Rozdział XV

— Nigdy nie widziałam tylu jaszczurek! — wykrzyknęła Jancis pomagając Piemurowi i Jaxomowi myć Rutha w lagunie Warowni Cove.

Lessa, F’lar i D’ram oddawali się takim samym zajęciom, a pomagali im ludzie należący do personelu badawczego Warowni. Lytol i Robinton nadzorowali przygotowania do wieczornego posiłku. Atmosfera była pełna oczekiwania, ale Jaxom miał nadzieję, że mieszkańcy Cove nie wyczują tego napięcia. Na szczęście, nie było niczym niezwykłym, że Przywódcy Weyru Benden i Lord Ruathy przebywali tu z wizytą.

Ruth, czy jaszczurki domyślają się czegoś o jutrzejszej podróży? spytał. Nie chciał myśleć o tym jako o niebezpiecznym wyczynie.

Są podekscytowane, bo ja jestem. Ramoth i Mnementh też. Spójrz na ich oczy! Ale te maluchy nie wiedzą, o co chodzi.

Jaxom w zapamiętaniu szorował lewe skrzydło Rutha. Na myśl cisnęły mu się tysiące pytań, ale nie mógł skoncentrować się na żadnym z nich i nie znajdował odpowiedzi. Przygoda, którą przeżył, gdy on i Ruth wyruszyli na poszukiwanie królewskiego jaja Ramoth była czymś zupełnie innym. Wtedy był chłopcem, który za wszelką cenę chciał już stać się mężczyzną, Lordem Warowni i jeźdźcem smoka, i zapobiec konfrontacji między południowymi jeźdźcami z przeszłości a Weyrem Benden. Zadanie, które jutro podejmie, różniło się również od spontanicznego wyjścia w kosmos, którego dokonał dziś rano. Jutro dokona zaplanowanej ekspedycji, i odbędzie ją w towarzystwie dwóch najważniejszych osób na Pernie.

I trzech najlepszych smoków, dodał Ruth.

Napomniawszy się, że przewijające się przez jego umysł myśli mogą przeniknąć do świadomości jaszczurek, Jaxom z zapałem przywołał przyjemne obrazy. Właśnie wtedy z pomiędzy wyskoczyła z delikatnym pyknięciem jakaś jaszczurka ognista. Był to Meer. W całym tym zamieszaniu Jaxom nawet nie zauważył, że przedtem zniknął.

Nie zdziwił się więc specjalnie, kiedy zobaczył Sharrę wkraczającą do Warowni. Właśnie kończyli kolację. Jednak nie miał pojęcia, co Meer jej przekazał, postanowił więc udawać niewiniątko.

— Kochanie, co za niespodzianka — powiedział i wstał, by ją uściskać. — Nic się nie stało w Ruathcie, prawda? — dodał udając niepokój. Zignorował Piemura, który przewracał oczami.

— Nie, nic się nie stało w Ruathcie — odrzekła Sharra tonem, który zawsze sprawiał, że Jaxom stawał się ostrożny. Ale uśmiechnęła się bardzo ciepło do innych. — Zespół biologiczny zaczyna jutro sekcję owoidów. Mirrim powiedziała, że zabierze mnie na górę. G’lanar zdecydowanie odmówił. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam…

Lessa szybko poczęstowała ją klahem, Piemur pospiesznie przysunął jeszcze jedno krzesło do stołu.

— G’lanar cię tu przywiózł? — spytał D’ram.

Gdy potwierdziła, Jaxom pozostawił Piemura, żeby zajął się jego żoną, a sam wyszedł na zewnątrz, bo chciał zaprosić jeźdźca z przeszłości do środka. Ale Lamoth i jego jeździec już unosili się w powietrzu. Natychmiast skręcili ponad laguną na wschód i wkrótce zniknęli Jaxomowi z oczu.

— Nie złapałem go — powiedział wracając do sali. — Powinien był przynajmniej przyłączyć się do nas na kielicha.

D’ram zbył obojętnym ruchem niezadowolenie Jaxoma.

— G’lanar był zawsze szorstki. Dlaczego mieszka teraz w Ruathcie?

— Weyrzątko, którego mieliśmy jako posłańca, zostało dopuszczone do walki i posłane do eskadry K’vana, który poprosił nas, żebyśmy zamiast niego przyjęli G’lanara i Lamotha. Stary spiżowy smok śpi już prawie cały dzień, tak samo jak G’lanar — wyjaśnił z uśmiechem Jaxom.

— Dobrze, że czują się potrzebni — powiedziała Sharra, a jej oczy rzuciły ostre spojrzenie Jaxomowi, choć mówiła uprzejmym tonem.

Jaxom zastanawiał się co, na Skorupy, Meer mógł jej przekazać, że aż zdecydowała się przybyć do Warowni Cove. Przecież kazał tylko powiedzieć, że spędzi tu noc. Na Jajo, nie było nic nadzwyczajnego w przebywaniu w tej Warowni. Ale ucieszył się, że ją widzi.

Wiedział, że w obecności innych żona nic mu nie powie. Zaczął jednak się martwić, jak ma się zachować kiedy zostaną sami w sypialni. Gdy wszyscy odpoczywali po kolacji, nie padła żadna aluzja co do ich planów na jutrzejszy poranek, częściowo z powodu obecności młodych ludzi z Archiwum, ale głównie ze względu na Sharrę.

— Mam nową piosenkę od Menolly — powiedział Mistrz Robinton, kiwając na Piemura, żeby przyniósł jego i swoją gitarę. Rozwinął nuty i podał Jancis drugą rolkę, którą ustawiła na stojaku dla Piemura. — Dziwna melodia, niezwykła jak na naszego Mistrza Harfiarza Menolly. Mówi, że słowa zostały napisane przez młodą harfiarkę Elimonę — dodał uderzając w struny, aby nastroić instrument. Piemur również nastroił swoją gitarę i teraz, czytając bezgłośnie nuty, przebierał palcami po strunach. — To piękna i przejmująca melodia, a słowa radują serce w tym okresie Przejścia.

Skinął na Piemura i zaczęli grać. Występowali razem już tyle razy, że również teraz od razu się dopasowali tak, jakby wykonywali tę zupełnie nową piosenkę co najmniej po raz setny.

Serce harfiarza, prawdziwe, lojalne

tworzy balladę z własnego żaru,

a choć zdradzone, nie boi się:

w niebezpieczeństwie wznosi się wyżej.

Jaxom ukrył zaskoczenie i nie ośmielił się spojrzeć ani na Lessę, ani na F’lara.

Świat nie jest wolny od minstrelów,

ani hałasu, gniewu czy smutku.

Harfiarz musi sam ufać

Zanim poprosi o zaufanie.

Mój Cech Harfiarski wita wszystkich,

którzy służą pieśnią i graniem.

Lecz ty, który ukrywasz swoją pieśń,

Niestety błądzisz.

Słysząc te słowa, Jaxom zastanawiał się, jakie ukryte przesłanie i komu przekazywały Menolly i Elimona. Następne wiersze stanowiły jeszcze bardziej wyrazistą aluzję do tych, którzy uznali Siwspa za „Obrzydliwość”.

Czy nie wykroczysz poza prawo,

i spoczniesz bezczynnie w swym śnie,

Gdy niebezpieczeństwa burzą twój świat

a śmierć zbiera swe żniwo?

Gdy harfiarz zdradzi bliskich sobie

Wysmaga go coś więcej niż mój głos.

Jeśli chcesz zasłużyć na swoje miejsce,

Naucz się więcej o pieśni, niż do teraz śpiewałeś.

Gdyż, jeśli zginiesz w bezczynnym swym śnie.

Zrodzonym z twego egoizmu,

Nie uczci cię pieśń ni bęben harfiarza

I spoczniesz samotnie na długo.

Obserwując twarz śpiewającego Robintona, Jaxom zastanawiał się, czy słowa mogły być zainspirowane przez niego samego lub Sebella, którzy tak często sugerowali tematy swoim harfiarzom. Ale Menolly miała tak niezwykły dar wyczuwania nastroju chwili, że mogło to być po prostu przypadkowe. Dwaj harfiarze zagrali przygrywkę, a potem ich głosy, lekkie i prawie przekomarzające się, obniżyły się w ostatnich wierszach.

Wstawaj, odwagi — ruszaj, naprzód,

Wyśpiewaj prawdę, po którą przybyłeś.

A kiedy umrzesz, twe serce uleci

do miejsc jeszcze nie nazwanych.

Gdy ostatnie dźwięki ucichły, zapadła pełna szacunku cisza zanim publiczność w końcu wybuchnęła aplauzem. Robinton i Piemur skromnie wzbraniali się przed pochwałami. Robinton powiedział, że taką muzykę każdy harfiarz zagrałby świetnie.

— Kto następny? — spytał Piemur, wygrywając skomplikowaną sekwencję molowych i durowych akordów.

Kolejna godzina upłynęła dość wesoło, i Jaxom uspokoił się. Trzymał rękę żony, bawił się jej długimi palcami i próbował ignorować dystans, jaki wyczuwał pomiędzy nimi. Talia zwinęła się na ramieniu Sharry, ale nie widział nigdzie Meera.

Ruth, czy Meer się wygadał? spytał, kiedy Sharra zajęta była śpiewaniem jednej ze swoich ulubionych pieśni.

Zwinął się w kłębek na plaży i udaje, że śpi. Co sensownego mógłby po wiedzieć?

Sharra jest bystra, Ruth!

Wie, że ze mną jesteś zawsze bezpieczny.

Ale nie chce, żebym narażał się na większe niebezpieczeństwo… niż do tej pory.

Nie zabroni ci, uspokajał go Ruth, chociaż w jego tonie brzmiał cień wątpliwości.

W końcu Lessa zakończyła wieczorne rozrywki, mrucząc coś o tym, że nigdy nie potrafiła się przyzwyczaić do tak długich dni południowego kontynentu. Robinton w roli gospodarza doskonałego, z pomocą Jancis upewnił się, że wszyscy goście mają wygodne kwatery. Zachowywał się tak swobodnie i zwyczajnie, że kiedy Jaxom z żoną znaleźli się sami w narożnym pokoju, który na ogół im przydzielano, Sharra zmarszczyła brwi w zamyśleniu.

— Jaxomie, dlaczego Meer był taki podniecony?

— Podniecony? Nie wiem. Dziś nie wydarzyło się nic specjalnego. — Zaczął ściągać koszulę, co pomogło stłumić jego głos i zakryło twarz, na wypadek, gdyby jej wyraz miał go zdradzić. Sharra stała się zręczna w odczytywaniu jego myśli. Umiejętność ta zazwyczaj pomagała im się pogodzić, ale tym razem nie chciał ryzykować, że zmartwi ją niepotrzebnie. Napisał listy do Branda i do niej i przekazał je Piemurowi. Był pewny, że Piemur nie będzie musiał ich przekazać, ale jednak na wszelki wypadek wolał to zrobić. — Ktoś w Ruathcie ma zieloną lub złotą jaszczurkę w porze rui? — mówił dalej tak nonszalancko jak tylko mógł.

Widział, że zastanawiała się nad tym.

— Nie sądzę — odparła w końcu. — Lecicie jutro wszyscy na „Yokohamę”?

— Tak — Jaxom uśmiechnął się i ziewnął wskazując gestem, żeby weszła pierwsza do łóżka. Kiedy się ułożyła, również się położył i objął ją, układając jej głowę na swoim ramieniu, tak jak to często robił, tylko że tym razem postąpił tak świadomie, a nie z przyzwyczajenia nabytego przez pięć Obrotów.

— Co macie w planie? — spytała.

— Ciągle to samo. Przyzwyczajanie się do stanu nieważkości.

— Dlaczego?

— Siwsp zdradził nam dzisiaj część swojego pomysłu — powiedział Jaxom dobierając ostrożnie słowa. — Wygląda na to, że wszystkie Weyry Pernu będą potrzebne, żeby przenieść silniki ze statków do tej wielkiej szczeliny na Czerwonej Gwieździe.

— Co takiego?

Pchnął ją na łóżko uśmiechając się na widok jej zdumionego wyrazu twarzy, dobrze widocznego w świetle księżyca, zalewającego pokój.

— To co powiedziałem. Chce sprawdzić ile prawdy jest w tym, co mówimy, że smoki mogą unieść wszystko to co myślą, że mogą unieść.

— Ale… ale… w jakim celu?

— Te silniki zostaną wysadzone, a siła eksplozji wytrąci Czerwoną Gwiazdę na nową orbitę.

— Coś takiego!

Jaxom uśmiechnął się. Dopiero coś tak fantastycznego sprawiło, że jego ukochana nie była w stanie zrobić nic więcej, jak tylko w zdziwieniu wyszeptać pytanie. Przyciągnął ją do siebie i pocałował w czoło, by dodać jej pewności. Ale gdy jego usta do tknęły jej jedwabistej skóry, a nozdrza wchłonęły korzenne perfumy, jakich zawsze używała, poczuł wzbierające pożądanie. I chociaż z początku oddawała mu pieszczoty obojętnie, gdyż nadal zastanawiała się nad najnowszymi wiadomościami, chwilę później już nie miał kłopotu z przyciągnięciem jej całkowitej uwagi.

W środku nocy obudziło go skrobanie szponu jaszczurki o policzek. To Meer, powiedział mu zmysł węchu, a był to Meer zmartwiony i zaskoczony.

Jaxomie! Niespokojny głos Rutha wzmocnił ostrzeżenia Meera. Ktoś jest w holu przy twoich drzwiach. Meer wyczuwa niebezpieczeństwo. Idę!

Na Jajo, z którego się wyklułeś, uspokój go, powiedział Jaxom do Rutha. I zachowuj się najciszej, jak możesz.

Wiesz jak cicho mogę się poruszać, żachnął się Ruth.

Chcę go żywego i w takim stanie, żeby go można było zidentyfikować!

Ostrożnie, żeby nie obudzić Sharry, ani nie zaalarmować intruza, Jaxom wytoczył się z łóżka i sięgnął po swój pas, w którym ukrywał nóż. W ciemności widać było pomarańczowoczerwone oczy Meera, obracające się coraz szybciej, ale mała spiżowa jaszczurka tkwiła nieruchomo na miejscu.

Poruszenie cieni w pokoju powiedziało Jaxomowi, że drzwi zostały otwarte. Pozostał przykucnięty, z rozluźnionymi mięśniami, ale każdym nerwem był gotowy do akcji.

Cień przy drzwiach ruszył do przodu i Jaxom mógł dostrzec, że to mężczyzna z uniesionym nożem. Intruz skradał się w stronę łóżka, a potem stanął. Jaxom uświadomił sobie, że mężczyzna widzi Sharrę. Skoczył do przodu i otoczył napastnika ramionami.

— Nie zrobisz tego! — krzyknął chrapliwym szeptem, nadal nie chcąc obudzić żony. Ale oczywiście, obudziła się.

Meer spadł z rykiem na twarz mężczyzny, nie mając względów dla śpiących ludzi. Na zewnątrz zaryczał Ruth, a połowa jaszczurek zamieszkujących Cove próbowała wfrunąć przez otwarte okno. Napastnik usiłował się wyrwać, oddychając chrapliwie, ale Jaxom zwyciężył w zbyt wielu zapasach, by teraz pozwolić wrogowi umknąć. Jednak nie udało mu się do końca uniknąć ostrza, które przeszyło jego nagi bark. Przeklinając, złapał rękę przeciwnika trzymającą nóż, wykręcił ją ruchem, którego nauczył go F’lessan, i złamał napastnikowi nadgarstek. Ten zwinął się z bólu, i głośno krzyknął. W tej samej chwili F’lar, Piemur, Lessa i D’ram wpadli do pokoju. Ktoś za nimi niósł otwarte kosze żarów. Światło ukazało twarz mężczyzny, którego powalił Jaxom.

— G’lanar! — Jaxom cofnął się ze zdumienia i szoku.

Stary jeździec spiżowego smoka warknął coś do niego, jednocześnie z całej siły odpychając wrzeszczące jaszczurki, które nadal atakowały go z wystawionymi szponami.

— G’lanar? — D’ram chwycił mężczyznę za ramię i z pomocą F’lara pociągnął go na nogi.

Jaxom polecił Ruthowi, żeby odwołał jaszczurki i krzyczące stado wyleciało przez okno.

Sharra patrzyła na to wszystko siedząc nieruchomo w łóżku. Chwilę później do pokoju wpadły Jancis i Lessa, każda z jasnym koszem żarów.

— Co chciałeś zrobić, G’lanarze? — spytał F’lar zimnym, nieubłaganym głosem.

— To jego wina… — krzyknął G’lanar, plując z furią i przyciągając złamany nadgarstek do piersi.

Jaxom wpatrywał się w starego jeźdźca.

— Wina?

— Ty! Wiem teraz, kto to był! To ty… i ten biały bękart, który powinien był zdechnąć zanim się Wykluł! — Na zewnątrz Ruth zaryczał protestując przeciwko zniewagom, a potem wepchnął głowę przez okno. — Gdyby nie ty, mielibyśmy naszą płodną królową. Mieliśmy szansę!

Jaxom potrząsnął wolno głową próbując zrozumieć oskarżenie. Tak niewielu wiedziało o tym, że on i Ruth odzyskali porwane z Weyru Benden królewskie jajo. W jaki sposób G’lanar mógł to odgadnąć?

— Więc to ty pociąłeś uprząż? — spytał Jaxom.

— Tak, tak. Ja to zrobiłem i w końcu bym cię dopadł. Próbowałbym aż do skutku. Nie płakałbym, gdyby twoja kobieta zginęła tamtego ranka. Ocaliłbym Pern od takich jak ty i ten wyrodek!

— Ty, jeździec smoka, chciałeś śmierci innego jeźdźca?

Pogarda i przerażenie D’rama przyprawiły G’lanara o drżenie, ale tylko przez chwilę.

— Tak, tak, tak! — Jego głos wyrażał furię i rozpacz. — Tak! Nienormalny jeździec, nienormalny smok! Takie same obrzydliwości jak Siwsp, którego czcicie. — Oczy G’lanara zalśniły, jego twarz wykrzywiła się w pogardliwym grymasie.

— Dość tego! — powiedział F’lar występując do przodu.

— Tak! Dość! — Ani Jaxom, który się cofnął, ani F”nor, który zbliżał się do niego, nie zdążyli zareagować, kiedy G’lanar zatopił sztylet we własnej piersi.

Jego czyn zaskoczył wszystkich. Znieruchomieli.

— Och, nie! — krzyknął Jaxom. Skoczył do przodu, przykucnął i dotknął szyi G’lanara. Wyczuł puls. Jeśli jeździec umrze, jego smok popełni samobójstwo. Czy G’lanar zadał sobie śmiertelny cios? Z drżeniem serca czekał na krzyk, którego obawiali się wszyscy jeźdźcy.

Ruth wysunął głowę z okna i Jaxom widział jak wspina się na tylne łapy i wyciąga na całą długość, rozpościerając skrzydła, żeby zachować równowagę. Dźwięk, który wydał był stłumiony, dziwnie zduszony. Zabrzmiały inne podobne dźwięki, a potem Ramoth i Mnementh wylądowali przed oknem, zaciemniając je jeszcze bardziej.

Lamoth umiera. Ze wstydu. Ruth opadł na ziemię, ze skrzydłami zsuniętymi na grzbiet i opuszczoną głową. Zrobili źle kradnąc jajo Ramoth. My tylko to naprawiliśmy. Nie jestem obrzydliwością, ani wyrodkiem. A ty jesteś normalnym mężczyzną. Jak można twierdzić, że Siwsp się myli, skoro robi wszystko, by nam pomóc?

Lessa podeszła do Jaxoma, który klęczał nad martwym G’lanarem, i podniosła go. Miała oczy pełne łez, a na jej twarzy malowała się rozpacz, ale dotykała Jaxoma łagodnie. Sharra, która w końcu otrząsnęła się z szoku, zarzuciła na siebie prześcieradło, podbiegła do męża i objęła go, osłaniając jego nagość.

— Nie rozumiem — powiedział D’ram przesuwając drżące palce przez gęste, siwiejące włosy. — Jak mógł tak wypaczyć prawdę? Jak mógł nastawać na życie innego jeźdźca?

— Były chwile — powiedziała Lessa cicho — kiedy zastanawiałam się, czy zrobiłam dobrze przenosząc pięć zaginionych Weyrów do naszego czasu.

— Miałaś wtedy słuszność, Lesso. — D’ram powoli odzyskiwał równowagę. Dotknął jej ramienia. — Zrobiłaś to, co było konieczne. Tak jak Jaxom. Chociaż nigdy nie odgadłem, kto wówczas zwrócił wam królewskie jajo Ramoth. — Rzucił pełne aprobaty spojrzenie na młodego Lorda Warowni.

— Dlaczego nikt nie zdawał sobie sprawy, że G’lanar tak nas nienawidził? — zastanawiał się F’lar.

— Mam zamiar to wszystko wyjaśnić — powiedziała stanowczo Lessa. — Myślałam, że Weyry zjednoczyły się dla wykonania Planu. Wydawało mi się, że nawet jeźdźcy z przeszłości są z nami. A teraz przez nich straciliśmy dwa istnienia, i to nie w walce z Nićmi…

D’ram przygarbił się od ciężaru zdrady popełnionej przez jednego z jego towarzyszy.

— Każdy jeździec z przeszłości, z którym rozmawiałem — a jest nas już tak niewielu — i wszyscy młodzi zdecydowanie popierają Benden. Wszyscy rozumieją, jakie znaczenie mają dla nas pomoc i szkolenie, a także obietnica, którą Siwsp nam złożył, że wypełnimy zadanie, jakie przed sobą postawiliśmy, gdy Wykluwało się pierwsze jajo. Plan dał nam wszystkim nadzieję w krytycznym okresie Przejścia — rozpaczał.

— Ramoth rozmawia z innymi królowymi — powiedziała Lessa w napięciu. — Rano będziemy wiedzieli, czy w Weyrach są jeszcze inni niezadowoleni jeźdźcy.

— Zajmę się G’lanarem — odezwał się F’lar wskazując gestem Piemurowi i Jaxomowi, żeby pomogli mu usunąć ciało.

— Nie, to mój obowiązek — stwierdził D’ram i przerzucił sobie zwłoki przez ramię. Jego twarz była pozbawiona wyrazu, ale policzki miał mokre od łez. — Był dobrym jeźdźcem zanim udał się na Południe z Mardrą i T’tonem.

Inni odstąpili, żeby mógł przejść ze swoim ciężarem. Sharra wręczyła Jaxomowi jego długą koszulę, a gdy pospiesznie ją nakładał, sama też się ubrała, bo nocna bryza była chłodna. Przeszła obok Jaxoma do drzwi.

— Dobrze nam zrobi kubek gorącego wina — oświadczyła, a Jancis podążyła za nią do kuchni.


Sharra dodała czegoś do wina, pomyślał Jaxom, kiedy obudził się i zorientował, że jest już jasny dzień. Nadal spała obok niego, więc przypuszczał, że i ona też coś wypiła. Dobrze dla niego, gdyż nie zamierzał opóźniać dzisiejszego planu. Wysunął się z łóżka, zebrał ubranie i udał się do łazienki. Kiedy wszedł do głównej sali, zastał tam Lessę z kubkiem klahu, i F’lara, który z zaciętą miną jadł owsiankę. Bez słowa, Władczyni Weyru wstała i napełniła dla Jaxoma kubek i miskę.

— Czy wszyscy inni śpią?

Lessa potrząsnęła głową.

— Piemur i Jancis polecieli z D’ramem i Lytolem na Lądowisko. Robinton ma się wyspać. — Popiła nieco klahu. — Ramoth mówi, że królowe nie wiedzą nic o innych zdrajcach wśród nas. — Jej ton był tak samo ponury jak wyraz oczu. — Mówi, że królowa Południowego Weyru jest niedoświadczona, a Adrea zbyt młoda, żeby zdać sobie sprawę z nienawiści, jaką czuł G’lanar. Jednak, najwyraźniej stary G’lanar stał się całkiem zgorzkniały i spędzał dużo czasu w samotności po tym, co się stało w Tilleku. Kiedy S’ronad miał dołączyć do eskadry Południowego Weyru, G’lanar błagał o służbę w Ruathcie. To powinno było wzbudzić we mnie podejrzenia.

— Dlaczego? — spytał F’lar. — Ruatha to miejsce, gdzie wszyscy chcą pracować. — Uśmiechnął się do Jaxoma chcąc dodać mu otuchy i dosypał sobie jeszcze więcej słodzika do resztek owsianki.

Widząc to, Lessa już otwierała usta, żeby go zganić, ale w końcu tylko odwróciła się z niezadowoleniem. F’lar mrugnął do Jaxoma udając, że poczuł ulgę.

— Jeźdźcy z przeszłości, którzy zdecydowali się pójść na południe z Mardrą i T’tonem, już wtedy byli przeciwni ideom Bendenu — powiedział — zresztą głównie dlatego, że to Benden je przedstawił. G’lanar myślał o tym tak długo, że gotów był na wszystko, aby tylko odpłacić za swoje rzekome krzywdy. I wiemy, że oprócz niego sporo osób również uważa Siwspa za coś obrzydliwego.

— Po dzisiejszym dniu będzie ich jeszcze więcej — mruknęła Lessa.

F’lar upuścił z hałasem łyżeczkę.

— Nikt się nie dowie o dzisiejszym dniu.

Potrząsnęła głową, zaskoczona jego uwagą.

— Nie mówiłam o tym, co chcemy zrobić — wyjaśniała niecierpliwie. — Mówiłam o śmierci G’lanara. Przecież Weyry już wiedzą, że umarł, ale nie wiedzą dlaczego. Możemy przynajmniej nie zawiadamiać nikogo o tym, że zaatakował Jaxoma.

F’lar spojrzał niespokojnie na Jaxoma, który tylko wzruszył ramionami, bo zgadzał się z Lessa. Nie chciał, żeby ta historia przedostała się do wiadomości publicznej.

— Dlatego D’ram zawiadomi wszystkich, że G’lanar miał wylew.

— Nie wiem, czy to się uda. Smoki przecież wiedzą…

— Ramoth mówi, że nie. Lamoth zasnął na polanie nieświadomy, co G’lanar robi. Oczywiście, wiedział kiedy umarł G’lanar i jakoś zginął w pomiędzy. Aby się podwójnie zabezpieczyć, D’ram chce pogadać z pozostałymi jeźdźcami z przeszłości. Tiroth wprawdzie nie jest królową, ale żaden smok nie może ukryć niczego przed tym spiżowym.

— Skąd G’lanar wiedział, że to ja i Ruth odzyskaliśmy jajo Ramoth? — zastanawiał się Jaxom.

— Czyżbyś ostatnio za dużo latał pomiędzy czasem? — spytała Lessa wprost.

Jaxom usiłował zlekceważyć pytanie.

— Raczej nie.

Lessa, zrezygnowana, uniosła brwi.

— Ciągle ci powtarzam, że to jest niebezpieczne. Lamoth wiedział o tym i powiedział G’lanarowi. G’lanar zestarzał się, ale nie był głupi. Wiem, że wszyscy jeźdźcy z przeszłości w Południowym Weyrze zastanawiali się, kto odzyskał jajo. Mimo naszej ostrożności znają możliwości Rutha, więc mogli mieć podejrzenia.

— G’lanar był jedynym jeźdźcem spiżowego pozostałym z tej grupy… — rozmyślał Jaxom na głos.

— Czeka nas dziś ważniejsze zadanie, więc przestańmy zamartwiać się tym wypadkiem — przerwał im F’lar — oczywiście, jeżeli czujesz się dość dobrze, Jaxomie.

Jaxom spojrzał na F’lara ze złością.

— Czekałem tylko na was. Zróbmy to wreszcie.

— Stąd, czy z „Yokohamy”? — spytała Lessa.

— Z „Yokohamy” — zdecydował Jaxom, zabierając swój jeździecki ekwipunek. — Tu nie mamy skafandrów.

— Jesteś pewien, że znajdzie się jakiś dla mnie? — zmartwiła się Lessa, ale już naciągała skórzaną kurtkę.

Jaxom uśmiechnął się.

— Są dwa małe. Jeden z nich powinien pasować, nawet gdybyśmy mieli go na tobie obwiązać. — Wyszedł na próg, a wtedy Meer zaćwierkał mu z wściekłością nad głową. — Lesso, chciałbym zachować dobrą opinię w oczach żony. Czy mogłabyś poprosić Ramoth, by zabroniła Meerowi lecieć dziś za mną? Niech mu powie, że z wami dwojgiem jestem całkowicie bezpieczny.

Lessa roześmiała się.

— Jesteś tego pewny?

Ku rozbawieniu F’lara i Jaxoma najmniejszy skafander i tak trzeba było podwinąć przy nogawkach, rękawach i w talii, ale Lessa wcale nie uważała tego za zabawne. Gdy już byli gotowi do drogi, skontaktowali się z Siwspem. Na ogromnym ekranie ładowni ukazał im cel: olbrzymią, długą bliznę na powierzchni Czerwonej Gwiazdy. F’lar zmarszczył czoło, nie tyle usiłując ją zapamiętać, ile uświadomić sobie, co dokładnie widzi.

— Kiedy F’nor poleciał na Czerwoną Gwiazdę, mówił potem, że były tam kłębiące się chmury…

— I zapewne rzeczywiście je widział — odparł Siwsp obojętnie. — Gdy planeta przechodzi tak blisko Rukbatu, jej powierzchnia rozgrzewa się do tego stopnia, że topią się skały, a także powstaje para z topniejących zamrożonych owoidów otaczających Nici. Prawdopodobnie nawet samą planetę otaczają pozostałości obłoku Oorta. Możliwe, że często występują tam gęste chmury pary albo kurzu. Niewątpliwie to właśnie zobaczył F’nor, a nie właściwą powierzchnię. Jego wspomnienia o tym zdarzeniu, pomimo ran jakich doznali on i Canth, potwierdzają tę hipotezę. Jednak teraz Czerwona Gwiazda znajduje się na innym odcinku swojej orbity, powierzchnia stygnie i ten fenomen zaniknął, a wy widzicie jałową planetę, która znów powoli zamarza.

— A więc do dzieła! — F’lar sięgnął do barku Mnementha i chwycił uprząż, żeby przerzucić się na zwykłą pozycję na szyi smoka.

Pomimo stanu nieważkości, Lessa poruszała się niezdarnie.

— Jak można coś robić w takim ubraniu — mruczała, ale w końcu usadowiła się na miejscu. Miała trochę kłopotów z przypięciem uprzęży do kółek skafandra. — Nic nie widzę. Jestem związana jak wher na ruszcie, a ten hełm wszystko mi zasłania… — narzekała.

Jaxom uśmiechnął się do niej pocieszająco, a potem spojrzał na F’lara.

— Poprowadzisz ekspedycję?

Przez słuchawki dotarło do Jaxoma jakieś warknięcie, więc zachichotał.

— Czy nasze smoki wiedzą, dokąd idą? — spytała Lessa. Uniosła dłoń wysoko ponad głowę, spoglądając najpierw na lewo na F’lara a potem na prawo na Jaxoma. Wszyscy troje koncentrowali się na wizji tej wielkiej rozpadliny. — Bardzo dobrze. Ruszamy! — I opuściła ramię.

Gdy Ruth przeniósł go w pomiędzy, Jaxom cały czas odliczał. Napominał się także, że ma oddychać, bo często przy takich okazjach zapominał o tym. Nie myślał o ciemności czy przerażającym zimnie, lecz o tym, dokąd się przenosili, starając się przez cały czas mieć w umyśle obraz rozpadliny.

Wiem dokąd idziemy, zapewniał go cierpliwie Ruth.

… i ile czasu nam to zajmie. Jaxom odliczył dwadzieścia siedem ciągnących się w nieskończoność sekund. Zastanawiał się, czy Lessa także odliczała czas wtedy, gdy cofała się o czterysta Obrotów w czasie…

I nagle smoki jednocześnie wyłoniły się ponad rozpadliną. Ruth rozciągnął skrzydła usiłując bez powodzenia wyhamować wejście w tę rozrzedzoną atmosferę i słabą siłę przyciągania.

— Siwsp! — krzyknął Jaxom, a w następnej sekundzie zorientował się, że byli zbyt daleko, żeby utrzymać z nim kontakt.

— Na Skorupy! Jaxom, zrobimy to bez jego nadzoru! — ryknął F’lar, ale natychmiast kontynuował, już o wiele spokojniej: — Czasem myślę, że zbyt się uzależniliśmy od Siwspa. Zwolnij, Jaxomie! Musimy wylądować na krawędzi, a nie w tej przeklętej rozpadlinie.

Tuż przed Ruthem szczelina rozszerzała się tworząc krater dużo większy niż Jezioro Lodowe. Ciałem Jaxoma wstrząsnął dreszcz, ale jednocześnie miał niesamowite uczucie, że spodziewał się zobaczyć krater, chociaż nie było go widać na ekranie. Skoncentrował się na krawędzi pod sobą, i wkrótce Ruth, z rozłożonymi skrzydłami, posłusznie poszybował nad twardą powierzchnią planety. Mnementh i Ramoth wdzięcznie wylądowali obok niego wyciągając szyje i obracając oczami, które mieniły się całą tęczą kolorów wyrażających najwyższą konsternację.

— Szybko zaznaczmy te skały… — F’lar wskazał wielkie kamienie otaczające krawędź. Wyglądały jak połamane zęby w olbrzymiej paszczy.

— Ten krater to świetny punkt odniesienia — stwierdził Jaxom. To miejsce wydaje mi się dziwnie znajome, odezwał się Ruth zbliżając się do krawędzi.

Uważaj! Jaxom wykrzyknął to ostrzeżenie, bo stopy Rutha zatopiły się w masie owalnych kształtów. — F’larze, to owoidy Nici!

F’lar spojrzał ponad barkiem Mnementha, który opuścił głowę i obojętnie przyglądał się powierzchni pod nogami. Nie wyglądał na zainteresowanego.

— Wcale mi się tu nie podoba — oznajmiła Lessa. Ramoth chyba podzielała jej zdanie. Stawiała nogi z niezwykłą ostrożnością, jakby przechodziła przez cuchnące błoto.

— Jaxomie, uważaj na krawędź — uzupełnił jej ostrzeżenie F’lar.

Ramoth spoglądała prosto przed siebie, usiłując dojrzeć drugą stronę rozpadliny. Jaxom też jej nie widział w tej ciemnej poświacie. Gdy spojrzał przez ramię w stronę Rukbatu, zobaczył, jak bardzo przyćmione jest ich słońce. Mógł w nie patrzeć bez mrużenia oczu. Dostarczało jednak dość światła, żeby dostrzegł szczegóły krajobrazu poza kanionem, chociaż właściwie nie było na co patrzeć. Powierzchnia Czerwonej Gwiazdy, składająca się raczej z nagiej skały niż piachu, była pocięta szczelinami i pełna drobnych zagłębień i pęknięć odchodzących od głównej rozpadliny. Czarna rozpadlina rozciągała się w obu kierunkach i ginęła na horyzoncie. Jaxom widział skalne występy, począwszy od niewielkich tarasów, a skończywszy na olbrzymich płaskowyżach prawie tak dużych jak Misa Bendenu. Okropny, jałowy krajobraz. Jaxomowi prawie było żal zniszczonej planety.

Ciągnie się daleko, prawda? odezwał się Ruth.

Widzisz drugi brzeg? spytał Jaxom mrużąc oczy w ponurym świetle, by sięgnąć wzrokiem do odległej, ocienionej krawędzi.

Nie ma tam nic do zobaczenia, wszędzie to samo.

— Widzicie te tarasy? — powiedział F’lar, spoglądając w dół. — Moglibyśmy umieścić silniki wzdłuż nich.

— Nie wiem, czy są dość mocne, by utrzymać ich ciężar? — zastanawiała się Lessa.

F’lar wzruszył ramionami.

— Chyba tak. Nie czujesz o ile lżejsi tu jesteśmy? Silniki też będą ważyły mniej. I spójrz na rozmiary tych płyt. Są gigantyczne.

— Wyglądają jak zęby. Mam wrażenie, że jakaś siła rozerwała powierzchnię planety, tak jak ty czyja otwieramy czerwony owoc — powiedziała Lessa, a w jej głosie wyczuwało się przerażenie.

Ruth, możesz zeskoczyć na pierwszy taras skały? Powoli. Chcemy zobaczyć, jaki ciężar wytrzyma.

— Ostrożnie, Jaxomie! — ostrzegał F’lar unosząc dłoń jakby chciał odwołać eksperyment.

Jednak było tam mnóstwo miejsca i Ruth ostrożnie opuścił się w rozrzedzonej atmosferze poza krawędź kanionu i w dół na pierwszy taras. Niechcący obluzował niewielki kamień, który długo spadał. Jaxom nasłuchiwał.

Ruth, stoisz tam całym swoim ciężarem? spytał.

Poczuł, jak Ruth sapie, gdy zginał kolana i przyciskał się z całej siły do gruntu.

Nie rusza się. A ja nie ważę tutaj dużo.

To prawda. — Powinniśmy przynieść jakieś światła — zaproponował Jaxom spoglądając wzdłuż wystającej skały. — Ale ta półka wygląda na dość długą nawet dla silników „Yokohamy”. Czy chcecie, bym sprawdził z Ruthem jak głęboko sięga ta rozpadlina?

— Na Skorupy! Nie rób tego! — krzyknął F’lar. — I tak grozi nam wielkie niebezpieczeństwo.

— Jak długo tu jesteśmy? — spytała Lessa. — Smoki mają ograniczoną ilość powietrza w swoich ciałach.

— Tylko siedem minut — odpowiedział Jaxom po sprawdzeniu czasu na zegarze wbudowanym w skafander. Miał na sobie oryginalny skafander kolonizatorów, a nie jeden z tych zmyślnie wykonanych przez Hamiana.

— Jaxomie, wyjdź stamtąd — poprosił F’lar. — Gdyby szczęki tego kanionu miały się zamknąć…

Jaxom, który sam już o tym pomyślał, chętnie zastosował się do prośby F’lara. Uderzając skrzydłami o wiele szybciej niż na Pernie, Ruth poderwał się z czarnej rozpadliny i stanął obok swoich dwojga smoczych towarzyszy.

— To będzie pierwsze miejsce, gdzie zostawimy silnik — oznajmił F’lar. — Ja lecę w górę, a ty, Jaxomie, polecisz w dół. Lesso, zorientuj się, jak wygląda drugi brzeg. Ile mamy jeszcze czasu, Jaxomie?

— Pięć minut. Ani chwili więcej!

Jaxom czuł się dość niepewnie lecąc nad rozpadliną, bo wiedział, że może ona się rozciągać aż do jądra planety. Rozglądał się za niezwykłymi skałami, które mogłyby posłużyć za drogowskaz, ale przez prawie cztery minuty lotu skała była całkiem gładka. Potem na długość smoka pod krawędzią zauważył kolejną długą płytę jasnej skały. Poprosił Rutha, żeby ją zapamiętał.

Ramoth mówi, że musimy wracać. Znaleźli trzecie miejsce, powiedział Ruth Jaxomowi.

A więc kończymy misję. Przyłączmy się do nich i wracajmy.

Ramoth mówi, żebyśmy skoczyli stąd, gdzie jesteśmy.

Ruth, wszystko w porządku? dopytywał się Jaxom. Dobrze się czujesz?

Tak, dobrze. Oni też dobrze się czują. Ale chcę już wrócić na „Yokohamę” i wreszcie móc oddychać.

Ruszajmy więc. I Jaxom tęsknie pomyślał o bezpiecznej ładowni.

Chwilę po powrocie Rutha i Jaxoma w ładowni pojawiły się również wielkie bendeńskie smoki. Nawet w przyćmionym świetle Jaxom zauważył, że poszarzały. Ze strachem spojrzał na Rutha, ale w nim nie zauważył zmiany. Potem dopiero zorientował się, że ich podróż trwała dwanaście minut i trzydzieści i pół sekundy.

Dobrze się czujesz? spytał pochylając się w przód na szyję Rutha. Pysk białego smoka był szeroko otwarty. Oddychał czerpiąc wielkie, głębokie hausty powietrza. Jaxom czuł jego drżenie.

— Jaxom? Lessa? F’lar? — głos Siwspa brzmiał głośno w hełmie.

— Jesteśmy tutaj — odparł Jaxom. — Wszystko w porządku. Znaleźliśmy trzy miejsca na silniki. W dole rozpadliny są skalne półki. Doskonale się nadadzą. — Spojrzał na chronometr. — Dwanaście minut, Siwsp. Dwanaście. Co za dzikie miejsce — dodał, przypominając sobie pozbawioną życia powierzchnię i popękany, zniszczony krajobraz, z olbrzymim kanionem jak otwarta rana, która zabiła planetę. Czy ktoś kiedyś żył na niej?

Pić mi się chce i chcę się wykąpać, powiedział Ruth tak błagalnie, że Jaxom aż się zaśmiał. Ramoth i Mnementh też.

— Chyba najpierw musisz złapać oddech, kochana Ramoth — poradziła Lessa odpinając uprząż. — Nie ma tu odrobiny klahu, Jaxom? — jej głos był prawie tak samo błagalny jak głos Rutha. — Chce mi się pić, jest mi zimno, i czuję się jak bym odleciała z Pernu sto lat temu.

— Mamy tylko wodę, ale klah jest blisko. — Sam chętnie by się napił. Był przemarznięty do szpiku kości.

Jednak okazało się, że zbiornik z wodą jest pusty i Jaxom zaklął pod nosem. Nagada do słuchu temu idiocie, który nie pomyślał o jego napełnieniu.

Lessa też była wściekła, ale tym szybciej zrzucili skafandry i ostrożnie odłożyli je na miejsce. Wszystkie trzy smoki czuły się już lepiej i tylko marzyły o wodzie do picia i kąpieli.

— Coś wam powiem — odezwała się Lessa wsiadając na Ramoth. — Odbyliśmy bardzo długą podróż, ale wcale nie zabrała tyle czasu ile mi się wydawało, że zabierze. Zastanawiam się…

— Wszyscy mamy nad czym się zastanawiać — odrzekł jej stanowczo F’lar — i chcę spisać szczegóły jak najszybciej, zanim niektóre rzeczy ulecą mi z pamięci.

— Mam wrażenie, że te jałowe miejsca nigdy nie wylecą nam z pamięci — odparła Lessa. — Prawie mi było szkoda tej zniszczonej planety.

— Umarła znacznie wcześniej, niż Pern stał się zdolny do stworzenia życia — powiedział jej Siwsp.

— To mnie wcale nie pociesza — zakończyła rozmowę Lessa.

Meer czekał w Warowni Cove i urządził przed Jaxomem i Ruthem taki pokaz powitalnych nurkowań i ćwierknięć, że Lessa i F’lar zginali się ze śmiechu.

Ruth spokojnie go zapewnił, że wszystko było w porządku, a potem poleciał na plażę i poprosił go, by mu pomógł się umyć. A ty nie idziesz? spytał żałośnie kiedy zobaczył, że Jaxom kieruje się w stronę Warowni.

— Nie mogę, kochany. Muszę napisać raport, póki jeszcze mam na świeżo wszystkie szczegóły w pamięci. Potem do ciebie przyjdę — zawołał Jaxom. Stada jaszczurek wystrzeliły w powietrze i poleciały do smoków. — Macie dość pomocników. Nie potrzebujecie nas!

Obszerny salon Warowni był pusty, a gdy Jaxom zawołał Sharrę i Robintona, nikt nie odpowiedział.

— Ciekawe, gdzie jest Sharra — powiedział Jaxom pamiętając, że zostawił ją śpiącą. Będzie się martwić, nawet gniewać! I będzie miała powód, pomyślał.

Lessa uśmiechnęła się do niego ze zrozumieniem.

— Byłeś z nami.

— To żadna wymówka — odrzekł Jaxom ponuro, zastanawiając się, jak udobruchać Sharrę. Potem otrząsnął się z zamyślenia i powrócił do spraw bieżących.

Podczas gdy Przywódcy Bendenu zaopatrywali się w materiały do rysowania, Jaxom znalazł w chłodni dzbanek zimnego soku owocowego, który natychmiast opróżnili. Potem każde z nich narysowało zapamiętane widoki, ale kiedy porównali obrazy, zauważyli pewne różnice.

— Gotowe! — oznajmiła Lessa z westchnieniem ulgi.

— Wiecie — powiedział Jaxom, opierając głowę na dłoni i uśmiechając się do pozostałej dwójki — nadal nie mogę uwierzyć, że tam byliśmy i udało nam się wrócić.

— Nie wiem, czego właściwie się tam spodziewałem, zwłaszcza po wyprawie F’nora — dodał F’lar — ale aż trudno uwierzyć, że ta martwa rzecz przez tysiące Obrotów stanowiła dla nas śmiertelne niebezpieczeństwo.

— Cóż, jednak tak właśnie było — odrzekła Lessa, kładąc ręce na stole i wstając. Zebrała szkice i podała je Jaxomowi.

— Przechowaj to w bezpiecznym miejscu do czasu, aż będziesz mógł przekazać je Siwspowi. Teraz idę popływać.

Jaxom, mimo że też nade wszystko pragnął kąpieli, poszedł jednak do pokoju, który dzielił z Sharra. Miał nadzieję, że zostawiła dla niego wiadomość. Nie znalazł niczego i poczuł się jeszcze bardziej samotny niż zwykle. Rozebrał się, wziął zapasową zmianę ubrania, którą przechowywał w Warowni Cove, i udał się nad lagunę. Meer i Talia oddzieliły się od innych szorujących Rutha i krążyły nad jego głową, ćwierkając ze szczęścia. Niezbyt rozweselony ich zachowaniem, ruszył przez płytką wodę do Rutha.

Sharra jest na górze. Nie pozwoliła Meerowi i Taili iść ze sobą. Przeszkadzałyby, powiedział mu smok. Jaxom uderzył się ręką w czoło, bo przypomniał sobie, jak mu mówiła, że rano leci na „Yokohamę”, ale był tak pochłonięty swoimi sprawami, że zapomniał o tym. Zaśmiał się czując pretensję do samego siebie. Już nie raz przychodziło mu do głowy, że nie zasługuje na kobietę taką jak Sharra. I teraz też o tym pomyślał. Jakiż był zarozumiały! Tęsknił za nią. Chociaż nie mógł opowiedzieć żonie o tej cudownej podróży, bardzo mu jej brakowało.

Ja tu jestem, powiedział Ruth z wyrzutem.

Tak, mój przyjacielu, jak zawsze! I Jaxom wszedł do ciepłej wody, żeby pomóc jaszczurkom ognistym szorować ich wspólnego przyjaciela.

Загрузка...