilę, nie znając odpowiedniej formy, w jakiej należało się zwracać do tej istoty — …ty wiesz, no, wszystko.

— Moje banki pamięci zawierają najbardziej nowoczesne dane dostępne w czasie, gdy statki kolonizatorów wyruszyły w drogę do systemu Rukbatu. Włączono do nich również informacje medyczne.

— Czy mogę spytać, jak zorganizowana jest ta informacja?

— Anatomia, mikroanatomia, fizjologia, hibernacja, biochemia medyczna, i wiele innych dziedzin, takich jak immunologia i neuropatologia, które, mówiąc szczerze, mogą nie być ci już znane.

— Niestety masz rację. Utraciliśmy tak wiele z dawnej nauki, tak wiele umiejętności. — Oldive nigdy nie był bardziej świadomy istnienia luk w wiedzy swojego Cechu.

— Niepotrzebnie się martwisz, Mistrzu Oldive, gdyż wszyscy ci, których dotychczas spotkałem, cieszą się doskonałym zdrowiem, a ich wzrost i waga są wyższe od tego, co wasi przodkowie uważali za normę. Okazuje się, że nieuprzemysłowiona cywilizacja ma wiele zalet.

— Uprzemysłowiona? Nie znam tego terminu, chociaż rozpoznaję jego źródłosłów.

— Uprzemysłowić — zaintonował Siwsp — czasownik przechodni; rozwinąć przemysł, uczynić kraj, obszar, przemysłowym; jak również, uprzemysławiać społeczność: wprowadzać ekonomiczny system uprzemysłowienia; a także, uprzemysławiać naród. Uprzemysłowione społeczeństwo, w przeciwieństwie do rolniczego, jak wasze.

— Dziękuje… Dlaczego w uprzemysłowionym społeczeństwie ludność jest mniej zdrowa?

— Z powodu zanieczyszczenia atmosfery i środowiska spowodowanego przez odpady, trujące dymy, chemiczne ścieki, skażenie produkowanej na polach żywności, oraz innych negatywnych zjawisk.

Mistrz Oldive oniemiał.

— Ludzie, którzy zasiedlili Pern, chcieli założyć społeczeństwo rolnicze. Przed odlotem z Ziemi zbadali wiele kultur i sposobów życia nie bazujących na przemyśle, takich jak kultura starożytnych Cyganów, czy rolnicze posiadłości emerytowanych wojskowych. Wy osiągnęliście ich cel — wyjaśnił Siwsp.

— Naprawdę? — Mistrz Oldive był zaskoczony, że Pern osiągnął sukces w czymkolwiek innym niż przeżycie dziewięciu Przejść Nici.

— W o wiele większej liczbie spraw niż możesz sobie wyobrazić, Mistrzu Oldive. Sam żyjesz w tym środowisku, więc nie jesteś zdolny do obiektywnej oceny. Osiągnęliście bardzo wiele, mimo że przez długie okresy musieliście walczyć z Nićmi.

— Ale widzę również, że bardzo wiele utraciliśmy.

— Być może nie aż tyle, ile ci się wydaje, Mistrzu Uzdrowicielu.

— Jednak wiem, że mój Cech stracił zdolność przynoszenia ulgi w licznych chorobach, a także zapobiegania epidemiom, które od czasu do czasu nas dziesiątkują…

— Silni przeżyli, a wasza populacja stała się bardziej odporna.

— Ale tak wiele wiedzy zostało bezpowrotnie stracone, zwłaszcza w moim Cechu.

— Temu można zaradzić. Czy poprawię ci nastrój, jeśli powiem, że nawet najlepsi lekarze spośród twoich przodków czasami byli bezradni wobec epidemii? Że stale poszukiwali nowych metod ulżenia bólowi i uzdrawiania chorych?

— Tak, to powinno poprawić mi humor, ale tak nie jest. Przejdźmy jednak do ważniejszych spraw, dobrze, Siwspie?

— Oczywiście, Mistrzu Oldive.

— Mamy kilku chorych, ale trzech z nich odczuwa silne, wyniszczające bóle, których nie jesteśmy w stanie uśmierzyć, i to są najpilniejsze przypadki. Czy będziesz mógł postawić diagnozę, jeśli przedstawię ci objawy?

— Opowiedz mi o nich ze szczegółami. Jeżeli będę mógł je porównać z zarejestrowanymi przypadkami, postawię diagnozę i zaproponuję ci odpowiednią terapię. W moich bankach pamięci zapisano trzy miliardy dwieście milionów przypadków chorobowych, więc najprawdopodobniej znajdziemy również choroby, na które cierpią twoi pacjenci.

Drżącymi z nadziei palcami Mistrz Oldive otworzył notatnik na stronie z opisem choroby pierwszym dwóch pacjentów Sharry. Winien był Jaxomowi tę grzeczność.


— Co robicie? — spytał Jaxom, zaintrygowany sposobem, w jaki inni patrzyli z napięciem na szare ekrany. Główny ekran Siwspa już nie przypominał tych mniejszych.

Benelek prychnął ze zniecierpliwieniem i pochylił się niżej nad klawiaturą. Stukał wskazującymi palcami bez jakiegokolwiek porządku, który Jaxom mógłby odkryć.

— Zapoznajemy się z układem klawiatury — wyjaśnił Piemur, śmiejąc się złośliwie z niewiedzy Jaxoma. — Uczymy się komend. Ale nie zajmuj się nami, lecz zabierz się za składanie twojego własnego terminalu. Jesteś już opóźniony o pół dnia.

— To wredne, Piemurze — ofuknęła go Jancis. Wzięła Jaxoma za rękę i pociągnęła go w stronę częściowo rozpakowanych pudeł i kartonów. — Weź klawiaturę, jedno z tych dużych pudeł, postaw to na stole, i przynieś jeden z ekranów na ciekłych kryształach.

— Co takiego?

— Jeden z tych — wskazała ręką. — I uważaj. Siwsp powiedział, że są delikatne, a nie mamy ich wiele. Zdejmij plastik. Posłuż się nożem, bo opakowanie jest niesamowicie mocne. Teraz — mówiła dalej, wręczając mu malutki śrubokręt i szkło powiększające — zdejmij śruby z dużego pudła. Za pomocą szkła powiększającego obejrzyj, czy nie widać jakichś uszkodzeń.

Benelek nagle głośno zaklął i walnął pięścią w stół.

— Straciłem wszystko! Wszystko!

Piemur uniósł wzrok znad swojej roboty, zdumiony niezwykłym wybuchem Benelka.

— No to zastartuj ponownie. — Pamięć, wytrenowana w Cechu Harfiarzy, natychmiast podpowiedziała mu to nowe słowo.

— Nic nie rozumiesz! — Benelek wymachiwał rękami nad głową. — Straciłem wszystko, co napisałem. A prawie już skończyłem!

— Zapamiętałeś? — spytała Jancis współczująco.

— Tak, aż do ostatniego słowa — odpowiedział Benelek uspokajając się.

Jaxom patrzył zafascynowany, jak Benelek uderza w różne miejsca klawiatury, a potem wydaje długie, pełne satysfakcji „ach”.

— Jaxom, zajmij się swoją nauką — powiedział złośliwie Piemur — bo inaczej nigdy nie dołączysz do naszej wesołej gromadki, gdzie jeden źle wciśnięty klawisz może zniszczyć pełną godzinę ciężkiej pracy.

— Siwsp powiedział, że musimy nabyć wiele nowych umiejętności — odparowała Jancis rozsądnie. — Och, na Skorupy! Teraz ja też zrobiłam coś źle. — Wpatrywała się w swój pusty ekran, potem pochyliła się nad klawiaturą i zmarszczyła brwi. — Zaraz, który klawisz wcisnęłam, a nie powinnam była?

Wyciągając nóż, Jaxom zastanawiał się, dlaczego właściwie chciał uczestniczyć w czymś, co najwyraźniej przyprawiało wszystkich o irytację.

Nawet nie spostrzegli, kiedy nadszedł szybki, tropikalny zmierzch. Piemur, przeklinając pod nosem nieuniknioną przerwę w pracy, biegał wokół pokoju otwierając kosze z żarami. Ale żary nie oświetlały ekranu pod właściwym kątem, więc, nadal klnąc, ustawił inaczej krzesło. Benelek poszedł za jego przykładem nie odrywając jednej ręki od klawiatury. Jancis i Jaxom, siedzący pod właściwym kątem, kontynuowali lekcję.

— Kto tu jest? — dobiegł z korytarza głos Lessy. Otworzyła drzwi i wetknęła głowę do środka. — Ach, tu siedzicie. Jaxomie, Mistrz Oldive znowu potrzebuje ciebie i Rutha, a ja sądzę, że już najwyższy czas, abyś odpoczął. Twoje oczy wyglądają jak wypalone dziury. Pozostali też nie wyglądają lepiej.

Benelek tylko na chwilę oderwał wzrok od ekranu.

— To nie jest odpowiednia pora, aby przerwać pracę, Władczyni Weyru.

— To jest odpowiednia pora, Benelku — odparła nie znoszącym sprzeciwu tonem.

— Ależ, Władczyni Weyru, muszę przyswoić sobie te wszystkie nowe terminy i umieć…

— Siwsp! — Lessa podniosła głos. — Czy możesz to wyłączyć? Twoi uczniowie są zbyt pracowici. Oczywiście to bardzo chwalebne, ale przyda im się dobry nocny wypoczynek.

— Nie zapamiętałem… — krzyknął Benelek, rozpościerając ręce, pełen najwyższej urazy. Z przerażeniem zobaczył, że ekran pociemniał, a maszyna nie reaguje na jego komendy.

— Twój zapis został zapamiętany — zapewnił go głos Siwspa. — Pracowałeś przez cały dzień bez chwili przerwy, Czeladniku Benelku. Nawet maszyny muszą od czasu do czasu odnawiać zasoby energii. Twoje ciało może być uznane za miękką maszynę, która często potrzebuje nowego paliwa. Zjedzcie i odpocznijcie, a jutro powróćcie z nowymi siłami.

Przez chwilę wydawało się, że Benelek zaprotestuje. Potem westchnął i odepchnął się od stołu, nad którym pochylał się od tak wielu godzin. Uśmiechnął się nieprzytomnie do Lessy.

— Zjem i odpocznę. A jutro znowu zacznę… Ale jest tyle do nauczenia się, o tyle więcej, niż sobie wyobrażałem.

— Rzeczywiście, to prawda — potwierdził Mistrz Oldive wyłaniając się z pokoju Siwspa. W jednej ręce ściskał gruby plik papierów, w drugiej niósł tornister. W oszołomieniu powiódł wzrokiem po obecnych. — O tyle więcej, niż marzyłem. — A potem westchnął z wielką satysfakcją, unosząc notatki w górę. — Ale to dobry początek. Bardzo dobry początek.

— Wypij trochę klahu zanim Jaxom cię zabierze, Mistrzu Oldive — zaproponowała Lessa. Ujęła uzdrowiciela mocno za ramię i kiwnęła na Jancis i Jaxoma, żeby odebrali mu bagaż.

Oldive z chęcią pozbył się tornistra, ale plik kartek przycisnął do piersi.

— Pozwól mi je przynajmniej uporządkować, Mistrzu Oldive — poprosiła Jancis. — Nie zrobię bałaganu.

— Nic by się nie stało — odparł Oldive machając ze zmęczeniem dłonią. — Są ponumerowane i podzielone na kategorie. — Jancis jednak musiała delikatnie odgiąć jego długie palce. — Nauczyłem się tak wiele, tak wiele — zamruczał uśmiechając się z zachwytem, gdy Lessa prowadziła go korytarzem. Inni udali się w ich ślady, nagle zdając sobie sprawę z własnego zmęczenia.

Jaxomie, spędziłeś tam sześć godzin, więc lepiej coś zjedz, bo inaczej Sharra będzie miała do mnie pretensję, powiedział Ruth. Jesteś bardzo zmęczony.

— Och, tak, jestem naprawdę zmęczony. — Jaxom zastanawiał się, czy klah wystarczy, aby go pobudzić.

— Czy teraz nasza kolej? — zapytał Terry, wychodząc wraz z innymi pełnymi zapału czeladnikami zza rogu korytarza. Kiedy Lessa skinęła głową, popędził truchtem za innymi.

Ich energia wydała się Jaxomowi wręcz nieprzyzwoita. Nikt nie ma prawa być tak żywotny pod koniec dnia. Poznał po ich supłach na ramionach, że pochodzą z Tilleku, daleko na zachodzie. Różnica czasu powodowała, że dla nich było jeszcze wcześnie. Westchnął.

Lessa usadowiła Mistrza Oldive’a na krześle przy stole i kazała służącym podać klah, półmiski pieczonego mięsa i bulwy. Nigdy jeszcze tak prosty posiłek nie pachniał Jaxomowi aż tak apetycznie. Jadł prawie bez gryzienia, a kiedy zaoferowano mu dokładkę, nałożył sobie drugie tyle.

Na policzki Mistrza Oldive’a w miarę, jak pochłaniał swoją wielką porcję, zaczęły powracać kolory. Benelek jadł z zacięciem, oczy utkwił gdzieś w oddali, a czasami kiwał głową, jakby aprobując swoje rozważania. Jaxom był zbyt wyczerpany, by myśleć. Zdecydował, że pomyśli znów jutro rano. Sharra zrozumie. Miał nadzieję, że Brand też nie będzie miał do niego pretensji, bo znowu będzie musiał zostawić swojego Zarządcę samego z problemami kierowania Warownią Ruatha. Ale Brand nigdy nie miał nic przeciwko temu. Jednak Lytol mógłby się obrazić, ale oczywiście Mistrz Robinton wyjaśni staremu wychowawcy Jaxoma znaczenie pracy ze Siwspem.

— Muszę przesłać wiadomość do tego młodego czeladnika u Wansora — powiedział Oldive Lessie. Na jego długiej twarzy malował się entuzjazm. — Potrzebuję aparatu podobnego do tego, który został znaleziony w Weyrze Benden. Powiększy obraz krwi i tkanki tak, że będziemy mogli rozpoznać infekcję powodującą chorobę. — Sięgnął po uporządkowany stosik, który Jancis ułożyła z jego papierów, i zaczął go przeglądać. — Siwsp mówi, że mikroskop jest niezbędny do udoskonalenia diagnozy, a nawet metod leczenia. Poinformował mnie również, jak przeprowadzać inne konieczne badania.

— Mikroskop? — spytała Lessa pobłażliwie. Miała dobrą opinię o Mistrzu Uzdrowicielu, który niedawno przysłał do niej kobietę z cudownym talentem leczenia nawet najbardziej uszkodzonych smoczych skrzydeł i bolesnych Pobrużdżeń Nicią.

— Tak to nazwał. — Oldive położył rękę na czole. — Siwsp wepchnął dziś tak wiele w moją biedną głowę, że zastanawiam się, czy pamiętam własne imię.

— Nazywasz się Oldive — Piemur pospieszył mu złośliwie z pomocą. Przewrócił oczami na widok gniewnego spojrzenia Lessy, ale przycichł, gdy Jancis szturchnęła go w bok.

Kiedy skończyli posiłek, Jaxom zaoferował gotowość przewiezienia Mistrza Oldive’a do domu.

— Och, nie, Jaxomie, chciałbym udać się wprost do Ruathy. Mam informacje dla Sharry. — Twarz uzdrowiciela rozjaśniła się w pełnym zadowolenia uśmiechu.

— Siwsp zna lekarstwo dla jej chorych? — ucieszył się Jaxom.

Mistrz Oldive kiwnął w stronę swojej torby.

— Lekarstwo? Jeszcze nie wiem. Ale poradził mi, jakie badania przeprowadzić, i jak doraźnie ulżyć chorym. — Westchnął. — Ileż to wiedzy medycznej utraciliśmy! Siwsp oczywiście zachowuje się bardzo uprzejmie, ale widziałem jego zdumienie, gdy się zorientował, że nie znamy chirurgii. Jednakże, bardzo chwalił nasze środki prewencyjne i techniki niechirurgiczne. Och… — Wykonał ręką gest pełen zmęczenia. — Mógłbym mówić i mówić. — Uśmiechnął się skromnie. — Kogo mam prosić o dodatkowy czas z Siwspem? Wielu mistrzów i czeladników mogłoby sporo zyskać na takich konsultacjach.

Lessa podniosła wzrok na zmęczonego F’lara, który stanął w drzwiach.

— Nie pomyślałem o przydzielaniu czasu Siwspa — mruknął Przywódca Weyru wzruszając ramionami.

— Gdy tylko zdołamy podłączyć indywidualne stanowiska — powiedział Piemur — uzyskamy kolejne cztery połączenia z Siwspem.

— Cech Uzdrowicieli powinien mieć pierwszeństwo — dodała Lessa rozcierając dłońmi zmęczoną twarz.

— Przecież to będą konsole do nauki — żachnął się Benelek, patrząc spode łba.

— Owszem — zastanawiał się Piemur na głos. — Ale skoro dają dostęp do Siwspa, można ich używać także w innych celach. Przynajmniej tak mi się wydaje.

— Jesteś harfiarzem, a nie czeladnikiem mechanikiem.

— Ja jestem Mistrzem — wtrąciła Jancis zadziornym tonem — i chciałabym ci przypomnieć, że Piemur zestawił i podłączył swoją jednostkę wcześniej, niż udało się to komukolwiek z nas.

— Dość! — Lessa władczo uderzyła dłonią w stół. — Wszyscy jesteśmy zmęczeni. — Wstała gwałtownie. — Ramoth! — Na zewnątrz, złota królowa ryknęła w odpowiedzi. — Macie wszyscy opuścić budynek. Natychmiast! — Spojrzała surowo najpierw na Benelka, potem na innych. — My też już pójdziemy. — Jej spojrzenie zatrzymało się na F’larze, który uśmiechnął się i uniósł do góry ręce, jak gdyby w obronie. — Te dwa budynki, które stoją na lewo stąd, zostały przeznaczone na sypialnie. Idźcie już! — Machnęła na nich rękami, a potem tak długo patrzyła na nich ze złością, aż wreszcie zaczęli się zbierać.

Wychodząc z Jaxomem z budynku, Mistrz Oldive cicho się roześmiał.

— Nie sądzę, by w ogóle udało mi się zasnąć. Mam mnóstwo do nauczenia się i przejrzenia. Ale i tak to, czego dowiedziałem się dzisiaj, to tylko najmniejsza okruszyna wiedzy medycznej przechowywanej przez Siwspa! Wyjaśnił mi kilka niepokojących przypadków. Przywiozę tu Mistrza zielarskiego Amprisa, żeby pokazał mu nasz lekospis. — Zmęczony uśmiech rozjaśnił twarz Mistrza Oldive’a. — Siwsp powiedział, że robimy dobry użytek z lokalnych roślin, i rozpoznał wiele z tych, którzy nasi przodkowie sprowadzili z Ziemi. Ziemia! — Mistrz Oldive, prostując w miarę możliwości swoje pokręcone ciało, spojrzał w górę na upstrzone gwiazdami niebo. — Czy wiemy, gdzie znajduje się Ziemia w stosunku do Pernu?

— Nie sądzę — odparł ze zdziwieniem Jaxom. — Siwsp chyba nas o tym nie poinformował. Może nie chciał. Nasi przodkowie przybyli tu po to, by uniknąć wojny, zabójczej walki prowadzonej przeciwko złu o wiele bardziej niszczycielskiemu niż Nici, więc może chcieli zapomnieć o Ziemi.

— Naprawdę? Czy cokolwiek może być bardziej niszczące niż Nici? — Uzdrowiciel był jednocześnie zdumiony i przerażony.

— Mnie też jest trudno w to uwierzyć — przyznał Jaxom.

Ruth zeskoczył z plamy słońca, na której do tej pory się wylegiwał, i poszybował na oczyszczony placyk przed budynkiem Siwspa. Pochylił głowę, aby otrzymać serdeczne klepnięcie od swojego jeźdźca.

— Ale się spiekłeś — powiedział Jaxom, potrząsając dłonią jakby chciał ją ochłodzić.

Tak. Było świetnie. Ramoth i Mnementh czekają, żebyśmy pierwsi stąd odlecieli, powiedział Ruth. Tak naprawdę jest dość miejsca, ale znasz Ramoth. Lubi mną rządzić.

Jaxom roześmiał się wsiadając na Rutha. Ze zmęczenia nie poszło mu to zbyt sprawnie. Biały smok, nie czekając na polecenie przykucnął, aby pomóc Mistrzowi Oldive. Wciąganie uzdrowiciela na górę jeszcze mocniej uzmysłowiło Jaxomowi, jak bardzo jest zmęczony. No nic, wkrótce będą już w domu. Ale zaraz z westchnieniem przypomniał sobie, że będą musieli zrobić jeszcze jedną rundę później, aby zabrać Oldive’a z powrotem do jego Cechu.

Sharra zmusi go do zatrzymania się u nas na noc. Będzie chciała pogadać, więc nie pozwoli mu odejść, odezwał się Ruth uspokajająco.

Gdy smok wzniósł się w górę, Jaxom i Oldive mogli zobaczyć, jaki ruch panuje na Lądowisku. Ścieżki, oświetlone koszami żarów, rozpościerały się jak szprychy koła, którego środkiem był budynek Siwspa. Stolarze i cieśle pracowali w świetle koszy kończąc układanie dachu nad przybudówką. Sąsiednie budynki mieszkalne były oświetlone, a ciepłe wieczorne powietrze wypełniał aromat pieczonych mięsiw. Na dalszych wzgórzach, ogromne, pełne życia, zabarwione na niebiesko smocze oczy pstrzyły się w ciemności jak olbrzymie klejnoty na ciemnoniebieskim tle.

Dobra, Ruth, lecimy do domu, do Ruathy. Jaxom z radością skupił myśli na Warowni, na wielkim podwórcu i szerokich schodach, i na dawnych stajniach, w których mieszkał ze swoim smokiem gdy byli młodsi. Zimno pomiędzy ścisnęło ich zmęczone umysły i ciała w złowrogich objęciach. Nie pomogło im nawet wychynięcie na słabe popołudniowe słońce zimy. Jaxom czuł drżenie siedzącego za nim Oldive’a. Ale Ruth wyszedł tylko o parę uderzeń skrzydłami ponad Warownią i łagodnie poszybował w stroną głównego podwórca, otoczony radosnym stadkiem ognistych jaszczurek, które obrały sobie Warownię za siedzibę.

Sharra, w grubej futrzanej pelerynie narzuconej na ramiona, zbiegła do nich po schodach, powitała ich wylewnie, pomogła Mistrzowi Oldive zsiąść ze smoka, złapała jego tornister, który już mu się zsuwał z ramienia, i wreszcie uśmiechnęła się z radością do Jaxoma, wolną ręką poklepując serdecznie Rutha. O nic nie pytała, ale Jaxom znał swoją żonę wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że pękała z ciekawości. Objął ją przez plecy i pocałował w policzek; jej miękka skóra i zapach ożywiły go. Poprowadził Oldive’a po schodach, do ciepłej Warowni.

Idę do siebie, powiedział Ruth swojemu jeźdźcowi, bo inaczej stracę cala korzyść z wygrzewania się na słońcu Południowego. I po szedł do swojego weyru w starej kuchni, gdzie, jak Jaxom wiedział, czekał na niego ogień na palenisku.

Sharra rozkazała służbie podać jedzenie i picie. Jednocześnie popychała obu mężczyzn w stronę małego biura, gdzie mogli się schronić przed ludźmi ciekawymi opowiadania Jaxoma o najnowszych wydarzeniach na Lądowisku.

— Później, później — mówiła im stanowczo, aż wreszcie udało jej się zamknąć drzwi.

Oldive, zanim dołączył do Jaxoma i Sharry przy ogniu, starannie położył tornister na szerokim biurku, przy którym Jaxom, jako Lord Warowni, zarządzał swoją posiadłością. Na biurku już znajdował się stosik notek z wiadomościami. Leżały tam również Kroniki, którymi miał się zająć. Ktoś zapukał do drzwi i zaraz wszedł Zarządca, wnosząc wyładowaną tacę.

— Och, jak to miło z twojej strony, Brand — zawołał Jaxom. — Sharro, Lessa zmusiła nas do zjedzenia czegoś zanim wyruszyliśmy z Lądowiska, ale klah dobrze mi zrobi… z odrobiną tego wina, które jak widzę przyniosłeś, Brandcie. — Jaxom uśmiechnął się do krzepkiego mężczyzny, który był jego przyjacielem od czasów dzieciństwa, a teraz stał się cennym pomocnikiem. — Nie, zostań, Brandcie. Masz prawo usłyszeć, co odrywa mnie od wypełniania moich obowiązków w Warowni.

Brand zamachał w zaprzeczeniu rękami i pomógł Sharrze rozlewać gorący napój, w którym mocny aromat wina przytłumiał nawet zapach klahu.

Jaxom wypił spory łyk i poczuł, jak ciepło rozchodzi się po jego ciele. Mistrz Oldive także wydawał się ożywiony. Usiadł na krześle, które Brand umieścił dla niego blisko ognia.

— Moja droga, twoja pacjentka cierpi na kamienie moczowe — powiedział Sharrze. — Mężczyzna, tak jak przypuszczaliśmy, niestety ma raka. Kobietę wyleczymy, gdyż otrzymałem leki na rozpuszczenie kamieni w pęcherzu, ale mężczyźnie możemy tylko ułatwić odejście. — Mistrz Oldive na chwilę zamilkł, jego oczy były szeroko otwarte i błyszczące z podniecenia.

— Siwsp posiada niezwykły zasób informacji medycznych i chętnie się nimi podzieli. Może nam nawet pomóc odzyskać wiedzę na temat chirurgii. Jak wiecie, bardzo chciałem móc operować chorych, którzy tego potrzebowali, a nie ograniczać się wyłącznie do drobnych zabiegów, takich jak wycinanie brodawek.

— Och, Mistrzu, to byłoby cudowne, ale czy uda nam się pokonać uprzedzenia Cechu co do zabiegów inwazyjnych? — wykrzyknęła Sharra, a w jej oczach zabłysła nadzieja.

— Moim zdaniem teraz, kiedy mamy nauczyciela o niekwestionowanej uczciwości, i udowodnimy poprawę stanu pacjentów, którzy nie wyzdrowieliby bez operacji, możemy pokonać te skrupuły. — Oldive opróżnił swój kubek i zdecydowanie wstał. — Moja droga Sharro, potrzebuję kilku minut w twojej infirmerii i będziemy mieli leki dla pacjentki cierpiącej z powodu kamieni w pęcherzu moczowym. Ten drugi biedak, niestety… — Oldive wzruszył ramionami, a na jego twarzy odmalowało się współczucie.

— No to chodźmy. Przekażesz mi wszystkie medyczne szczegóły, które na śmierć zanudziłyby Jaxoma i Branda.

— Sharro, ty nigdy… — Jaxom przerwał na chwilę, by nadać swoim słowom całą moc. — Ty mnie nigdy nie nudzisz.

Spojrzenie pełne miłości, które posłała mu żona, rozgrzało go bardziej niż klah.

— Jaxomie, musisz być bardzo zmęczony — powiedział Brand, kiedy drzwi się zamknęły.

— Masz rację, mój drogi. Jestem wprost wyczerpany. Głowa mi pęka od tego, co widziałem i słyszałem w ciągu ostatnich dwóch dni. Ale czuję… — Jaxom przez chwilę szukał słów mogących wyrazić jego uczucia. Zacisnął dłoń w pięść. — Czuję, że to jest najważniejsza rzecz, jaka zdarzyła się na Pernie odkąd… — roześmiał się — …nasi przodkowie tu wylądowali. Jego śmiech nie brzmiał teraz beztrosko. — Chociaż na pewno nie wszyscy tak to rozumieją.

— Zawsze znajdą się przeciwnicy zmian — powiedział Brand, i z rezygnacją wzruszył ramionami. — Czy Siwsp wyjaśnił, jak zamierza pozbyć się Nici?

— Brandcie, wobec niego jesteśmy jak dzieci, i musimy ciężko pracować, nauczyć się wielu nowych rzeczy, zanim poda nam szczegóły. Ale powinieneś zobaczyć Fandarela. — Jaxom zaniósł się wesołym śmiechem. — I Benelka. Ganiali jak opętani robiąc wszystko naraz. Kiedy Ruth i ja skończyliśmy dyżur transportowy, pozwolono mi złożyć jedną z zabawek Siwspa. — Przyjrzał się palcom prawej dłoni, odciskom i skaleczeniom od śrubokręta. — Uczę się, jak zdobywać wiedzę. Być może już jutro uda mi się przeczytać część z przechowywanych przez Siwspa mądrości. Mówię ci, Brand, następne tygodnie będą fascynujące.

— W ten sposób zawiadamiasz mnie, że na ogół będziesz nieobecny w Warowni? — spytał Brand z uśmiechem, bo nie miał nic przeciwko temu.

— Przecież w tej chwili, w samym środku zimy, nie ma tu zbyt wiele pracy, prawda? Trzeba tylko nadzorować Opady — odparł Jaxom obronnym tonem.

Brand zaśmiał się i, z poufałością wynikającą z ich długiej i bliskiej współpracy, klepnął Jaxoma w plecy.

— Nie ma, chłopcze, nie ma. Chciałbym wiedzieć, czy Siwsp zna jakieś sposoby ogrzewania Warowni, w których tak marzniemy w zimie.

— Zapytam go — obiecał Jaxom poważnie i pochylił się do ognia, aby znów ogrzać ręce.

Загрузка...